Marek Śledź
fot. Piotr Kucza / FotoPyK

Marek Śledź: Feio nie boi się sięgania po młodych piłkarzy

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

18.07.2024 12:00

(akt. 20.07.2024 08:05)

- Trener Goncalo Feio, ma doświadczenie w pracy z młodymi piłkarzami choćby z Akademii Legii, nie boi się, będzie umieć właściwie przygotować tych zawodników do wejścia do pierwszego zespołu poprzez proces treningowy. Byliście na treningach i widzieliście, że ci chłopcy nie byli chorągiewkami, ale byli pełnoprawnymi uczestnikami zajęć — mówi w rozmowie z legijnymi mediami dyrektor akademii piłkarskiej Legii Warszawa, Marek Śledź.

Dwa lata temu powiedział pan, że najważniejszy w piłce młodzieżowej jest wynik. To wzbudziło wiele kontrowersji i komentarzy w środowisku piłkarskim. Czy rezultaty i sukcesy na tym etapie są faktycznie czymś najistotniejszym?

- Jest najważniejszy nie tylko na tym etapie, ale na każdym etapie. W sporcie wynik jest najważniejszy i będę tej tezy mocno bronił. Tylko proszę o właściwą interpretację tych słów, by nie wyjmować z moich ust tylko fragmentu tej wypowiedzi. Wynik jest najważniejszy, ale jako efekt pracy, a nie jako cel. Gdzieś słyszałem o tym, że Marek Śledź pokazał trenerom na zebraniu, że mają wygrywać i tylko to się liczy, a brak trofeów będzie oznaczał zwolnienie. Bzdura, nic takiego nie miało miejsca i tak się też nie dzieje. Wynik jest w sporcie elementem najważniejszym, ale to nie jest jedyny cel. Wynik sportowy powinien być efektem naszej pracy, czyli mówiąc wprost powinniśmy tak dobrze pracować, by wygrywać. Uważam, że nie ma w tym nic złego, że uprawiając sport, chce się wygrać. Jeśli w biegu na 100 metrów startuje ośmiu zawodników, to każdy biegnie po wygraną a nie tylko po ty, by te sto metrów przebiec. Każdy biegnie najszybciej jak potrafi i chce wyprzedzić kolejnego. Ktoś powie, no tak, ale to zawodowcy, a tu są dzieci i młodzież. Tak, zgadza się. Ale dziecko nawet biorąc telefon do ręki i grając chce wygrać, a nie tylko gra by grać – chce przejść kolejną planszę, poziom, zdobyć ileś punktów. To jest idea sportu – rywalizacja, chęć wygrywania. To jest fantastyczna i niezwykle ważna kwestia. Tylko na tym etapie wynik nie może być celem samym w sobie, bo wtedy można obrać taką drogę do zwycięstwa, że nie osiągnie się po drodze innych równie ważnych celów.

- Każda grupa szkoleniowa, w każdym sezonie, otrzymuje cele do zrealizowania – bieżące, etapowe i strategiczne. Przeanalizujmy cele na ten sezon L2. W bieżących są np. takie rzeczy jak poprawa komunikacji w sztabie i pomiędzy sztabami, poprawa zarządzania poszczególnymi zawodnikami w kwestii ich minut spędzonych na boisku zgodnych z zaplanowanymi ścieżkami rozwoju w celu stabilizacji i podniesienia wartości zawodnika przez regularną grę. Cele etapowe na kolejny sezon - chcielibyśmy oczywiście awansować do II ligi, ale też mamy przygotować minimum dwóch zawodników do szkolenia w pierwszym zespole, przygotowanie minimum jednego zawodnika do transferu o określonej wartości ekonomicznej, mamy też cele dotyczące powołań do młodzieżowych reprezentacji Polski (minimum 5 zawodników) czy minimalnej liczby strzelonych goli w sezonie. Czyli jak widać awans do II ligi jest tylko jednym z celów. Czyli: chcemy osiągać sukcesy realizując przy tym inne założenia i cele. Czyli chcemy zdobyć mistrzostwo Polski w kategoriach U-15 czy U-17, ale przygotowując piłkarzy do gry na wysokim poziomie, a nie idąc na skróty i biorąc graczy wczesno dojrzewających. Czyli przygotowując 15-latków do wejścia do zespołu złożonego z 16-17 latków przy okazji robiąc wynik. Mamy przygotować 15 takich chłopaków, rozmawiamy o charakterze pracy indywidualnej i tym co dany trener ma do wykonania. Efektem końcowym tej pracy jest awans czy złoty medal, ale nie dzieje się to kosztem innych działań, ale wraz z nimi. Podsumowując – wynik sportowy jest ważny, najważniejszy, ale jest efektem pracy, a nie celem samym w sobie.

Skoro wspomniał pan o rezerwach. Przez wiele lat jesteśmy przy Legii, spotkaliśmy się z wieloma koncepcjami, które co roku się zmieniają. Nie zmieniał się tylko cel, jakim był awans, ale nigdy nie dało się go osiągnąć. Ale koncepcja obrana w ostatnim sezonie mogła się obronić tylko w przypadku awansu. Stało się inaczej i strategia zasługuje na dużą krytykę. Sprowadzono wielu starszych zawodników, o wątpliwej jakości, którzy blokowali miejsce tym młodszym. Nie wnosili odpowiedniej jakości i jeszcze spowodowali spowolnienie rozwoju innych. Oczywiście nie wszyscy – Mateusz Możdzeń czy Michał Kucharczyk mają odpowiednią jakość, ten drugi to legionista, zna i czuje klub i jego potrzeby. Ale już wkład w zespół takich graczy jak Damian Byrtek czy Maciej Radaszkiewicz jest dość dyskusyjny. Jaki był klucz doboru tych piłkarzy i czy nie był błędny? Mówimy, że coś nie może być kosztem czegoś, a w tym roku przy rezerwach tak niestety było.

- Popełniłem błędy, przynajmniej dwa. Nie chcę krytykować trenera, nie będzie już z nami pracował. Znałem go wcześniej, rozwijał się i zdobywał doświadczenie również wtedy, gdy razem nie współpracowaliśmy. Znałem jego kulturę pracy i wizję, która była blisko mojej, zaufałem mu. Ponoszę za ten wybór odpowiedzialność. Fakt, jest taki, że cele postawione przed zespołem rezerw, nie zostały zrealizowane – nie dotyczy to tylko kwestii awansu do II ligi. Trener ma już nową posadę, życzymy mu powodzenia.

- Mówicie o transferach – tak, to prawda, że źle były przeprowadzone. W momencie, gdy byliśmy na koniec roku na pierwszym miejscu, gdy awans wydawał się na wyciągnięcie ręki, przesadnie zaufałem w dobór i wybór tych graczy.

- Moja wizja zespołu rezerw to drużyna złożona z trzech grup zawodniczych (25 procent, 50 procent, 25 procent). Pierwsza grupa, to piłkarze doświadczeni i odpowiedniej klasie piłkarskiej, od których inni mogliby czerpać pełnymi garściami, który mieliby właściwe przewodnictwo w szatni. Mam tu na myśli takich zawodników, jak Julien Tadrowski, Mateusz Możdzeń czy Michał Kucharczyk. Druga grupa graczy, ta największa, to powinni być zawodnicy wywodzący się ze struktur akademii, najlepiej tuż po skończeniu etapu juniora (rok i dwa) i ostatni rok grania na tym etapie, czyli w tym roku byłyby to roczniki 2003-2005. Tylko uwaga - z tych roczników mamy w klubie w całej akademii jedenastu takich zawodników! Ramila Mustafajewewa (03), który jest kontuzjowany, Igora Strzałka (04), który był na wypożyczaniu w Stali Mielec, Jordana Majchrzaka (04) na wypożyczeniu w Puszczy Niepołomice, Marcela Krajewskiego (04) na wypożyczeniu w Zniczu Pruszków, Kacpra Wnorowskiego (04) i Sebastiana Kierasia (04) w rezerwach, którzy jednak na dziś nie dają podstaw by wytyczyć im ścieżkę prowadzącą do pierwszego zespołu, Wojciecha Urbańskiego (05), Jana Ziółkowskiego (05), którzy trenują z pierwszym zespołem i zostali za mojej kadencji do klubu sprowadzeni, Wiktora Puciłowskiego (05), Szymona Grączewskiego (05) i Macieja Bochniaka (05). Czyli w sumie mamy jedenastu takich graczy, z czego w klubie było wiosną ośmiu, ale jeden był kontuzjowany, a dwóch było już w strukturach „jedynki”. Czyli wypełnienie założenia nie było możliwe. Kolejne 25 procent zespołu to powinna być grupa najbardziej uzdolnionych, młodych chłopców z roczników 2006-2008 czyli np. Mateusz Szczepaniak, Jan Leszczyński, Jakub Adkonis, Pascal Mozie. Tę grupę można wprowadzać, jeśli drużyna ma stabilny szkielet, ale my musimy do niego trochę dorosnąć. W zakończonym już sezonie mieliśmy atak na awans, dlatego pozwoliłem na zakontraktowanie zaproponowanych przez sztab zawodników, którzy jednak nie byli jak się okazało wartością dodaną dla nas – mam na myśli Michała Ziębę, Macieja Radaszkiewicza czy Damiana Byrtka. Więcej spodziewałem się też po Igorze Korczakowskim czy Aleksandrze Wańku. Cała ta grupa, nie była w stanie dać odpowiedniej jakości.

- Awans zimą wydawał się tuż tuż, ale jesienią grali w „dwójce” Robert Pich, Lindsay Rose, Ihor Charatin, Patryk Sokołowski, Bartosz Kapustka, Gil Dias i ci gracze stanowili o kulturze gry, zwłaszcza w meczach domowych, w który wygrywaliśmy przez dominację. Schodzili też młodzi – Igor Strzałek, Filip Rejczyk. Oprócz tych zawodników zabrakło filarów, czyli Jana Ziółkowskiego i Wojciecha Urbańskiego, którzy funkcjonowali już w strukturach pierwszego zespołu. Zrobiliśmy uzupełnienia, ale jak się okazało, niewystarczające.

- Zmienił się trener pierwszego zespołu. Zarówno z trenerem Kostą Runjaiciem, jak i Goncalo Feio, miałem relację na najwyższym poziomie, jeśli chodzi o współpracę. Runjaić był świetnym menedżerem, dla dobra zespołu rezerw, zrzucił czterech graczy z pierwszego zespołu i poprowadził sobie zajęcia w 15 czy 16 piłkarzy. Natomiast trener Feio jest praktykiem, uwielbia trening, zajęcia są dla niego podstawą do wszystkiego. I to my uzupełnialiśmy codziennie proces treningowy pierwszemu zespołowi. Trener zasugerował, których piłkarzy chciałby zobaczyć na zajęciach pierwszego zespołu i ci gracze kapitalnie się bronili swoją postawą na tych treningach. Oni byli pełnowartościowymi zawodnikami na zajęciach, nie było tak, że stanowili wartość dodatkową, byli potrzebni do gierek. Myślę, że to też najlepszy argument na odrzucenie tezy o wygrywaniu za wszelką cenę – przecież ci zawodnicy zostali wzięci z drużyn walczących o awans lub mistrzostwo.

Marek Śledź i Piotr Jacek

Co zrobić by taki problem się nie powtarzał. To wydaje się dość naturalne, że pierwszy zespół jesienią ma kadrę rozbudowaną, szczególnie gdy gra w pucharach, i wtedy trener chętnie daje pograć niektórym w rezerwach. Ale wiosną kadra zwykle jest chudsza, meczów jest mniej i graczy mogących się ogrywać w dwójce, również jest mniej.

- Będziemy do tego zdecydowanie lepiej przygotowani. Kadra drugiego zespołu jest skonkretyzowana i zamknięta. Jest zbliżona do proporcji, o których wspominałem. Będzie 4-5 graczy starszych – zostaną z nami Mateusz Możdzeń, Michał Kucharczyk, Adam Ryczkowski, Julien Tadrowski.

Przyjdzie w końcu Michał Pazdan?

- Upływ czasu jest dla niego mało korzystny. Z nim jest sytuacja podobna jak z Michałem Kopczyńskim. Obaj by chętnie wrócili, ale może za rok, a może za dwa. Tyle, że wtedy oni nie będą dla nas taką wartością dodaną. Ta trzecia liga niby jest prymitywna prosta, ale tam oprócz umiejętności trzeba wykazać się determinacją, pewną fizycznością. Zawodnik starszy i doświadczony poradzi sobie na tym poziomie, jeśli jest w dobrej dyspozycji fizycznej. Taką dawali nam Julien Tadrowski czy Adam Ryczkowski. Wartością dodaną, sportową i merytoryczną, był dla nas Michał Kucharczyk, którego jednak musimy otaczać dodatkową opieką motoryczną i fizjoterapeutyczną. Mateusz Możdzeń jeszcze taką jakość może dać. Nie planujemy wielkiego wzmocnienia do rezerw. Choć jeśli już to rozejrzałbym się za doświadczonym, środkowym obrońcą – takiego co jest silnym gościem, ma jakość, ale i otoczy młodzież właściwą opieką i będzie ją uczył piłkarskiego rzemiosła. Zostanie z nami Patryk Konik, to nasz człowiek, wzorowa postać na boisku i w szatni. Będziemy chcieli utrzymać Szymona Grączewskiego i Wiktora Puciłowskiego. Zostaje z nami Kacper Wnorowski. Wprowadzimy więcej zawodników z roczników 2006-07. Zobaczymy jaka będzie decyzja Goncalo Feio na temat tego, kto na stałe zostanie z młodych graczy w pierwszym zespole.

- Celem będącym wynikiem pracy jest awans do II ligi. Muszę to pokazywać trenerom, by wiedzieli o co grają. Ale trzeba się do tego lepiej przygotować.

Bilans rezerw na własnym stadionie to 16 zwycięstw i 1 porażka. Wyjazdy zadecydowały, straszna dysproporcja.

- Zgadza się. Patrzyliśmy na to przez pryzmat wielu elementów – jakości boisk, radzenia sobie z inną atmosferą organizacyjną itd. Tutaj mamy strefę komfortu, w LTC jest wszystko. A jedziemy na wyjazd, płyta słaba, mała szatnia, kibice i okazuje się, że nie wszyscy potrafią się odnaleźć poza strefą komfortu, czyli wyjść, zrobić swoje i po prostu wygrać To się niestety nie wydarzyło. Dziś już wiemy jednak, że zmiana jaka ma miejsce w rezerwach, pozwoli odwrócić ten bardzo niekorzystny bilans punktowy na wyjazdach. Zawodnicy wychodzący z U-19 będą lepiej przygotowani do tego, aby sprostać temu zadaniu poprzez już zebrane doświadczenia i prawidłowości szkoleniowe.

- Popatrzmy na mecz o wszystko U19 w Białymstoku, chłopcy przegrywali 1:2. Ale nikt nie skoczył do sędziego, nie wykłócał się, nie wymuszał, nie gestykulował, nie miał pretensji, nikt nie oszukiwał, nie próbował nabrać arbitra. Oni po prostu chcieli grać w piłkę i w ten sposób wygrać mistrzostwo Polski. I to się udało i to jest zwycięstwo całej akademii. W U-17 zabrakło tej dojrzałości skończyło się porażką w finale. To jest lekcja do odrobienia przed tymi chłopcami. Mogę im zadedykować słowa Nelsona Mandeli, który rzekł – „Ja nigdy nie przegrywam. Albo wygrywam, albo się uczę”.

Adkonis, Szczepaniak, Leszczyński grali w finale CLJ, a zaraz potem pojechali na obóz i nie mieli, kiedy odpocząć.

- Dostali tydzień wolnego, pierwszy zespół zaczął przygotowania 17 czerwca, oni dojechali 19 czerwca, ale ich profesjonalizm wynikający z kontraktów prowokuje ich do dyspozycyjności. Dla mnie większym obciążeniem było dla nich połączenie meczów o mistrzostwo CLJ i meczów w reprezentacji Polski w Finałach Mistrzostw Europy – to w obu przypadkach gra na najwyższym poziomie. Widzieliśmy zmęczenie tym faktem, widać to było po Adkonisie i Szczepaniaku którzy grali najwięcej i wymagali odpoczynku. Wiedział o tym Goncalo Feio i Bartosz Bibrowicz i dlatego zostali otoczeni specjalną opieką medyczną (odnowa biologiczna, suplementacja).

Dariusz Mioduski i Marek Śledź

Praca akademii jest często oceniana przez pryzmat pierwszego zespołu. W ostatnich dwóch miesiącach tych graczy dostarczonych do jedynki było sporo, zmieniło się też podejście do tych zawodników i to dobry prognostyk na przyszłość. Ale wcześniej trener Kosta Runjaić niechętnie spoglądał w kierunku zawodników z akademii, wolał stawiać na doświadczenie. To pana irytowało?

- Pracowałem już w swoim życiu z wieloma trenerami w stosunku do których wyraźnie artykułowanym celem był jedynie wynik sportowy i efekty ich pracy trudno podważyć. Są trenerzy, którzy w najmniejszym szczególe próbują dopracować systemy gry, taktykę, organizację, dobór zawodników pod kątem realizacji oczekiwanych wyników, eliminując jakikolwiek procent ryzyka. A młody zawodnik jest zawsze ryzykiem. Doświadczony trener często spogląda na młodego chłopaka i mówi, że fajnie się rozwija, ale postawi na tego bardziej doświadczonego, bo jest mniejsze ryzyko, że przydarzy mu się błąd wynikający z braku ogrania. Trener Goncalo Feio, który ma doświadczenie pracy z młodymi piłkarzami choćby z Akademii Legii, tego się nie boi i myślę, że będzie potrafił właściwie przygotować tych zawodników do wejścia do pierwszego zespołu poprzez proces treningowy. Byliście na treningach i widzieliście, że ci chłopcy nie byli chorągiewkami, ale byli pełnoprawnymi uczestnikami zajęć – byli zaangażowani, z pełnymi wymaganiami. To przekonywało tych chłopców, bo wchodząc na trening pierwszego zespołu, czuli się jego częścią, bez dawania im żadnego handicapu. Kiedyś spytałem Kubę Żewłakowa o wrażenia z pracy z jedynką i odpowiedział mi, że nie ma tam żadnej taryfy ulgowej. To jest doświadczenie, które muszą zebrać, musi upłynąć trochę czasu. Mnie cieszy, że jesteśmy w stanie przygotować do pierwszego zespołu zawodników o zdecydowanie wyższej jakości sportowej, niż było to nieco wcześniej. Gdy przychodziłem do Legii dwa lata temu i zapytałem o dwa nazwiska do pierwszego zespołu, to nikt nie był w stanie ich podać. Od rocznika 2009 będzie widoczny systemowy efekt szkolenia, widoczny na wszystkich etapach, wraz z pierwszym zespołem. To pierwszy rocznik wyselekcjonowany, objęty odpowiednią opieką szkoleniową. Niedawno odbyły się wojewódzkie finały mistrzostw Polski U13 i U14, które wygrały kadry Mazowsza, złożone przede wszystkim z chłopców naszej akademii. To efekt systemowej pracy w Akademii która mnie napawa optymizmem.

- Na początku swojej pracy nie miałem specjalnie kogo przedstawić trenerowi Koście Runjaiciowi. Dziś, wyciągając wnioski i precyzyjnie prognozując parametry szkoleniowe u zawodników, wcześniej do U-19 wprowadziliśmy Leszczyńskiego, Moziego, a do drugiego zespołu Adkonisa. Oni przez ilość doświadczeń stawali się godnymi kandydatami do tego by wyjść na trening pierwszego zespołu i nic w nim nie zepsuć. I dlatego trener Goncalo Feio może chwalić Leszczyńskiego, że gra fajnie i dojrzale. Ale dwa lata temu nie mogłem zaproponować go Runjaiciowi, bo był jeszcze dużym dzieckiem. A tak na marginesie byli ludzie w akademii, którzy przeznaczyli „Leszcza” do selekcji negatywnej. Nieskromnie mogę powiedzieć, że oglądając go w kilku spotkaniach na poziomie U16 zadecydowałem o wytyczeniu mu konkretnego planu rozwoju szkoleniowego. Przeniosłem go w procesie treningowym do U17 ale z konkretnymi wskazaniami szkoleniowymi, kolejny sezon to działania szkoleniowe budujące jego profil. W U19 grał  na pozycji środkowego obrońcy, a schodząc do U17 grał na pozycji „6” tak by uczyć się lepiej działać w przestrzeni o zdecydowanie trudniejszej specyfice szczególnie ofensywnej. Widziałem i wciąż widzę w nim olbrzymią perspektywę rozwoju.

To, że ci chłopcy stanowią o wartości swoich zespołów było widać choćby w meczu rezerw z liderem czyli Pogonią Grodzisk Mazowiecki. Dopóki grał Ziółkowski rywale nie pograli sobie za wiele, a jak zszedł z urazem, to sytuacje i gole się posypały.

- Jak już było po meczu powiedział do mnie, że niepotrzebnie zszedł, że mógł dograć do końca zaciskając wargi. Powiedziałem, że jeśli mógł to powinien grać do końca przezwyciężając dyskomfort. Ale ten okres zadecydował o tym, że i Ziółkowski i Urbański zadebiutowali w pierwszym zespole. W dodatku Janek zrobił to na naprawdę prawidłowym poziomie. Ale był do tego przygotowany rozgrywając wcześniej ileś meczów w III lidze i trenując regularnie z pierwszym zespołem. Janek prawidłowo odrabiał i odrabia szkoleniowe lekcje, a to wielka zasługa jego rodziców, szczególnie ojca.

Półtora roku temu u wielu zawodników z akademii słyszeliśmy, że planują odejść, bo dochodzą do ściany i dalej nie pójdą, że skoro Strzałek a potem Rejczyk nie dostają szans w jedynce, to nie ma na co liczyć. To nastawienie się zmieniło?

- Fakty o tym mówią. Żaden z zawodników, którego chcieliśmy utrzymać w strukturach akademii, nie odszedł z Legii. Wszyscy mówili, że Grączewski odejdzie do Górnika Zabrze, a zostaje i tak jest z każdym, na kim nam zależało. Z rocznika 2009 wszyscy, którym zaproponowaliśmy kontrakty, podpisali nowe umowy. Rozmowy odbywały się z rodzicami, bez agentów. I większość tych rodziców, jak np. rodzice Szymona Piasta, który jest regularnie powoływany do reprezentacji Polski, nie podejmowało negocjacji, byli usatysfakcjonowani proponowanymi przez nas warunkami i wdzięczni za wyróżnienie syna To przykład bardzo prawidłowej postawy. Rodzice i zawodnicy zaczynają nam ufać, rozumieją proces, a fundamentem tego jest uczciwość i etyka w relacjach , o której pan wspomniał przed rozmową. Nikogo z tych ludzi przez dwa lata nie okłamałem. Niczego nie obiecuję, nie tworzę wizji na potrzeby kliknięć, pokazuję za to transparentną ścieżkę pracy szkoleniowej, edukacyjnej i wychowaczej prowadzącą do sukcesu. I ci zawodnicy podążają za konkretną wartością, która im towarzyszy. I co ważne, ci chłopcy mają teraz świadectwa, że to co robią ma sens. Gdyby Janek Ziółkowski wszedł na boisko, zaliczył cztery babole, nie był gotowy, przestraszył się, to sytuacja byłaby nieco inna. Ale zmieniło się jedno - te debiuty w jedynce nie są wymuszone przez kontrakt, przez agenta, przez opinię publiczną wywołującą nacisk na klub, tylko są efektem pracy. To nie zawodnik jest szansą dla akademii, ale akademia szansą dla zawodnika. I jak to wszyscy zrozumieją, to będzie zdecydowanie łatwiej przygotować do debiutu w pierwszym zespole. W swoim słowniku wykreśliłem słowo „załatwić” coś, komuś. Ten ktoś musi na to zapracować czy zasłużyć.

Zespół U19 i Marek Śledź

Będą zmiany na stanowiskach akademii wśród trenerów?

- Trenerem rezerw został Filip Raczkowski, uważam że jest gotowy by po raz pierwszy zmierzyć się z pracą seniorską i również zabrać ze sobą pewną część młodzieży, którą prowadził w zespole do lat 19.

Jakie cechy powinien mieć kandydat do pracy trenera w akademii?

- Merytoryka nie pozostawiająca złudzeń. A jako osobowość w tych ludziach musi być pięć wartości – pasja, kreatywność, rozwój, lojalność i pokora.

Kończąc temat rezerw – nie będzie już takich sytuacji, że w składzie było trzech młodych graczy i proporce były mocno zaburzone?

- Tak jak powiedziałem, może niezbyt wyraźnie. Popełniłem błąd z doborem trenera, ale nie mam też w zwyczaju ustalania komuś składu. Mogę przy analizie wyrazić swoją opinię – gdyby to ode mnie zależało, gdybym był na twoim miejscu, to zrobiłbym tak…, ale decyzję podejmuje trener. Nie wyobrażam sobie tego, bym mógł komuś podać kartkę ze składem. To byłby absurd. Trenerzy mają autonomię i muszą też uczyć się na podstawie różnych doświadczeń.

To teraz cytat z wywiadu z TVP Sport – „Akademia stała się autokratyczna i brakuje wymiany poglądów. Kto nie zgadza się ze Śledziem, ten nie ma przyszłości w strukturach klubu”. Przy zwolnieniach trenerów Rolaka i Kamudy pojawiła się narracja, że nie zostali zwolnieni, bo są złymi trenerami, ale dyrektor Śledź wymienił ich na swoich ludzi.

 - Nie wymieniłem ich na swoich ludzi. Zespół U-17 po trenerze Rolaku przejmie trener Renosik, dotychczasowy trener U-15, który nie jest moim człowiekiem, był w Legii zanim tu trafiłem. Nie usłyszycie ode mnie niczego złego o trenerach Rolaku czy Kamudzie, nie mam zamiaru ich publicznie krytykować. Natomiast miałem swoje powody by współpracę zakończyć. I nie miał na to wpływu wynik sportowy, bo decyzja została podjęta wcześniej, zanim zostały rozegrane finały. Podejmowane decyzje mają tylko jeden wspólny mianownik – jest nim dobro projektu. Jacek to był mój człowiek, mój wychowanek, a już go nie ma. Mateusz Kamuda to bardzo dobry trener, ale chcemy więcej. Uważamy, że bardziej efektywna będzie pewna centralizacja procesów indywidualizacji szkolenia w departamencie skautingu i rekrutacji czyli w rękach pana trenera Piotra Zasady, który jest świetnym fachowcem. Podjąłem taką decyzję ze względy na dokonywanie pewnym korekt strukturalnych. Nie chciałem tworzenia kolejnych stanowisk i przesunięć, podjąłem męską decyzję.

- Z nowym rokiem powołałem tzw. managament akademii, ukonstytuowałem go, cztery osoby mianowałem wicedyrektorami akademii – Sebastiana Różyckiego, który był już w Legii przede mną, wicedyrektorem do spraw rozwoju indywidualnego został Piotr Zasada, który też był w Legii przed moim przyjściem, wicedyrektorem do spraw edukacji został Maciej Strożek – to mój człowiek, ściągnąłem go jako specjalistę od spraw szkoły i bursy, wicedyrektorem do spraw szkolenia został trener Rafał Matusiak, były dyrektor akademii Jagiellonii Białystok, z którym przed przyjściem do Legii rozmawiałem kilka razy. I wszystkie decyzje personalne i strategiczne dla akademii podejmujemy kolegialnie, nie podejmuje ich tylko dyrektor Śledź. I tak sugestie o nieprzedłużenie umowy trenera Dariusza Rolaka nie zostały zgłoszone przez dyrektora Śledzia, ale przez inną osobę z managementu Akademii. Usiedliśmy, dyskutowaliśmy o tym w pięć osób i kolegialnie podjęliśmy decyzję o zmianie personalnej. Jeśli więc ktoś mówi lub pisze, że jak ktoś się ze mną nie zgadza, to wylatuje, to jest to absolutna brednia. Moją wartością w każdym projekcie są ludzie, których jestem w stanie przygotować i oddać im jurysdykcję odpowiedzialności za bardzo konkretne projekty. I tak Piotr Zasada ma dużą autonomię w podejmowaniu decyzji. Oczywiście ja muszę pilnować budżetu, więc nie może kupować kogo tylko chce. Ale od podejmowania decyzji jest komitet transferowy, a nie jednoosobowo dyrektor Śledź. W komitecie transferowym jest ponad 10 osób z głosem opiniotwórczym i  pięć osób z głosem decyzyjnym – i poza graczami do rezerw, nikt nie trafił bez poparcia tego komitetu. Każdy kto trafił do akademii spoza struktur, był przegłosowany przez komitet transferowy. Rekomendacje może dać dyrektor skautingu, trener ze skautingu za zgodą dyrektora skautingu lub trener prowadzący. Potem siadamy w szerokim gronie z trenerami od przygotowani indywidualnego, fizjoterapeutami, psychologiem i robimy burzę mózgów o danym zawodniku. Jak już jest przedstawiona cała koncepcja, to na końcu głosujemy. I np. dyrektor szkoły mówi transferowi nie, bo chłopak ma średnią 2,0, obniży średnią szkoły itd. I ma prawo powiedzieć nie, ale dyrektor skautingu i trener są na tak i transfer przechodzi. Jeśli ktoś mówi więc o braku kolegialności w akademii, to jest to wycięte z kontekstu zdanie kogoś przesiąkniętego żółcią.

- Rotacja musi być i wśród piłkarzy, i wśród trenerów. Nie może być jak w filmie „Psy” – gdzie pada taki tekst - „Czasy się zmieniają, a pan zawsze w komisjach”. Jeśli w firmie zmieniają się koncepcje, założenia, planowane jest nowe rozdanie, to nie mogą robić tego ci sami dyrektorzy. Również w kwestii szkoleniowej to nie ma wielu pozytywów, szczególnie tutaj, gdzie jest strefa wyjątkowego komfortu. Ja często nie daję im tego komfortu, ale ich z niego wyprowadzam. Czasem muszą zrobić coś więcej, w innym miejscu, by poczynić krok do przodu.

Marek Śledź i Jacek Zieliński

W tym samym tekście pojawiła się informacja o tym, że Marcin Mięciel został zwolniony, gdyż umożliwił odejście napastnikowi, wbrew interesowi akademii.

- Chodzi o Maksymiliana Stangreta… Możecie sami pogadać z Marcinem Mięcielem. Rozstaliśmy się w dobrych relacjach tylko z jednego powodu. Jego akademia to jego dziecko, poświęcał temu mnóstwo czasu. Doszliśmy do momentu, w którym poprosiłem go, aby wybrał – albo zostawia swoją akademię i pracuje z nami, albo musimy się rozejść. Marcin otwarcie powiedział, że to jego projekt życia, nie wyobraża sobie porzucenia go. Niestety jego praca tam wykluczała wykonywanie obowiązków u nas. Marcin był trenerem napastników. W weekend był w swojej akademii, prowadził mecze swoich drużyn, nie widział naszych atakujących w meczach, a potem musiał ich oceniać. To była taka praca na pół gwizdka. Możliwe, że kiedyś wrócimy do współpracy z Marcinem, być może będziemy potrzebowali jego konsultacji, ale dopiero gdy sami zbudujemy projekt, który będzie świetnie funkcjonował i nie będzie oparty o półśrodki. Szkoda, że pisane są takie rzeczy, to bzdura, interpretacja jakichś faktów, która jest strasznie niesprawiedliwa. Nie było żadnej negatywnej oceny pracy Marcina, z wyjątkiem jego możliwości czasowych dla projektu.

Będąc na meczach U-15 czy U-17 zauważyłem, że ci zawodnicy są kibicami Legii – jeden przyniósł koszulkę Legii, inny z wypiekami na opowiadał jak kibicował z Żylety. Oni mają legijne DNA, to coś, co się zmieniło. To jest coś, czego brakowało ostatnio choćby w rezerwach.

- Tak, tego również zabrakło. Też bym sobie życzył, aby obok Michała Kucharczyka nie było kilku piłkarzy, których już wymieniliście, a zamiast nich byli np. Michał Kopczyński czy Michał Pazdan. Obu składałem ofertę gry w Legii. Gdyby byli, struktura zespołu byłaby zupełnie inna i byłaby samowystarczalna. A tak korzystaliśmy z jakości zawodników schodzących z pierwszego zespołu. Jesienią oni ewidentnie podnosili jakość zespołu, ale wiosną już części z nich nie było. Ale wciąż budujemy tożsamość z klubem i zaufanie do klubu – prawdziwość relacji z rodzicami, prawdziwość opieki szkoleniowej. Na początku mieliśmy problemy i pretensje, że młodzi piłkarze muszą tyle w szkole siedzieć itd. Ale dziś oni strzelają ważne gole w ostatniej minucie i nie jest to przypadek, ale wynik tego, że potrafią utrzymać koncentrację przez cały mecz. Zwiększyliśmy jednostkę treningową do 120 minut, aby zwiększać ich poziom koncentracji obowiązującej w trakcie meczu co pomaga w podejmowaniu optymalnych decyzji. I jest tak, że jak ten element u przeciwnika siada, to my jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie konkretne wartości sportowe. Ale to wszystko ma także podłoże w szkole. Oni tam uczą się świadomości, że nie wszyscy trafią do pierwszego zespołu, że ich przyszłość jest różna. Ale na dziś są w najlepszym ośrodku treningowym w Polsce, może jeszcze nie akademii, ale mam nadzieję, że taką będziemy i wszystko jest w ich nogach, rękach i głowach.

Ostatnia kwestia dotycząca rezerw. Miał być awans i znów go nie ma. Zawodnicy mieli ogrywać się na wyższym poziomie rozgrywkowym i znów nie będą. Czy jest plan by ich wysyłać do II ligi, choćby na wypożyczenia do klubu mogącego pełnić rolę filialnego jak choćby pobliska Książenicom Pogoń Grodzisk Mazowiecki?

- Myślimy o takiej bliskiej współpracy. Ale lepiej by było, gdyby to była nasza drużyna. Przesunięcia między drużynami wewnątrz akademii są sprawą prostą, a tak jeśli kogoś oddamy to na pół roku czy rok, to nie mamy wpływu żadnego na jego rozwój. I to jest jedyny dylemat, ilu zawodników możemy w ten sposób przekazać. Mówimy o tym w klubie, by co niektórym młodym zawodnikom wytyczyć taką ścieżkę i dać dodatkowe bodźce szkoleniowe. To jest problem, ale nie obniży wartości szkoleniowej, co najwyżej nieco wydłuży w czasie.

Piłkarze akademii w minionym sezonie często zmieniali drużyny – raz grali z U-17, a po chwili z U-19. Raz ćwiczyli z mniejszymi obciążeniami, raz z większymi, a natłok meczów był dość duży. Przez to zaczęły pojawiać się urazy mięśniowe m.in. u Jakuba Żewłakowa czy Jakuba Gliwy. To jest problem, który został zauważony? Myślicie o tym, co należy poprawić?

- Zacznijmy od tego, że Jakub Gliwa przyszedł do nas z taką liczbą dolegliwości spowodowanych nadużywaniem jego osoby w systemie współzawodnictwa przed przyjściem do Legii, że się za głowę złapaliśmy. Ten chłopak grał we wszystkich rocznikach, jakich mógł zagrać. My dopiero go wyprowadzamy z niedostatków zdrowotnych, z którymi do nas przyszedł. Natomiast Kuba Żewłakow to nie tyle kwestia zmiany obciążeń, ale wymagań treningowych, które wydarzyły się ostatnio w jego życiu w krótkim okresie. On w pół roku grał najpierw w zespole do lat 19, później trafił do rezerw, a następnie do pierwszego zespołu. Czyli była bardzo duża progresja tych działań. Ale Kuba to taka postać, która potrafi sama sobie pewne kwestie dozować. Świetnie reguluje sobie te obciążenia. I mamy takie przekonanie, że urazowość jaka go dopadła zostanie wyleczona i zapomnimy o niej. To wysoce kreatywny chłopak z taką wbudowaną świadomością – dzięki temu zmienił swoje nastawienie do piłki nożnej, zaczął dojrzewać do wielu rzeczy.

Z czego jest pan najbardziej zadowolony, co udało się zrobić, zmienić, przez te dwa lata?

- Z projektowych kwestii dużym optymizmem napawa mnie Szkoła Mistrzostwa Sportowego, nasza instytucja, która łączy w sobie wiele wartości, które pozwalają nam na realizację projektu szkoleniowego. Uroczystość ze sztandarem była pięknym, cudownym wydarzeniem. Ci chłopcy do końca życia zapamiętają ten moment, podniesienie sztandaru miało wartość ponadczasową.

- Jesteśmy na etapie stabilizującym. Nie ma wpływu agentów w strukturę szkoleniową. Rodzice obdarzają nas coraz większym zaufaniem. Kontrakty przestały być rozdawnictwem, są wyróżnieniem i wiele osób to docenia. To daje mi nadzieję, na lepszą przyszłość. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej pracowników akademii zaczyna rozumieć periodyzację taktyczną, ideę szkoleniową, która w strukturach akademii obowiązuje.

- Kolejną rzeczą, która mnie cieszy jest skauting międzynarodowy. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłem było wyodrębnienie skautingu akademii ze struktur skautingu ogólnego. Akademia Legii powinna być akademią międzynarodową. Pierwszy zespół jest międzynarodowy, sztab pierwszego zespołu jest międzynarodowy, wszystkie kluby wysokokwalifikowane są międzynarodowe, wielowyznaniowe, wielokulturowe, wielojęzykowe. I mu zawodnika mającego 15-16 lat musimy przygotować do tej międzynarodowości.

Do akademii dołączyli - Samuel Kovacik (Zilina - Słowacja), Samuel Sarudi (Zilina - Słowacja), Kristijan Jovović (OFK Grablj - Czarnogóra), Minas Vasiliadis (PAOK - Grecja), Victor Karolak (IF Bromma - Szwecja), Erik Mikanowicz (Józefovia, wcześniej Biełkard - Białoruś), Denis Stolarienko (Ursus, wcześniej kluby z Ukrainy). - W planie strutury jest 12-13 zawodników zagranicznych w akademii. Do takiej liczby będziemy dążyli. Do tej pory trafiali do nas chłopcy zdolni i pracowici. Nad ich przyjściem pracuje dział skautingu, który został wyodrębniony specjalnie na potrzeby akademii. Mamy wystandaryzowany projekt skautingu międzynarodowego, podzielony na kraje. Jest w nim przestrzeń dla wideo analityka, nie mamy środków na razie na wysyłanie dziesięciu skautów po Europie i świecie. Gdy kogoś wypatrzymy, analizujemy na wideo jego mecze na przestrzeni dwóch lat i podejmujemy konkretne decyzje. Ci chłopcy poznają siebie nawzajem, nabierają szacunku do innych religii i zwyczajów. To bardzo trafiony dla nas projekt.

Trenerów zagranicznych również planujecie ściągać do akademii?

- Nie sięgnąłem jeszcze do tego obszaru, choć w ostatnim okienku rozpatrywaliśmy kandydaturę trenera z zagranicy. Gdybyśmy mieli wykonać taki krok, pewnie bliżej byłoby nam do kogoś z Półwyspu Iberyjskiego. Ale póki co uważam, że jest za wcześnie na taki ruch, nie jesteśmy na to jeszcze gotowi na takiego trenera, który po przyjściu powinien wejść w tryby świetnie funkcjonującej maszyny. Ale w przyszłości się jednak nie zamykam na taki ruch.

Mówi pan o tym, że rodzice obdarzają akademię coraz większym zaufaniem. To znaczy, że nie są już roszczeniowi, nie chcą obietnicy gry w pierwszym zespole po 2-3 dobrych meczach?

- Nie, raczej się z tym nie spotkałem. Choć raz miałem inną ciekawą sytuację. Chłopakowi kończył się kontrakt, otrzymał propozycję nowej, lepszej umowy. Ale zamiast podpisu otrzymałem kontrofertę, sugerowaną przez menedżera, i że gdzie indziej dostanie tyle. Jeśli chłopak mający status amatora gardzi naszą propozycją, to nie musi z nami przedłużać umowy.

Było o tym z czego jest pan zadowolony, to co w takim razie jest do poprawy?

- Na pewno w dalszym ciągu podniesienie wartości szkoleniowej poprzez identyfikację i utożsamienie się z technologią. Aby dobrze przygotować zawodnika do najwyższych wyzwań szkoleniowych należy zrozumieć wskazania, które płyną, znać zasady, które obowiązują i umieć skonstruować taki, dedykowany środek treningowy. Jest wielu trenerów, którzy konstruują ten środek, a potem próbują dopasować do niego wszystkie elementy. To jest ta różnica między tymi, którzy rozumieją periodyzację, a tymi, którzy jej nie rozumieją. Ci, którzy działali tak, że próbowali dopasować na siłę środek treningowy do nowych zasad, musieli się z nami pożegnać, bo to nie działało. Najpierw trzeba zrozumieć i przygotować ten środek, który będzie efektem wielu korelacji towarzyszących. A nie przygotować środek, który już ma ułożony w głowie i potem dopasowywać do niego inne czynniki. Tak się nie dzieje i dlatego później efektywność działań na treningu maleje. Zawodnik jest przez to obarczony słabą decyzyjnością i się nie rozwija.

A jak kwestia współpracy z klubami z regionu?

- Dobrze, mieliśmy nie tak dawno spotkanie, gdzie omówiliśmy wiele kwestii. Jeździmy po tych klubach, prowadzimy szkolenia, wspieramy w zakresie o jaki nas proszą. Niestety jeden klub musiałem z tej współpracy wykluczyć. Taka współpraca to partnerstwo o szlachetnym wydaniu. Jeśli ktoś nie respektuje takich relacji między klubami, to nie może uczestniczyć w takiej współpracy. Dlatego byłem zmuszony wykluczyć Concordię Elbląg, która w III lidze w meczu przeciwko nam wystawiła najmocniejszy skład, a w starciu z naszym rywalem, liderującą Pogonią Grodzisk Mazowiecki, wyszli na mecz trampkarzami. Uznałem to za postawę najniższej etyki i zakończyłem współpracę.

Marek Śledź

 

Polecamy

Komentarze (132)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.