Mateusz Bondarenko: Nie odstajemy od najlepszych
26.09.2016 22:53
Dlaczego piłka?
- Odpowiedź jest prosta - od dzieciństwa zamiast bajek oglądałem mecze w telewizji (śmiech). Tuż po skończeniu przeze mnie czwartego roku życia, rodzice zaprowadzili starszego o dwa lata brata na trening. Przy okazji zabrali także mnie. Ciągnęło mnie za bratem, naśladowałem go i zawsze starałem się mu dorównać. Od początku ćwiczyłem ze starszymi kolegami. Pierwsze zajęcia pamiętam bardzo dobrze, ponieważ przypadkowo zostałem uderzony piłką w brzuch. Zabolało, jednak nie uroniłem łez (śmiech). W pewnym momencie spotkałem się wzrokiem z obserwującą mnie mamą. Wówczas cała moja odwaga prysła i pobiegłem z płaczem do niej na kolana. Wszyscy myśleli, że po tej porażce moja przygoda z piłką się zakończy. Następny trening odbył się jednak z moim udziałem i tak też pozostało do dziś. Chciałem pokazać się przed starszymi z dobrej strony. Wiadomo, jakie są początki. Łatwo nie było, ale z dnia na dzień czułem się coraz lepiej.
Można powiedzieć, że sport to w twoim domu tradycja?
- Kiedyś amatorsko w piłkę grał mój tata, a brat Michał, o którym już wspomniałem, z powodzeniem radził sobie w trzeciej lidze (w poprzednim sezonie grał w trzecioligowych Budowlanych Lubsko - red.). Po każdym spotkaniu, tata dostarczał mi cennych wskazówek, co muszę poprawić, aby robić kolejne postępy.
Pamiętasz swoje pierwsze boisko, na którym bawiłeś się z rówieśnikami kopiąc piłkę?
- Razem z bratem i przyjaciółmi graliśmy na przydomowym podwórku, które szybko zamieniłem na klubową murawę MLKS Budowlani Lubsko.
Dobrze wspominasz okres w tej drużynie?
- Tak, oczywiście. Całe moje dzieciństwo było związane z tym klubem i piłką nożną. To właśnie tutaj otrzymałem możliwość regularnych treningów oraz uczestniczenia w turniejach piłkarskich w Polsce i w Niemczech. Z uwagi na zamieszkiwanie w przygranicznej miejscowości, często miałem okazję rywalizować z rówieśnikami z Niemiec. Można powiedzieć, że był to zespół, w którym jak na ten wiek zawodnika, miałem wszystko, czego potrzebowałem.
Wyróżniałeś się wówczas na tle innych zawodników, oprócz wzrostu? Masz w końcu 189 centymetrów - nieźle jak na siedemnastolatka.
- Dziś może wydawać się to trochę dziwne, ale w tamtym czasie wszyscy koledzy z drużyny byli ode mnie dużo wyżsi, ponieważ grałem ze starszymi. To z perspektywy czasu moim zdaniem dało mi bardzo dużo. Myślę, że wówczas na tle rówieśników wyróżniałem się dobrym przeglądem pola.
Kiedy pierwszy raz usłyszałeś o zainteresowaniu ze strony Legii?
- Będąc piłkarzem Budowlanych Lubsko zostałem powołany do reprezentacji U-15 prowadzonej przez trenera Bartłomieja Zalewskiego. Być może to powołanie spowodowało, że skaut legii - pan Radosław Kucharski zwrócił na mnie uwagę i zaproponował zmianę klubu na Legię.
Co sobie wtedy pomyślałeś?
- Na pewno byłem podekscytowany, lecz z drugiej strony przerażony. Nigdy nie myślałem, że z tak małego klubu mogę bezpośrednio trafić na Łazienkowską. Gra w takim zespole jak Legia, to ogromne wyzwanie. Szczególnie dla niespełna piętnastolatka z małego klubu.
Najbliżsi, znajomi byli zgodni, żebyś podpisał kontrakt z Legią czy proponowali inne rozwiązanie.
- Decyzję podjąłem razem z rodzicami, choć nie była ona klarowna. Niektórzy znajomi nie dowierzali, bo to dla mieszkańca takiego miasteczka to coś niespotykanego.
A miałeś w ogóle jeszcze jakieś inne oferty?
- Zanim trafiłem do Legii występowałem regularnie w kadrze wojewódzkiej. Dzięki temu miałem również możliwość rozwoju w szkółkach Zagłębia Lubin czy Lecha Poznań. Mimo tego, że Warszawa leży najdalej od mojego rodzinnego domu, dzisiaj jestem zadowolony z tego wyboru.
Jak wyglądały twoje początki przy Łazienkowskiej?
- Był to trudny okres. Nowa szkoła, nowi koledzy, klub, spora odległość od Lubska... Mimo młodego wieku bardzo szybko się jednak zaaklimatyzowałem.
Nie bałeś się tak wielkiego miasta, jakim jest Warszawa? Stolica Polski jest przecież ponad czterdziestokrotnie większa od Lubska.
- Początkowo o tym nie myślałem, ale już będąc na miejscu uświadomiłem sobie jak potężnym miastem jest Warszawa. W Lubsku miałem wszystko w zasięgu ręki. Tu dotarcie z internatu do szkoły, czy klubu zajmuje nawet trzydzieści minut jazdy autobusem. Dla porównania - jak w Lubsku miałem dłuższą przerwę w szkole, to mogłem spokojnie pójść do domu na obiad (śmiech).
Rozumiem, że cały czas mieszkasz w bursie?
- Tak. Skromny pokój dzielę z dwoma kolegami z drużyny.
Zdarza się, że niektórzy w bursie uchybiają się od obowiązków i robią, co im się podoba?
- Nie ma takiej opcji. Bursę prowadzą księża salezjanie. Obowiązuje tu pewien rygor i twarde zasady.
Bursa to taka szkoła życia?
- Na pewno tak. Trzeba być samodzielnym, dbać o porządek, umieć się dogadać z innymi kolegami oraz być bardzo zorganizowanym. Ogólnie mówiąc - wiele spraw spoczywa na moich barkach.
Jakim człowiekiem na co dzień jest Mateusz Bondarenko?
- Nie mnie to oceniać. Staram się jednak być sumienny w tym co robię, koleżeński i uśmiechnięty każdego dnia.
Co najchętniej robisz w wolnym czasie?
- Wolnego czasu mam bardzo mało. Ale jak już go znajdę, uwielbiam pograć na konsoli w FIFĘ, spotkać się z przyjaciółmi, a także pojechać do domu i spędzić czas z rodziną, bo ona jest najważniejsza.
Jak idzie ci z nauką w szkole?
- Jestem dobrym uczniem. Staram się jak najwięcej zapamiętywać z lekcji, bo zdaję sobie sprawę z tego, że czasami ciężko znaleźć czas na naukę. Profesorem pewnie nie zostanę, ale jestem świadomy tego jak ważna jest nauka.
Ciężko połączyć to z piłką?
- Bardzo. Czasami dwa treningi dziennie, dalekie wyjazdy na mecze, częste zgrupowania... to na pewno nie pomaga. Trzeba mieć w sobie dużo samozaparcia. Staram się to wszystko jakoś pogodzić. Uważam, że jak ktoś bardzo chce i jest sumienny, poradzi sobie na obu płaszczyznach.
Masz jakieś pasje, oprócz samego futbolu?
- Piłka nożna jest bardzo ważna w moim życiu. Jeśli nadarzy się okazja lubię pograć w szachy, tenisa lub siatkówkę. Muszę przyznać, że siatkówka w wersji plażowej to mój mały konik.
Masz swojego idola piłkarskiego, jeśli chodzi o środkowych obrońców na świecie?
- Bardzo dużo uwagi poświęcam Boatengowi z Bayernu Monachium. Obserwując go mogę się dużo nauczyć. Moim zdaniem jest on jednym z najlepszych stoperów na świecie. Podoba mi się jego styl gry. Jeśli zaś chodzi o Polaków, to niemal codziennie mogę podpatrywać Michała Pazdana. To świetny piłkarz!
Jesteś etatowym reprezentantem Polski w swojej kategorii wiekowej, ponadto grasz w pierwszym składzie Legii w Centralnej Lidze Juniorów - to dowód na to, że ciężka praca popłaca?
- Ciężka praca oraz pokora. Wiem, jakie mam atuty, znam też swoje wady, nad którymi muszę jeszcze intensywnie i długo ćwiczyć. W moim wieku nie mogę się niczym zadowalać, lecz cały czas muszę chcieć więcej.
Podejrzewam, że pewność siebie na pewno wskoczyła w górę.
- Jest to bez wątpienia ważny element. Jeśli trener daje mi możliwość rozegrania całego spotkania to wiem, że mi ufa i jest to rodzaj nagrody za włożoną pracę. Bycie rezerwowym to również odpowiedzialne i ważne zadanie. Czasami kolejka na ławkę jest dłuższa niż do podstawowego składu.
Lubisz grać pod presją wielkich meczów? Co jak co, ale wystąpić na głównej płycie przy Łazienkowskiej z Lechem Poznań czy Pogonią Szczecin to pewnie wspaniałe uczucie, które pamięta się przez długi czas.
- Są to szczególne chwile. Po to przez cały sezon pracuje się ciężko na treningach, aby potem mieć możliwość zagrania na głównej płycie stadionu Legii. Jeszcze rok temu oglądałem finały CLJ z trybun, a teraz miałem możliwość zagrania w nich, z czego jestem niezwykle dumny. Szczerze mówiąc - nie myślałem, że tak szybko to nastąpi. Adrenalina jest tak ogromna, że tak naprawdę mało co pamięta się z takiego spotkania. Wspomina się je jednak bardzo miło.
Jak mobilizujesz się przed meczami?
- Staram się wszystko poukładać w głowie. Analizuję wskazówki trenerów. Na boisku nie jestem sam. Zawsze wiem, że mogę liczyć na wsparcie trenerów i całej drużyny. Lubię posłuchać muzyki oraz porozmawiać z kolegami z drużyny.
Jak bardzo się rozwinąłeś od momentu przejścia do Legii?
- Trenowanie w Legii to inna bajka niż w małym amatorskim klubie, z którego pochodzę. Na każdym kroku do mojej dyspozycji jest kilku trenerów. Posiadają oni olbrzymią wiedzę, którą nam przekazują. Przez dwa lata spędzone w Legii nauczyłem się bardzo dużo. Tutaj decydującą rolę odgrywają detale, na które szkoleniowcy codziennie zwracają uwagę. Dzięki temu na boisku czuję się o wiele pewniej i dużo łatwiej mi się gra. Z pewnością zrobiłem progres. Myślę, że taktyka, wprowadzenie piłki oraz dynamika to aspekty, które najbardziej poprawiłem.
Dysponujesz niesamowitymi, jak na siedemnastolatka, warunkami fizycznymi. Ten wzrost nie przeszkadza Ci jednak w trakcie spotkań? Koordynacja nie jest przez to nieco gorsza?
- Wzrost to z pewnością atut na boisku, szczególnie u stopera. Jeśli chodzi o mnie - mam 189 centymetrów wzrostu, co daje mi na pewno przewagę w pojedynkach główkowych. Jestem świadomy, że muszę pracować nad koordynacją i zwinnością. Na boisku muszę szybciej reagować, przewidywać oraz czytać grę czasami dynamiczniejszego i zwinniejszego przeciwnika, co pozwala mi skutecznie go neutralizować.
W bieżącym sezonie w Centralnej Lidze Juniorów zanotowaliście na sam początek mały falstart, ale widać, że z każdym spotkaniem się rozkręcacie. O co w tym roku chcecie realnie powalczyć?
- Celujemy zawsze najwyżej, jak się da. W tym roku nic się nie zmienia. Po raz trzeci z rzędu chcemy zdobyć tytuł mistrza Polski juniorów starszych. Z meczu na mecz idzie nam coraz lepiej i widać wyraźny progres. Każdy z nas indywidualnie chce się na pewno jak najbardziej rozwinąć, ale jako drużyna mamy jeden cel, którego od początku się trzymamy.
Zdarza się, że grając na wyjazdach, lokalni kibice z Was szydzą, obrażają za to, że gracie w Legii?
- Gdybym powiedział, że Legię wszędzie darzą sympatią, to bym skłamał. Gramy pod ogromną presją i jesteśmy stawiani w roli faworyta. Nie ma chyba drużyny, która by nie chciała nas pokonać. Mimo tego, że w każdej potyczce dajemy z siebie wszystko, czasami nie wychodzi. Wtedy rywal ma podwójną satysfakcję. Nie dość, że zwyciężył, to ta sztuka udała mi się w meczu przeciwko Legii.
Gdybyś miał magiczną moc, to jaką umiejętność i od kogo z drużyny z Legii byś ją wziął? I czy w ogóle byś wziął?
- Jestem z tych zawodników, u których talent to zaledwie pięć procent całości. Wszystko inne to mozolna i ciężka praca. Oczywiście są zawodnicy posiadający niesamowite umiejętności piłkarskie, ale i oni solidnie na to zapracowali. Chciałbym do wszystkiego dojść sam, bo daje mi to ogromną satysfakcję.
W pierwszej drużynie doszło ostatnio do poważnej zmiany. Szkoleniowcem seniorów został Jacek Magiera, który wraca do Legii po roku nieobecności. Dla was, młodych chłopaków, to chyba dobra wiadomość?
- Zapaliło się światełko w tunelu, choć wiadomo, że w życiu nie ma niczego za darmo. Ja i moi koledzy, którzy przyjeżdżają do Warszawy z całej Polski, ciężko trenujemy mając nadzieję, że kiedyś dostaniemy szansę na debiut w pierwszym zespole. Nie ma się jednak co oszukiwać - tylko cząstka z nas doświadczy tego zaszczytu. Jest to nasze marzenie i cel. Mam nadzieję, że młodzi zawodnicy będą otrzymywać takie szanse, bo chyba to jest filozofią szkółek i klubów piłkarskich.
Dwa tygodnie temu w UEFA Youth League, po zaciętym spotkaniu, przegraliście w Ząbkach z Borussią 0:2. Gdybyście mieli nieco lepszą skuteczność i trochę szczęścia, moglibyście ten mecz spokojnie zremisować. Jak uważasz?
- Tamten mecz to pokaz dobrego widowiska z obu stron. Przy odrobinie szczęścia wynik mógłby być inny. Borussia to drużyna z najwyższej półki. Takie ekipy stwarzają sobie jedną lub dwie sytuacje bramkowe i je wykorzystują. Musimy być na to przygotowani. Mimo porażki uważam, że nie ma czego się wstydzić. Nawiązaliśmy równorzędną walkę z niemieckim zespołem i przede wszystkim zebraliśmy cenne doświadczenie, które na pewno zaprocentuje w najbliższych meczach oraz w przyszłości.
Potyczka z BVB chyba pokazała, że ta Młodzieżowa Liga Mistrzów wcale nie jest taka straszna i można walczyć tam z każdym jak równy z równym.
- Z pewnością zespoły występujące w Lidze Mistrzów grają na bardzo wysokim poziomie. To jednak nie oznacza, że jesteśmy od nich gorsi. Mecz z Borussią mimo przegranej pokazał, że umiemy grać w piłkę i nikogo nie możemy się bać, lecz podchodzić do przeciwnika z respektem i szacunkiem. Do każdego spotkania musimy przystępować z wiarą w nasze umiejętności, które posiadamy.
Przed wami kolejny rywal - Sporting. Wiecie już coś o tym przeciwniku i na co musicie być przygotowani?
- Jest to przeciwnik o potencjale nie mniejszym niż Borussia. Znamy temperament Portugalczyków. Wydaję mi się, że z ich strony będzie sporo indywidualności, każdemu będzie zależało na pokazaniu się szerszej publiczności. Są to jednak wyłącznie moje przewidywania. Naszą siłą jest gra zespołowa. Analiza rywala jest kluczowa i niezwykle pomocna, lecz to my jesteśmy najważniejsi i musimy się skupić przede wszystkim na sobie.
Stawiacie sobie jakiś cel w tej grupie? Po pierwszym meczu widać u was głód gry i zwycięstw.
- Reprezentujemy kraj w tych elitarnych rozgrywkach, z czego jesteśmy dumni i zdajemy sobie sprawę z tego, jak dużo osób nas obserwuje. W każdym meczu naszym celem jest przede wszystkim zwycięstwo, lecz także dobra gra oraz zrealizowanie przedmeczowych założeń. Chcemy pokazać, że nie odstajemy od najlepszych zawodników w naszym wieku w Europie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.