Michał Karbownik: Cicha ze mnie woda
21.11.2017 09:30
To prawda, że częściej na kadrze przebywasz w pokoju fizjoterapeuty, aniżeli własnym?
- Często udaję się do medyków z reprezentacji. Nawet gdy są to drobnostki i błahostki, wolę skierować się z tym do lekarzy. Muszę jednak zdementować, bo większość czasu przebywam w swoim pokoju (śmiech).
Lekarze mocno o was dbają w klubie i na zgrupowaniach reprezentacji?
- Tak. Pomogą nam ze wszystkim w każdej chwili, co cieszy. Fajnie, że można porozmawiać również z fizjoterapeutami na wiele różnych tematów. Często w ich salach tworzy się swego rodzaju pokój zwierzeń. Lubimy to razem z resztą chłopaków.
Jakie tematy się przewijają?
- Dyskutujemy o naszym sytuacjach w klubach, opowiadamy o odczuciach związanych z treningami. Mnóstwo się śmiejemy, co buduje świetną atmosferę w drużynie.
Przygotowując się do rozmowy i pytając osób z twojego grona, każdy nagminnie nazywał cię profesjonalistą. Jak się do tego odniesiesz?
- "Cicha woda" ze mnie. Niektórzy nie znają jeszcze moich "odpałów" i niech tak pozostanie. Oczywiście pragnę być profesjonalistą w każdym calu. Staram się zdrowo odżywiać. Chodzę na konsultacje do naszej pani dietetyk, aby wiedzieć co jeść, a czego unikać. Lubię także oglądać sobie filmy i relaksować się w taki oto sposób. Niedawno "katowałem" materiał poświęcony Cristiano Ronaldo.
Ta świadomość dążenia do perfekcji pojawiła się niedawno, kilka tygodni temu?
- Zmieniłem podejście od momentu przyjścia do Legii. Wcześniej nie myślałem poważnie o piłce nożnej. Traktowałem ją w kategorii zabawy, niesamowitych przygód, ale nie stawiałem jej na piedestale. Po trafieniu do stolicy, trenerzy uświadomili mnie o tym.
Wzorujesz się na jakichś zawodnikach, masz swoich idoli piłkarskich?
- Nie, lecz podpatruję grę N'golo Kante czy Marco Verrattiego. Obaj zresztą występują na mojej nominalnej pozycji, więc siłą rzeczy czasami baczniej przyglądam się tym piłkarzom. Szczególnie, jeśli chodzi o odbiory. Z kolei w ofensywie co wyjdzie, jest ich plusem. Zdarza się, że odpalę sobie filmik na Youtube z najlepszymi "skillami" i później chcę to wdrożyć na boisku.
Obserwujesz Kante dlatego, że jesteś taki kieszonkowy jak on?
- Mamy podobny styl. Nieźle radzimy sobie w stopowaniu akcji rywala i przechwycie piłki.
Nie przeszkadza ci niski wzrost na murawie? Nie masz wrażenia, że fajnie byłoby mieć kilka centymetrów więcej?
- Gdybym był wyższy, automatycznie szybkość biegu i zwrotność spadłaby u mnie na niższe obroty. Jestem filigranowy, w miarę dynamiczny, więc nie sprawia mi to kłopotów na placu. Brak fizyczności przykuwam w zalety.
Dobrze układa ci się współpraca z Michałem Mydlarzem?
- Jasne. Uzupełniamy się, umiejętnie asekurujemy. Myślę, że tworzymy niezły i zgrany duet w środkowej strefie boiska.
Czujesz się bardziej "szóstką" czy "ósemką"?
- Na starcie sezonu częściej występowałem na pozycji numer sześć, aczkolwiek swobodniej gra mi się na "ósemce". Ostatnie spotkania to zresztą dobitnie potwierdzają. Mogę dać tutaj najwięcej drużynie.
Słyszałem, że kiedyś zdarzało ci się oglądać bitwy raperów.
- Oglądam do chwili obecnej (śmiech). Razem z kolegami z zespołu lubimy posłuchać sobie różnych bitew. Czasami próbujemy nawet "nawijać" w szatni. Raz wyjdzie, raz nie - normalna sprawa. Widać, że to pozytywne "flow" najszybciej chłonie Maks Sitek. Mogę śmiało powiedzieć, że to nasz legijny raper (śmiech).
Rozumiem zatem, że jeśli chodzi o muzykę preferujesz tylko i wyłącznie rap?
- Nie. W mojej playliście króluje także pop, nawet electro. Zależy od nastroju i dnia. Jeżeli chcę się wyciszyć - "wlatują rapsy", z kolei gdy muszę się pobudzić - wtedy wjeżdża wspomniane electro czy house. Częściej jednak staram się pobudzać.
Co jeszcze pobudza cię to większe motywacji?
- Wyobrażam sobie, że na stadionie pojawią się różni trenerzy, skauci. Wówczas chcę pokazać się z jak najlepszej strony, aby zapaść w pamięć.
Czujesz zainteresowanie skautów? Ostatnio słyszałem, że widzą w Tobie większy talent niż u Sebastiana Szymańskiego.
- Szczerze? Kompletnie nie zaprzątam sobie tym głowy. Zawsze jednak gdy na trybunach siedzą ważne osobistości, moja gra wchodzi na wyższe obroty. Z kolei nic mi nie wiadomo o zainteresowaniu ze strony uznanych klubów z zagranicy.
Co jest twoim najlepszym sposobem na regenerację?
- Chyba porządny sen.
Podobno potraficie zasnąć popołudniu z Łukaszem Zjawińskim na trzy, cztery godziny.
- Dokładnie. Praktycznie codziennie przysypiamy, ale czytałem gdzieś, że trzeba to ograniczać. Tak też czynimy i zmniejszamy ten czas do godziny, czasami półtorej.
Cofnijmy się o kilka lat. Jak zostałeś zauważony przez działaczy Legii?
- Trener kadry Mazowsza - Ariel Jakubowski powołał mnie na konsultację: Mazowsze kontra Lubelskie. Pojechałem, zaliczyłem niezły występ, który został nawet okraszony przeze mnie golem. Wówczas na meczu pojawił się skaut stołecznego klubu i zaproponował trening przy Łazienkowskiej. Stało się tak jak powiedział, natomiast oficjalnie dołączyłem do zespołu "Wojskowych" w następnym sezonie.
Nie bałeś się wyjazdu do stolicy?
- Oczywiście, że się obawiałem. Miałem różne scenariusze po przyjeździe do Warszawy. Nie wiedziałem jak przyjmie mnie cała drużyna, ponieważ pochodziłem z małej miejscowości. Nigdy nie miałem okazji grać w takim klubie, nawet nie wyobrażałem sobie czegoś takiego. Zdążyłem zgubić się tutaj już kilka razy, lecz za każdym razem szybko wychodziłem z opresji (śmiech). Po pierwszym miesiącu obawy zniknęły, a ja stopniowo czyniłem postępu i strach minął.
Miałeś inne oferty poza Legią?
- Tak. Z Polonii Warszawa. Mierzyłem się kiedyś z "Czarnymi Koszulami" i otrzymałem propozycję z Konwiktorskiej, jednak finalnie nie trafiłem tam. Wolałem pójść do większej marki w Polsce.
Jako młodzieniec czułeś się jakoś bardziej związany z Legią?
- Nie. Właśnie gdy byłem mały, nie darzyłem stołecznego klubu jakąś większą sympatią.
Bursę można nazwać szkołą życia?
- Daje nam sporo w życiu. Dzięki mieszkaniu w internacie jesteśmy bardziej samodzielni, mężniejemy. Nawet gdy tęsknimy za rodzinnym domem, potrafimy wytrzymać. Znamy zasady, które panują w bursie, wiemy jak się zachować i sumiennie tego przestrzegamy. Modlitwy, na które uczęszczamy, absolutnie mi nie przeszkadzają, lubię na nie chodzić.
Zdarzało się, że brakowało energii w treningach, a samopoczucie również nie było najlepsze?
- Tak. Najgorzej było w gimnazjum, bo treningi zawsze mieliśmy po zajęciach w szkole. Wówczas byłem bardzo "zajechany". Odczuwałem zmęczenie, lecz teraz grafik treningowy jest zupełnie zmodyfikowany. Mi to jak najbardziej odpowiada.
Kto w trudniejszych chwilach podnosi cię na duchu?
- W dużej mierze koledzy z zespołu. Zwłaszcza "Zjawa" (Łukasz Zjawiński - przyp. red.), który wspiera mnie na każdym kroku gdy widzi, że mam gorszą chwilę, dodaje otuchy. Podobnie jak Paweł Łakota. Ogólnie cała drużyna daje pozytywne impulsy.
To właśnie na boisku najbardziej ufasz "Zjawce"?
- Świetnie dogadujemy się na boisku i razem dobrze nam się współpracuje. Występ z Ajaksem był dla nas spełnieniem marzeń. Sam fakt gry w jednej drużynie z rocznikowo starszymi chłopakami jest niesamowitym wyróżnieniem. Cieszyliśmy się, bo praktycznie po powrocie z kadry młodzieżowej, mieliśmy przyjemność zagrać na głównej płycie stadionu Legii. Fantastyczne wspomnienie.
Najtrudniejszy mecz w życiu?
- Poniekąd tak. Po końcowym gwizdku nie byłem z siebie do końca zadowolony. Zawsze można wypaść bowiem zdecydowanie lepiej. Po głębszej analizie wyszło, że zaprezentowałem się całkiem przyzwoicie, także pracuję dalej.
W czym ten Ajax był tak fenomenalny?
- Przede wszystkim Holendrzy byli bardzo zgrani i mieli łatwość w kreowaniu akcji. Mało prowadzili piłkę, częściej grali podaniami. Organizacja w ich zespole była naprawdę zaskakująca i godna podziwu. Potrafili wykorzystać swoje atuty. Gdybyśmy wykorzystali rzut karny, popełnili mniej błędów, wynik mógłby być zupełnie inny. Gole jakie padły dla Ajaksu były naprawdę nieskazitelnej urody.
Po co lecicie do Amsterdamu?
- Po zwycięstwo. Zależy nam na odrobieniu straty. Będzie piekielnie trudno, lecz nie takie wyniki się odrabiało. Nie jedziemy tam na "wycieczkę", mimo niekorzystnego rezultatu. Chcemy wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.
Czasami można odnieść wrażenie, że męczysz się stojąc, a odpoczywasz biegając.
- Tak, to prawda (śmiech). Bardzo dużo biegam, co później ma odzwierciedlenie na różnych pomiarach GPS-u. Praktycznie w każdym spotkaniu przebiegam po trzynaście kilometrów. Nawet koledzy mówią, że nie widzą różnicy w moim poruszaniu się po murawie w pierwszej czy dziewięćdziesiątej minucie. Lubię biegać. Będąc jeszcze zresztą w szkole podstawowej jak i gimnazjum, jeździłem na turnieje biegów przełajowych, gdzie nawet osiągałem przyzwoite wyniki. Kondycję wyrabiałem także wychodząc z domu w młodzieńczych latach i "latając" na świeżym powietrzu. Teraz to procentuje (śmiech).
To są założenia szkoleniowców, żebyś biegał jak najwięcej i pokrywał większą część boiska?
- Nigdy nie dostawałem wskazówek od trenerów typu: "Masz biegać więcej niż inni". Absolutnie nie. Sam z siebie to po prostu wykonuję. Moim odgórnym zadaniem jest asekuracja obrońców w defensywie oraz trzymanie środek pola. W ofensywie mam być z kolei ostoją. Raz uspokoję, raz przyśpieszę. Poniekąd kreator gry. Lubię być pod piłką i zarazem dominującą postacią na murawie.
Podobno jesteś nazywany synkiem trenera Kobiereckiego. Jak się do tego odniesiesz?
- (Śmiech). Trener bardzo mnie szanuje i wspiera. Dobrze się razem dogadujemy i mamy świetny kontakt. Staram się spłacać potem kredyt zaufania swoimi solidnymi występami na boisku.
W szatni rozmawiacie już o wyjściu z grupy w Centralnej Lidze Juniorów bądź nawet mistrzostwie?
- Jeszcze nie. Koncentrujemy się na każdym kolejnym spotkaniu. Nie ukrywajmy, że trudno będzie zdobyć tytuł czwarty raz z rzędu, ale zrobimy wszystko, aby tak się stało. To jest nasz cel. Chcemy podtrzymać niezłą passę.
W czym jesteście lepsi od rywali?
- Górujemy mad resztą pod względem szybkościowym i fizycznym. W niedawnym meczu z Koroną, bodajże w 80. minucie kilku graczy rywali nawiązało między sobą dialog. Nagle jeden mówi do drugiego: "Kurcze, my już opadliśmy z sił a tamci dobrze trzymają się na nogach". Poza tym przeważamy nad przeciwnikami praktycznie zawsze, rzadko dajemy dochodzić im do głosu. To nasze główne atuty.
Legia trochę zmieniła styl trenowania w tym sezonie. Ty możesz to pewnie porównać do poziomu intensywności w swoim roczniku. Rzeczywiście jest dużo trudniej?
- Tak, można to odczuć. Jest większy nacisk między innymi na indywidualizację. Mimo wszystko w poprzednich rozgrywkach także schodziłem z boiska nieco "zmarnowany" mając inny plan treningowy. Teraz po meczach również jestem wykończony, ale intensywność w tygodniu nie przekłada się na kontuzje czy urazy. To jest na pewno istotne.
Mówiono, że nie będziecie przez to walczyć o najwyższe cele, a tabela chyba zakłamuje obraz.
- Dochodziły do nas takie słuchy, że zostaliśmy przekreśleni jeszcze przed inauguracją Centralnej Ligi Juniorów (śmiech). Co ciekawe, to nam pomaga i powoduje, że jesteśmy jeszcze silniejsi.
Stawiasz sobie jakiś cel indywidualny w bieżącym sezonie?
- Oprócz wspomnianego mistrzostwa, pragnę zadebiutować w rezerwach Legii i regularnie jeździć na kadrę Polski.
Treningi z "jedynką" też są twoim celem?
- Na razie nie. Robię krok po kroku i będę najpierw powoli "pukał" do drugiej drużyny.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.