Marek Saganowski: Wierzę, że uda się dograć sezon zasadniczy
23.03.2020 19:30
Canal+ codziennie emituje program Liga+ sprzed 20 lat. Byłeś wtedy napastnikiem ŁKS-u. Oglądasz czasem? Fajnie jest zobaczyć siebie i kolegów sprzed lat?
- Nawet nie wiedziałem, że coś takiego jest teraz nadawane. Ale chętnie spojrzę. Na pewno lubię wracać do tych czasów. Cztery lata minęły, odkąd przestałem grać w piłkę, więc fajnie usiąść i powspominać. 20 lat temu byłem zdaje się przed transferem do Orlenu Płock. Stare dzieje.
Teraźniejszość jest taka, że mamy światową pandemię koronawirusa. Jako trener masz więcej czasu poprzez zaistniałą sytuację? Czy może wręcz przeciwnie, jest go mniej?
- Mam swoje obowiązki, ale patrząc przez pryzmat zawodowy to jednak więcej roboty mają teraz trenerzy od przygotowania fizycznego. Staramy się wszystko kontrolować w swoich grupach na WhatsApp. Ale czasu trochę zostaje więc mogę nadrobić zaległości związane ze szkołą, z pisaniem pracy dyplomowej, mogę dokończyć swoje staże i różne prezentacje. Jest co robić. Normalnie brakuje nam czasu na to wszystko, teraz można go znaleźć i odpowiednio spożytkować. Mogę też więcej czasu spędzić z rodziną.
Dzieciom w lekcjach pomagasz?
- Bardziej żona, choć one są już na tyle samodzielne i dojrzałe, że same odrabiają lekcje przez Internet.
Piłkarze otrzymali rozpiski z ćwiczeniami, rowerki, by byli aktywni fizycznie. Ale praca w taki sposób nie może trwać długo. Liga nie zostanie wznowiona przynajmniej do 26 kwietnia. Pytanie co dalej? wrócicie do treningów na boisku? Pracy na siłowni?
- To trudna kwestia i na razie szukamy najlepszego rozwiązania. Póki co nasłuchujemy tego, co się dzieje w Polsce i w Europie. Na dziś nie jest realne aby wrócić do treningów grupowych. Jeśli sytuacja epidemiologiczna potrwa dłużej, to być może będziemy myśleli o treningach w mniejszych grupach. Musimy się jednak póki skupić na bieżącej sytuacji i robić to, co możemy. Sam jestem ciekaw jak to się potoczy. Zakładając, że za jakiś czas będziemy mogli zacząć normalnie trenować i grać, to terminarz będzie mocno napięty. Ale by zacząć grać o stawkę, będziemy potrzebowali czasu. Nie może dojść do sytuacji, w której wyjdziemy po dwóch miesiącach z domu i od razu będziemy grać co trzy dni. To by oznaczało spory problem z zawodnikami, ich mobilnością, ryzykiem odniesienia kontuzji. Dlatego wszystko musi być zrobione z głową. Jestem bardzo ciekawy jak to wszystko zostanie rozwiązane po przerwie, która niestety była konieczna. Wskazany byłby okres przynajmniej dwóch tygodni treningów przed wejściem w mecze. A pogodzenie tego z kalendarzem na pewno proste nie będzie.
Zawodnicy w przerwie między rundami też mieli rozpiskę, odpoczywali, przyjechali i zjawili się w klubie w dobrej dyspozycji fizycznej. Ale wtedy przerwa trwała krócej, dziś już wiadomo, że będzie to minimum dwa miesiące. To oznacza, że wiele rzeczy trzeba będzie nadrobić lub wypracować je od początku. Czyli trzeba będzie zrobić coś w rodzaju okresu przygotowawczego?
- Na pewno pewne rzeczy trzeba będzie nadrobić. Dojście do formy fizycznej i optymalnej sportowej grając mecze nie będzie takie proste. A przecież trenerom i piłkarzom chodzi o to, by wejść przynajmniej na ten poziom, jaki się prezentowało przed przerwą spowodowaną epidemią. Przerwa o której wspomniałeś czyli ta między rundami jest naturalna, trwa dwa lub trzy tygodnie. Potem jedziemy na zgrupowanie i mamy kolejne trzy lub cztery tygodnie by się odpowiednio przygotować. Teraz wiele wskazuje na to, że takie komfortu mieć nie będziemy.
Wierzysz w to, że liga będzie wznowiona?
- Tak, wierzę w to, że rozgrywki uda się wznowić, że zagramy do końca przynajmniej rundę zasadniczą. Wtedy byłoby to sprawiedliwe, każdy zagrałby ze sobą mecz i rewanż. Wszyscy powinniśmy robić co w naszej mocy, aby tak się stało.
Jako Legia mamy ten komfort, że zespół jest pierwszy w tabeli i ma 8 punktów przewagi. Gdybyśmy byli na drugiej pozycji z jakąś stratą do lidera, to nerwy byłyby o wiele większe.
- Ale jesteśmy na pierwszym miejscu, nie ma w tym przypadku. Mamy osiem punktów przewagi nad Piastem i to nie my powinniśmy się dzisiaj martwić. Dlatego bardziej zastanawiamy się nad tym co będzie „po” i kiedy będzie to „po”.
Przejdźmy do spraw sportowych. Zerkając w punktację kanadyjską Jarosław Niezgoda i Jose Kante są zdecydowanymi liderami. Obaj byli skreśleni przez trenera Ricardo Sa Pinto, a wy daliście im drugie życie. Od początku byliście przekonani, że dadzą sobie radę?
- Jeśli chodzi i Jarka Niezgodę, to ja go bardzo dobrze znałem i wierzyłem w niego. Wiedziałem, że jeśli pozwolimy mu grać, to on swoje zrobi czyli będzie strzelał gole. Często mówię, że to zawodnik urodzony z golem, jeśli ma jakąś szansę na bramkę, to przeważnie trafia do siatki. W kwestii Jose Kante pokłony należy złożyć Aleksandarowi Vukoviciowi. Vuko był przekonany, co do jego umiejętności i od razu zapowiedział, że będzie na niego mocno stawiał. Ja Jose dobrze nie znałem, zacząłem go poznawać, jak trafił na Łazienkowską i przyglądałem mu się na treningach.
Często na treningach prowadzisz ćwiczenia z piłkarzami ofensywnymi, piłkarze chwalą twoje wskazówki i podpowiedzi. Kiedy satysfakcja jest większa – gdy słyszysz takie słowa od zawodników czy gdy np. krytykowany za zachowania pod bramką Luquinhas zaczyna strzelać gole, lub gdy do siatki w ważnych meczach trafia Maciej Rosołek?
- W każdym z tych momentów jestem zadowolony. Jeśli drużyna wygrywa, a założenia ofensywne są wykonywane, to jako trener mam dużą satysfakcję. Dużo gorzej by było gdyby piłkarze robili to, co im mówimy, a to by nie przynosiło efektów w postaci goli. Na szczęście w tym sezonie było wiele powodów do radości. A jeśli chodzi o miłe słowa od zawodników to zawsze fajnie gdy piłkarz docenia pracę wykonywaną na treningach, ale na postrzeganie tej pracy też mają wpływ wyniki i to jak wyglądamy jako drużyna w meczach o stawkę. Wychodzę z założenia, że mecz jest zwieńczeniem tego, co wykonujemy na treningach.
Będzie nadużyciem jeśli powiem, że największym wygranym tego sezonu jest Michał Karbownik?
- Nie będzie to nadużyciem, ale każdy z młodych graczy, który dostał szansę od Vuko jak Karbo czy Rosołek, pokazują że warto było im dać szansę i warto na nich stawiać.
W której roli czujesz się lepiej – dziś trenera czy kiedyś piłkarza?
- Zawód trenera czy bycie piłkarzem są bardzo ciekawymi zajęciami, dającymi dużo satysfakcji, ale gdybym miał wybrać, to zdecydowanie bardziej wolałem grać w piłkę. Czuję się jednak spełnionym zawodnikiem i dlatego jakoś mocno nie tęsknię za rolą piłkarza. Teraz jest nowy etap w życiu, przygotowuję się do bycia trenerem i za 15-20 lat chciałbym być tak samo spełnionym szkoleniowcem, jak jestem piłkarzem.
Ale adrenaliny chyba ci brakuje, skoro zdecydowałeś się na walkę z Andrzejem Fonfarą?
- Gdy otrzymałem propozycję, żeby pierwszy raz w życiu stanąć w ringu, uznałem, że warto się zaangażować. Ze względu na sytuację epidemiologiczną walka została przesunięta na jesień. Ale to prawda, czasem brakuje trochę adrenaliny, bezpośredniej rywalizacji, zmęczenia fizycznego z wiedzą, że dałeś z siebie wszystko. Robiłem to przez wiele lat i trochę się uzależniłem od tego. Jako trener też są emocje, ale nie ma się bezpośredniego wpływu na przebieg wydarzenia. Jakimiś podpowiedziami zza linii bocznej boiska czy instrukcjami w przerwie meczu można zawodnikom pomóc, a jako zawodnik jest się czynnym aktorem widowiska. To całkiem co innego.
A które mistrzostwo Polski smakuje lepiej? Zdobyte jako zawodnik czy jako trener?
- Jako trener mistrzostwa Polski jeszcze nie zdobyłem (śmiech). Spokojnie, poczekajmy jak to się wszystko skończy, jesteśmy na dobrej drodze. Jako zawodnik zdobyłem cztery tytuły mistrzowskie, każde dawało mi przekonanie słusznego wyboru i dobrze wykonanej pracy. Co ciekawe żaden z tytułów nie spowodował, że byłem syty – raczej powodował, że chciało mi się jeszcze bardziej.
Dziś jako sztab szkoleniowy jesteście chwaleni, ale na początku sezonu dotykała was spora krytyka, dostrzegalny był brak zaufania u części kibiców. Jak do tego podchodziłeś? Były jakieś trudniejsze momenty?
- Nie, nie mieliśmy trudniejszych momentów. Pewnie dlatego, że jako zawodnicy też byliśmy często krytykowani, a dwa miesiące po dużej krytyce byliśmy wynoszeni na piedestał. W sporcie jest to coś normalnego. To bardziej mogło mieć wpływ na osoby, które decydują o tym, czy postawić na młodych trenerów. Mam nadzieję, że przez ten czas przekonaliśmy właściciela, że był to dobry wybór.
Pamiętam jak w Leogang tworzył się sztab, tworzyła się drużyna. Jako trenerzy spędzaliście ze sobą sporo czasu by się dobrze poznać i lepiej współpracować. Patrząc z boku ma się teraz wrażenie, że rozumiecie się już doskonale, czasem bez słów, a atmosfera jest przednia. Potwierdzasz?
- Dokładnie tak jest, tworzymy świetnie rozumiejącą się grupę ludzi, atmosfera do pracy jest super. Życzyłbym sobie, aby zawsze pracować z takiej atmosferze. Ogromna w tym rola Vuko, który wykonał dużą pracę i stworzył sobie taki sztab, w którym nie widać jakiejś rywalizacji, nikt nie chce nikomu niczego udowadniać. Każdy pracuje dla dobra zespołu i wszystko podporządkowane jest wspólnemu celowi czyli mistrzostwu Polski i Pucharowi Polski oraz dobremu zaprezentowaniu się w Europie.
Obojętnie czy sezon zostanie dograny czy nie, to przygotowania do nowych rozgrywek, do europejskich pucharów będą wyjątkowe i niepowtarzalne. Wybiegacie czasami w przyszłość, jak to może przebiegać?
- Tak daleko w przyszłość na pewno jeszcze nie wybiegamy. Nikt o tym głośno w sztabie jeszcze nie mówił. Generalnie staramy się skupiać na tych celach krótkoterminowych – jak najbliższy mecz, jak wspinanie się w górę tabeli, jak mistrzostwo Polski czy zdobycie PP. Na pomysły na przygotowanie do rozgrywek w europejskich pucharach będzie jeszcze czas i miejsce.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.