Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mendieta: Nie boimy się Legii

Adam Dawidziuk

Źródło:

13.08.2002 10:08

(akt. 16.01.2019 05:43)

- Przyglądamy się nie poszczególnym zawodnikom, ale drużynie jako całości. Wiemy, że będą lepiej przygotowani do tych spotkań niż my, ponieważ sezon w Polsce zaczął się wcześniej. Nie boimy się rywali, ale traktujemy ich z szacunkiem - mówi Gaizka Mendieta, były zawodnik Valencii, od tego sezonu piłkarz Barcelony. W szczegółach newsa przeczytacie cały zapis wywiadu z pomocnikiem reprezentacji Hiszpanii.
Kiedy rok temu przechodził pan do Lazio Rzym jako jeden z najdroższych piłkarzy na świecie (Lazio zapłaciło za Mendietę blisko 45 mln dolarów), zapewne nie mógł pan przypuszczać, że spędzi w Rzymie najgorszy sezon w karierze? Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale kto mógł przypuszczać, że sprawy przybiorą aż tak zły obrót? Grałem mało, nie pokazałem wszystkiego, na co mnie stać. Cały zespół spisywał się poniżej oczekiwań, a gdy drużyna gra źle, wszystko idzie źle. Przechodząc do Lazio, myślałem, że to będzie dla mnie szansa na sportowy awans. Rzymski klub to przecież wielka firma, zespół walczący zawsze o najwyższe trofea. Niestety - w ostatnim sezonie było zupełnie inaczej. Szefowie Lazio mogą czuć się rozczarowani pana postawą - kupując Mendietę, byli przekonani, że pozyskali gracza, który - tak jak podczas gry w Valencii - poprowadzi drużynę do wielkich sukcesów... Tak, ale problem jest bardziej złożony. W Lazio stale zmieniali się trenerzy, co sprawiało, że raz otrzymywałem szansę gry, innym razem nie. Piłkarz, który nie gra, zaczyna wątpić w siebie, a utrata wiary we własne umiejętności nie może pozostać bez wpływu na występy na boisku. Koło się zamyka i tak właśnie było w moim przypadku. Podobno atmosfera w rzymskim klubie już od dawna nie jest najlepsza, co powoduje, że drużyna nie jest w stanie sprostać wymaganiom kibiców. Nie, pod tym względem mam bardzo miłe wspomnienia. Relacje między zawodnikami, między drużyną a prezydentem Sergio Cragnottim, były bardzo dobre. Brakowało tylko wyników. Kibice Lazio cieszą się w Europie bardzo złą sławą. Dali się panu mocno we znaki? Nie narzekam, chociaż po derbowym spotkaniu z Romą, przegranym przez nas 1:5, nie było łatwo. Grając w Lazio, mógł pan porównać atmosferę wokół futbolu w Hiszpanii i we Włoszech - w krajach, o których mówi się, że piłka nożna jest w nich traktowana niemal jak religia. We Włoszech kibice dopingują całym sercem, są bardzo żywiołowi. Myślę, że to kwestia temperamentu. W Hiszpanii futbol również cieszy się ogromnym zainteresowaniem, ale ludzie są na co dzień spokojniejsi, więc również na stadionach zachowują się bardziej powściągliwie. Jak się czuje zawodnik, za którego zapłacono tak ogromną sumę pieniędzy? Czy znalezienie się w gronie najdroższych piłkarzy świata dodaje skrzydeł czy jest balastem, od którego trudno się uwolnić? Kwotę mojego transferu z Valencii do Lazio traktuję jako pewien symbol - znak czasów, gdy koniunktura w świecie futbolu była bardzo dobra. Dzięki ogromnym pieniądzom inwestowanym wówczas w piłkę nożną możliwe były takie transfery jak mój czy Zinedine'a Zidane'a. Dziś sytuacja jest już inna. Grając w Valencii dwa razy z rzędu - w sezonie 1999/2000 i 2000/2001 - występował pan w finale Ligi Mistrzów. W roku 2000 ulegliście Realowi Madryt, rok później musieliście uznać wyższość Bayernu Monachium. Takie porażki - gdy puchar jest już na wyciągnięcie ręki - muszą być bardzo bolesne... Najpierw czułem tylko smutek, przygnębienie, miałem problemy z motywacją do dalszej gry. Po pewnym czasie jednak doszedłem do wniosku, że sam awans do finału w dwóch kolejnych sezonach też miał swoją wartość, że to nie jest taka łatwa sztuka. Niedosyt jednak pozostanie. Kiedy odchodził pan z Valencii, wydawało się, że drużyna traci w ten sposób połowę wartości. Tymczasem w pierwszym sezonie bez Mendiety pana byli koledzy sięgnęli po długo oczekiwane mistrzostwo Hiszpanii. To tylko pokazuje, że nie ma w piłce ludzi niezastąpionych. Sukces Valencii bardzo mnie ucieszył - wiem, ile on znaczy dla klubu, dla jego kibiców. Zadzwonił pan do kolegów z gratulacjami? Oczywiście. Po straconym sezonie w Lazio wrócił pan do Hiszpanii, do Barcelony. Po kłopotach, jakie przeżywał pan w Rzymie, propozycja przejścia do legendarnego klubu z Katalonii musiała być wybawieniem? Oferta z Barcelony pojawiła się w dobrym momencie. Bardzo chciałem wrócić do Hiszpanii i nawet zapewnienia Roberto Manciniego - nowego trenera Lazio - że będę miał pewne miejsce w składzie, nie mogły mnie skłonić do pozostania we Włoszech. Wypożyczenie do Barcelony było dla mnie ważne z przyczyn osobistych i sportowych - kontrakt w klubie ze stolicy Katalonii to najlepsze, co może spotkać piłkarza. Na sprowadzenie pana do Barcelony bardzo nalegał nowy-stary trener Barcelony, Louis Van Gaal. Jak układa się panu współpraca ze słynnym Holendrem? Rozumiemy się bez problemów. Mieliśmy ostatnio okazje do dłuższej rozmowy sam na sam i było bardzo miło. Nie przeszkadza panu, że trener krzyczy na was na treningach, karci za najmniejsze przewinienie? Nie, dzięki temu wszyscy są skupieni na tym, co robią. To dobre dla drużyny, bo gdy przyjdzie odpowiedni moment, każdy z nas da z siebie wszystko. Grając w Valencii, miał pan okazję współpracować z innym kontrowersyjnym trenerem - Argentyńczykiem Hectorem Raulem Cuperem... Van Gaal i Cuper bardzo się różnią. Mają inne charaktery, inne metody pracy. Łączy ich zamiłowanie do dyscypliny, drobiazgowość i wysokie wymagania wobec zawodników. W środę, meczem eliminacji Ligi Mistrzów z Legią Warszawa, Barcelona rozpoczyna nowy sezon. Z jakimi oczekiwaniami? W takim klubie jak Barcelona zawsze myśli się przede wszystkim o mistrzostwie Hiszpanii. Co z Ligą Mistrzów? Za wcześnie o tym mówić. Na razie czekają nas eliminacyjne spotkania z Legią. Podczas treningów rozmawiacie między sobą na temat spotkań z warszawskim zespołem? Oczywiście. Wczoraj mieliśmy specjalny trening przygotowany z myślą o środowym spotkaniu, więc konfrontacja z drużyną z Warszawy była głównym tematem rozmów. Co wiecie na temat Legii? Przyglądamy się nie poszczególnym zawodnikom, ale drużynie jako całości. Wiemy, że będą lepiej przygotowani do tych spotkań niż my, ponieważ sezon w Polsce zaczął się wcześniej. Nie boimy się rywali, ale traktujemy ich z szacunkiem. Kto więc zwycięży w środę? Barcelona. Nie mam co do tego wątpliwości.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.