Mateusz Praszelik

Mateusz Praszelik: Czekałem na szansę

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: weszlo.com, Weszło

26.12.2020 10:20

(akt. 26.12.2020 10:22)

- Już rok wcześniej mieliśmy w planach odejście, ale rozmawiałem wtedy z trenerem i dyrektorem sportowym, którzy zapewniali, że na treningach wyglądam dobrze, więc dostanę więcej szans. No to dlaczego nie? Czekałem na szansę. Jaka to jednak szansa, gdy grasz w jednym meczu, a kolejny raz pojawiasz się na boisku za trzy miesiące? To nie jest dostawanie szans czy stawianie na zawodnika – mówi w rozmowie z serwisem weszlo.com Mateusz Praszelik, pomocnik Śląska Wrocław.

Rozważałeś w ogóle pozostanie w Legii Warszawa? Opcję przedłużenia kontraktu miałeś na stole.

- Nie. Dziękuję mojemu menedżerowi, który zrobił w Legii kontrakt na rok. Chciałem zobaczyć, co się wydarzy. Miałem zapis, który umożliwiał podpisanie na kolejne dwa lata, jeśli rozegram określoną liczbę minut, ale ich nie rozegrałem. To było dla mnie komfortowe, bo po roku miałem wybór. Legia mówiła „zostań, będziesz grać”. Już rok wcześniej mieliśmy w planach odejście, ale rozmawiałem wtedy z trenerem i dyrektorem sportowym, którzy zapewniali, że na treningach wyglądam dobrze, więc dostanę więcej szans. No to dlaczego nie? Czekałem na szansę. Legia co roku bije się o mistrzostwo, to fajne dla młodego zawodnika. Ale w tym roku nie za wiele się zmieniło. Rozegrałem 300 minut w sezonie.

Jaka to szansa, gdy grasz w jednym meczu, a kolejny raz pojawiasz się na boisku za trzy miesiące? To nie jest dostawanie szans czy stawianie na zawodnika. W pierwszym meczu z Pogonią zagrałem ponad godzinę, a kolejna szansa przyszła za dwa miesiące. Ludzie później twierdzili, że dostałem szansę. Nie zgadzam się. Nie nazwę tego szansą. Jeśli klub na mnie chciał postawić, szansą byłoby zagranie przynajmniej w dwóch kolejnych meczach. Jeślibym się nie spisał, powiedziałbym „dziękuję bardzo, jestem w tym momencie za słaby na Legię”. Ale nie czułem się za słaby. Trenowałem z nimi i czułem się dobrze. Szansy nie było, dlatego poczułem, że to dobry moment, by się rozstać i pokazać się w klubie, który mi zaufa.

Pewnie było o tyle trudniej, że pozycja numer dziesięć jest w Legii naprawdę dobrze obsadzona – rywalizowałeś wtedy z Luquinhasem i Gwilią, ligowym topem.

- Wiadomo, że było ciężko. Ale to ja zacząłem pierwszy mecz w wyjściowym składzie. Dało się znaleźć dla mnie miejsce, Vako grał wtedy na ósemce, a Luquinhas na skrzydle. Vako zrobił w tamtym sezonie 11 bramek i 9 asyst, to bardzo dobre liczby, a Luquinhas był jednym z najlepszych zawodników w lidze. Było ciężko o rywalizację. Ale jak mówię – w tym pierwszym meczu obaj zagrali w pierwszym składzie, więc gdyby ktoś chciał mi dać szanse, to bym ją dostał, tym się kieruję.

Wyczułem, że masz pewien żal do Legii.

- Czy żal? Teraz już nie. Jestem w Śląsku, dostałem tu stuprocentowe zaufanie. Staram się je odpłacać, bo to nie tak, że dostaję szansę, więc będę wychodził na kolejne mecze, żeby sobie pobiegać. Muszę udowodnić każdemu, że na tę szansę zasługuję i pokazać, że nikt nie będzie miał łatwo, jeśli będzie chciał grać na dziesiątce. Gdy odchodziłem, na pewno czułem żal. Byłem w Legii siedem lat, cała akademia, dwa lata w pierwszym zespole, było ciężko odchodzić. W Śląsku wszedłem dobrze w ligę, to mi pomogło i jest teraz łatwiej.

Bardzo szybko awansowałeś do pierwszej drużyny Legii, bo przeskoczyłeś bezpośrednio z CLJ, ale później zostałeś zesłany do rezerw. Jak patrzysz na to z dzisiejszej perspektywy? To coś, co było ci potrzebne?

- Wydaje mi się, że dla młodego zawodnika cofanie do rezerw nigdy nie jest potrzebne. To zawsze mega cios. Nie każdy się po tym podniesie. Większość młodych zawodników, gdy już są w pierwszym zespole, potrzebuje raczej wsparcia i rozmowy. Ja akurat taki jestem, że mnie to nie zabolało. Zmotywowało mnie to jeszcze bardziej, by pokazać, że jeszcze tam wrócę i zagram w pierwszym zespole. Ale wielu zawodników by się załamało, straciło grunt pod nogami. Czy to było dla mnie dobre? Nie wiem. Chciałem po prostu udowodnić, że jeszcze wrócę. Nie tyle Legii, co sobie, że ktoś się pomylił.

Całą rozmowę z Mateuszem Praszelikiem można przeczytać tutaj.

Polecamy

Komentarze (141)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.