Michał Efir: W trakcie meczu bez sentymentów
01.11.2014 13:00
W ostatnim czasie występowałeś głównie w rezerwach Ruchu Chorzów, lecz w poprzedniej kolejce pojawiłeś się już na boisku w ekstraklasie w trakcie przegranego 0:1 spotkania z Koroną. Nadchodzą dla ciebie lepsze czasy?
- Patrzę przede wszystkim na siebie i muszę przyznać, że czuję się obecnie znacznie lepiej od momentu, w którym trafiałem do Ruchu. Włożyłem w to trochę pracy, ale co najważniejsze omijają mnie kontuzje. Wszystko to procentuje i widocznie trener Fornalik zauważył moje starania i postanowił dać mi szansę z Koroną.
W meczu z Koroną zastąpiłeś Filipa Starzyńskiego - typowym atakującym nie byłeś, co raczej dla ciebie jest rzadkością.
- Faktycznie zastąpiłem Filipa na jego pozycji i poniekąd pełniłem rolę "dziesiątki". Nie było jednak tak, że moim zadaniem było rozgrywanie piłki. Właściwie to byłem podwieszonym napastnikiem - to chyba odpowiednie określenie.
Zdecydowanie częściej na boisku od ciebie pojawiają się inni napastnicy Ruchu - Grzegorz Kuświk i Eduards Visnakovs. Nie czujesz się chyba od nich gorszy, mimo że rzadziej pojawiasz się na ekstraklasowych boiskach?
- Każdy z nas jest innym napastnikiem, wszyscy mamy jakieś atuty, ale różne od siebie. Wiele zależy od tego, jaki pomysł na grę ma trener i kogo akurat do danego schematu potrzebuje. Przede wszystkim patrzę jednak siebie. Muszę pracować na treningach i w momencie gdy dostaje szanse, starać się strzelać gole.
Z twojej perspektywy zmiana Jana Kociana na Waldemara Fornalika była w jakiś sposób odczuwalna? Co się zmieniło?
- Inaczej trenujemy, a trener Fornalik ma inny pomysł na grę. Różne są też ćwiczenia na zajęciach. Przegraliśmy dwa ostatnie mecze, ale po doświadczeniach z kontuzjami wiem, że cierpliwość, konsekwencja w działaniu i ciężka praca procentują w przyszłości. Jeśli będziemy się tego trzymać, to to wszystko zaowocuje.
Zdecydowanym faworytem w niedzielę będzie Legia. Ruch jeśli wygra, to w Chorzowie zapanuje wielka radość, ale jeśli przegra, to nikt nie będzie chyba też specjalnie zaskoczony.
- Nie ma się co oszukiwać, że to gospodarze będą faworytami. Legia ma szeroką i wyrównaną kadrę i nie ma znaczenia w jakim składzie wyjdzie na boisko. Jedziemy jednak do Warszawy po trzy punkty, bo z innym nastawieniem nie można wychodzić na boisko. "Niebiescy" są na piętnastym miejscu w tabeli, ale to jest sport i ekstraklasa, w której wydarzyć się może wszystko.
Mówisz że skład nie ma znaczenia, ale nie wierzę, że nie liczycie na konfrontację z Legią, która być moze zagra w trochę zmienionym składzie...
- Może podświadomie pojawiają się takie myśli, ale będąc w Legii przez tyle czasu, zobaczyłem, że do klubu nie trafiają przypadkowi zawodnicy. Każdy w stołecznym zespole potrafi grać w piłkę. Rezerwowi w takich meczach dostają okazję do udowodnienia swojej wartości i wywalczenia sobie miejsca w tym podstawowym zestawieniu. Nie możemy patrzeć na to kto w warszawskiej ekipie wybiegnie na boisku, musimy się skupić na jak najlepszej własnej grze.
Trener Fornalik podpytywał cię o legionistów? Wiadomo, że razem z Wojciechem Skabą najlepiej znacie zespół mistrzów Polski.
- Nie było w ogóle takiego tematu. Sam szkoleniowiec wie najlepiej jak rozpracować Legię i zapewne ma jakieś materiały, które pomogą mu w analizie.
Jeśli wyjdziesz na boisko przy Łazienkowskiej to będzie ci łatwiej ze względu na to, że znasz obrońców Legii i wiesz czego się po nich spodziewać?
- Na pewno inaczej się gra przeciwko zawodnikom, których zna się ze wspólnych treningów. Wiem jak zachowują się obrońcy Legii, ale oni zdają sobie sprawę z tego jakie są moje słabe i mocne strony. To działa w dwie strony. Piłka nożna jest jednak takim sportem, że pewnych rzeczy nie da się zaplanować na boisku.
Już na konferencji prasowej przed meczem zapowiedziałeś, że będzie on dla ciebie szczególny.
- Dla każdego zawodnika w podobnej sytuacji do mojej byłby to szczególny mecz. Spędziłem przy Łazienkowskiej sześć lat i wiele się tam nauczyłem jako człowiek i piłkarz. W Warszawie mam wielu znajomych i przyjaciół i fajnie byłoby się pokazać na takim terenie - przede wszystkim kibicom, tym bardziej, że nie miałem na to wiele okazji. Gdy zacznie się mecz, nie będzie jednak mowy o sentymentach. Jestem piłkarzem Ruchu Chorzów i jeśli pojawię się na placu gry, to zrobię wszystko, by moja obecna drużyna wygrała i wróciła z trzema punktami.
Trudno nie zadać tego hipotetycznego pytania napastnikowi - w wypadku strzelenia gola zamierzasz go w ogóle celebrować?
- Wiesz co? Ja w ogóle spokojnie podchodzę do strzelonych goli. Nie jestem zawodnikiem, który okazuje po bramkach jakieś większe emocje. Tak było chociażby z Wisłą. Nie ma się co cieszyć w trakcie meczu, gdy jeszcze wiele może się wydarzyć. Trzeba zasuwać od pierwszej do ostatniej minuty i ewentualnie radować się po ostatnim gwizdku arbitra. W każdym razie, jeśli pokonam bramkarza Legii, to nie ma co się po mnie spodziewać jakiegoś wielkiego celebrowania tego wszystkiego.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.