Mateusz Żyro: Nie boimy się nikogo
03.05.2016 15:39
Jak to jest być piłkarzem Legii?
- To przyjemne uczucie, duży zaszczyt, że można reprezentować ten klub i te barwy. Niesamowite jest to, gdy wychodzisz na boisko z "eLką" na piersi i jesteś częścią tego zespołu. Na pewno większość osób o tym nie mówi, ale większość marzy, by grać w tej drużynie.
Pamiętasz swoje początki przy Łazienkowskiej? Jak tutaj trafiłeś?
- To był 2005 rok, bodajże wrzesień. Pierwszy nabór, stary stadion. Była tam taka salka do treningu, jeszcze na krytej trybunie, gdzie przechodziliśmy testy. Pamiętam, że pojechałem z rodzicami i po wszystkim dowiedziałem się od pana Jacka Mazurka, że zostałem przyjęty.
Nauczyciele w szkole przychylniej patrzą na was przez pryzmat tego, że jesteście sportowcami?
- Tak. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że zarówno w gimnazjum, jak i liceum, nauczyciele idą nam na rękę. Nie można mieć do nich większych zastrzeżeń, zazwyczaj nas rozumieją i współpraca na linii szkoła-klub wygląda bardzo dobrze.
Przez to, że masz na nazwisko Żyro, czujesz dodatkowe obciążenie, presję?
- Nie, chociaż wiem, że ludzie zawsze będą o tym mówić. Gram na innej pozycji, jestem innym zawodnikiem i z tego powodu nie odczuwam żadnego ciśnienia. Pracuję na swoje nazwisko i nie przejmuję się tym.
Rywale na boisku, gdy ich faulujesz, albo oni ciebie, dogryzają, wspominają o bracie?
- Tak, często takie sytuacje się zdarzają, aczkolwiek jest to część piłki nożnej. Ja też nie pozostaję dłużny i zawsze staram się coś odpowiedzieć, ale to co się dzieje na boisku, tam zostaje. Gramy dziewięćdziesiąt minut, wtedy nie ma sentymentów, a po spotkaniu przybijamy sobie „piątki” i nie wracamy do tematu.
Przez to, że jesteś warszawiakiem i przede wszystkim, że Michał tyle lat grał w Legii, masz łatwiej? Masz prostszą ścieżkę?
- Nie, nie można tak powiedzieć czy mam łatwiej, czy trudniej. Nie chcę na ten temat za bardzo się wypowiadać. Po prostu robię swoje i tyle.
Brat daje ci jakieś wskazówki, czy przeważnie jest odwrotnie i to ty mu doradzasz?
- Zazwyczaj ja i on wiemy, co robimy dobrze, a nad czym musimy jeszcze popracować. Mamy trenerów, analityków, którzy badają naszą grę i z nimi bardziej rozmawiamy niż między sobą. Wiadomo, że czasami pojawiają się rady, ale rzadko ma to miejsce. Każdy z nas już jest na tyle świadomy i przygotowany, że wie, co ma robić.
Miałeś kiedyś taką sytuację, że idziesz sobie po mieście i nagle ktoś ciebie zaczepia i pyta się: Michał, mogę autograf?
- Nie, takiej sytuacji nigdy nie było (śmiech). Aczkolwiek czasami się zdarza, że ludzie wiedzą, że jestem bratem Michała.
Obaj jesteście do siebie podobni, także ze względu na warunki fizyczne. Michał jednak jest graczem ofensywnym, a ty defensywnym. Nie marzyłeś o tym, żeby zdobywać bramki? Czy od zawsze chciałeś powstrzymywać napastników?
- To nie była do końca moja decyzja. Na początku swojej przygody z piłką grałem z przodu, w ataku, czy w środku pomocy. Dopiero z czasem zaczęto ustawiać mnie z tyłu, na pozycji stopera. Uważam, że tam mogę wykorzystać najlepiej swoje atuty. Trenerzy też widzą mnie na środku defensywy. Na skrzydle na pewno bym sobie nie poradził, bo nie mam dryblingu. Z szybkością nie jest źle, na stoperze dobrze mi się gra.
Wzrost nie przeszkadza ci grać na pozycji stopera? Zwrotność chyba trochę szwankuję.
Pracuję nad tym. Teraz przypada taki okres, gdzie bardziej się kształtuję i mężnieję, przez co z koordynacją i zwrotnością nie mam zbyt dużych problemów. Myślę, że najgorszy okres miałem rok temu. Wtedy dość mocno urosłem, miałem pewne problemy, ale sądzę, że w wieku juniora jest to całkiem normalne.
Jak wygląda twój typowy dzień, jako piłkarza Legii?
- 5:40 pobudka, potem wybieram się na Legię. O godzinie 7 mamy śniadanie. Po śniadaniu o 8 ćwiczymy. Po treningu jedziemy do szkoły. Po szkole w poniedziałki, wtorki i środy mamy drugi trening. Przeważnie wracam do domu koło godziny 20. Odrabiam lekcję - jeśli mam coś zadane - i kładę się spać. Następnego dnia trzeba znowu rano wstać. Czasami w tygodniu leci Liga Mistrzów, którą oczywiście się ogląda.
Ta monotonność tobie nie przeszkadza?
- Idzie się przyzwyczaić. Jest to w jakiś sposób męczące, ale bardziej w tej fazie, kiedy nadchodzi okres przygotowawczy. Gramy spotkania, ale są to mecze sparingowe, nie tak jak teraz - o stawkę. Był moment, w którym występowaliśmy co trzy dni. Uważam, że w życiu piłkarza mecze są zdecydowanie najbardziej lubiane. Jak się gra co trzy dni, to się tego tak nie czuje i się przepracowuje ten tydzień, aby zagrać w lidze. Tylko się na to czeka, więc nie ma z tym problemów.
Zabolało was to, chłopaków z akademii, że trener Czerczesow określił was przedszkolem? Podejrzewam, że niektórym ta wypowiedź podcięła skrzydła.
- To jest opinia trenera Czerczesowa. Bardziej traktujemy to jako motywację do dalszej pracy. Na pewno szkoleniowiec Legii powiedział to, żeby nas zmobilizować. W żaden sposób nie odbieramy tego źle. Wiadomo, że muszą grać najlepsi. Nie ma tak, że przyjdzie młody i będzie zabierał miejsce innym tylko dlatego, że jest młody. Musimy ciężko pracować, żeby się w tej pierwszej drużynie znaleźć. Trzeba być na tyle dobrym, żeby przewyższać poziomem tych aktualnie występujących. Myślę, że trener Czerczesow wtedy na pewno tych młodych nie pominie.
Zakończmy Centralną Ligą Juniorów. Czujesz, że to właśnie teraz rozpoczyna się prawdziwa batalia?
- Przed nami jeszcze trzy mecze. Teraz myślimy tylko o najbliższym spotkaniu ze Stalą Mielec. Potem gramy z Hutnikiem Kraków, a po nim skupimy się na Mazurze Ełk. Później przejdziemy do operacji - półfinały i to wtedy rozstrzygną się losy mistrzostwa.
Mecz, który do tej pory zapadł ci w pamięć negatywnie/pozytywnie to...?
- Negatywnie na pewno derby Warszawy, gdzie przegraliśmy przy Łazienkowskiej 0:2 jesienią w tym sezonie. Zagraliśmy tragicznie jako całość. Począwszy od bramkarza aż do napastnika. A pozytywy? Fajnie, że teraz mamy dobry okres. Myślę, że runda wiosenna jest naprawdę solidna w naszym wykonaniu. Tracimy mało bramek , wygrywamy sporo spotkań i oby tak do końca.
Bierzesz pod uwagę, że możecie nie zdobyć mistrzostwa Polski?
- Oczywiście. To jest piłka. Przeciwnicy też chcą zdobyć mistrzostwo, nie tylko my. Warto jednak podkreślić, że zebraliśmy cenne doświadczenie, jeszcze z poprzedniego sezonu. Nie boimy się nikogo, jesteśmy pewni swoich umiejętności i mamy nadzieję, że powtórzymy sukces sprzed roku.
Trochę punktów pogubiliście w lidze, głównie przez koncentrację, która w pewnych momentach spadła. Czasu jednak nie cofniecie.
- Tak, to prawda. Straciliśmy głupio te punkty - trzeba to przyznać - ale na szczęście jesteśmy w tych półfinałach. Gdybyśmy sięgnęli po trofeum to nikt by nie pamiętał o tym, że wyszliśmy z grupy z drugiego miejsca. Najważniejszy jest awans. Uważam, że na wiosnę gramy znacznie lepiej niż w rundzie jesiennej, patrząc na cały zespół. Wierzę, że to wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Prawdopodobnie zagracie w półfinale z Lechem. Patrząc obiektywnie, to jednak "Kolejorz" ma większe szanse na awans.
- Naprawdę o tym nie myślimy, to jest futbol. Będziemy mieli 180 minut na udowodnienie tego, że jesteśmy lepsi, ale na razie nie zaprzątamy sobie tym głowy, bo musimy szanować trzy drużyny, z którymi przyjdzie nam się teraz mierzyć. Dopiero później skupimy się na ewentualnym rywalu w półfinale. Dla nas nie ma to żadnego znaczenia, bo jeśli chcemy być mistrzem Polski to musimy wygrywać z każdym.
Wyprowadzasz drużynę na mecz, masz na ramieniu opaskę. To dodaje pewności siebie?
- Sądzę, że nie. Ogólnie jestem pewny siebie i swoich umiejętności. Jest to dla mnie - można powiedzieć - normalna sprawa, ale zarazem ogromny zaszczyt, że już tyle lat jestem kapitanem. Oczywiście, kiedy wyprowadzam zespół, czuję pozytywne emocje i cieszę się z tego. Uważam, że niezależnie od tego czy mam tę opaskę, czy bym jej nie miał, to tak samo wierzyłbym w siebie.
Gdybyś miał magiczną moc, wymieniłbyś się umiejętnościami z jakimś zawodnikiem z drużyny?
- Piotrek Cichocki jest bardzo szybki, Olek Waniek ma dobrze ułożoną lewą nogę. Z każdego można wyciągnąć jakąś cechę, ale chyba najbardziej przydała by mi się właśnie ta lewa noga Wańka (śmiech).
Na razie grasz w CLJ, ale powoli dobijasz się do rezerw. Trzecia liga może nie jest zbytnio techniczna, ale niezwykle siłowa. Ty już miałeś okazję mierzyć się z takimi rywalami, chociażby w sparingach w zimie.
- Dokładnie. Myślę, że nawet sparingi w dobitny sposób to pokazały. Gdy mierzyliśmy się z lepszym rywalem, łatwiej nam się grało. Kiedy jest większa kultura gry, rywale grają po ziemi, to i my prezentujemy się znacznie lepiej. Kiedy pojawia się rąbanka, jak to często bywa w trzeciej lidze, to naprawdę ciężko jest rozgryźć przeciwnika, który jest nieobliczalny. Możesz zagrać długą piłkę i będziesz sam na sam z bramkarzem, a możesz też grać pięknie, a nic z tego nie wyjdzie. Jest to trudna liga, bo piłka seniorska, a juniorska to są dwa różne światy, ale na pewno to cenne doświadczenie będzie procentowało w przyszłości.
Przechodzisz kolejne szczeble akademii, jesteś blisko rezerw. Wyznaczasz sobie jakiś termin, do którego chciałbyś trafić do "jedynki"?
- Tak, oczywiście. Jestem w takim wieku, że można śmiało o tym myśleć, ale spokojnie. Najpierw trzeba wykonać kawał dobrej roboty w Centralnej Lidze Juniorów, a później być wiodącą postacią w drugiej drużynie. Gdy się to uda, dopiero będzie można myśleć o "jedynce". Jeśli chodzi o cele - mam to rozplanowane, ale zachowam to dla siebie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.