Marek Saganowski: Boisz się? Nie graj!
11.12.2018 23:59
Ile kaw zdołał już pan wypić do momentu naszego spotkania?
- Chyba trzy.
Więcej kubków pił pan jako piłkarz czy teraz jako trener?
- Ostatnio przechodziłem okres oczyszczania się, przez co liczba kaw nieco się zredukowała. Normalnie, w trakcie sezonu, przed przygotowaniem organizmu do normalnej diety, wypijałem około siedmiu kubków dziennie.
Czuje pan dużą różnicę w postrzeganiu piłki po zawieszeniu butów na kołku?
- Oczywiście, że tak. Inaczej odczuwa się stres. Gdy słyszałem pierwszy gwizdek arbitra na murawie, wszystkie problemy znikały i skupiałem się tylko na futbolu. Teraz, stojąc przy linii, trzeba ciągle mieć świeży umysł, być na bieżąco w danej minucie, akcji czy strefie boiska. Muszę wówczas koncentrować się nad założeniami na poszczególne spotkanie. Reasumując - piłkarz, na samym początku czuje stres, ale potem wykonuje swoje zadania. To automatyzmy.
Trudno było na starcie odnaleźć się panu w roli trenera?
- Nie. Cieszę się, że w 2014 roku trafiłem do szkoły trenerów. Wyniosłem stamtąd bardzo dużo wartości. Uczyłem się „nowej roli” jeszcze za kadencji Stanisława Czerczesowa w Legii. Gdy siedziałem na ławce, podpatrywałem Rosjanina. Myślałem sobie czasami w jego kategoriach: kogo zmienić w danej chwili meczu. Zdarzało się, że pewne roszady zgadzały się z moimi poglądami, ale na niektóre nie wpadłbym od razu. Moje przejście z roli piłkarza do trenera było płynne.
W trzecioligowych rezerwach pojawiały się głosy, że Marek Saganowski jest niczym duch sztabu: przychodzi jako ostatni, a wychodzi pierwszy.
- Robiłem to, co do mnie należało w „dwójce”. Nie miałem zbyt wielu obowiązków. W rezerwach kreowało się dla mnie miejsce po odejściu Aleksandara Vukovicia do „jedynki”. Był to jednak czas, w którym musieliśmy przez parę miesięcy dotrzeć się do siebie i wzajemnie zrozumieć. Na pewno współpraca końcowa wyglądała trochę inaczej, aczkolwiek... nieco inaczej wyobrażałem sobie to wszystko. Jeżeli jesteś asystentem, siłą rzeczy powinieneś mieć sporo do powiedzenia. Obecnie z pełniącym tę rolę Tomaszem Sokołowskim w drużynie z Centralnej Lidze Juniorów, analizuję każdą decyzję. Ze mną, w przeszłości, podobnych rzeczy się nie konsultowało, a jeżeli do tego dochodziło – odbywało się w minimalistycznej wersji.
Wiele aspektów było ustalanych pod moją nieobecność. Ten czas dużo mi pokazał, bo końcówka z trenerem Dębkiem wyglądała przyjemnie. Zaczynaliśmy łapać wspólny język, co jakiś czas rozmawiamy ze sobą przez telefon. Później zdałem sobie sprawę z tego, że moje wejście do sztabu, który był zmontowany od dwóch lat, nie było łatwe. Za tą grupą była m.in. gra w Lidze Młodzieżowej. Na pewno mając tamte doświadczenia w roli asystenta, wiem więcej o tym, jak rozdzielać zadania w sztabie.
Zameldował się pan w CLJ w okresie przemian. PZPN zreformował ligę, scalił ją w jedną grupę, aby podwyższyć poziom.
- Dokładnie. Jedynie czego żałuję to fakt, że na boiskach mogą przebywać gracze 18-letni i młodsi, a nie jak wcześniej, 19-letni. Sama struktura ligi jest – moim zdaniem – rewelacyjna. Podobne głosy pojawiają się w trakcie rozmów z innymi szkoleniowcami. Jest mnóstwo zalet, ale pojawia się jedna wada, czyli wspomniane „odmłodzenie” Centralnej Ligi Juniorów. Gdybyśmy mogli grać chłopakami z rocznika ’00, beniaminkowie w postaci Motoru czy Ruchu byliby silniejsi. Wtedy te lepsze akademie miałyby o wiele ciężej z tymi – teoretycznie – „słabszymi” ekipami.
Złośliwi mogą powiedzieć, że w tej rundzie zanotowaliście tyle samo porażek, co Legia w ostatnich trzech sezonach w rundach zasadniczych CLJ.
- Zgadza się. Wówczas graliśmy jednak dwa mecze w rundzie z silnym przeciwnikiem, czyli Jagiellonią oraz Cracovią. Obecnie, straciliśmy dwa punkty z Motorem, a z większością drużyn z dołu tabeli wygrywaliśmy. To inna liga. Liczy się to, co będzie na koniec. Ogólnie jestem zadowolony biorąc pod uwagę problemy, kontuzje w trakcie ostatnich miesięcy. Zdobyliśmy 32 punkty. Uważam, że jak na początek, to solidny rezultat.
Macie konkretny cel na ten sezon?
- Chcemy zwyciężać w każdym kolejnym meczu – to jest klucz. Głównym celem jest jednak wykreowanie kilku zawodników, którzy pójdą do „dwójki”, a potem – być może – zawitają do pierwszego zespołu. Przez to, że w CLJ obniżono wiek, ci zawodnicy za pół roku mają być seniorami. Pojawia się pytanie: czy niektórzy chłopcy ze słabszymi warunkami fizycznymi przetrwają wejście do seniorów? Dobrze by było, gdyby PZPN wrócił do ligi U-19. W kuluarach słyszałem nawet o pomyśle powrotu. Czy tak będzie? Trudno powiedzieć.
Nie jest trochę tak, że trafił się rocznik – mówiąc delikatnie – niezbyt czołowy na przestrzeni ostatnich lat? Poza Rosołkiem, w kontekście przejścia do rezerw, następnych kandydatów na razie raczej nie widać.
- To kwestia zaufania zawodnikom. Po dobrej rundzie jest Bartłomiej Ciepiela. Nieźle wyglądał Nikodem Niski, który jest młodszy od większości chłopaków. Równą formę potwierdzał kapitan, Jan Goliński. Szkoda mi tych kontuzji. Zaczynaliśmy w dziewiętnastu, a niedawno na treningu pojawiło się raptem ośmiu piłkarzy. Urazy nas prześladowały. Drużyna czuje zmęczenie, przez co w trakcie rundy musieliśmy rotować składem. Myślę, że wielu z tych zawodników w pewnym momencie da o sobie znać, jeżeli dalej będzie czynić postępy. Podam przykład Mateusza Leszczuka, który zawitał do podstawowej „jedenastki” na końcowe pięć meczów i wyglądał bardzo przyzwoicie.
Wąska ławka nie ułatwiała wam zadania.
- Zdawałem sobie sprawę z tego, że będą kontuzje, kartki i trzeba będzie temu zapobiec. W pewnej chwili, nałożyło się tego u nas zbyt wiele. Co najgorsze, zawodnicy zmagali się z urazami mechanicznymi, po starciach – widać, że im po prostu zależy. Nie do końca mieli jednak szczęście: Mateusz Szyszkowski wrócił z wypożyczenia z SEMPA-a. Spotkanie z Glasgow Rangers podczas turnieju przedsezonowego, oglądał z trybun. Na inaugurację ligi z Motorem Lublin wystąpił w podstawowym składzie, strzelił gola. Gdyby nie kontuzja, grałby pewnie non stop.
Transfery pomogły czy nie?
- Dajemy sobie ze sztabem pół roku dla tych zawodników, którzy niedawno do nas zawitali. Patrząc przez pryzmat doświadczonych piłkarzy z Ekstraklasy trafiających do Legii – trzeba się przyzwyczaić. Nie jest łatwo grać w stołecznym klubie. Część graczy z rocznika 2001, trafiła już wcześniej do drużyny rezerw. Musieliśmy szukać nowych liderów i ich najlepszych cech. Staramy się je uwypuklić za pomocą naszej pracy.
Co do wzmocnień – najbardziej jesteśmy zadowoleni z Dawida Olejarki. To inteligentny chłopak z chęcią do gry. Czekamy na Przemka Czadę, Mateusza Misiaka, który zanotował fajny debiut. W kolejnych tygodniach nie miał miejsca w składzie, ale liczymy na niego w kolejnej rundzie. Mamy przez sobą około dziesięciu sparingów. Ci chłopcy będą musieli się pokazać.
Misiak, Czado, Kusiński mają szansę wiosną odnaleźć się w stolicy? Ostatni nie zagrał nawet minuty.
- Nikogo nie „szufladkuję”, przed nikim nie zamknę drzwi. Sam byłem zawodnikiem i pamiętam kilka sytuacji, w których ktoś mnie niesłusznie oceniał. Każdy dostał szansę od początku sezonu. Nie ma u mnie zawodnika, który nie pojawił się jesienią na boisku. Poza Piotrkiem Kusińskim, który ciągle jest kontuzjowany. W styczniu-lutym będziemy więcej wiedzieli na jego temat.
Łatwo jest grać piłkarzom pod wodzą Marka Saganowskiego? Mimo wszystko, zmierzyć się z nazwiskiem człowieka, który zapisał się w historii Legii, jest trochę trudno.
- Daję im wolność w ofensywie. W naszej grze defensywnej są oczywiście schematy, taktyka, którą stworzyliśmy w trakcie treningów oraz meczów. Mamy wizję grania w piłkę poprzez krótkie podania czy zagrania między linie. Szukamy także oskrzydleń czy wysokiego pressingu, gdziekolwiek się da. Jeżeli zawodnicy pokazują się do gry, chcą być przy piłce – jest to dla mnie klucz do sukcesu. Oczywiście, błędy się pojawiają. Dobrze, że pomyłki zdarzają się teraz - na poziomie Centralnej Ligi Juniorów, aniżeli już później w seniorskim futbolu.
Czasami irytuje mnie, zwłaszcza w trudniejszych spotkaniach, że chłopcy bali brać na siebie grę. Wtedy im mówię: „Chcesz grać, to graj. Jak się boisz, nie graj. Stresu u mnie nie masz. Będziesz się stresował, jak nie będziesz się pokazywał i nie brał na siebie odpowiedzialności”. Tyle: to moja jedyna zasada.
Głowa nie jest jednym z kłopotów w Legii?
- Rozmawialiśmy na temat adaptacji nowych zawodników po przyjściu na Łazienkowską i ich sześciomiesięcznej aklimatyzacji. Dlaczego dajemy im tyle czasu? Piłkarze nagle widzą, że każdy mecz odbywa się „na noże”. Każdy przeciwnik, który mierzy się z Legią – jeżeli może – szpikuje się najlepszymi chłopakami z akademii czy w ogóle z klubu. Tak było z Wisłą, Koroną, Lechem czy z GKS-em Bełchatów, w którym dwóch rywali grało po 45 minut, aby później być w „jedynce” na mecz ligowy. Widać znacznie większe zaangażowanie czy determinację drużyn, które z nami walczą.
Spodziewacie się stabilizacji składu zimą?
- W piłce seniorskiej ta stabilizacja jest bardzo ważna, natomiast w piłce młodzieżowej najważniejsze jest dostosowanie środowiska do poziomu zawodnika, co czasami wywołuje spore zmiany. Gdy to jest za łatwe dla gracza, przesuwamy chłopaka wyżej. Na początku tej rundy oddaliśmy najlepszego zawodnika – Rosołka - do „dwójki”, bo chcieliśmy, żeby się dalej rozwijał. Z kolei w trakcie rundy przychodzili też do nas gracze z rezerw, których mieliśmy za zadanie odbudować, gdyż w rezerwach mieli mniej szans na grę. Tak się działo z Łukaszem Zjawińskim i Mateuszem Grudzińskim. Jeszcze nie wiem, jak w styczniu będzie wyglądała kadra, rozmowy na ten temat trwają, ale może być kilka zmian. Przy czym oczywiście jest zarys drużyny.
Staracie się jakoś współpracować z rezerwami oraz pierwszą drużyną?
- Z „jedynką” pracują rezerwy, my współpracujemy z „dwójką”. Ostatnio „Zjawa” (Zjawiński – red.) mógł grać tylko w drugich połowach naszych meczów, po to, żeby zejść do ekipy Piotra Kobiereckiego. W trzeciej lidze nie mieli bowiem drugiego napastnika, a Łukasz wchodził głównie na końcowe minuty. W starciu z Legionovią przebywał na placu przez 45 minut, doszedł do sytuacji i widać progres. Współpraca musi być, to ważny element, żeby gdzieś po drodze nie pogubić tych utalentowanych zawodników.
Zrzuty z rezerw do CLJ pomagają czy jest przeciwnie? W przeszłości w „dwójce” występował Kazaiszwili czy nawet pan za kadencji Heninga Berga.
- Nie miałem takiego momentu, żeby któregoś z młodszych zawodników odsyłać niżej. Zależy to od podejścia pierwszego szkoleniowca. Pamiętam, że grając jeszcze w ŁKS-ie, gdy przegrywałem spotkania w rezerwach, przychodziłem do szatni „jedynki” i dostawałem opierdziel od trenera. Słyszałem takie rzeczy: Jak to? Schodzisz do drugiego zespołu i nie możesz sobie poradzić? Jak ty chcesz grać wyżej?” Bardzo ważne jest zatem to, jak podchodzą do tego szkoleniowcy, którzy przesuwają swoich zawodników do młodszej drużyny. Do tej pory gracze z ekipy Kobiereckiego dawali nam sporo jakości. Wynikało to z tego, że chcieli tutaj przyjść i się pokazać.
Którzy zawodnicy z Legii U-17 ma szansę wiosną zawitać do CLJ?
- Jest lista zawodników, którzy niebawem będą z nami trenowali (w ostatnich dniach byli to Ariel Mosór, Szymon Włodarczyk, Patryk Peda, Gabor Grabowski i Kacper Gościniarek, który strzelił gola w sparingu ze Zniczem II - red.). Trener Grzegorz Szoka wytypuje jeszcze paru chłopców, którzy mogą dać sobie radę u nas w drugiej rundzie. Jeżeli podołają, przy ewentualnych odejściach i uszczupleniach naszej kadry, trzeba ich budować. W tym wszystkim chodzi o to, żeby jak najlepiej przygotować graczy do piłki seniorskiej.
Zakładając, że wspomniana piątka przeniesie się do CLJ, wiosną czekają was spore zmiany.
- Jeżeli ktoś miałby ciśnienie na wynik, pewnie w tym sezonie dalej gralibyśmy Karbownikiem oraz Matuszewskim. Stawiamy na rozwój, ale nie mówię, że nie mam parcia na wygrywanie. Chciałbym być zwycięzcą, przez całe życie grałem o coś, o stawkę. Zawsze zawodnicy będą mieli ode mnie takie same wymagania, czyli trzy punkty.
Czego nauczyła pana ostatnia runda?
- Wiem, gdzie są nasze wady, z czym sobie nie radzimy. Nauczyła mnie – przede wszystkim – tego, żeby nie „szufladkować” zawodników. Byliśmy przyzwyczajeni do pewnych nazwisk i wydawało nam się, że bez nich nie możemy funkcjonować. Jest rywalizacja i są zawodnicy, którzy również dają nam dużo wartości. Obojętnie kogo będę miał w szatni i jak będzie wyglądał na boisku, każdy dostanie szansę. Jeżeli ją wykorzysta, zagości w składzie do momentu, gdy będzie na to zasługiwał.
Można to nazwać kłopotem bogactwa?
- Na początku tak. Do meczu z Lechem dysponowałem sporą liczbą zawodników. Po starciu z „Kolejorzem” kontuzje dopadły Konika i Lorenca, a do rezerw trafił Rosołek. Po następnym spotkaniu wypadł Łakomy i zaczęły się problemy. Musieliśmy czarować, szukać chłopakom nowych pozycji, wytypować nowego napastnika, odbudowywać zawodników z rezerw. Nie było łatwo. Byliśmy przyzwyczajeni do fajnej, szybkiej gry przez miesiąc, a później przestało to funkcjonować. Zaczęło nam brakować nieobecnych graczy, którzy potrafili mocniej zaryzykować, dać większą pewność siebie. Szukaliśmy innych rozwiązań.
Gdzie sięgają pana ambicje?
- Jestem przyjęty na wstępny egzamin na UEFA Pro. Celuję w seniorski futbol.
Jest idealna droga do tego? Z takim nazwiskiem też jest poniekąd łatwiej.
- Łatwiej na „dzień dobry”, ale trudniej – po starcie. Widzę to po trenerach, z którymi przegrywałem spotkania. Analizujemy wcześniejsze mecze i nie ma takiej radości – wśród szkoleniowców – jak nie wygrać z Legią Saganowskiego. Jest to coś innego. Może mamy łatwiej, ale większe oczekiwania są od nas, byłych piłkarzy, niż od trenerów, którzy pracują na swoje nazwisko. Staram się nie planować. Moim podstawowym celem jest awans do szkoły trenerów, pomyślne przejście egzaminów i zrobienie licencji UEFA Pro. Zobaczymy, co będzie dalej.
Miał pan propozycję szkoleniową z Ekstraklasy?
- Miałem ofertę z I ligi, ale nie z Łodzi (śmiech).
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.