News: Saganowski już tylko okazjonalnie

Marek Saganowski: Były dreszcze, to był piękny wieczór

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

29.04.2014 09:14

(akt. 05.01.2019 10:39)

- Po tej bramce nie wiedziałem, co mam zrobić. Początkowo myślałem, że znowu nie wejdę na boisko. Zostało 6 minut, gdy trener jednak mnie zawołał. Od razu skoczyło mi ciśnienie. Potem wejście, piękne powitanie na stadionie. Takie dreszcze ostatni raz odczuwałem chyba na mistrzostwach Europy, przed spotkaniem Polska – Austria. Ten sobotni wieczór był pięknym momentem, bo nie ulega wątpliwości, że długo czekałem na powrót - opowiada na łamach "Przeglądu Sportowego" Marek Saganowski.

Teraz było ciężej wrócić, niż choćby przed rokiem, po problemach z sercem?


- Tak. Tamte kłopoty odbierałem inaczej. Jakoś się z tym pogodziłem. Teraz miałem problem z kolanem, czyli z najgorszą możliwą kontuzją dla piłkarza. Zerwane były wszystkie więzadła, z krzyżowymi włącznie. Czekała mnie długa rehabilitacja, która na początku szła topornie. Były momenty zawahania. Jednak na szczęście tak samo szybko jak się pojawiały, to i uciekały. Ale myślałem: czy dam radę jeszcze postawić nogę na boisku? Pamiętam, jak opuszczałem murawę w Białymstoku. Szedłem i zastanawiałem się: kto wie, może to moje ostatnie kroki na ekstraklasowych boiskach? Zacząłem to sobie uświadamiać, ale okazało się, że nie. Przy pomocy dobrych ludzi i wsparcia najbliższych, żony i dwóch synów, którzy przez ten cały czas mocno mnie dopingowali. Potem przyszedł moment zmiany w spotkaniu z Zawiszą, te reakcje, te emocje, kiedy nie miałem pojęcia, jak postąpić. Nie zdawałem sobie sprawy, nie przypuszczałem, że ten mój powrót wypadnie tak efektownie. Nie przypominam sobie mojego meczu, w którym wszedłbym na chwilę i zdobył bramkę. Wszystkim serdecznie dziękuję.


Po tym, co działo się w sobotę przy Łazienkowskiej, to motywacji panu nie zabraknie chyba do 40-tki.


- Dopóki bieganie po boisku sprawia mi przyjemność, to zapewniam, że motywacji mi nie zabraknie i nie zrezygnuję. Najbardziej cieszę się z tego, że w moim wieku gram na takim poziomie, w takim klubie, o takie stawki. Naprawdę, wracając do Polski nawet sobie nie wyobrażałem, że coś takiego mnie jeszcze spotka. Na szczęście Legia dała mi szansę, ja ją wykorzystałem i dziś mogę powiedzieć jedno: jestem szczęśliwym człowiekiem.

Te kilka minut i gol z Zawiszą wzmocniły pana pozycję w drużynie trenera Berga?


- Na pewno sytuacja, kiedy wchodzi się na boisko i strzela gola, umacnia cię w hierarchii. Choć wiadomo, że w tej rundzie gramy z przodu dwoma nominalnymi pomocnikami, Miro Radoviciem i Ondrejem Dudą. I nie wyobrażam sobie, żeby inaczej było w Gdańsku. To zawodnicy ciągnący zespół przez całą wiosnę. Jednak ja idę do przodu, jestem gotowy, będę naciskał.


Z Zawiszą długo się męczyliście, a Lech spokojnie wygrywa swoje spotkania.


- Proszę pamiętać, że to był niewygodny rywal dla nas. Choćby dlatego, że trzy tygodnie wcześniej grał z Legią, był oswojony z atmosferą, a teraz dodatkowo świetnie wykonał robotę taktyczną. My pokazaliśmy jednak, że nawet w takim meczu, gdzie do przerwy nam nie szło, przemy do przodu, jesteśmy mocni psychicznie i nawet taka defensywa Zawiszy, jak w sobotę, nic na to nie poradziła.


Zapis całej rozmowy z Markiem Saganowskim znaleźć można na stronach "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.