Marko Suler - słoweński "ghost transfer" z hiszpańskim kompleksem
21.06.2012 12:55
fot: markosuler.net
Suler piłkarskiego abecadła uczył się w Austrii. Wyjechał tam w 1998 roku, mając zaledwie 15 lat i opinię w miarę utalentowanego juniora. Pozostanie w rodzinnym Gradecu mijało się z celem, bo oderwana od Jugosławii Słowenia miała inne problemy, niż inwestowanie w rozwój rodzimej ligi piłkarskiej i szkolenie młodzieży.
Młody Słoweniec treningi rozpoczął w Klagenfurcie, ale dość szybko przechwycili go skauci lokalnego FC Karnten, dając możliwość treningów z pierwszym zespołem. Dla 16-letniego wówczas Sulera była to spora szansa, jednak kolejne występy zaliczał wyłącznie dla drużyny rezerw. Tak było przez kolejne dwa sezony. Klub rósł w siłę, awansował właśnie do austriackiej ekstraklasy, sprowadzano doświadczonych graczy i Suler zrozumiał, że musi zmienić miejsce pracy.Z tego powodu zdecydował się na powrót do ojczyzny.
Zaczepił się w grającym na zapleczu słoweńskiej ekstraklasy NK Dravograd, z którym już w pierwszym sezonie awansował na najwyższy szczebel. Jego udział w sukcesie klubu był znikomy – najczęściej przesiadywał na ławce rezerwowych, na boisku pojawił się tylko 3 razy. Dość niespodziewanie postawiono na niego w kolejnych rozgrywkach i choć klub bronił się przed spadkiem, 20-latek zaliczał kolejne cenne minuty w lidze. Przełomem okazał się jednak dopiero sezon 2003/2004. Drużyna z Dravnogradu sensacyjnie doszła aż do finału krajowego pucharu, a dowodzona przez Sulera defensywa traciła mało bramek. Włodarze nowego mistrza Słowenii – ND Gorica - zagięli parol na reprezentanta młodzieżówki i dopięli swego. W ciągu następnych 2 lat świętowali kolejne mistrzostwa, w czym coraz większa była zasługa Sulera. Jesienią 2007 roku, kiedy aż 5-krotnie wpisywał się na listę strzelców, uznał , że Prva Liga zrobiła się dla niego zbyt ciasna.
Po 24-latka zgłosił się belgijski KAA Gent, według różnych źródeł płacąc Słoweńcom od 500 do 800 tys. euro. Suler z miejsca trafił do wyjściowej jedenastki, a zagraniczny transfer przybliżył go do pierwszej reprezentacji. Zadebiutował w niej w marcu 2008 roku i od tamtej pory jest jej podstawowym obrońcą. Równie mocną pozycję wywalczył sobie zarówno w nowym klubie, jak i w całej Eerste Klasse.
W 2010 roku znalazł się w kadrze na Mistrzostwa Świata. Wcześniej, jeszcze w grupie eliminacyjnej, wystąpił w obu pojedynkach z Polską. W RPA zaliczył turniej życia. Słoweńcy po zwycięstwie z Algierią, w drugim spotkaniu grupowym prowadzili ze Stanami Zjednoczonymi już 2:0, lecz ostatecznie musieli podzielić się z nimi punktami. Piękna przygoda skończyła się w tak dobrze znanym nam meczu "o wszystko”. Ulegając 0:1 Anglikom, Suler i spółka pozostawili po sobie dobre wrażenie. Dość powiedzieć, że jeszcze w doliczonym czasie mieli dwie stuprocentowe sytuacje…
Nikogo nie zdziwiło więc, gdy latem 2010 roku szkoleniowiec Celitku Neil Lennon ogłosił w mediach, że słoweński obrońca jest numerem jeden na liście życzeń Szkotów. Na Celtic Park miał zastąpić Holendra Glenna Loovensa, uznanego za głównego winnego braku mistrzostwa. Włodarze obu klubów porozumieli się nawet odnośnie do terminu przeprowadzki Słoweńca. Finalizacja umowy miała nastąpić tuż po sierpniowych eliminacjach Ligi Mistrzów, w których KAA Gent mierzył się z Dynamem Kijów. Mecz z Ukraińcami okazał się jednak dla Sulera pechowy z dwóch względów – uszkodził ścięgno w udzie i transfer spalił na panewce, a jego drużyna odpadła z rozgrywek.
Kiedy wrócił do pełnej dyspozycji, znów stał się kluczowym zawodnikiem zespołu. Solidnie prezentował się zarówno w Eerste Klasse, jak i w Lidze Europy, co nie przeszło bez echa w mediach. Długo spekulowano o zainteresowaniu usługami Sulera ze strony West Bromwich Albion, Espanyolu i Villarreal, wyceniano go wtedy na 2,5 mln euro. Medialny szum, jak to często bywa w takich przypadkach, nie przełożył się na konkretne oferty. Rozbawione tym faktem brytyjskie bulwarówki ochrzciły go mianem "ghost transferu”, czyli transferu-widma.
Pewni odejścia Słoweńca, w styczniu 2011 roku działacze KAA Gent sprowadzili Hiszpana Cesara Arzo. Z biegiem czasu to on, kosztem Sulera, partnerował na środku obrony swojemu rodakowi – Melliemu. Od początku sezonu 2011/2012 niedoszły piłkarz Celtiku pełnił rolę jedynie uzupełnienia składu. Zaledwie 9 ligowych gier było mu nie w smak, dlatego zimą podjął decyzję o wypożyczeniu do Hapoelu Tel Awiw, który chwilę wcześniej legioniści odprawili z Ligi Europy. W Ligat ha’Al znów imponował formą, grał w każdym meczu pełne 90 minut, a na koniec rozgrywek cieszył się z wicemistrzostwa i krajowego pucharu.
Od początku czerwca o Sulera zabiegał Partizan Belgrad i wszystko wskazywało na to, że swoją karierę będzie kontynuował w Serbii. Wtedy jednak polskie media poinformowały o zainteresowaniu ze strony Wisły Kraków. Po kilku dniach okazało się, że 32-krotny reprezentant Słowenii rzeczywiście trafi do Polski, ale do… Legii. Nie tak dawno dwóch Hiszpanów wypchnęło go ze składu KAA Gent, a teraz wynik jego rywalizacji z Inakim Astizem osądzą Jan Urban i Kibu Vicuna…
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że już w pierwszych meczach przeskoczy poprzeczkę, którą przy Łazienkowskiej niezbyt wysoko zawiesił jego rodak – Dejan Kelhar. Co ciekawe, obaj stworzyli duet środkowych obrońców w ostatnim meczu kadry, który zakończył się remisem 1:1 z Grecją.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.