Michał Karbownik

Michał Karbownik: Młody musi dawać dwa razy więcej

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

17.11.2019 14:25

(akt. 01.12.2019 22:20)

- Trener Vuković dużo ze mną rozmawia o tym jak mam się ustawiać, jak grać i zachowywać w poszczególnych sytuacjach. To nieoceniona pomoc, poza tym super sprawą jest, że mamy dobry kontakt. Ten sezon jest dla mnie niezwykły. Przed jego startem w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że tak może wyglądać Na pewno cała sytuacja jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem i cóż… trzeba dalej pracować - opowiada w rozmowie z Legia.Net młody Michał Karbownik.

Jesteś wychowankiem Zorzy Kowala. Do tej pory najbardziej znaną postacią wywodzącą się z tego klubu był Artur Kupiec, teraz jest nim młody Michał Karbownik. Zgodzisz się?

- Na pewno Artur Kupiec był postacią, która była najbardziej kojarzona z Zorzą, zagrał przecież w Legii Warszawa. Teraz chyba faktycznie przejąłem pałeczkę, swoje zrobiła popularność ekstraklasy i samej Legii. Liga jest fajnie opakowana, wiele osób chętnie ją ogląda. To, że mówi się o klubie, w którym się wychowałem, jest fajne i dla Zorzy i dla mnie oczywiście.

Ponoć gdy w klubowym budynku wywieszane były kartki z wynikami i strzelcami goli, to nazwisko Karbownik zajmowało większość stron. Faktycznie tyle bramek zdobywałeś?

- Chyba tak (śmiech). Za młodu grałem na pozycjach bardziej ofensywnych, w ataku lub za napastnikiem. O ile można tak powiedzieć, bo w młodych rocznikach nie ma takiego znaczenia czy jest się obrońcą, pomocnikiem czy napastnikiem. Czasem graliśmy bez podziału na pozycje. Ale tak, trochę się tych goli strzelało.

Potem był Młodzik Radom – już w wieku jedenastu lat przeniosłeś się do dużego miasta. Jak to wyglądało, rodzicie się z tobą przeprowadzili, mieszkałeś u rodziny? Skąd pomysł na zmianę otoczenia w tak młodym wieku?

- Cała inicjatywa, pomysł, wyszły od trenera Młodzika Radom. Szkoleniowiec zadzwonił do moich rodziców, później przyjeżdżał i się z nimi spotykał. Tłumaczył, że mam talent, który powinienem dalej rozwijać, że widzi we mnie potencjał. Rodzice po jakimś czasie mu zaufali, gdy go poznali, zobaczyli że to bardzo dobry człowiek. Nie mieli więc problemu z tym, by oddać mnie pod jego skrzydła. To trener się mną opiekował, przywoził i zawoził na treningi z domu do Radomia i z powrotem. Tylko dzięki niemu mogłem ćwiczyć w większym klubie, bez niego nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym dziś jestem. Bardzo dużo mu zawdzięczam.

Przeskok do dużego miasta był duży? Potrzebowałeś czasu by się przyzwyczaić do zgiełku czy ruchu na ulicach?

- Nie da się ukryć, że przeskok z funkcjonowania na wsi do dużego miasta był ogromny. Były trudne momenty, szczególnie na początku. Nie wiedziałem co i jak, trudno było mi się w tym odnaleźć. Po pół roku zacząłem się czuć jak u siebie i było z górki. Nie byłem jedynym, który dojeżdżał z mniejszej miejscowości, więc było mi raźniej. Potem zamieszkałem w bursie, doszło kilku kolegów z mojego rocznika, wtedy już było mi dużo łatwiej.

Wkrótce trafiłeś do kadry województwa, którą prowadził Ariel Jakubowski. To tam zostałeś w wieku 14 lat zauważony przez ludzi z Legii?

- Tak mi się wydaje, że było to właśnie wtedy, na jednej z konsultacji szkoleniowych kadry Mazowsza. Na meczu pojawili się trenerzy Różycki i Tanczyński, moja gra przypadła im do gustu. Potem jeszcze kilka razy mnie obserwowali, aż zaprosili na treningi w Warszawie.

Oprócz Legii chciała cię pozyskać Polonia. Długo się zastanawiałeś?

- Było tylko jakieś zainteresowanie, telefon do klubu czy do rodziców, chyba z mamą rozmawiali, ale propozycji z Polonii żadnych nie miałem. Tym samym nie było żadnego dylematu w kwestii oferty.

Miałeś wtedy 14 lat, byłeś nadal bardzo młodym chłopakiem. I trafiłeś do Warszawy, gdzie wielu starszych zawodników się zagubiło.

- Na pierwszy trening przyjechałem z rodzicami, ćwiczyłem dzień czy dwa i wróciłem do domu. Ponownie zjawiłem się w Warszawie pod koniec wakacji, na tydzień przyjechali ze mną rodzice, potem zamieszkałem w bursie, sam jeździłem do domu i wracałem do klubu. Głównie na weekendy, Radom blisko, więc co tydzień starałem się być u rodziców. Od małego byłem tak wychowywany, by być samodzielnym i dawać sobie radę. To też mi bardzo pomogło. W Warszawie się kilka razy zagubiłem, w sensie zabłądziłem – na początku. Ale inne zagubienie nie wchodziło w grę.

Grając w akademii Legii szybko pokonywałeś kolejne szczeble w reprezentacjach młodzieżowych. U-15, U-17, U-18 i w końcu U-19 i opaska kapitańska. Coś pominąłem?

- Nie, wszystko się zgadza. To prawda, byłem powoływany do kolejnych roczników. Był taki systematyczny rozwój, co bardzo mnie cieszyło. Małymi krokami zmierzałem do przodu. Każde powołanie, to była wielka duma i motywacja do treningów. Mogłem przecież reprezentować barwy narodowe. To zaszczyt, chyba wielu chłopców w pewnym momencie marzy o tym, by zagrać w meczu z orłem na piersi. Obojętnie, jaka to reprezentacja – młodzieżowa czy seniorska. Zaskoczony byłem powierzeniem mi funkcji kapitana. Zostałem nim chyba dlatego, że byłem w tych wszystkich kadrach najstarszy stażem.

Z tą opaską to o tyle ciekawe, bo ponoć jesteś cichy, spokojny i introwertyczny. Tak scharakteryzował cię trener Piotr Kobierecki. Sam przyznasz, że nie są te cechy przywódcy.

- Z pewnością poza boiskiem jestem cichy, przynajmniej takie robię wrażenie. Na boisku jest inaczej, staram się spełniać wszelkie zadania, również te wynikające z pełnienia funkcji kapitana drużyny. Staram się pokazywać to, że zasługuję na taką rolę swoją grą i postawą w czasie meczu. Natomiast poza boiskiem faktycznie raczej nie byłem zbyt głośny. Choć teraz jest już lepiej, nie mam problemu z komunikacją, dobrze porozumiewam się z zespołem.

Trener Wojciech Tomaszewski z kolei przyznał, że mówisz mało, ale odzywasz się wtedy gdy powinieneś i gdy jest taka potrzeba. Potwierdzasz?

- Chyba coś w tym jest (śmiech). Nie lubię za dużo gadać, a jeśli się odzywam to zwykle są to konkrety. To mi wystarczy. Oczywiście trochę inaczej to wygląda, gdy jestem wśród bliskich przyjaciół, oni znają mnie nieco z innej strony.

Mówi się, że takie cechy nie pomagają w piłce, dziś ważny przecież tak bardzo jest PR, do którego wielu sportowców przywiązuje dużą wagę. Ty na razie jesteś tego zaprzeczeniem. Jeśli jest o tobie głośno, to dlatego że pokazałeś się na boisku.

- I niech tak zostanie, zdecydowanie wolę iść w takim kierunku. Wolę pracować w ciszy, poza boiskiem, a w czasie meczu pokazywać się z jak najlepszej strony. Taki mam charakter. Uważam, że jeśli będę dobrze wykonywał swoją pracę i to będzie się o mnie też dobrze pisało i mówiło. To chyba naturalna kolej rzeczy.

W rozmowie z Legia.Net z 2017 roku powiedziałeś o sobie, że jesteś „cicha woda”, że jeszcze nikt nie zna twoich odpałów? To jaki był twój największy odpał? Przeszło ci już, głupie pomysły się nie pojawiają?

- Cicha woda… ciekawe dlaczego tak powiedziałem (śmiech). Tak jak wspomniałem, w swoim bliskim towarzystwie, w gronie przyjaciół, bardziej się otwieram. Jestem człowiekiem nieufnym, mija chwila zanim obdarzę kogoś pełnym zaufaniem. Kto jest moim przyjacielem, ten wie jaki jestem. A głupie pomysły pojawiały się, gdy mieszkałem w bursie. Wtedy był czas na trening, ale też na zabawę i żarty. To na pewno nas wszystkich umacniało jako grupę budowało niepowtarzalną atmosferę. Teraz głupich pomysłów jest zdecydowanie mniej. Człowiek dojrzewa, z wiekiem zaczyna myśleć poważniej. Poza tym gram w poważnym klubie, w ekstraklasie. Trzeba się więc skupiać głównie na piłce.

Wspominaliśmy o kolejnych szczeblach w reprezentacjach. W Legii też wspinałeś się po kolejnych szczeblach akademii. Były młodsze roczniki, CLJ i rezerwy. Pamiętam mecz z Ajaksem w UEFA Youth League – zostałeś nazwany przez trenera najzdolniejszym graczem drużyny CLJ od czasów Sebastiana Szymańskiego. Pomyślałeś sobie wtedy – to chyba idę właściwą drogą?

- Na pewno tak, takie słowa zawsze podbudowują. Trener porównał mnie do piłkarza, który świetnie sobie radził przy Łazienkowskiej. Ale mimo, że byłem wtedy młody, nie przywiązywałem już wtedy do słów tak wielkiej uwagi. Byłem świadomy, że w jednej chwili wszystko się może zmienić. Natomiast same mecze z Ajaksem były wielkim wydarzeniem w moim życiu i zapamiętam je na długo. Dla takich młodych graczy to super sprawa, że mogą zagrać w takim meczu. W Warszawie źle weszliśmy w spotkanie, ale w rewanżu pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i udowodniliśmy sobie, że nie jesteśmy gorsi od tych ludzi w koszulkach Ajaksu.

Jeszcze zanim trafiłeś na obóz z pierwszą drużyną, interesowały się tobą kluby z Danii, Anglii czy Hiszpanii. Były jakieś konkrety? Podejmowałeś rozmowy czy na kontakcie z menedżerem się kończyło?

- Czytałem o tym głównie w prasie, były jakieś zapytania do menedżera, ale na tym się kończyło. Żadnego poważnego zainteresowania, żadnych konkretów nie było.

W styczniu tego roku miał miejsce kolejny moment przełomy w twoim życiu. Zostałeś zaproszony na obóz pierwszej drużyny do Troi. Byłeś zaskoczony? Nie mogłeś zasnąć?

- Na pewno było dużo emocji – zwłaszcza przed obozem. W trakcie też, ale bardziej przeżywałem jednak ten czas przed wyjazdem. Dla młodego chłopaka, to wielka rzecz. Mogłem ćwiczyć z pierwszym zespołem, wielka chwila. Od kolegów słyszałem, że trafiłem od razu na jeden z najcięższych zgrupowań jakie miały miejsce. Faktycznie momentami było mi naprawdę trudno, ale zacisnąłem zęby i robiłem co do mnie należało. Wiedziałem, że jedyną drogą do tego by zostać w miejscu, w którym się znalazłem, jest praca. Były skurcze, przeciążenia, czasem ciało odmawiało posłuszeństwa. W Portugalii był jednak czas na trening i odpoczynek często połączony ze spaniem. Ja na pewno nigdy wcześniej tak ciężko i intensywnienie nie pracowałem.

A co cię najbardziej zaskoczyło na zgrupowaniu w Portugalii?

- Pod względem wybiegania byliśmy świetnie przygotowani (śmiech). Ale chyba nic mnie nie zaskoczyło. Tak jak sobie to wszystko wyobrażałem, tak to potem wyglądało. Wszystko więc było zgodnie z planem.

Po obozie zapadła decyzja, że pozostaniesz przy pierwszym zespole. Byleś zdziwiony czy to też było zgodne z twoimi założeniami?

- Po cichu na to liczyłem, byłem zadowolony z pracy jaką wykonałem, z tego jak się zaprezentowałem. Miałem więc nadzieję, że tak będzie, ale co innego marzenia, a co innego rzeczywistość. Informacja o tym, że zostaję na pewno bardzo mnie ucieszyła.

Co jest twoim największym atutem na boisku? Dobra motoryka? Odpowiednie cechy wolicjonalne? Szybkość z piłką przy nodze czy może wygrywanie pojedynków jeden na jednego?

- Sporo tego wymieniłeś, na pewno takimi rzeczami można zaplusować. Ale jeśli ja miałbym wymienić jedną cechę, która mi pomaga, to jest to uniwersalność. Mogę zagrać na kilku pozycjach i zmiana miejsca na boisku nie sprawia mi problemów.

Mówi się, że liga polska jest ligą przede wszystkim siłową. Ty jesteś filigranowy, ale nie przeszkadza ci to w grze, czasem to od ciebie rywale się odbijają. Masz na to jakiś przepis?

- Przyznam szczerze, że czasem mam problemy z fizycznością, ale jak się gra mądrze, to nie trzeba tej fizyczności na każdym kroku pokazywać.

Wspomniałem o motoryce – rozmawiając z trenerami usłyszałem, że lubisz sobie pobiegać. Kiedyś w meczu przebiegałeś średnio 13 kilometrów.

- Jak byłem młodszy to faktycznie dużo biegałem, więcej niż teraz. Nie potrafiłem grać ekonomicznie, głupio biegałem. Dopiero później pojąłem sens stwierdzenia, że lepiej mądrze stać, niż głupio biegać.

W Legii zmienił się trener, przyszedł nowy sezon i zadebiutowałeś w pierwszym zespole – na lewym boku obrony! Grałeś tam kiedyś wcześniej nie licząc gier na letnim obozie w Leogang?

- Nie, nigdy wcześniej na lewej obronie nie zagrałem, nawet okazjonalnie. Zdarzało się grać na lewym skrzydle, nawet w rezerwach, ale na lewej obronie do tego momentu nigdy wcześniej nie grałem. Natomiast nie było tak, że byłem zaskoczony bo w sparingach czy w gierkach na treningach byłem przygotowywany do występu właśnie na tej pozycji. Najwidoczniej trener coś we mnie zobaczył i uznał, że sobie poradzę.

W debiucie z ŁKS-em asysta, w meczu z Rakowem asysta, z Wisłą asysta, z Widzewem asysta i spory udział drugim golu. Jak na bocznego obrońcę masz niezłe liczby i duży ciąg na bramkę.

- Faktycznie, jak na bocznego obrońcę to nieźle, ale nie zapominajmy, że ja całe życie grałem w pomocy lub jeszcze wyżej. Zawsze więcej grałem do przodu niż do tyłu, od najmłodszych lat miałem ciąg na bramkę. To mi zostało i gdy teraz występuję z tyłu, to lubię się podłączyć do akcji ofensywnej.

Tak jak wspomniałeś, większość trenerów widziała cię do tej pory w środku pola, tak grasz w reprezentacji. A Ty gdzie lepiej się czujesz? To dość istotne pytanie, bo z czasem pewnie przyda się stabilizacja.

- Najwięcej czasu spędziłem na boisku na środku pomocy i tam zawsze czułem się najlepiej. Ale na boku obrony też czuję się nie najgorzej.

To spytam inaczej – jak oglądasz mecze Ligi Mistrzów i podpatrujesz najlepszych to na kogo zwracasz większą uwagę – na pomocników czy bocznych obrońców?

- Ostatnio zdecydowanie bardziej zerkam na grę bocznych obrońców, choćby na takiego Hakimiego, który jest ma lepszą prawą nogę, a radzi sobie na lewej obronie. Wcześniej lubiłem obserwować grę N’Golo Kante.

Jak już zacząłeś wykręcać te liczby, to niektórzy kibice zaczęli się obawiać czy młody nie odleci. Uspokoił wszystkich Artur Jędrzejczyk – gra obok mnie, w szatni też siedzę blisko, więc nic mu nie grozi, bo będę reagował na bieżąco.

- (śmiech). Kapitan na pewno czuwa nie tylko nade mną, ale i całą drużyną. Natomiast ja sam też wiem jaką dostałem szansę od losu, co mogę osiągnąć i jak szybko wszystko może się zmienić. Dlatego trzeba być skupionym na pracy – na boisku i nad sobą.

Do tej pory grałeś dobrze lub bardzo dobrze. Trudniejszy był dla ciebie tylko mecz z Lechią – ciężko się grało przeciw Haraslinowi?

- Lukas to bardzo dobry zawodnik, ale staram się patrzeć na siebie i myślę, że to przede wszystkim ja gorzej zagrałem. Jedno czy dwa gorsze zagrania spowodowały, że zacząłem tracić pewność siebie. Dodatkowo Lechia potrafiła umiejętnie wyciągać mnie ze strefy. To na pewno był dla mnie jak dotąd najtrudniejszy mecz w ekstraklasie. Ale na błędach trzeba się uczyć, zebrałem w tym spotkaniu cenne doświadczenie.

Czujesz zaufanie ze strony trenera Vukovicia? Starasz się za nie odpłacać?

- Tak, nie ma wątpliwości i na pewno bardzo mi to pomaga. Trener dużo ze mną rozmawia o tym jak mam się ustawiać, jak grać i zachowywać w poszczególnych sytuacjach. To nieoceniona pomoc, poza tym super sprawą jest, że mamy dobry kontakt. Natomiast czy staram się odpłacać? Tak, ale to co się dzieje, to coś niezwykłego. Przed sezonem w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że tak to może wyglądać. Chciałem oczywiście by tak było, ale znam realia i wiedziałem, że będzie o to bardzo trudno. Na pewno cała sytuacja jest dla mnie pozytywnym zaskoczeniem i coż… trzeba dalej pracować. Na pewno zawsze będę chciał w meczach się pokazać i dać z siebie z wątroby. Jestem młody, a młody musi dawać z siebie dwa razy więcej.  

Dwa lata temu powiedziałeś, że twoim celem jest zadebiutować w rezerwach. Co dziś jest celem Michała Karbownika?

- Może to truizm, ale po prostu by grać jak najlepiej w każdym kolejnym meczu i pokazywać, że powinienem zostać w tym zespole.

A myślałem, że powiesz, że teraz celem jest powołanie do pierwszej reprezentacji Polski.

- Nie, nie myślę o tym. Nawet śmiałem się z tych wszystkich spekulacji. Spokojnie, krok po kroku.

Przez kibiców zostałeś wybrany najlepszym piłkarzem października. Jak przyjąłeś wyróżnienie?

- Duma. To wielka sprawa by w takim klubie, z tak świetnymi piłkarzami, zostać w jakimś miesiącu wybranym tym najlepszym. Oczywiście to motywacja do jeszcze większej pracy i zachęta do twardego stąpania po ziemi.

A jak czujesz się w Warszawie? Kiedyś powiedziałeś, że jest tak duża, że kilka razy się zgubiłeś. Przestałeś się gubić?

- Bardzo dobrze, Warszawę znam już lepiej niż Radom. Nie gubię się więc (śmiech). Ale lubię wyjechać do rodziców, uciec od zgiełku i się wyciszyć. To mi pomaga.

Historia Legii: Co wiesz o początkach klubu

Galeria: Wystawa Legii i Domu Spotkań z Historią
1/14 Kto był pomysłodawcą nazwy Legia?

Polecamy

Komentarze (43)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.