News: Mateusz Wieteska: Podążam drogą Jędrzejczyka

Mateusz Wieteska: Podążam drogą Jędrzejczyka

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

15.07.2018 11:25

(akt. 02.12.2018 11:24)

Mateusz Wieteska po bardzo dobrym sezonie w Górniku Zabrze wrócił do Legii Warszawa i stara się pokazać z dobrej strony, wywalczyć jak najlepszą pozycję w zespole. - Ustawienie 3-5-2? Graliśmy nim na kadrze z Finlandią U-21. W przerwie zostałem zmieniony (śmiech). Nie jest mi obce to ustawienie, w juniorach czy w rezerwach Legii graliśmy czasem trójką, defensywny pomocnik wchodził między dwóch stoperów, a boczni przesuwali się do przodu. To były podobne rozwiązania. Inne są teraz zadania, inaczej gra się w defensywie – mnie się wydaje, że nawet łatwiej. Mając trzech w środku i dwóch wahadłowych, mamy o jednego zawodnika więcej w tyłach. Przyzwyczajamy się do tego systemu, nabieramy automatyzmów. Czas działa na naszą korzyść - mówi nam "Wietes".

Jak się na ciebie patrzy, to aż trudno uwierzyć, że jesteś w Legii już 8 lat. Kawał czasu, a masz dopiero 21 lat.


- Sporo, naprawdę sporo czasu już jestem przy Łazienkowskiej. Wiele rzeczy się przez ten okres wydarzyło. Trafiłem do Akademii Legii, tam głównie cieszyłem się grą, ale i notowałem progres. Po kilku latach pojawiło się marzenie czyli gra w pierwszym zespole Legii. Udało się całkiem szybko, bo w wieku 17 lat. Wtedy pojechałem na swój pierwszy obóz z jedynką. W Legii, w ekstraklasie sobie jednak nie pograłem, stąd decyzja o kilku wypożyczeniach do innych klubów. Niczego nie żałuję, każdy ruch przyniósł mi wiele korzyści.


Długo mi się wydawało, że jak na obrońcę jesteś zbyt wątły, szczupły. Ale w pewnym momencie wystrzeliłeś i zrobił się z ciebie kawał chłopa. To przyszło naturalnie czy pracowałeś nad tym indywidualnie?


- Pracowałem dodatkowo nad tym elementem, w Legii i poza klubem, z trenerami od przygotowania fizycznego. Wiedziałem, że jeśli chcę grać jako stoper, to muszę się wzmocnić mięśniowo. Teraz wyglądam lepiej, ale uważam, że mam w tym aspekcie jeszcze rezerwy i mogę wiele poprawić. Na pewno znajdę na to czas.


Tylko nie przesadź z tymi ćwiczeniami. Pamiętam, że kiedyś Przemysław Wysocki miał jakiś uraz i dłuższą przerwę. Jak zobaczyłem go po pół roku, to go nie poznałem.


- Nie, spokojnie. Wiem, że muszę znać umiar i robić wszystko z głową by nie zatracić na zwrotności czy szybkości. Mógłbym z siebie zrobić tzw. schaba i straszyć wyglądem, ale wątpię czy ktoś by mnie wtedy na boisko wpuścił (śmiech). A kontuzje i rehabilitacje mają to do siebie, że człowiek dużo czasu spędza na siłowni i łatwo przesadzić. Pamiętam, że kiedyś przestrzegał mnie przed tym Bartek Kalinkowski, mówił, że jak przedobrzę to będę zwrotny jak wagon z węglem. Ja naprawdę solidnie nad tym pracowałem, ale chyba w dobrym momencie powiedziałem sobie stop. Ta moja zwrotność mogłaby być lepsza, ale nie jest źle.


Swój debiut jeszcze pamiętasz w pierwszym zespole? To było w 2014 roku?


- Tak, mecz z GKS-em Bełchatów w Ekstraklasie. A taki ogólny debiut to w Superpucharze z Zawiszą Bydgoszcz. Oba mecze oczywiście pamiętam. Z GKS-em w lidze zszedłem w przerwie z boiska. Do dziś nie wiem czemu trener nie pozwolił mi wyjść na drugą część meczu. Tłumaczyłem sobie to tak, że przegrywaliśmy i trener chciał gonić wynik. Nie czułem się winny temu, że przegrywaliśmy. Choć mogło to wyglądać jak typowa „wędka”.  Przy golu Bartosza Ślusarskiego nie mogłem zbyt wiele zrobić. Arek odbił strzał, ja nie miałem za bardzo jak zablokować dobitki i stało się.


Potem były wspomniane przez ciebie wypożyczenia. Na początek Dolcan, potem Chrobry. Było ci to potrzebne?


- Tak, myślę, że bardzo mi to pomogło. Gdyby nie upadek Dolcanu, to pewnie zagrałbym tam pełen sezon i miał więcej meczów na poziomie seniorskim. Nie żałuję tych ruchów, bo w tych klubach poznałem prawdziwą, dorosłą piłkę. Takie obycie fizyczne wiele mi dało. Byłem młodych chłopakiem, grałem na stoperze, kilku napastników mnie przesunęło i wiedziałem, nad czym muszę pracować. Tak naprawdę widzę same korzyści tych wypożyczeń.


Kolejnym klubem do którego trafiłeś z Legii był Górnik Zabrze. Podobną drogę do pierwszego zespołu przebył kiedyś Artur Jędrzejczyk. Spoglądałeś kiedyś na jego ścieżkę i postanowiłeś przejść podobną?


- Wiedziałem jaką drogę przebył „Jędza” i uważam, że to dobra droga. Piłkarz wyróżniający się w rezerwach, ale bez szans na grę w pierwszym zespole, powinien szukać szans na rozwój gdzieś indziej. Szczególnie, że w Legii jest ogromna presja na wynik, a przez to trudniej dać szansę młodym – zwłaszcza obrońcom. Trzeba przy tym pamiętać, że wypożyczenie jest po to, by wrócić silniejszym i spróbować swoich sił w Legii jeszcze raz, że będzie okazja pokazać trenerowi pierwszego zespołu, że nie był to stracony czas. Mnie to motywowało.


W którym klubie zrobiłeś największy postęp?


- Myślę, że najwięcej dało mi pierwsze pół roku w Chrobrym i pierwsze pół roku w Górniku. Wtedy sam zauważałem największy progres.


Odchodząc z Legii do Górnika nie byłeś wypożyczony, ale sprzedany, choć z opcją pierwokupu. Nie pomyślałeś sobie, że już tu nie wrócisz? Kilku piłkarzy przed tobą też było sprzedawanych z taką opcją i nikt nie wracał.


- Szczerze? Nie, tak nie myślałem. Raczej uważałem, że to miłe, że Legia zapewniła sobie opcję pierwokupu, bo to znaczy, że jeszcze mnie tu nie skreślono, że ktoś na mnie liczy. Ktoś tam miał mnie w przyszłości w jakichś planach. Po dobrym półroczu w pierwszej lidze miałem sporo ofert z klubów z najwyższej klasy rozgrywkowej. Nie chciałem tego dobrego okresu zaprzepaścić, ale dalej się rozwijać i nabierać doświadczenia. To była jedyna słuszna decyzja. Gra na stoperze wymaga doświadczenia. Młody chłopak raczej nie wejdzie do pierwszego składu na środek defensywy i nie zagra całego sezonu. Zwłaszcza w Legii, gdzie jest presja wyniku. A młodemu, bez doświadczenia muszą przydarzać się błędy. A na to przy Łazienkowskiej nie ma miejsca. W Górniku miałem ten komfort, że trener obdarzył mnie ogromnym zaufaniem i choć popełniałem błędy – nie ma co tego ukrywać, to trener dalej na mnie stawiał. Dla mnie to było super, że po meczu z błędami mogłem wyciągnąć wnioski, ale mając świadomość, że w kolejnym trener też obdarzy mnie zaufaniem.


Na czym polegał fenomen Górnika w minionym sezonie? Stworzyliście paczkę, która była groźna dla każdego.


- Stworzyła się tam bardzo fajna paczka młodych i ambitnych chłopaków, która wiedziała co chce robić na boisku. Każdy mecz był dla nas ważny, chcieliśmy po prostu wygrywać i dobrze się przy tym bawić. Okazaliśmy się rewelacją rundy jesiennej. Jako beniaminek weszliśmy do ekstraklasy z przytupem. W pierwszym meczu wygraliśmy z Legią 3:1 w bardzo dobrym stylu i to zwycięstwo z Legią pociągnęło nas do przodu. Chyba nikt z nas nie zakładał nawet, że będziemy tak wysoko. Ale dzięki ciężkiej pracy całego zespołu i sztabu trenerskiego, wskoczyliśmy na naprawdę wysoką półkę – tak w lidze jak i w Pucharze Polski. Mało brakowało, a byśmy grali w finale.


To prawda, napędziłeś stracha Legii…


- (śmiech). Chyba tylko Adamowi Hlouskowi, ale tak poważnie to nic wielkiego nie zrobiłem. Graliśmy na dwóch frontach do końca sezonu, zajęliśmy bardzo dobrą pozycję w tabeli. To była fajna przygoda i miłe niespodzianki.


Takie postacie jak Ty, Kurzawa czy Żurkowski stały się odkryciami sezonu. To rzadkie zjawisko w beniaminku.


- Tak, „Kurzi” trochę tych asyst miał – chyba osiemnaście. Dogrywał lewą nogą takie piłki, że żal było z nich nie skorzystać. To był nasz lider, bez niego na boisku było nam trudniej. Jego postawę docenił selekcjoner reprezentacji Polski. A „Żurek” to prawdziwy koń do biegania, gdzie powstawała luka, tam on się pojawiał. Czasem biegał za siebie i za kolegę. Fajnie jest mieć takiego zawodnika w zespole. Dawał nam dużo z przodu, ale pomagał też z tyłu. Nie bez powodu został wybrany odkryciem sezonu.


Duża w tym wszystkim zasługa trenera Brosza?


- Trener miał do nas dobre podejście, potrafił do nas dotrzeć. Dopasowywał też idealnie taktykę pod nasze umiejętności. Dobrze to wszystko wyglądało. Przytrafiały nam się też gorsze mecze, ale ogólnie było bardzo dobrze. A trener miał na nas pomysł i jego zasługa jest ogromna.


Jesienią mieliście jeszcze takiego drugiego Nikolicia, który co dotknął piłkę, to ta wpadała do siatki.


- Tak, Igor Angulo miał super sezon, szczególnie pierwszą rundę. Wiosną trochę mu brakowało szczęścia, trochę skuteczności. Ale jesienią każdy kontakt z piłka zamieniał na gola i należy mu się za to duży szacunek. Bez jego dwudziestu goli nie bylibyśmy w miejscu, w jakim się znaleźliśmy.


W tej ofensywie też miałeś swój udział – siedem bramek. W niektórych klubach byłbyś najlepszym strzelcem…


- W niektórych tak, ale w Górniku byłem trzecim (śmiech). Jak na obrońcę, to bardzo dobry wynik. Fajnie by było, gdybyśmy mniej tych goli tracili, ponad 50 bramek to stanowczo za dużo. I za to jestem wkurzony, ale taki preferowaliśmy styl, poza tym uczyliśmy się tej ligi. Za błędy często spowodowane brakiem doświadczenia, musieliśmy widocznie zapłacić taką cenę. A co do mojej skuteczności… Jak się miało takich dwóch dogrywających wprost na głowę, to wcale nie było takie trudne. Nie tylko ja korzystałem na tych dośrodkowaniach – Dani Suarez miał cztery gole, Igor też kilka razy trafił do bramki po rzutach rożnych, Szymon Matuszek też zanotował kilka bramek.


Sezon zagrałeś na dwóch pozycjach – środek obrony i prawa strona bloku defensywnego. Gdzie wolisz grać?


- Moją nominalną pozycją jest środek obrony, ale już w Chrobrym zagrałem kilka meczów na prawej stronie. W Górniku tych spotkań na obu pozycjach była podobna liczba. Na początku trudno było mi się przestawić na prawą stronę, tam są inne zachowania i zadania. Nie wyglądało to dobrze, ale potem poukładałem sobie wszystko w głowie, powiedziałem sobie, że to nic trudnego i dam radę i było lepiej. Sam musiałem się przekonać do tego pomysłu i w sumie się udało. Z każdym meczem czułem się pewniej i grałem lepiej.


Z czasem pojawił się też ciąg na bramkę. Pamiętam taką akcję, którą rozpocząłeś z tyłu, pognałeś do przodu, dobiłeś strzał i zdobyłeś bramkę…


- (śmiech). Ten strzał był bardzo cenny dla Legii. To było w Poznaniu, gdzie po kwadransie powinniśmy przegrywać z Lechem 0:2, ale udało się przetrwać ten napór i sami wyszliśmy na prowadzenie. Co do mojej bramki, to sam się czasem zastanawiam, co ja robiłem w tym polu karnym? (śmiech). Z prawej obrony pobiegłem przez pół boiska, by dobić strzał. Jakiś instynkt strzelca mi się włączył.  Coś mi powiedziało, że mogę się przydać z przodu i pobiegłem, bramkarz odbił strzał i miałem łatwe zadanie. To w moim przypadku rzadka sprawa, miałem nosa, zachowałem się jak typowy snajper. Ale sam byłem tym zaskoczony. Kondziu Michalak cały czas się ze mnie śmieje i pyta, co ja tam robiłem w tym polu karnym.


Po sezonie zostałeś wykupiony przez Legię, ale były też informacje o klubach z Polski i zagranicy. Ile było w tym prawdy a ile typowych gierek?


- Zainteresowania były, ale konkretów brak. Legia była stanowcza – zapowiedziała, że skorzysta z opcji pierwokupu, przedstawiła plan rozwoju, zaproponowała kontrakt i wszystko mi bardzo opowiadało. Podpisałem długą umowę. Oczywiście póki okno transferowe jest otwarte, nigdy nie wiadomo co się zdarzy. Ale nie mam żadnych sygnałów o poważnym klubie z innej ligi. Najpoważniejsze zainteresowanie było z Montpellier, ale nie doszło do powiedzenia sobie tak.


Wróciłeś do Legii po niecałym roku. Dużo się zmieniło przez ten czas?


- Trochę nowych twarzy w szatni jest, a nawet dość dużo. Ale trzon drużyny został ten sam, jest super atmosfera, każdy stara się każdemu pomagać. Z każdym tygodniem lepiej poznaję się z chłopakami.


Od początku okresu przygotowawczego pracujecie nad systemem gry z trzema obrońcami. Grałeś kiedyś w takim ustawieniu? Jak się w nim odnajdujesz?


- Graliśmy nim na kadrze z Finlandią U-21. W przerwie zostałem zmieniony (śmiech). Nie jest mi obce to ustawienie, w juniorach czy w rezerwach Legii graliśmy czasem trójką, defensywny pomocnik wchodził między dwóch stoperów, a boczni przesuwali się do przodu. To były podobne rozwiązania. Inne są teraz zadania, inaczej gra się w defensywie – mnie się wydaje, że nawet łatwiej. Mając trzech w środku i dwóch wahadłowych, mamy o jednego zawodnika więcej w tyłach. Przyzwyczajamy się do tego systemu, nabieramy automatyzmów. Czas działa na naszą korzyść. Na razie za nami kilka sparingów i jeden mecz o stawkę. Były błędy, było kilka pozytywów. Czasem lepiej wychodzi wysoki pressing, a gorzej ten średni, czasem odwrotnie. Czasem szwankowało przesuwanie się, czasem komunikacja, ale na bieżąco to analizujemy i poprawiamy. Z czasem będzie to wyglądało lepiej tak w defensywie jak i w ofensywie.


Mówiłeś już o dobrej atmosferze. Mam wrażenie, że dba o to bardzo trener Dean Klafurić, który dużo z wami rozmawia. Jest czas na prace i wtedy musi być dyscyplina, ale jest też czas na żarty.


-  Trener nie lubi, gdy ktoś mu przeszkadza, kiedy mówi do nas na treningu. Lepiej słuchać i się nie odzywać. (śmiech). Ja już raz podpadłem. Ale ogólnie to bardzo pozytywny człowiek, często się uśmiecha. Lubi żartować. Tak jak wspomniałeś, dużo z nami rozmawia, lubi te rozmowy. Dzieli się z nami swoimi uwagami, przemyśleniami. Trener dużą uwagą przywiązuje do atmosfery, ale jeszcze większą do taktyki. Ważne dla niego są detale – ustawienie ciała, dobre przyjęcie piłki.


Wyznaczyłeś już sobie jakieś cele do zrealizowania w najbliższym okresie?


- Jeszcze nie, ale głównym zadaniem jest wywalczenie sobie miejsca w składzie. Chciałbym mieć większy wpływ na drużynę niż choćby dwa lata temu. Wtedy wystąpiłem przez 20 minut meczu z Borussią i za trenera Magiery zagrałem z Lechią przez minutę, a przy trenerze Hasim z Arką Gdynia. Trochę tego było mało. Teraz chciałbym częściej i dłużej grać w koszulce z „eLką” na piersi. Chciałbym też udowodnić klubowi i kibicom, że wykupienie mnie z górnika Zabrze nie było złym ruchem.


Czyli możemy powiedzieć, że zostajesz w Legii na minimum jeden sezon?


- Wszystko na to wskazuje, że zostaję i walczę o jak najlepszą pozycję.

Polecamy

Komentarze (69)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.