Marta Ostrowska: Problemy rozwiązujemy na bieżąco
21.04.2014 09:09
Utarła pani nosa sceptykom, którzy twierdzili, że kobieta w szatni przynosi pecha.
- Wie pani, ja myślę, że to jest problem, który dotyczy nie tylko świata sportu. Że kobieta musi umieć więcej, wiedzieć więcej i cały czas udowadniać, że jest dobra i się nadaje. Zdarzały się sytuacje, gdy sędziowie na odprawach próbowali sprawdzić czy się orientuję. Podpytywali o przepisy, regulamin rozgrywek, ale nie dałam się zagiąć. Jestem otwarta na konstruktywną krytykę. Jednak sytuacja, w której ocenia się mnie negatywnie tylko dlatego, że jestem kobietą, jest dla mnie nie do przyjęcia. To po prostu szowinizm. Ciężko pracuję i robię wszystko, żeby organizacja życia drużyny była na wysokim poziomie, więc niepochlebne komentarze mojej osoby, które można przeczytać gdzieś w internecie nie są sprawiedliwe. Nigdy nikt mi nie powiedział w oczy, że się nie nadaję. Jeśli mi to powie – niech poda właściwy argument, a ja na pewno do tego się ustosunkuję. Dostaje mnóstwo ciepłych gestów od kibiców (piszą listy, maile, przesyłają własnoręcznie wykonane prezenty) – to nadaje sens mojej pracy, wiem, że jestem potrzebna i ktoś docenia to, że poświęcam dużą część mojego życia Legii. I naprawdę nie widzę powodu, dla którego kobieta nie powinna być kierownikiem drużyny, to czysto menadżerska funkcja. Nie ma tutaj też miejsca na podteksty dotyczące relacji damsko - męskich.
Wcześniejsze wywiady mocno zahaczano właśnie o te relacje damsko - męskie. Np. często pojawiały się pytania o to czy wchodzi pani do szatni.
- Rzeczywiście, każdy wywiad zaczynał albo kończył się takim pytaniem. Trochę to było przykre, że ludzie sprowadzają temat do takich pierwotnych instynktów. Zawsze podchodzę do swoich obowiązków profesjonalnie, mam zdrowe relacje ze sztabem i z zawodnikami. Nie ma miejsca na takie podteksty. Nie wchodzę do szatni, gdy piłkarze się przebierają, bo nie chcę stwarzać niezręcznych sytuacji. Jeśli przed meczem muszę coś przekazać drużynie, to wchodzę. Ale nie myślę, wtedy, że któryś będzie się przebierał. Jestem kierownikiem drużyny, piłkarze nie są dla mnie obiektem westchnień, ja dla nich też nie. To są po prostu moi kumple z pracy.
Jednak musi pani przyznać, że rola kierownika drużyny jest pod pewnymi względami specyficzna. Spędzacie ze sobą dużo czasu – są przecież zgrupowania, mecze wyjazdowe.
- To prawda, spędzamy ze sobą masę czasu. Każdy taki wyjazd dopracowuję logistycznie. Odpowiadam za negocjacje z hotelami, organizuję transport, zamawiam bilety na samolot. Wcześniej, szczegóły takiego wyjazdu omawiam ze sztabem trenerskim. Temat organizacji obozów przygotowawczych też jest częścią moich obowiązków. Dodatkowo współpracuję z działem marketingu w zakresie wszelkich akcji marketingowych i promocyjnych z udziałem piłkarzy. Do tego dochodzą jeszcze kwestie związane z meczami – protokoły przedmeczowe, pomeczowe, spotkania z sędziami, zgłaszanie zmian, kontrola kartek zawodników. Poza tym, zawsze wpadają mi jakieś kwestie do załatwienia ad hoc. Udzielanie wywiadów też jest przecież częścią mojego życia zawodowego.
Piłkarze angażują panią w żarty?
- Przed każdym wyjazdem czy to na zgrupowanie, czy na mecz muszę ich przeliczyć. Nie możemy odjechać bez pełnego składu. Przed meczem jest łatwiej, zawodników jest wtedy zwykle tylko osiemnastu, wiem, kto ma jechać, więc wystarczy, że ogarnę ich wzrokiem. Gorzej jest przed obozami przygotowawczymi, wtedy jedziemy pełną kadrą, 45 osób. I jak oni mi się zaczynają przemieszczać w autokarze, wychodzić, wchodzić, chować się pod fotelami, to ja ich muszę liczyć kilkanaście razy! (śmiech) I wtedy zdarza mi się powiedzieć do jednego czy drugiego: usiądź wreszcie! (śmiech). Niekiedy daję się namówić. Na przykład, czasami, jak jeździmy na zgrupowania, to przez cały obóz robią zamówienia na pokój jednego z kolegów, który nie jest tego świadomy. I na spotkaniu przed wyjazdem, mówię do wybranej „ofiary żartu“: słuchaj, na recepcji masz rachunek do uregulowania tyle i tyle. I oczywiście on próbuje się tłumaczyć, nie trzeba dodawać, że już mocno poirytowany, że przecież nic nie zamawiał, że jak to, że skąd to, a reszta ma niezły ubaw.
A jak się pani pracuje z Henningiem Bergiem?
- Bardzo osobiście przeżyłam odejście Janka Urbana. 2013 okazał się dla mnie rewolucyjny pod wieloma względami, więc jeszcze taka zmiana na sam koniec roku, była dla mnie dużym ciosem. Nigdy wcześniej nie miałam do czynienia ze Skandynawami, więc nie wiedziałam, czego się spodziewać. Na szczęście udało nam się znaleźć z Henningiem wspólny język. On i jego sztab mają inny styl pracy niż poprzedni szkoleniowcy. Nie gorszy, nie lepszy. Po prostu inny. Dla mnie najważniejsze jest to, że się w tym odnalazłam. Co tydzień mamy spotkania, na których omawiamy sprawy związane z pierwszą drużyną, nic się nie nawarstwia, bo ewentualne problemy rozwiązujemy na bieżąco.
Wyobraża sobie pani życie bez Legii?
Wiele razy nie wyobrażałam sobie różnych rzeczy, a one się działy. I życie toczyło się dalej, dlatego teraz jestem gotowa na każdy życiowy i zawodowy scenariusz. Mam świadomość, że nie ma ludzi niezastąpionych i że za rok mogę być w zupełnie innym miejscu. Moją jedyną stałą jest córka. Reszta zawsze się z czasem układa nawet po rewolucjach. Legii zawsze będę kibicować i życzyć mistrzostwa, a póki jestem jej częścią to jestem przekonana, że ponownie będę kierownikiem Mistrza Polski.
Zapis całej rozmowy z kierownikiem drużyny Legii Martą Ostrowską można znaleźć tutaj.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.