Mariusz Piekarski o kulisach transferu Borysiuka
31.01.2012 22:27
- Słyszałem o jakichś gówniarskich felietonach w gazetach – że ja jestem niepoważny, albo że Borysiuka wozi się po miasteczkach i pokazuje jak dziwadło na odpustach. Opinie czytelników kształtują jacyś anonimowi ludzie – anonimowi nawet w swojej branży – którzy nie mają zielonego pojęcia, jak piłkarski biznes wygląda od środka. Pachołki. To są śmieszne teksty śmiesznych osób, które nie widziały na oczy dużych pieniędzy, nie uczestniczyły w żadnych negocjacjach na tym poziomie i nie wiedzą, o czym piszą, naprawdę. Trzeba mieć trochę oleju w głowie, żeby wczuć się w rolę piłkarza i zrozumieć, że nie chodzi o to, by przyjąć pierwszą ofertę.
- Gdyby transfer finalizowany był w grudniu, to Ariel pewnie spokojnie najpierw pojechałby do jednego klubu, potem do drugiego, wszystko spokojnie obejrzał. Tu nie było czasu. Jednak chyba dobrze, że przed podjęciem ostatecznej decyzji stawił się w Belgii i zobaczył z bliska klub i całą jego otoczkę. Spotkał się z trenerem, spotkał się z działaczami, obejrzał stadion, zaplecze… I zaczął mieć wątpliwości. Tam na miejscu, zaczął mieć wątpliwości. Nie ma sensu pakować się na pięć lat w coś, do czego nie ma się do końca przekonania. Nic na siłę. Brugge zaoferowało lepsze warunki finansowe, nawet kosmiczne. Gdyby miało chodzić o kasę, Ariel by tam został. Ale nie, on po prostu nie czuł tego transferu, a pewnie stadion, zaplecze – pewnie to wszystko pozwoliło mu ostatecznie nabrać przekonania, że nie ma sensu iść do Belgii. Nawet Christoph Daum powiedział mu na koniec: - Musisz myśleć sercem. Jeśli serce mówi „nie”, to nie ma sensu… Daum, mimo że miał prawo czuć się rozczarowany, zrozumiał to i się nie obraził, a niektórzy dziennikarze zrozumieć nie potrafią – dziwne.
- Ja Legii nie rozkradam, ja Legii przynoszę pieniądze. Czasami przyprowadzam zawodników, a czasami ich z Legii wytransferowuję – jak w tym wypadku. Niczego nie robię wbrew klubowi – gdyby Legia nie miała chęci czy potrzeby sprzedać Borysiuka, to by go nie sprzedała. Proste. Żeby transfer doszedł do skutku, to ja muszę skojarzyć ze sobą dwa kluby, a potem czekać, czy się porozumieją, czyli czy będzie obustronna wola i potem jeszcze porozumieć musi się zawodnik. Nikt nikogo na żadnym etapie do czegokolwiek nie przymusza. Poza tym wiele osób nie rozumie roli menedżera. Ja pracuję dla piłkarza i dla nikogo innego. Dla piłkarza! Jestem z nim całkowicie szczery, gram w otwarte karty. To on mnie zatrudnia. Przez cały rok działam tak, by swoim klientem zainteresować jak najpoważniejszych kontrahentów, a potem informuje go, jakie są możliwe kierunki i na jakich warunkach.
Zapis całej rozmowy z Mariuszem Piekarskim możemy przeczytać w serwisie weszlo.com
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.