News: Mecze Lecha z Legią czyli wojna futbolowa

Mecze Lecha z Legią czyli wojna futbolowa

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Polska

29.10.2011 10:15

(akt. 12.12.2018 19:45)

<p>Mecze Lecha z Legią są czymś wyjątkowym. Ciężar emocjonalny, związany z rywalizacją obu drużyn jest tak ogromny, że śmiało można go porównać do futbolowej wojny. Obydwa zespoły spotykają się w lidze od roku 1948, na początku lat 70. w Poznaniu przyjazd Legii ściągał na trybuny czasem nawet 45 tys. ludzi, ale tak naprawdę wszystko zaczęto się w maju 1980 r. w... Częstochowie. Tam właśnie, w hucznie obchodzony za czasów PRL-u Dzień Zwycięstwa, zorganizowano finał Pucharu Polski. Pod Jasną Górę specjalnymi pociągami (Lech działał wówczas pod patronatem kolei) dotarto 7-8 tys. fanów Kolejorza, ze stolicy natomiast przybyło 5 tys. kibiców Legii. Od samego rana dochodziło do brutalnych starć, które przeniosły się również na stadion. Milicja w pośpiechu ściągnęła posiłki z innych miast i dopiero po meczu z trudem zapanowała nad sytuacją.</p>

Oficjalnie władze przyznały, że w bójkach jedna osoba poniosła śmierć, ale istnieją uzasadnione przypuszczenia, że ofiar było co najmniej kilka. Od tego czasu w Poznaniu wizyty Legii stały się swoistym rytuałem. Gdy pojawiała się przy Bułgarskiej, na trybunach notowano rekordy frekwencji, drużyna ze stolicy była lżona przez cały stadion, a na ogrodzeniu wywieszana była flaga z napisem "Legia tirówka".


Oliwy do ognia dolało zakończenie rozgrywek w 1993 r. Ligę wygrała Legia, detronizując Lecha, ale w ostatniej kolejce tak zawzięcie ścigała się z ŁKS-em Łódź, że PZPN zakwestionował jej zwycięstwo 6:0 w Krakowie nad Wisłą, odebrał legionistom tytuł mistrzowski i przyznał go klubowi z Poznania. A ten ochoczo go przyjął, czego kibice Legii nigdy Kolejorzowi nie wybaczyli. W tym samym sezonie identyczna sytuacja miała miejsce we Francji, gdzie tytułu pozbawiono Olympique Marsylia. Różnica była taka, że nad Sekwaną nikt nie chciał przyjąć wątpliwego zaszczytu. Kibice Lecha natomiast przy kolejnej wizycie legionistów przywitali ich transparentem "Gratulujemy wicemistrzostwa".


Okazja do rewanżu nadarzyła się w 1998 r. Lech rozpaczliwie bronił się przed spadkiem, więc przed wizytą w Poznaniu fani Legii jasno dali do zrozumienia swoim piłkarzom, czego od nich oczekują. Ci jednak chyba nie bardzo chcieli lechitom zaszkodzić, gładko przegrali 0:3, czego potem gorzko pożałowali. Rozwścieczeni kibice najpierw opuścili trybuny jeszcze w trakcie meczu, a potem, już w Warszawie, wezwali piłkarzy "na dywanik". Spotkania na stadionie Agrykoli kilku ówczesnych graczy Legii nigdy nie zapomni... Następnym razem, w podobnej sytuacji, drużyna ze stolicy już nie odpuściła Lechowi. W 2000 r. pokonała go przy Bułgarskiej 2:1, przyczyniając się do późniejszej degradacji Kolejorza.


Potem mogło dojść do przełomu. Kibice Lecha powitali fanów Legii oklaskami. Wcześniej przejęli ich samochody pod Poznaniem i eskortowali na zabezpieczony parking, a następnie wprowadzili ich na trybuny. Mieli ponoć nawet przygotowaną flagę z napisem "Ze wszystkich naszych wrogów was szanujemy najbardziej", ale nie zdecydowali się jej wywiesić. Tak było w 2004 r. na pierwszym meczu finału Pucharu Polski, gdy poznański wojewoda zakazał legionistom udziału w tym wydarzeniu.


W rewanżu wszystko wróciło do "normy". Aby nie było wątpliwości, że ich stosunek do Legii się nie zmienił, lechici wyzywali ją przez cały mecz. Z kolei kilku chuliganów z Warszawy przerwało ceremonię wręczenia trofeum piłkarzom Kolejorza. Wdarli się na trybunę VIP i przepędzili spanikowanych zawodników do szatni, po drodze zrywając kilku z nich złote medale. Bo mecze Legii z Lechem to coś więcej niż piłka, czasem to niemal wojna. I nie tylko dla kibiców. Ikona fanów Lecha Piotr Reiss niejednokrotnie podkreślał, że został wychowany w nienawiści do Legii i że mecze przeciwko niej są czymś wyjątkowym. Skandal z 2004 r. miał swoje późniejsze reperkusje. W internecie pojawił się filmik przedstawiający świętujących piłkarzy z Poznania, którzy śpiewali obraźliwe piosenki o Legii. Kiedy więc jeden z nich, Paweł Kaczorowski, skorzystał później z oferty warszawskiego klubu, spotkał się z tak wrogim przyjęciem, że zrezygnował po zaledwie kilku miesiącach.


Autor: Marek Saturski

Polecamy

Komentarze (39)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.