Marta Ostrowska: Czuję wsparcie trenerów i piłkarzy
18.02.2013 13:50
- W stolicy mieszkam od blisko 20 lat. Jestem bardzo związana z tym miastem, no i oczywiście z Legią. Może to zabrzmi banalnie, ale nie wyobrażam sobie życia bez Legii. Podczas pobytu w klubie nigdy nie czułam się, jakbym pracowała w korporacji. Gdybym nie miała Legii w sercu, to na pewno bym tutaj tyle lat nie wytrzymała. Trafiłam do Legii z ITI. To była naturalna zmiana, ponieważ przyszłam na Łazienkowską razem z prezesem Pawłem Kosmalą. Przez wiele lat byłam jego asystentką. Byliśmy taką nierozłączną parą zawodową. W klubie od razu rzucono mnie na głęboką wodę. Organizowałam otwarcie strefy VIP w czasie meczu z Arsenalem. Później przejmowałam stopniowo obowiązki administracyjne. Zajmowałam się naprawdę poważnymi sprawami. Współtworzyłam na nowym stadionie cały dział administracji operacyjnej, czyli flotę samochodową, organizację dnia meczowego czy dużych przetargów.
Pierwsza reakcja po usłyszeniu propozycji?
- Tak jakby ktoś do mnie przyszedł i powiedział: "Marta, będziesz od dzisiaj pilotem myśliwca". Myślałam, że to żarty. Dostałam cały weekend na przemyślenia i szybko nasunęły mi się trzy. Po pierwsze, jak wspomniałam, Legii się nie odmawia. Po drugie, że jest to dla mnie duże wyzwanie. A po trzecie, najważniejsze, że ja za tym nie chodziłam. Ta propozycja do mnie przyszła sama.
Co należy do zakresu pani obowiązków?
- Nie dostałam od nikogo listy, ale wiem, co mam robić. Organizuję sparingi, wyjazdy, noclegi i pilnuję przedmeczowych protokołów. Liczenie kartek czy wpisywanie w okienko numerów zawodników to przecież nic trudnego. Robiąc na Legii przetargi, liczyłam w życiu dużo poważniejsze rzeczy.
Jak przyjął panią sztab szkoleniowy?
- Bardzo serdecznie. Czuję z ich strony absolutne wsparcie i tak jak wcześniej mówiłam, nie zgodziłabym się pełnić tej funkcji, gdyby się na to nie zgodzili. Jesteśmy ze sobą praktycznie cały czas. Poznajemy się i wzajemnie obserwujemy. Z każdym dniem wygląda to coraz fajniej.
Nie krępuje się pani, wchodząc do szatni?
- Nie jestem od wchodzenia do szatni. Moim zadaniem jest tak zorganizować życie chłopaków, żebym nie musiała do niej zaglądać. Od tego są trenerzy. Poza tym to nie jest tak, że jestem pierwszą babą, która ma do niej wejść. Przecież tam często przebywają inne dziewczyny. Przynoszą piłkarzom posiłki czy napoje. Dla nich to jest normalne, więc jeśli zajdzie taka potrzeba, to ja też wejdę do szatni. Uważam, że kierownik drużyny to nie jest stanowisko tylko dla mężczyzn. Kierownikiem powinna być osoba, która przede wszystkim podoła organizacyjnie. Jeden z zawodników powiedział mi nawet, że są dumni z tego, że jestem z nimi. Czują się z tego powodu wyjątkowi, a inne drużyny mogą nam jedynie zazdrościć. Nie chciałabym, żeby mnie jakoś szczególnie z tego powodu traktowali, ale nie da się ukryć - czuję się kobietą i ten szacunek ze strony zawodników i trenerów jest widoczny. Już wiem, że sztab szkoleniowy będzie stał za mną murem w trudnych momentach.
Zapis całej rozmowy z Martą Ostrowską dostępny jest na Warszawa.sport.pl
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.