News: Mateusz Wieteska: Teraz broni cały zespół, jest asekuracja

Mateusz Wieteska - stoper z atakiem we krwi skazany na Ekstraklasę

Łukasz Pazuła

Źródło: Legia.Net

12.05.2017 21:30

(akt. 22.12.2018 10:16)

Gdy miał sześć lat, jego bracia zabrali go na trening do Pogoni Grodzisk Mazowiecki. Wcześniej grał już na podwórku. W zespole starszego rodzeństwa nie było jednak rocznika wypożyczonego legionisty, dlatego Mateusz Wieteska musiał ćwiczyć ze starszymi od siebie o pięć lat!. Dopiero po jakimś czasie powstały drużyny, w których mógł występować obecny stoper Chrobrego Głogów. Jak wyglądała droga wypożyczonego legionisty do profesjonalnego futbolu? Zapraszamy do lektury.

- W Pogoni grałem na wielu pozycjach. Na początku występowałem bliżej bramki przeciwnika. Tak jak każdy młody chłopak marzyłem, żeby strzelać gole. Raz ustawiany byłem jako środkowy pomocnik, a innym razem biegałem „na szpicy”. Zdarzało się posyłać piłkę do siatki, zanotowałem też kilka asyst. Czasem sobie wspominam młodzieńcze lata – powiedział nam Mateusz Wieteska. Bohater naszego tekstu zajęcia w Pogoni rozpoczął w roczniku ‘92, gdzie grał ze starszymi od siebie o pięć lat. Drużynę prowadził Rafał Smalec. Później wypożyczony legionista dołączył do nowych, młodszych roczników i tam trafił pod skrzydła Bartosza Benedykcińskiego, który porozmawiał z naszym serwisem o „Wietesie”. – Jak tylko Mateusz się u nas pojawił, widać było, że sporo umie. Na początku grał ze starszymi. Później przeszedł do młodszych roczników, gdy tylko powstały. To utalentowany chłopak, ale swoją obecną pozycję zawdzięcza pracowitości. Zawsze miał najlepszą frekwencję na zajęciach w klubie. Nie przypominam sobie, by opuścił jakiś trening – mówił szkoleniowiec.


Trener Benedykciński prowadził dwa roczniki – ’94 i ’96. Wieteska grając wcześniej ze starszymi kolegami nauczył się szybciej myśleć na boisku. Nie bał się też agresywnej gry. Czasami nie wystarczał mu jeden trening, więc chodził na zajęcia do drugiego zespołu jego szkoleniowca. Jak sam tłumaczy, robił tak, ponieważ mu się nudziło. – Zdarzało się, że Mateusz jednego dnia trenował dwa razy. Nie zawsze jednak dostawał na to zgodę, bo treningi miały różną intensywność. Trudno mu było wytłumaczyć, że czasem potrzebny jest również odpoczynek. Gdyby mógł, najchętniej wziąłby udział w każdych zajęciach naszego klubu – wspomina szkoleniowiec. „Wietes” wiele zawdzięcza swojemu mentorowi z Pogoni. Legionista twierdzi, że to właśnie on wysłał go na konsultację do kadry Mazowsza. – Gdy już pojawiłem się na konsultacji, zadomowiłem się w kadrze Mazowsza i regularnie dostawałem powołania. Po jednym meczu, bodajże z województwem łódzkim, tata dostał telefon w mojej sprawie. Dzwonił przedstawiciel Legii, który chciał zaprosić mnie na testy, by zobaczyć, jak sobie poradzę na tle warszawskiej akademii. Pojechałem, spodobałem się, ale rodzice nie puścili mnie do Warszawy od razu. Zależało im, żebym skończył podstawówkę. Dlatego do nowego klubu przeniosłem się dopiero za pół roku – powiedział 20-latek.


Gdy Wieteska przeszedł do Legii, w Warszawie nie spotkał się już z trenerem Jakubem Sowińskim, u którego ćwiczył w roczniku ’97. Wychowanek Pogoni trafił pod skrzydła Bernarda Kapuścińskiego. „Wietes” na początku występował w środku pola, aż w końcu dostał szanse, by wykazać się w ataku. Ostatecznie przekwalifikowano go na stopera. – Kiedy przechodziłem do Legii, bardzo mocno urosłem. W krótkim czasie przybyło mi dwadzieścia centymetrów. Szybko zaaklimatyzowałem się w klubie. Trenerzy oraz wychowawcy w internacie robili wszystko, abym czuł się jak najlepiej. Dodatkowo znałem kilku chłopaków z kadry Mazowsza, na przykład Eryka Więdłochę – wspomina wypożyczony legionista. – W Legii z rocznika 97’ zostałem już tylko ja i Mateusz. „Wietes” jest bardzo kontaktową osobą, więc nie miał problemów z wejściem do zespołu. Pamiętam, że niezbyt długo po jego przyjściu odbyło się głosowanie na kapitana drużyny i to właśnie on zwyciężył – wspomina Więdłocha.


Wieteska płynnie rozwijał się trenując i grając w Legii. Był powoływany na mecze młodzieżowych reprezentacji, w których potrafił posyłać futbolówkę do siatki. Jego starania docenił Henning Berg. Norweg za pośrednictwem Jacka Magiery zaprosił „Wietesa” na treningi pierwszej drużyny warszawiaków. Szkoleniowcowi spodobała się postawa obrońcy i zabrał go na obóz przygotowawczy do Gniewina, a później dał mu zadebiutować w spotkaniu o Superpuchar Polski z Zawiszą Bydgoszcz. – Bardzo przyjemnie wspominam mój debiut. Wiadomo, z wyniku nie mogę być zadowolony, ale zagrałem przy pełnych trybunach na Legii. To wielkie przeżycie. O trenerze Bergu nie powiem złego słowa. Dał mi szansę i bardzo mu za to dziękuję – powiedział nam defensor. Następnie stoper zanotował dwa spotkania w Ekstraklasie, szczególnie po konfrontacji z Koroną Kielce był chwalony przez szkoleniowca. - Nie mam problemu z pewnością siebie na boisku. Jeśli trener mnie pochwalił na konferencji, to mogę się tylko cieszyć i mu podziękować. Zapominam już o Koronie i zamierzam skupiać się na przyszłości. Lubię wprowadzać piłkę do gry, to chyba pozostałość po mojej grze w pomocy. Nie boję się takich rzeczy. Okrzepłem już w „jedynce” i mogę się czuć pełnoprawnym członkiem tej ekipy – mówił po pojedynku z kielczanami.


Niestety, Wieteska więcej w ówczesnym sezonie nie zagrał w pierwszym zespole Legii. Często trenował z „Wojskowymi”, ale występował w rezerwach, a na koniec sezonu dołączył do CLJ-tki, by pomóc juniorom sięgnąć po mistrzostwo Polski. – Gdy przyszedłem do Legii, od razu zwróciłem uwagę na Mateusza i jego cechy przywódcze. Pamiętam, jak w półfinale CLJ-tki przegrywaliśmy w Zabrzu z Górnikiem 0:1. „Wietes” w ostatniej minucie meczu postanowił z własnej woli włączyć się do ataku i strzelił wyrównującego gola. W rewanżu bez problemów zwyciężyliśmy u siebie. Podobnie zachował się w decydującym starciu z Lechem. Z poznaniakami wygraliśmy 3:0, ale we Wronkach mieliśmy kłopoty, bo „Kolejorz” prowadził 2:1. Mateusz znów zdobył wyrównującą bramkę. Niesamowicie odnajduje się w polu karnym! Warto też zaznaczyć, iż pomimo jego sportowych sukcesów, jak występy w młodzieżowych reprezentacjach czy w legijnej „jedynce”, on pozostał sobą. Nic się nie zmienił – opowiadał nam o „Wietesie”, Filip Karbowy, były legionista, a obecnie gracz Miedzi Legnica. 


Kolejne pół roku obrońca spędził w Dolcanie Ząbki. Wieteska dołączył do podwarszawskiego zespołu w trakcie przygotowań do nowych rozgrywek. Zanotował osiem występów w drużynie Dariusza Dźwigały i zdarzało mu się występować z prawej strony defensywy. Strzelił jednego gola w przegranym meczu z Miedzią Legnica (3:4). – Myślę, że „Wietes” bardzo dobrze czuł się w Dolcanie. Chłopaki szybko go zaakceptowali, bo to bardzo dobry zawodnik. Nie grał zbyt dużo, ale spowodowane to było jego wyjazdami na kadrę. Niestety, gdy występował w reprezentacji, przepadały mu mecze ligowe – powiedział nam Michał Bajdur. Obecny piłkarz Pogoni Siedlce razem z Wieteską grał w „Ząbkovii”. Później obrońca wrócił do Legii, ponieważ Dolcan zaczął popadać w coraz większe tarapaty finansowe. Stoper znów występował w rezerwach, a w końcówce sezonu drugi raz z rzędu pomógł kolegom zdobyć mistrzostwo Polski juniorów. Najpierw piłkarze Piotra Kobiereckiego pokonali Lecha w półfinale, a w decydującym starciu okazali się być lepsi od Pogoni Szczecin.


Wieteska, gdy odszedł z Dolcanu, dostał propozycję od Zagłębia Sosnowiec. Jednakże piłkarz nie zamierzał wyprowadzać się daleko od stolicy. Powód był prosty - chęć zdania matury w szkole, w której zaczął licealną edukację.  – Na mojej decyzji skorzystał „Najem” (Arkadiusz Najemski, który jest wypożyczony obecnie do Zagłębia – przyp. red.), który teraz z powodzeniem gra w Sosnowcu – tłumaczy 20-latek. Po zakończonym sezonie „Wietes” został w Legii. Obrońca szykował się do gry w młodzieżowej Lidze Mistrzów, ale ze względu na przepisy nie mógł w nich wystąpić. Zawodnik musiał być trzy lata nieprzerwalnie w klubie, a jego przygoda w Ząbkach przekreśliła jego pobyt w ekipie Krzysztofa Dębka. Jednakże nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. 20-latek zanotował 22 minuty w spotkaniu z Borussią w Dortmundzie w Champions League. – Opłacało się być cierpliwym. Mojego debiutu w Lidze Mistrzów nie zapomnę do końca życia! Cudowne uczucie. Wcześniej kilka razy załapałem się do osiemnastki meczowej, więc nie miałem prawa narzekać. Teraz jednak potrzebuję minut na boisku, dlatego chciałem pójść na wypożyczenie. Tak też znalazłem się w Głogowie – tłumaczy wypożyczony legionista.


„Wietes” od początku 2017 roku występuje w Chrobrym Głogów. Szybko wywalczył sobie miejsce w składzie. 20-latek gra we wszystkich meczach i w każdym z nich biega przez 90 minut. W dziesięciu spotkaniach strzelił trzy gole i zobaczył tyle samo żółtych kartek. – Cieszymy się, że tak wartościowy zawodnik przyszedł do nas. Swoją postawą szybko wywalczył sobie miejsce w składzie. Pokazał też, że potrafi strzelać gole. W jednym meczu przesunąłem go do ataku, bo goniliśmy wynik, a on zdobył bramkę głową. To zawodnik, który w przyszłości będzie występował w Ekstraklasie – powiedział nam trener głogowieckiej drużyny, Ireneusz Mamrot. – W ataku grałem jeszcze w spotkaniach z Sandecją Nowy Sącz i Wisłą Puławy, gdy goniliśmy wynik. W tych starciach nie trafiłem, ale bramki zdobyłem w dwóch innych konfrontacjach. Bramkarza Miedzi Legnicy pokonałem po strzale z główki , a golkipera GKS-u Tychy po uderzeniu nogą. Zgubiłem wcześniej krycie i wykończyłem sytuację – mówił Wieteska.


Wypożyczony legionista jest zadowolony ze swojego pobytu w Chrobrym. Od pierwszych dni czuje wsparcie kolegów oraz trenera. – Szybko się zaaklimatyzowałem. Zdobyłem zaufanie trenera i gram! To dla mnie najważniejsze. Chcę zdobywać doświadczenie. Mam nadzieję, iż to zaprocentuję w przyszłości – kontynuował zawodnik. Wieteska po sezonie wraca z wypożyczenia. Chociaż trener Mamrot chętnie zatrzymałby go jeszcze u siebie. – Przyszłość Mateusza zależy od niego. Nie wiadomo jakie plany w stosunku do niego ma też Legia. My na pewno dalej bylibyśmy zainteresowani jego usługami – powiedział szkoleniowiec drużyny z Głogowa.Wieteska nie zastanawiał się jeszcze nad swoją przyszłością. Obrońca skupia się na pięciu ostatnich meczach w sezonie. Razem z Chrobrym chce zdobyć jak najwięcej punktów. Piłkarz nie stracił zapału do piłki nożnej. Cały czas pracuje nad swoimi umiejętnościami. Według jego kolegów jest też tym samym człowiekiem, który był wcześniej. – Mateusz nie zmienił się, mimo że osiągał kolejne indywidualne sukcesy. Bardzo go za to cenię. Jest bardzo ambitny. Pamiętam, jak podczas swobodnej gry w bursie zrobił kilkunastometrowy wślizg na sztucznej nawierzchni. Tak bardzo sobie starł piszczel, iż nie wiadomo było, czy będzie mógł z nami pojechać na turniej. Wszystko dlatego, iż ma masę energii w sobie – mówił nam Więdłocha.


– Mateusz to chłopak, który w przyszłości na pewno będzie grał w Legii. Szczerze powiem, to najlepszy obrońca z jakim miałem przyjemność grać. Jest cały czas tą samą osobą, którą poznałem w Warszawie. Często się widujemy, ponieważ ja z Legnicy mam godzinkę drogi do niego. Tworzymy bardzo fajną ekipę razem z Konradem Michalakiem i Grzegorzem Tomasiewiczem. Mimo iż rozrzuciło nas po całej Polsce, codziennie komunikujemy się ze sobą – mówił Karbowy. Za chwilę dodał: Często z przyjaciółmi porównujemy go do Sergio Ramosa, bo strzela sporo goli i dysponuje świetnym przerzutem. Często przezywaliśmy go „Murzyn”. To przez jego ciemną karnację. Na początku denerwowało go to przezwisko, ale teraz już się z tego potrafi śmiać...

Polecamy

Komentarze (15)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.