Marek Śledź: Rezerwy muszą grać w II lidze, chciałbym wprowadzić ten zespół do I ligi
15.02.2023 12:05
Po kilku miesiącach pracy w LTC da się porównać akademię Legii do innych miejsc, gdzie miał pan przyjemność pracować?
– Na pewno tak, choć każdy z projektów Akademii które do tej pory kreowałem był inny, choć opierałem go o zbliżone wartości, które mają charakter ponadczasowy. Więc to nie jest tak, że dzisiaj popadamy w zachwyt, ale uważam, że obecnie żaden projekt w Polsce, jeśli chodzi o wybrane parametry takie jak infrastruktura, kultura obyczajów, standardów relacji międzyludzkich może zbliżyć się do Legii. To już teraz projekt o wysokich standardach, oczywiście z deficytami. Ekskluzywność ma to do siebie że dzieli ją bardzo cienka granica od pychy i samozadowolenia. Przekroczenie jej powoduje problemy, które obniżają efektywność.
Należy to rozumieć jako to samo, co stwierdzenie, że Legia ma najlepszą akademię w Polsce?
– Żeby tak stwierdzić, to moim zdaniem trzeba by to oprzeć o bardzo konkretne kryteria.
Wspomniał pan o ekskluzywności. Z drugiej strony pojawiły się informacje, że zmniejszono pensje pracownikom akademii, a dzieci muszą płacić po 500 zł za wyżywienie. O co chodzi?
– Po pierwsze, absolutną nieprawdą jest to, że są zmniejszone wynagrodzenia. Wręcz przeciwnie, są zwiększone. Wzrasta liczba pracowników w strukturach akademii i w niektórych obszarach, które były obszarami dość dużych wymagań, wynagrodzenia zostały zwiększone. Niewykluczone, że ktoś może to odczytywać w takim wymiarze, że zwiększono wymagania, a brak zwiększonego wynagrodzenia może uznać za jego obniżenie, ale sądzę, że to bardzo płytkie podejście i znowu nieprawdziwe.
Wyżywienie? Już w sierpniu, czyli po dwóch miesiącach moich obserwacji, w sposób bardzo transparentny zakomunikowałem rodzicom na zebraniach ze wszystkimi grupami szkoleniowymi, że od 1 stycznia zapadnie taka decyzja. Jeżeli ktoś podnosi dziś tę kwestię, to albo nie wsłuchał się w spotkanie, albo po prostu nie zrozumiał intencji przekazu. Wartości szkoleniowe są motorem wszystkich podjętych działań. Całe podłoże organizacyjne akademii, w tym personalne, musi mieć jasny drogowskaz kierunkujący do szkolenia.
Najogólniej mówiąc, dziewięćdziesiąta czy dziewięćdziesiąta piąta minuta gry może być kluczową dla wyników meczu, dla działania zespołu, w momencie kiedy gracz – mimo zmęczenia fizycznego – będzie w stanie podejmować optymalne decyzje na boisku, czyli nie będzie spadał poziom jego koncentracji, można liczyć na podjęcie najlepszej decyzji. Dlatego jednostka treningowa w większości grup, w których udało się to wprowadzić – bo niektóre obarczone systemem edukacji ogólnej na to nie pozwoliły – trwa nie 90, a 120 minut. Wydłużenie czasu treningu przy jednoczesnym zwiększeniu intensywności powinno prowokować do tego, by zawodnik był do takiego procesu dobrze przygotowany. Oprócz treningu, konieczna jest prawidłowość żywienia, odpoczynku, cała higiena życia. Żywienie w kantynie jest o wysokim standardzie, moim zdaniem nieosiągalnym dla innych ośrodków w Polsce – przynajmniej w tych, w których pracowałem. Jeśli ktoś może korzystać z jedzenia w LTC, a za chwilę robi zakupy w supermarkecie, to nie jest to dobry kierunek.
To oczywiście tylko pierwszy wymiar - szkoleniowy, czyli wprowadzamy dodatkowe posiłki, bardzo intensywną pracę dietetyka, mamy już pierwsze efekty. Dietetyk będzie obecny podczas posiłków z graczami, będzie indywidualizował ich w tym procesie. Zawodnicy muszą uczyć się tego, że jedzenie jest wartością bardzo ważną dla ich somatycznego i szkoleniowego rozwoju. Muszą się też uczyć odpowiedzialności za nie i inwestycji w siebie.
Będziemy wymagali od zawodnika coraz więcej, również w kontekście dbałości poza boiskowej. Dziś, w obliczu wszystkich zmian szkoleniowych, o których wspomniałem, jedzenie jest przygotowywane i za chwilę będzie to już prawie w skali mikronowej, dopasowywane do zajęć treningowych, wysiłku, który jest w danym dniu. Na śniadanie pojawi się to, co jest potrzebne do tego, by popołudniowy trening odbył się tak, a nie inaczej. Gdy 1 września wystartujemy za Szkołą Mistrzostwa Sportowego, to będziemy mieli kompletny wpływ na organizację procesu szkolenia. To pozwoli nam na to, by wpływać na inne aspekty – żywienia, odpoczynku, snu, edukacji, wszystkiego.
Ponadto Szkoła Mistrzostwa Sportowego będzie zakładała również realizację pewnych ponadprogramowych przedmiotów. Pierwszym z nich, dotykającym pierwszej klasy, stanie się dietetyka, prowadzona nie tylko w formie warsztatowej, ale i praktycznej. Chcemy, by zawodnik był u nas kształtowany w atmosferze kompletnej wiedzy na temat siebie, swojego organizmu, wpływu wszystkich elementów zewnętrznych na wartość szkoleniową.
Drugi aspekt jest po prostu społeczny, wychowawczy. Zawodnicy często nie korzystali z posiłków, za które klub płacił, jedzenie było marnowane i lądowało w koszu. Możliwe, że uznacie mnie za staroświeckiego faceta, ale dla mnie to coś, co jest niedopuszczalne. Jestem z takiego pokolenia, że gdybym wyrzucił kromkę chleba do kosza, prawdopodobnie tata sprawiłby mi lanie, bo rodzice ciężko na to pracowali. Dlatego dzisiaj wychodzę z założenia, że jedzenie należy maksymalnie szanować.
To nie jest odpłatność, która ma dziś na celu wzbogacenie budżetu akademii czy Legii Warszawa, tylko ma charakter wychowawczo-edukacyjny. To akademia jest szansą dla zawodnika, a nie odwrotnie. Mówimy ciągle o dzieciach. Ilu zostanie wielkimi piłkarzami, a ilu powinno wyrosnąć na szlachetnych ludzi, którzy będą dbać o wartości takie jak np. szacunek do żywienia?
Zakładam, że niektórych rodziców po prostu nie będzie na to stać. Co wtedy?
– Regulamin jest jasny – rodzice piszą podanie do dyrektora akademii, argumentując to złą sytuacją życiową. Takich argumentów jest sporo – ktoś stracił pracę, mama sama wychowuje trójkę dzieci, rodzice pracują, ale mają syna, który jest daleko od nich, bez kontraktu i ponoszą duże koszty dojazdu. Wówczas zawsze albo obniżamy, albo zwalniamy z opłaty. To indywidualne i uważam, że sprawiedliwe traktowanie. Prawdopodobnie rodzice przeznaczyliby więcej pieniędzy na jedzenie w domu, gdyż proszę pamiętać, że wpłacają tylko część opłaty – w granicach 25-30 procent – za wyżywienie, które kosztuje klub.
Od stycznia, po tej zmianie, faktycznie wyrzuca się mniej jedzenia?
– Widzę zmiany, ale na pełne wnioski jest stanowczo za wcześnie. Zaplanowałem ten proces. Podkreślę: powiedziałem o tym w sierpniu, bo wiedziałem, że w styczniu zmienię organizację szkolenia i strukturę jednostki treningowej. Wiedziałem, że moje wymagania szkoleniowe będą większe w stosunku do zawodnika, wobec tego muszę go do nich przygotować, wykorzystując do tego różne mechanizmy.
Jaki jest procent rodzin, które poprosiły o to, by nie obciążać ich kosztami? A co za tym idzie – czy w jakiś sposób monitorujecie to, czy zawodnicy są np. z rodzin biednych albo dysfunkcyjnych? Kiedyś stworzyłem sobie teorię, że często bardziej im zależy.
– Bardzo często tak jest. Można spojrzeć choćby na miejsca urodzenia np. reprezentantów Polski i zauważyć, ilu z nich pochodzi z większych miast, a ilu z okolic. Ankersen pisał, że ten pierwszy nigdy nie osiągał złotego medalu olimpijskiego, tylko drugi, trzeci, który ciągle musiał coś udowodnić, ścigać się, pokonywać bariery.
Dziś cała reforma Legia LAB przebiega w tym kontekście, żebyśmy wszystkie dane, które nam towarzyszą, byli w stanie umiejscowić w jednej platformie, zbierać je i wyciągać z nich wnioski. Będziemy porównywali te dane, czy np. – mówiąc hipotetycznie – piąte dziecko w danej rodzinie ma większą szansę na osiągnięcie sukcesu niż jedynak w danym środowisku. To nie są i nigdy nie będą elementy, które staną się czynnikiem głównym, selekcyjnym, ale dadzą nam pewne wyobrażenie.
Odpowiadając na pytanie, pojawiło się 19-20 podań, w których część rodziców prosiła o zwolnienie z opłaty. Są sytuacje, w których całkowicie zwalniamy z opłaty, czasem 50 procent. Byli tacy rodzice, bardzo mądrze podchodzący do tematu, którzy mówili: "Panie dyrektorze, my nie, ale on ma swój kontrakt i musi z niego zapłacić". Jaki będzie efekt finalny? Będziemy musieli na to pewnie chwilkę poczekać, przeanalizować, bo to dopiero pierwszy miesiąc.
Pewien wpływ na tę decyzję mogły mieć np. znalezione opakowania po pizzach pod łóżkami zawodników?
– Tak. Nawyki domowe są takie, że coś się lubi, a coś nie. Życie zawodowego sportowca to nie jest element wyboru pomiędzy "lubię" a "nie lubię". Jesteście dziennikarzami, możecie zapytać Roberta Lewandowskiego o to jaki wpływ na jego formę sportową ma jedzenie, suplementacja i dowiecie się, dlaczego to tak ważne.
Często znajdujecie opakowania po pizzy? Czy to się jeszcze zdarza?
– Rzadko, u chłopców jest raczej coraz większa świadomość. Do bursy wchodzę, by pospacerować, posłuchać, chwilkę porozmawiać z zawodnikami. Już na starcie zakomunikowałem to im i wychowawcom, że jeżeli moja osoba będzie zmuszona wejść do bursy, to wtedy na pewno spada czyjaś głowa, bo to znaczy, że nie poradzono sobie z problemem na takim poziomie, że musiałem interweniować jako dyrektor. Na dziś nie doszło do sytuacji, w której musiałbym interweniować w proces wychowawczy i edukacyjny.
Piwo w bursie to spadająca głowa z automatu?
– Chodzi o elementy, które uznaję za zachowania patologiczne i transparentnie powiedziałem o tym rodzicom na starcie. Mam na myśli kradzież, pobicie, alkohol, używki. Nawet gdyby był to reprezentant świata i okolic, to nie chcę takich zachowań w środowisku Akademii.
Oprócz diety i świadomości żywienia, co jeszcze trzeba wprowadzić, co pan zmieni lub już zaczął zmieniać, by zmniejszyć dystans między dziećmi w Polsce a dzieciakami w Niemczech, Holandii, Hiszpanii, Portugalii? To nie jest tak, że rodzimy się gorsi piłkarsko.
– Nie rodzimy się gorsi, tylko po prostu ciągle pozostajemy w atmosferze tzw. szkolenia odtwórczego, z czym walczę od wielu lat, czyli nauczania wyizolowanych umiejętności zawodnika, bez podejmowania decyzji, bez elementu świadomościowego, bez koncentracji. Bardzo często mamy zachowania, które widzicie też w meczach ekstraklasy, czyli że piłkarz ma ileś rozwiązań, ale ich nie widzi, nie jest skupiony, nie ma prawa ich zobaczyć.
Dziś Legia LAB przechodzi przeobrażenie ku temu, by oprócz wartości fizjologicznych realizowanych w sposób absolutnie TOP naukowy przez pana Piotra Żmijewskiego, podążyć również w kierunku pewnych pilotaży, które mają charakter innowacyjny, a w perspektywie czasu będą dawały nam wiele odpowiedzi. Wiecie państwo, że np. konkretny moment patrzenia w telefon lub ekran komputera, to kształtowanie tylko widzenia centralnego? Motoryka oka to sześć mięśni, które poruszają gałką oczną. Jeżeli jestem w danej pozycji, to ich nie aktywizuję, nie jestem w stanie poruszać gałkami ocznymi na tyle szybko, żeby odczytać jak najwięcej informacji, nie mówiąc o tym, by przetransportować je do mózgu. Dlatego wprowadziliśmy trening widzenia peryferyjnego. Powiem anegdotycznie. Wchodzę do sali podczas przerwy i widzę jednego z zawodników. On jest wpatrzony w komórkę:
– Słuchaj, jesteś na lekcji.
– Nie, nie, mam teraz przerwę.
– Ale ja jestem w sali już z pięć minut, a ty pięć minut patrzysz w komórkę.
– No, bo ja tu sprawdzam coś ważnego.
Wziąłem tablicę, wyrysowałem mu, jak działa widzenie peryferyjne, ile jest mięśni. Dzień później był mecz. Ten sam zawodnik w rozgrywkach CLJ wykonuje podanie – powiedzmy w obszarach 15 metrów – do przeciwnika, które skutkuje utratą bramki, bo to w strefie niskiej. Przegrywamy. Mówię:
– Stary…
– No, bo ja nie widziałem.
– Bo nie będziesz widział. Jeśli pół życia spędzasz na odczytywaniu informacji z 40 centymetrów, to jak chcesz odczytać informacje z 15 metrów? Nie jesteś w stanie tego zrobić.
Ale nie jesteście trochę skazani na niepowodzenie w walce z tym? Nie oszukujmy się, będzie tylko gorzej. Własne smartfony mają już 4-letnie dzieci.
– Można oczywiście uznać, że pewnie przegramy i w związku z tym nic nie robić, natomiast uważam, że reagowanie na taki stan rzeczy jest niezbędne.Trening, o którym wspomniałem, to nie jest dla mnie wielka przyjemność. To konieczność. Wolałbym się skupić na innych rzeczach, ale jak tego nie zrobię, to nie pozwolę im na rozwinięcie konkretnych zdolności.
Dużo państw wysoko rozwiniętych, np. Korea, wprowadza już zakaz używania komórek w szkołach, we Francji jest spora dyskusja na ten temat.
– Spoglądam na to w kategoriach społecznych, lecz w to nie wnikam. Nie chcę czuć się Mesjaszem i nagle zbawiać cały świat. Ale uważam, że ciąży na mnie odpowiedzialność za projekt. Sądzę, że moją rolą jest zadbanie o wszystkie, nawet małe szczegóły, by projekt rozwinął się najlepiej, jak to możliwe. W związku z tym reaguję na każdy element dotykający wartości szkoleniowej.
A działań, które podjąłem, jest sporo. To wartości organizacyjne, związane z SMS-em, które pozwolą nam na korektę działań edukacyjnych i organizacji edukacji pod kątem pracy szkoleniowej. To działania związane z całym programem kultury akademii, czyli zainicjowanie spotkań z wieloma osobami ze świata sportu, kultury, polityki, biznesu – po to, by nasz zawodnik doświadczał czegoś więcej, by akademia siedmiu perspektyw była dla niego osiągalna. To także obecność w miejscach, które wymagają zaangażowania emocjonalnego, np. wizyty na Paluchu, w schronisku, by zobaczyli, że świat to nie tylko boisko.
Kim są ci ludzie ze świata sportu, polityki, kultury?
- W każdej dziedzinie wybraliśmy grupę ludzi, którzy w bardzo ogólnej ocenie zasługują na to, by postawić ich w jakimś stopniu na piedestale. Zaczniemy z pewnością od tych nam najbliższych czyli z Legii. W tej chwili nie chcę wymieniać z pamięci, lecz wśród innych sportowców, których chciałbym gościć w Akademii, jest np. pani Justyna Kowalczyk, która zdobywała medale igrzysk olimpijskich, a z grona aktorów z przyjemnością zaprosiłbym pana Marcina Dorocińskiego. Chodzi o szukanie postaci, które mogłyby być dla nas, również dla zawodników, jakąś inspiracją do prawidłowego społecznie funkcjonowania.
Proponował pan też, by jak jest jakaś fajna sztuka w teatrze, by zawodnicy wybrali się na to wydarzenie z prezesem Mioduskim, a potem poszli na kolację, odbyli rozmowę.
– Tak, to takie wyjście poza świat boiska. To nie jest żadna tajemnica, że swoją wizję lidera danego projektu opieram też o liderowanie innych ludzi, czyli o dość charyzmatyczne postacie. Osobą, którą stawiam na piedestale, jest nieżyjąca już pani profesor Simona Kossak, świetny zoopsycholog, pracowała kiedyś w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Białowieży. Ostatnio powstał o niej kapitalny film dokumentalny i z przyjemnością zabiorę na niego wszystkich naszych trenerów – pracujemy nad tym, by pojechać do Grodziska – by posłuchali o tym, jak można być liderem, jak o coś się walczy, jak coś się zdobywa. To nie jest tylko zamknięta, hermetyczna przestrzeń i jedynie futbol. Żeby grać w piłkę, to myślę, że trzeba na nią spojrzeć nieco szerzej, peryferyjnie.
Mówi pan, że cały czas największe rezerwy są w warstwie szkoleniowej. Jak rozmawiam z rodzicami czy kibicami, to często spotykam się z taką opinią, że dopóki nie sprowadzimy tutaj 6-7 trenerów z Holandii, Hiszpanii i nie damy im swobody działania, by dobrze robili to, co u siebie, to nic się nie zmieni, zawsze będziemy kuleć. Jak odnosi się pan do takich opinii?
– Powiem szczerze, brutalnie, że wyrzucam je do kosza. Tak się nie dzieje. W Polsce jest mnóstwo trenerów – i młodego, i nieco starszego pokolenia – którzy emanują bardzo dużą wiedzą, umiejętnościami, nie zawsze jednak trafiają w warunki, które pozwalają im na kompletną realizację i w konsekwencji nikną gdzieś zamiast stanowić o rozwoju. To są często ludzie, którzy nie są bezczelni, tupeciarscy i nie rozpychają się łokciami, ale są wartościowi i otwarci. A otwartość edukacyjna, otwartość na trudne projekty szkoleniowe nie jest naszą nadrzędną cechą. Często upraszczamy wiele rzeczy i chcielibyśmy podążyć na skróty w pracy szkoleniowej, stąd wieczna walka z tym, czy wynik w sporcie jest ważny, czy nie, i jak go traktować. Gdy zderzamy się z rzeczywistością, że trener podąża na skróty do rezultatu sportowego, to powinniśmy na to reagować, że to złe. Ale jeżeli wynik, jako najlepsza definicja sportu, jest efektem pracy, a nie celem samym w sobie, to jest to jego najbardziej szlachetne ujęcie.
Na starcie powiedziałem, że od ekskluzywności do pychy i samozadowolenia jest cienka granica. I spotykam to w wielu obszarach. Ta "eLka" musi być elementem wyjątkowego szacunku, uwielbienia i odpowiedzialności, tylko to prawie spełnienie. Musisz myśleć: to początek twojej drogi. Trafiłeś do klubu wielosekcyjnego, który ma nieprawdopodobnie bogatą historię, własne cele, ukształtował dużą liczbę medalistów olimpijskich, emanuje dzisiaj najwyższymi standardami, choćby infrastrukturalnymi. Przyjmij zatem tę odpowiedzialność, musisz na to pracować, tu nic nie będzie dane za darmo. Sport nie uznaje łatwej drogi. Nie ma w nim drogi na skróty.
Prowadzicie skauting trenerów właśnie pod tym kątem, który został poruszony?
– Tak, na starcie pracy zakomunikowałem wszystkim pracownikom, staram się to utrzymać, że pierwszy rok będzie rokiem audytu i wspólnej edukacji i trzeba się będzie mocno postarać, by przez ten czas stracić pracę. Dziś każdy z trenerów otrzymał ode mnie, taki wymyślony mały plecaczek do którego regularnie dokładam trochę ciężarów. Na slajdach zawsze pokazuję górę, prezentowałem jaki jest cel. Wchodzimy pod górę. Pewna weryfikacja pracy nastąpi zapewne w maju-czerwcu i podkreślam, że nie będzie ona weryfikacją jedynie pod kątem wyniku sportowego. Mówię to już teraz, by znowu było to dość przygotowane. Ktoś powie: "No, ale pan trener zdobył mistrzostwo Polski". Zdobył, no i co takiego? Bycie mistrzem Polski w Akademii Legii w perspektywie najbliższych lat to nie jest powinien być żaden wielki sukces, tylko niemal obowiązek.
Zadałem kiedyś pytanie trenerom: Ile jest drużyn w akademii? Zaczęli liczyć. Powiedziałem: „Nie liczcie. Wszyscy jesteśmy jedną drużyną - akademia to jedna drużyna. Wy pracujecie w poszczególnych zespołach, ale musicie stworzyć jeden zespół, by przesunięcie zawodnika z grupy do grupy nie było żadnym problemem. To ma być ścieżka jego rozwoju. To nie jest dziesięć Legii, tylko jedna Legia, jedna akademia Legii. Musimy tak prowadzić zawodnika, by przepływ jego drogi był analizowany i prowadzony w sposób transparentny, logiczny i konsekwentny.
Mówię o tym, że wartość procesu to też dla trenera wartość adaptacji do otwartości edukacyjnej, do pewnych standardów w klubie, celów. Przesunięcie zawodnika z grupy do grupy nie powinno być żadnym problemem. To ścieżka jego rozwoju. My dzisiaj stawiamy mu cele, wszyscy zwracamy uwagę na każdego gracza. Powinniśmy tak prowadzić zawodnika, by i on, i rodzice otrzymywali tożsame informacje. By przepływ jego drogi był analizowany i prowadzony w sposób transparentny, ale i logiczny, trwały, konsekwentny, nie chaotyczny.
Proces skautingowy? Zależy mi na tym, by w konsekwencji naszych działań, czyli akademii siedmiu perspektyw, akademia była projektem wielokulturowym. Pierwszą z decyzji, którą podjąłem i zarząd odpowiedział na nią bardzo pozytywnie, było przesunięcie działu skautingu do struktur akademii. Dziś jesteśmy właściwie po otwarciu pierwszych działań skautingu międzynarodowego. Stworzyliśmy cały projekt pracy międzynarodowej. Po to, by nasi zawodnicy, choćby w bursie, uczyli się wielokulturowości, poszanowania różnic religijnych, szacunku dla różnych języków, relacji międzyludzkich.
Na czym dokładnie polega ten skauting? Szukacie choćby chłopców z polskimi korzeniami?
– Nie tylko. Podzieliliśmy skauting międzynarodowy na sześć grup tematycznych. To piłkarze z obszarów, gdzie sytuacja polonijna jest dość bogata. To też obszary klubów o bardzo bogatych i dobrych wynikowo federacjach, o słabszych federacjach, o formule egzotycznej. Każda z tych grup będzie niosła ze sobą inne wyzwanie.
Teraz nie jest łatwo ściągnąć piłkarza z Afryki czy Azji i przygotować go do systemu edukacji, poprowadzić. To olbrzymia trudność, ale jeżeli w którymś momencie się z tym nie zmierzymy, to nigdy tego nie zrobimy. Może brzmi to idealistycznie, ale ideały mi towarzyszą i nigdy się ich nie wyprę. One są istotą pasji, entuzjazmu w pracy.
Wspominał pan o tej drodze pod górę? Ilu trenerów w akademii rzuciło ten plecak i rozstało się z akademią?
- Patrząc na to w kategoriach socjalno – społecznych, bo odgrywały przy tym role też kwestie życiowe, to jeden. Jestem otwarty na współpracę ze wszystkimi ośrodkami Legii. Przy kwestiach skautingowych pierwszym podmiotem są LSS-y. Czy to jest projekt komercyjny czy też nie, czy wysokoedukacyjny czy nie, to jest projekt Legii! Jeśli są tam wyróżniający się trenerzy, to jako pierwsi powinni mieć szansę trafienia do akademii. I takie dwa ruchy zrobiliśmy, są to ruchy promocyjne dla tych trenerów. Drugim podmiotem winny być kluby partnerskie. Legia powinno skupiać w sobie najbardziej uzdolnionych, dedykowanych młodych ludzi w poszczególnych zespołach, i tak samo powinna zebrać grupę najbardziej uzdolnionych trenerów których przygotuje do najwyższych wyzwań.
Jak ogląda pan treningi i mecze poszczególnych roczników, to w której grupie jest największa liczba tych utalentowanych graczy?
- Przyznam się do jednej rzeczy, która jest rysą na mojej dotychczasowej pracy. Liczba zadań w organizacji spraw szkoleniowych, samego modelu szkolenia (pierwszy raz od dawno akademia pracuje w określonym modelu gry), spotkań z działem programowym powoduje, że nie chodzę na treningi w takiej liczbie, w jakiej chciałbym na nich być. Ale mam nadzieję, że na wiosnę to się zmieni, jak dopnę kwestie organizacyjne. Nie chcę rzucać radykalnych stwierdzeń, ale uważam że od rocznika 2006 w dół będziemy co roku dostarczać chłopców o bardzo konkretnej wartości sportowej. Rocznik 2006 został dobrze wyselekcjonowany, jest rocznikiem bardzo liczebnym dobrze zbilansowanym.
Wspomniał pan o tym, że poszczególne roczniki trenują w określonym modelu gry. Może pan o tym opowiedzieć?
- Model gry, który dedykujemy procesom szkoleniowym w akademii, do którego trenerzy byli przez pół roku przygotowywani w formule warsztatowej, oparty jest przede wszystkim o zasady. One pozwolą tak kształtować zawodników, by z łatwością przebywali na różnych pozycjach, a nie grali schematami. Czyli warianty nie są najważniejsze, są jedynie przykładem. Model gry to określony dokument, który powinien towarzyszyć każdemu ośrodkowi szkoleniowemu, pod warunkiem, że będzie dobrze interpretowany. Kiedyś został napisany podręcznik „Narodowy model gry” i żadna reprezentacja Polski w tym modelu nie grała, mimo że podręcznik jest naprawdę wartościowy. I pewnie gdyby nazwa była inna – np. wskazówki do budowania modelu gry, to wiele osób mogłoby z niego skorzystać. Model gry jest uwarunkowany sześcioma determinantami. Jednym z nich są warunki środowiskowe – inny model gry jest oczekiwany i respektowany w Hiszpanii, inny w Anglii a jeszcze inny będzie w Polsce.
Model gry, który dedykujemy procesom szkoleniowym w akademii, do którego trenerzy byli przez pół roku przygotowywani w formule warsztatowej, oparty jest przede wszystkim o zasady. Czyli w modelu gry nie są najważniejsze warianty, bo one są jedynie przykładem, tylko są zasady, którymi trzeba się kierować. Jose Mourinho mówi jednoznacznie – mój model gry oparty jest o zasady i od tego zaczynam każdą pracę w klubie. Tak więc wszystkie działania indywidualne, grupowe i zespołowe są oparte o zestaw specyficznych zasad gry (fundamentów gry) realizowanych w centrum gry oraz modelowych zasad gry realizowanych w całej przestrzeni boiska.
- Taka największa frajda, jaka mnie spotkała w całej pracy zawodowej, to spotkanie z Marcelo Bielsą, który na konferencji występował na Legii w roli prelegenta. Udało mi się tego trenera zaprosić do Legia Training Center. Wydawało mi się, że obejrzy ośrodek i po pół godzinie wróci do domu, a siedzieliśmy w pokoju razem przez trzy godziny i opowiadał mi o różnych strategiach. Wspaniały człowiek, niełatwy w komunikacji, ale świetny fachowiec. On również mówił o zasadach, o pewnej koncepcji, która jemu towarzyszy w pracy. Zasady to jest model gry, one są nad wszystkimi wariantami.
Jeszcze chcielibyśmy poruszyć temat zespołu rezerw. Celem na tym etapie jest przygotowanie zawodnika do pierwszego zespołu.
- Tak!
Pytanie czy nie lepszy byłby model 7-8 młodych chłopaków ogrywałoby się o boku 3-4 z doświadczeniem międzynarodowym, od których mogliby się czegoś nauczyć, którzy mogliby im coś podpowiedzieć. Mateusz Możdzeń ma 250 meczów w ekstraklasie i z pewnością będzie mógł tym chłopakom wiele podpowiedzieć, ale czy są w stanie wiele nauczyć się do Igora Korczakowskiego czy Juliena Tandrowskiego?
- W pierwszym pytaniu ma pan rację, to jest bezdyskusyjne. Miałem latem bardzo krótki okres aby ten zespół przemodelować i skleić. Trzecia liga to jest dla nas za mało. Moim celem jest II liga, a w kategoriach pewnych planów i marzeń chciałbym jeszcze za swojej kadencji w akademii Legii doprowadzić do tego, by Legia była pierwszym klubem, którego rezerwy będą w I lidze. Oczywiście to jest proces bardzo długi, ale II liga jest dla nas niezbędna – właśnie po to by dobrze przygotować młodego zawodnika, podnieść mu wymagania szkoleniowe.
- Trudno mi było oprzeć ten zespół jedynie o samą młodzież, gdyż ona by tego ciężaru zwyczajnie nie udźwignęła. Idea jest taka, by byli to zawodnicy o bardzo bogatej przeszłości ekstraklasowej, może również międzynarodowej. By byli to zawodnicy związani z Legią lub choćby samym miastem. Albo związani z najwyższym poziomem profesjonalizmu w innych dziedzinach. Dziś nazwisko Łukasza Turzynieckiego nie jest nośnikiem specjalnej najwyższej wartości sportowej, ale był tutaj w Legii, skończył studia kończąc je pracą magisterską na temat Legii, teraz edukuje się w kierunku analizy szkoleniowej. To chłopak, który jest wychowankiem, taka praca jest spełnieniem jego marzeń – kontynuować pracę w Legii, z którą emocjonalnie jest bardzo związany I on jest świetnym przykładem do tego by podejść do chłopaka z rocznika 2004 czy 2005 i powiedzieć, tego nie rób, albo warto byś robił to. Mateusz Możdzeń jest jeszcze lepszym przykładem, bo ma bogate doświadczenie sportowe. Takich zawodników do tej drużyny rezerw potrzebujemy. Nie zdradzę w tej chwili nazwisk, ale rozmawiam z 4-5 zawodnikami z bogatą przeszłością legijną, ale to gracze czynni, jeden z nich nawet zagrał w ostatniej kolejce w Ekstraklasie w rundzie jesiennej, kolejny też jest w klubie ekstraklasowym. Dopóki mają ważne kontrakty, to nie będzie im łatwo zamienić tego na wynagrodzenie w strukturach akademii Legii. Ale liczę bardzo na to, że oni mają świadomość, że ich piłkarska droga powoli dobiega końca. I ja chcę być dla nich bezpieczeństwem na resztę zawodowego życia, pokazać iż mogą być dalej przy piłce, pracować w strukturach akademii i jednocześni grać w piłkę dopóki zdrowie im na to pozwoli, dopóki będą chcieli i póki będą wartością dodaną. Robiąc to co kochają, będą mogli jednocześnie przygotowywać się do pełnienia różnych funkcji. Mamy w klubie takich ludzi jak Marcin Mięciel, Dariusz Kubicki, Tomasz Sokołowski II, zaczyna teraz Tomasz Jarzębowski – był w dziale skautingu, a za chwilę dołączy do naszego sztabu w akademii od przygotowania indywidualnego. To jest projekt, który został bardzo mocno zmodyfikowany pod względem treningu i całego mikrocyklu z elementami żywienia czy postawy mentalnej. Do niedawna trening indywidualny był realizowany raz w tygodniu, obecnie są to trzy razy w tygodniu. Na takie zajęcia przychodzą dodatkowi trenerzy. Zawodnicy wytypowani do takiego treningu podnoszą wartość szkoleniową jak i reagują na ułomności szkoleniowe towarzyszące do tej pory. Jest duża pieczołowitość w prowadzeniu takich chłopców. Chciałbym aby ci młodzi piłkarze mieli takich mentorów nie tylko na boisku, ale by np. Tomasz Jarzębowski wziął sobie zawodnika, którego ma pod swoją opieką, poszedł na jego mecz, zaprosił go na obiad, pogadał z nim o tym jak radzi sobie w szkole, jak tam w bursie, czy ma jakieś problemy. By ci chłopcy doświadczyli bogatej opieki mentorów, by mieli zaufanie, że to miejsce jest dla nich, by mieli świadomość, że chcemy im dać wszystko co jest potrzebne do tego aby zostali zawodowymi piłkarzami. Ale jednocześnie zadbać o to, co się w ich życiu wydarzy, jak tymi piłkarzami nie zostaną.
Mówiąc o piłkarzach z bogatą przeszłością w ekstraklasie, przeszłością legijną, to w ostatnim pół roku byli do wzięcia Igor Lewczuk, Łukasz Broź, za pół roku będą kolejni. To o takich graczach, tego pokroju rozmawiamy?
- Z Łukaszem Broziem rozmawiałem, ale to zawodnik bardzo zaawansowany wiekowo. Ale jestem po rozmowach np. z Michałem Pazdanem, był moim gościem, rozmawialiśmy kilka razy. On jest bardzo otwarty na taką przyszłość, ale póki co ma jeszcze półroczny kontrakt z Jagiellonią. Zobaczymy co będzie dalej, czy zdrowie będzie mu dopisywało. Ale współpraca z Michałem jest jakimś pomysłem. On już swoje pieniądze zarobił, ale dla akademii może pracować nie rok, nie dwa, ale znacznie dłużej. To chłopak, który buduje dom pod Warszawą, może więc związać się z nami na dziesięć lat, a nie przenosić się co roku w inne miejsce. Jeśli nie będzie miał ciśnienia na to, by szybko zostać kolejnym nieprzygotowanym trenerem w ekstraklasie, to może się świetnie realizować u nas. Poszukuję takich postaci, które atakowały z tego drugiego miejsca, takich które talent poparły pracą i dochodziły do wysokiego poziomu. To powinna być oś – środkowy obrońca, środkowy pomocnik napastnik. Wokół graczy z tej osi ogrywać się i uczyć się będą pozostali.
Jak się właściwie przygotować do takiego awansu? By nie było tak, że rok po awansie trzeba będzie przełknąć gorycz spadku.
- To jest problem, trzeba na tyle cierpliwie budować taką grupę, żeby po awansie nie trzeba było rozpoczynać budowy na nowo. Gdybym latem ściągnął dziesięciu zawodników z II ligi, to byśmy ten awans zrobili, ale w przyszłym sezonie musielibyśmy ściągnąć kolejnych dziesięciu z I ligi, aby ten awans utrzymać. Nie byłoby w tym miejsca dla naszych wychowanków, a wartość zawodników dla klubu byłaby niemal zerowa. Budowanie musi być więc oparte o mądrze procentowo rozwiązany zespół, kilku graczy doświadczonych z bogatą przeszłością, dla których granie w II lidze nie będzie żadnym problemem. I przy nich mają wychować się zawodnicy, którzy regularnie będą robili progres – kilku aplikujących do gry w pierwszym zespole, takich z przestrzeni po juniorskiej, czyli 19-21 latków i 50 procentowa grupa wychowanków akademii wywodzących się ze struktur juniorskich.
Ściany się trzęsły po 0:7 z ŁKS-em Łódź?
- Nie, aż tak to nie, ale dwa dni po meczu wszedłem do szatni i nie podnosząc głosu zakomunikowałem, że wiem w jakim klubie jestem, wiem jaką odpowiedzialność na siebie biorę w postaci herbu, który noszę, i nie pozwolę na to by inni tego herbu, klubu i jego historii nie szanowali. Nie pozwolę poprzez takie wyniki kompromitować innych, więc taka sytuacja nie ma prawa się powtórzyć, bo będę wyciągał radykalne konsekwencje.
- Nie chcąc deprecjonować wartości innych drużyn, to bardziej niż wysoka i wstydliwa porażka z uznaną firmą jaką jest ŁKS zabolała mnie przegrana z Pilicą Białobrzegi. Przegrana z ŁKS-em było kompromitująco wysoka, ale to był zespół wzmocniony graczami I ligi, z historią i coś znaczącą na piłkarskiej mapie marką. Dynamika wielu ich graczy była dla nas nie do ugryzienia. Natomiast mnie bardziej zabolała przegrana z Pilicą – klub ma owszem tradycje i historię, ale nigdy nie grał wyżej niż trzecia liga.
Czy współpraca rezerw z pierwszym zespołem będzie jeszcze jakoś bardziej zacieśniona? By mecze się nie nakładały, byście grali po spotkaniu pierwszego zespołu, tak by ci co nie grali mogli zejść do rezerw? Ewentualnie jakieś wspólne treningi lub sparing między jedynką a dwójką?
- Myślę, że na dziś zespół rezerw nie stanowi takiej wartości, by być dobrym sparingpartnerem dla pierwszego zespołu. Bardziej to rezerwy są partnerem do gry dla zespołu A1 (zespół CLJ). Część pracy szkoleniowej jest wykonywana wspólnie między A1 a rezerwami.
- Komunikacja z pierwszym zespołem jest na dziś wzorowa. W dużym stopni dzięki jakości i klasie trenera Runjaicia, do którego pokoju drzwi są dla mnie zawsze otwarte. Za każdym razem przyjmuje mnie z serdecznością, a rozmowy są bardzo merytoryczne, ze wspólnym widzeniem pewnych działań. Czas będzie więc działał na naszą korzyść. Ta trójka młodych, która aplikuje do kadry pierwszego zespołu czyli Ziółkowski, Rejczyk i Jędrasik jest bardzo fajnie prowadzona, sztab ma na nich określony pomysł. Cały czas im powtarzam, że to nie jest im dane, że nie są jeszcze graczami pierwszego zespołu, że muszą uwielbiać grać w piłkę, że będą tygodnie gdzie zejdziecie do rezerw, i tam trzeba udowadniać, że zasługujecie na wyróżnienie czyli na treningi z jedynką, by nie obrażać się na rzeczywistość, jeśli nie znajdzie się w kadrze meczowej jedynki tylko dalej uwielbiać grać w piłkę nożną.
Czyli by nie było jak z Igorem Strzałkiem, który po bardzo udanej dla niego wiośnie, miał wyraźnie słabszą jesień – nie tylko z powodów czysto sportowych.
- Miałem różne myśli co do przyszłości Igora na podstawie tego, co zobaczyłem jesienią w drugim zespole. Jeśli się pomylę, a chciałbym, to przyjdę i go przeproszę. Teraz, po wykonanej odpowiedniej pracy mentalnej, naprawdę wygląda świetnie i trzeba to docenić.
Co do korelacji treningów o którą pytaliście – we wtorki odbywają się treningi indywidualne dla pewnej grupy zawodników prowadzone przez sztab pierwszego zespołu. Do tego sztabu czyli trenerów Przemysława Małeckiego i Aleksandara Rogicia dołączają trenerzy akademii. Na tych zajęciach pracują i gracze pierwszego zespołu i zawodnicy rezerw bądź młodsi razem. Trenerzy mając ich na jednych zajęciach mają wgląd w ich postawę, zachowania, informują nas w których aspektach widzą głęboką rezerwę, a w których mniejszą i jak powinniśmy na to reagować.
Nie bolą pana opinie jakie pojawiają się wśród kibiców, że na Jordanie Majchrzaku się nikt nie poznał, nie miał przy Łazienkowskiej przyszłości, dopiero Jose Mourinho musiał go zobaczyć by chłopak został doceniony – w AS Roma a nie w Legii. Dalej, że Szymona Włodarczyka nie doceniono, a po pół roku gry w Górniku Zabrze wzbudza zainteresowanie ciekawych klubów zagranicznych.
- W kwestii Majchrzaka jestem w stanie stawić czoła każdej takiej opinii. My się na nim właśnie poznaliśmy, argumentowałem i przekonywałem, że należałoby go w Romie pokazać. Jeśli możemy takiemu zawodnikowi stworzyć ścieżkę rozwoju do piłki na wysokim poziomie, to czemu nie?! Tym bardziej, że on nie grał w żadnej reprezentacji Polski, nie był zawodnikiem pierwszego zespołu, ale widzieliśmy w nim pewien potencjał, i widzieli go też inni. Jest to też efekt działań procesu skautingowego Włochów, ich oferta ma charakter ekonomiczny dla klubu. My go odpłatnie wypożyczyliśmy. Jordan razem z rodzicami gościli u mnie przed wyjazdem, złożyli istotne dla mnie deklaracje związane z zaufaniem między nami. W Primaverze jest kilku Argentyńczyków, Brazylijczyków i zasuwają na każdym treningu, biją się o wszystko, by zasłużyć na 15 minut szansy w meczu. Czekają po trzy, cztery miesiące, nie obrażają się. Na szansę gry w jedynce trzeba być gotowym, a by być gotowym trzeba ciężko pracować w każdym obszarze i uwielbiać grać w piłkę nożną. Powtarzam to jak mantrę. Musisz kochać grać w piłkę nożną. Ja w akademii zabroniłem zawodnikom grać na czas. Jak widzę, że on podczas sparingów czy w meczów ligowych idzie długo po piłkę, udaje kontuzję, to ja takiego zawodnika i trenera biorę na rozmowę i mogą spodziewać się kary. Bo co to oznacza? To, że w procesie szkoleniowym zawodnik sam siebie okrada z szansy na to by zrobił jeszcze jedną akcję, wykonał jeszcze jedno podanie, oddał jeszcze jeden strzał. Jestem w stanie przymknąć oko, że takie rzeczy dzieją się na poziomie seniorskim, grze o pieniądze i wyniki, ale nie na poziomie młodzieży.
- Wracając do Majchrzaka – do czerwca Włosi muszą się zdecydować, jest ustalona kwota wykupu. Nie wiem jako to się potoczy, ale wypożyczając go wychodziłem z prostego założenia. Jeśli Roma go nie wykupi, to on gorszy do nas nie wróci. Rodzice Jordana zadeklarowali, że jeśli Roma będzie przeciągała sprawę wykupu, będzie go chciała ponownie wypożyczyć, to my wracamy i przedłużamy umowę z Legią, której ten ruch zawdzięczamy. Być może się poparzę, wtedy mi to wyciągnięcie, że dyrektor zaufał, że jest idealistą. Nie wszystko trzeba zapisać, czasem wystarczy się po ludzku umówić.
A jeśli do transferu dojdzie, to te 700 tys. euro trafi do akademii czy na konto klubu?
- Do klubu. Ale jeśli efektywność naszej pracy będzie wysoka, a powtarzalność takich transferów będzie ewidentna, to może będę miał mały argument by rozmawiać z zarządem o zwiększeniu budżetu akademii w oparciu o ileś transferów wychowanków. Ale ten budżet i tak jest wysoki, jak na polskie warunki. Nie mogę powiedzieć, że czegoś nam brakuje. Oczywiście jakieś ruchy wewnętrzne będziemy wykonywać, gdzieś zaoszczędzimy by np. powiększyć sztab szkoleniowy o kolejnych specjalistów itd.
Będą jeszcze jakieś zmiany w akademii?
- Nie jestem dziś zwolennikiem oferowania na poziomie akademii wielkich pieniędzy piłkarzom, rozpychania się o kontrakty i deklarowania gry zapisanej w umowie. Konstrukcja kontraktów uległa dziś troszkę zmianie, nie jest konstrukcją gwarantującą wynagrodzenie za czas trwania kontraktu, ale wynagrodzenie za liczbę rozegranych meczów, na wyższym poziomie rozgrywkowym, niż to danego gracza dotyka. Przejdź wyżej, bądź lepszy od innych, a będziemy cię lepiej wynagradzali. Wynegocjuj sobie te warunki, niech one będą dla ciebie, ale za efekt twojej pracy a nie za czas. A często tak jest, że zawodnik, a zwłaszcza agent, chce się popisać przed rodzicami i pokazać ile to nie wywalczył dla swojego klienta. I próbuje tak stworzyć umowę, że w drugim czy trzecim roku obowiązywania umowy piłkarz zacznie zarabiać więcej. A przecież ktoś może być w tym trzecim roku słabszym piłkarzem niż był podczas pierwszego roku.
Są kluby, które gwarantują zawodnikowi jakiś procent od transferu i tym przekonują młodych ludzi i ich rodziców. Czy w Legii są brane pod uwagę takie zapisy?
- Nie miałem takich przypadków i nie praktykujemy tego rodzaju zapisów kontraktowych. Nawet się nad tym nie zastanawiałem. Kontrakt nie może być narzędziem dla zawodnika, dla menedżera, do manipulowania czy szantażowania. Kontrakt nie może być też kajdanami. Kontrakt dla młodego zawodnika to jest lekcja, to jest instrument, który ma go przygotować. On ma się zastanowić, a my obserwować, jak zawodnik spożytkuje pieniądze, które otrzyma. Dla mnie to jest kapitalna lekcja odnośnie mentalności chłopaka. Bo za otrzymaną kasę zawodnik może iść do rodziców i poprosić o wykupienie dodatkowych lekcji np. języka hiszpańskiego bo kiedyś będzie chciał grać w Realu, ktoś inny może kupić prezenty dla rodziców i rodzeństwa, lub też pójść do galerii handlowej. Jak widzę takie ruchy, to mam odpowiedź co to jest za dziecko i w jakim kierunku podąża. Wtedy okazuje się czy ten kontrakt jest dla niego wygraną czy porażką.
- Ja tym dzieciom daję za przykład tych największych – Cristiano Ronaldo, który osiągnął wszystko, jest człowiekiem niesamowicie zamożnym, a płacze, bo odpadł z Mundialu. On mógłby być syty, ale uwielbia grać w piłkę, czerpie radość z kolejnych meczów, trofeów, strzelanych goli. Ma mentalność zwycięzcy, chce grać w piłkę, uwielbia to robić – czy to jest gra na podwórku, czy 8A na 8b czy może Liga Mistrzów to wszędzie jest ambicja i chęć wygranej, gram bo to jest mój mecz i zadanie do wykonania. I to jest piękne zjawisko, i tego oczekuję od chłopaków w akademii. A pieniądze? One będą, może nawet bardzo wysokie, ale niech one będą efektem wykonanej pracy, dodatkiem, a nie podstawą i rzeczą najważniejszą.
- Ilu jest takich szczęśliwców, co otrzymują pieniądze za to, co uwielbiają robić?! Niewielu. Zawsze się pytam – kazał ci ktoś grać w piłkę? Ojciec cię tu siłą zaciągnął? Jeśli nie, jeśli przyszliście tu bo chcecie grać w piłkę, no to grajcie!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.