Mateusz Wieteska

Mateusz Wieteska: Trener nas motywuje i stawia do pionu

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

26.05.2020 10:00

(akt. 26.05.2020 13:58)

- W ćwierćfinale Pucharu Polski jest tylko jeden mecz i wiemy, że nie możemy sobie pozwolić na jakiś błąd. Jedziemy do Legnicy pewni swoich umiejętności i chcemy przywieźć awans do Warszawy, bo tylko to się dla nas liczy - mówi w rozmowie z Legia.Net, Mateusz Wieteska.

W końcu piłka nożna ruszy z miejsca, mecze zaczną być rozgrywane. Nie mogłeś się już doczekać?

- Na pewno, choć myślę, że nie jestem wyjątkiem. Pewnie każdy z zawodników nie mógł się tego doczekać. Przerwa była naprawdę długa, wielu zawodników pewnie nigdy w życiu tak długiej przerwy w grze nie miała – to dwa i pół miesiąca. Niby cały czas byliśmy w treningu, ale indywidualna praca w domu według rozpiski jednak nie zastąpi nigdy tego co robi się na boisku całą drużyną.

Jak minął ci ten czas w zawieszeniu? Były słabsze momenty?

- Podejrzewam, że każdy miał taki moment, że miał wszystkiego dość. Nie mogliśmy wychodzić z domu, wiedzieliśmy jaka jest sytuacja w Polsce i na świecie. Trzeba się było dostosować do zaleceń rządu i być odpowiedzialnym za siebie i otoczenie. Sztab szkoleniowy chciał nam przekazać dobrą informację czyli podać datę powrotu na boiska, ale wszyscy musieli czekać na decyzję władz. Dlatego każdy miał poczucie niepewności, nikt nie wiedział co się dalej wydarzy i jak długo taka sytuacja potrwa. Dopiero pod koniec kwietnia zaczęły do nas docierać nieoficjalne ale optymistyczne informacje. Aż nadszedł czas, że można było głęboko odetchnąć i powiedzieć – w końcu! Powoli wracamy do w miarę normalnej rzeczywistości. Bo to na pewno nie jest to samo, co wcześniej. Choć takie małe rzeczy, kroki do przodu cieszą – nawet fakt spotkania się z kolegami w grupie czy gry razem w piłkę na boisku radował niesamowicie.

Wspomniałeś o braku możliwości wychodzenia z domu w trakcie zawieszenia rozgrywek. A jak jest z tym teraz?

- Wychodzenie z domu i kontakt z ludźmi ograniczamy do minimum, unikamy zatłoczonych miejsc, np. nie możemy iść do restauracji, choć są już otwarte. Nas cały czas obowiązuje izolacja sportowa. Na spotkanie ze znajomymi w kawiarni trzeba będzie jeszcze chwilkę poczekać.

Miałeś kiedyś tak długą przerwę w treningach spowodowaną np. kontuzją?

- Nie, tak długiej przerwy nigdy nie miałem. Gdy przytrafiał się jakiś uraz to maksymalnie po czterech tygodniach byłem gotowy do gry. Najdłuższa standardowa przerwa w Polsce ma miejsce zimą gdy kończymy granie przed świętami Bożego Narodzenia i wracamy do pracy po nowym roku, ale wtedy to zwykle około trzech tygodni. Z tym, że to czas na odpoczynek między rundami. A teraz siedzieliśmy zamknięci w domach siedem tygodni, prawie dwa miesiące! Nikt się takiej sytuacji nie spodziewał i dlatego momentami było ciężko. Na początku każdy bał się tego wirusa, była obawa o zdrowie swoje i całej rodziny i każdy ze zrozumieniem przyjął decyzje jakie zapadły. Były one słuszne i chyba inne być nie mogły. Z czasem jednak każdy chciał już wrócić do stanu poprzedniego.

Macie za sobą trzy tygodnie zajęć na boisku, krótkie zgrupowanie w Warce, wewnętrzne gry kontrolne. Jak się czujesz fizycznie? Forma jest?

- Gdy wróciliśmy do boisko i mogliśmy trenować w grupach, to mieliśmy testy wydolnościowe. Zostaliśmy sprawdzeni pod kątek tego, jak wykonywaliśmy pracę w domach. Z przygotowania fizycznego jestem zadowolony, praktycznie nic się nie zmieniło w porównaniu do okresu, kiedy wracaliśmy do klubu po przerwie zimowej. O to chodziło trenerom, byśmy podtrzymali to, co wypracowaliśmy sobie przed zawieszeniem rozgrywek. Oczywiście dwa miesiące bez kontaktu z piłką na murawie robią swoje, trzeba było się zaadaptować do warunków na nowo. Brakowało nam przecież grania i poruszania się w warunkach i strefach, w jakich zawsze się poruszaliśmy. Trzeba było sobie przypomnieć wypracowane wcześniej zachowania, schematy i automatyzmy. Ale przez te trzy tygodnie udało się to zrobić i przygotować do meczów o stawkę.  

Zaczynacie od meczu z Miedzią w Legnicy. Pierwszy mecz po przerwie zawsze jest jakąś niewiadomą czy jedziecie tam po swoje?

- Na pewno wiemy wszyscy jakie są nasze cele na ten sezon. W ćwierćfinale Pucharu Polski jest tylko jeden mecz i wiemy, że nie możemy sobie pozwolić na jakiś błąd. Jedziemy tam pewni swoich umiejętności i chcemy przywieźć awans do Warszawy bo tylko to się dla nas liczy.

W Miedzi jest jeden dobry znajomy – wypożyczony z Legii Kacper Kostorz. Rozmawialiście może już przed meczem?

- Kacper nie zagra z nami, ale na pewno będzie chwila by pogadać. Do tej pory kontaktu jeszcze nie było, ale w Warszawie często rozmawialiśmy, więc najpóźniej po meczu się zgadamy. W obecnych warunkach będzie to pewnie kontakt telefoniczny.  

Jest w Miedzi zawodnik, na którego będziecie musieli zwrócić szczególną uwagę?

- To zespół, który rok temu grał w ekstraklasie, a teraz ma ambicje, aby do najwyższej klasy rozgrywkowej wrócić. Cechuje ich stabilizacja, wielu zawodników, którzy grają w tej drużynie pamiętamy z ekstraklasowych boisk. A na kogo trzeba uważać? Z pewnością taką postacią jest Marquitos, potrafi zrobić różnicę na boisku. Ale każdego trzeba potraktować bardzo poważnie, nie możemy nikogo zlekceważyć. Tylko takie nastawienie pozwoli nam wywalczyć awans.

Po meczu z Miedzią czeka was wyjazd do Poznania – tam będziecie musieli powalczyć bez Kante i Wszołka. Dodając do tego brak takich graczy jak Novikovas i Rosołek to robią się duże osłabienia. Stanowią dla was problem?

- To na pewno są osłabienia, nie ma co nad tym dyskutować. Ale mamy szeroką i silną kadrę, którą sztab skomplementował na początku sezonu. Pech wspomnianych kolegów jest szansą dla zawodników, którzy ostatnio grali mniej. Trener z pewnością da im szansę, a oni będą mogli pokazać, że mogą stanowić o sile drużyny i dać trenerowi taki pozytywny ból głowy przy ustalaniu składu na kolejne spotkania.

Jakbyś miał podać jakieś argumenty, które świadczą o tym, że nie powtórzy się sytuacja sprzed roku, kiedy dogonił Was Piast Gliwice, to co by to było?

- Na pewno atmosfera się zmieniła. W poprzednim sezonie też była dobra, ale w tym jest jeszcze lepsza. Z pewnością też od początku sezonu jesteśmy pod wodzą trenera Aleksandara Vukovicia. To trener, który każdego dnia nas motywuje i przypomina o takich przypadkach, jak ten w zeszłym roku. Tym samym nie pozwala na chwile zbyt dużego optymizmu, momentalnie stawia nas do pionu. Dzięki temu stąpamy twardo po ziemi i wiemy, że mimo przewagi w tabeli by sięgnąć po podwójną koronę, to w każdy meczu jaki nas czeka będziemy musieli udowodnić swoją wyższość na boisku. Tylko kolejne wygrane będą nas przybliżać do celu.

Młodemu piłkarzowi na pozycji środkowego obrońcy jest o wiele trudniej niż na innych pozycjach. Tutaj każdy błąd jest rozkładany na czynniki pierwsze i często ma też swoje konsekwencje. Tobie jesienią zdarzały się błędy, które wypominali ci kibice i dziennikarze. Czy zebrałeś już konieczne doświadczenie i teraz powinno być tylko lepiej?

- Niby 23 lata to młody wiek, ale mam już 85 meczów w ekstraklasie, więc taki młody już nie jestem i za takiego się nie uważam. Mam już doświadczenie, z którego chcę korzystać. Jestem świadomy tego, że muszę pracować mocno nad koncentracją i pewnością w rozegraniu piłki. Z tym mam największe problemy. Ustawienie i moja gra w defensywie w ostatnim czasie bardzo się poprawiły, tylko ta koncentracja. Zdarza mi się raz na jakiś czas popełnić błąd. A tak to jest, że jak środkowy obrońca popełni błąd, to dzieją się nieprzyjemne rzeczy. Nie robię tego specjalnie, chcę grać jak najlepiej. Niestety mój błąd zawsze jest widoczny i po meczu mówi się o nim, a nie o pozostałych minutach meczu, gdy wszystko było w porządku. Gdybym grał na skrzydle i stracił piłkę, to prawdopodobnie nikt by tego nawet nie zauważył. Dlatego koncentracja jest tym, nad czym pracuję z trenerami i mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie to dla wszystkich widoczne. Ja wiem, że w każdym meczu muszę pokazywać, że zasługuję na grę z „eLką” na piersi.

Na koniec spytam cię o zamieszanie wokół drugiego zespołu. Sam występowałeś kiedyś w rezerwach. Identyfikujesz się z akcją „UkaraniZaKadrę”?

- Najlepszym rozwiązaniem byłoby rozegranie zaległego meczu. Tym bardziej, że oba zainteresowane kluby nie mierzyły się ze sobą ani razu w sezonie. Legii II bardzo by pomógł awans do II ligi, bo to dla młodych zawodników szansa sprawdzenia się na wyższym szczeblu, z lepszymi zawodnikami. Wiem, że sytuacja nie jest łatwa. Czytałem wypowiedzi dyrektora Kotasa jak i dyrektora Zielińskiego. Argumenty są po naszej stronie. Uważam, że kwestia awansu powinna zostać rozstrzygnięta na boisku.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.