News: Marek Saganowski: Miejsce Legii jest w Lidze Mistrzów

Marek Saganowski: Miejsce Legii jest w Lidze Mistrzów

Kamil Kaliszuk

Źródło: sporteuro.pl

06.12.2014 14:25

(akt. 08.12.2018 06:08)

- Kiedy w wieku 34 lat zerwałem więzadła krzyżowe myślałem, że to był mój ostatni mecz w życiu. Bardzo pomogło mi wsparcie ludzi z klubu, bliskich osób, a nawet kibiców, którzy często zaczepiali mnie na ulicy i życzyli szybkiego powrotu do zdrowia. To było bardzo miłe. Czułem, że mam na kim polegać. Współpraca z rehabilitantami na Legii zaczęła przynosić efekty i po kilku miesiącach znów mogłem grać w piłkę. Na wysokim poziomie. Potem był powrót na boisko o od razu gol. Niesamowite. Kiedy będą trochę starszy i – już po zakończeniu kariery - będę wspominał najlepsze momenty z życia, to na pewno przypomnę sobie też o tym golu. I jeszcze ta reakcja trybun... Fantastyczna chwila - opowiada w rozmowie z serwisem sporteuro.pl Marek Saganowski.

Kilka miesięcy później doczekał się Pan setnej bramki w Ekstraklasie. Lubi Pan torty?


- (śmiech) Nie, nie lubię.


A tamten Panu smakował?


- Nie wiem, nie próbowałem. (śmiech)


A sama bramka? Jak smakowała?


- Świetnie. Tym bardziej, że powoli zaczynano wypominać mi, że zatrzymałem się na 99 golach. Byłem porównywany do innego wychowanka ŁKS-u – Tomka Wieszczyckiego, który nie mógł przekroczyć tej magicznej bariery. Mnie się jednak udało wskoczyć do tej „setki” i teraz czekam na rozpoczęcie następnej.


Słyszałem ostatnio, że jest Pan też wielbicielem hamburgerów.


- (śmiech) To jest taka stara, zabawna historia, krążąca po naszej, legijnej szatni. Tomek Kiełbowicz, Piotrek Włodarczyk i Łukasz Surma wiedzą, o co chodzi. Chodziło o zakład, kto więcej zje. Okazało się, że byłem najlepszy.


Patrząc na Pana sylwetkę, raczej nie widać, żeby odżywiał się Pan w fast foodach.


- Dużo biegam. Poza tym, to nie był fast food, tylko takie prawdziwe hamburgery, z dobrej restauracji. (śmiech)

 

 

Kobieta w szatni – tak czy nie?


- No była. Dla mnie nie było problemu, dopóki nie doszło do tej sytuacji. Dopóki my, zawodnicy, nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, z kim współpracujemy.


Legia jest gotowa na Ligę Mistrzów?


- W tej chwili - na pewno tak. Jestem o tym przekonany. Jeśli spojrzymy na tegoroczne nasze wyniki w Lidze Europy, to myślę, że tam jest nasze miejsce.


Wróćmy jeszcze na chwilę do Pana. 35 meczów w reprezentacji – dużo czy mało?


- Mało. Zdecydowanie za mało. Liczyłem na więcej – przede wszystkich rozegranych minut. Były momenty w mojej karierze, kiedy zasługiwałem na to, żeby występować w pierwszym składzie i żeby brylować w reprezentacji, a jednak żaden z selekcjonerów nigdy do końca mi nie zaufał.


Ma pan pretensje konkretnie do któregoś ze szkoleniowców?


- Tak, do trenera Pawła Janasa, który w 2006 roku nie wziął mnie do Niemiec na mistrzostwa świata. Rozegrałem większość meczów eliminacyjnych, a później miałem bardzo dobry sezon w Victorii Guimares. Strzelałem bramki zarówno w Lidze Europy, jak i portugalskiej ekstraklasie. Byłem jednym z niewielu polskich zawodników, który regularnie występował w zachodniej lidze i był dominująca postacią swojego zespołu. Mało tego, nawet w czasie ostatniego zgrupowania, kiedy zagraliśmy z Wyspami Owczymi i zdobyłem gola, jeden z trenerów podszedł do mnie i powiedział, żebym szykował się na mundial. Potem doszło jednak do tych słynnych powołań, po których niektórzy piłkarze mogli mieć jeszcze większe pretensje niż ja. Myślę, że zasługiwałem wtedy na nominację.


Czuje się Pan piłkarzem spełnionym?


- W 90 procentach tak. Do pełni szczęścia zabrakło występów w Premier League. No i tego, o czym przed chwilą wspomniałem – gry na mistrzostwach świata.


Zapis całej rozmowy z Markiem Saganowskim można przeczytać w serwisie sporteuro.pl

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.