Michał Masłowski: Każdy sędzia interpretuje po swojemu
22.05.2015 12:30
Wiele nerwów kosztował mecz z Jagiellonią?
- Przede wszystkim wiele siły. Nerwówka zrobiła się pod koniec. Było 0:0, emocje, ale udało nam się wygrać. To nie był mecz na remis. Mieliśmy bardzo dużo sytuacji do strzelenia goli, ale piłka długo nie chciała wpaść do siatki. Rywale też mieli stuprocentową okazję, lecz Rafał Grzyb trafił w słupek. Dobrze, że zdobyliśmy w środę trzy punkty.
Był karny?
- Kiedyś nigdy nie zagłębiałem się w obserwację takich sytuacji. Po paru zdarzeniach w meczach Zawiszy, zacząłem się tym interesować. Z tego co wiem, jeśli rywal poszerza ręką swoją powierzchnię ciała, a piłka potem zmienia kierunek lotu, to drużynie atakującej należy się „jedenastka”. Mówiło mi o tym wiele osób, także te, które coś znaczą w polskim futbolu. W środę arbiter mógł użyć gwizdka w tej sytuacji w ostatnich sekundach ponieważ miał do tego mniejsze czy większe podstawy. Moim zdaniem Paweł Gil podjął własną decyzję.
Przepisy pozwalają sędziom na zbyt swobodne interpretowanie niektórych sytuacji?
- Dziwi mnie gdy słyszę niektórych ludzi, którzy - mogłoby się wydawać - znają się na piłce i twierdzą, że za określone zagranie ręką nie należał się rzut karny albo z łatwością oceniają dany faul i nie widzą w nim niczego, na "jedenastkę". Przepraszam, ale jeśli ktoś na przykład przewini na środku boiska - zrobi frajerski faul pchając czy skacząc na plecy - to w "szesnastce" takie samo zachowanie nie jest już faulem? Pewne decyzje sędziów będą dalej denerwować, ale tego się nie zmieni. Dając arbitrom taki margines interpretacji, pewni panowie sami dali możliwość tego, że będą pojawiały się sytuacje podobne do tej ze środy. Według mnie nie ma co mieć w takich przypadkach pretensji do sędziów, bo po prostu każdy interpretuje po swojemu.
Nie zabrakło ludzi wypowiadających się na temat rzutu karnego w spotkaniu z Jagiellonią
- Eksperci są wszędzie, ale niech lepiej wezmą gwizdki, pójdą na mecz i posędziują. Ciekawe czy dobrze by im poszło. Interesuje mnie również czy podobna burza w mediach byłaby także wtedy, jeśli podobna sytuacja zdarzyłaby się na przykład w 30. minucie. Nie wiem, czy nie jest też trochę tak dlatego, że karny został podyktowany dla Legii. W drugą stronę chyba obyłoby się bez wielkich dyskusji.
Dziwi cię takie zamieszanie po tym meczu?
- Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w drugą stronę, przeciw Legii, pewnie mielibyśmy jakieś pretensje do sędziego, to normalne. W mediach prawdopodobnie byłoby znacznie ciszej. Arbiter podjął taką decyzję i trzeba ją uszanować. Dużo tego szumu, ale teraz już raczej nic się nie zmieni. Ludzie się denerwują, nie brakuje frustracji, ale wynik i tak pozostanie taki, jaki jest po zakończeniu spotkania. Z własnego doświadczenia wiem, że latanie do sędziego nie pomoże. Przecież nie powie, że w sumie to nic się nie stało, a gola jednak nie było.
To część otoczki Legii? Zdążyłeś do tego przywyknąć?
- Śmieję się z tego, że zarzuca nam się, że ktoś nam sprzyja. Traktujmy wszystkie kluby tak samo… Rozumiem, że o Legii mówi się, że każdy zawodnik jest pod wielką presją, ale my po prostu wychodzimy na boisko i za każdym razem chcemy dać z siebie wszystko na placu gry. Komiczne jest dla mnie porównywanie drużyn w kontekście budżetów. Ci mają znacznie większy budżet, to powinni wygrać 3:0, a tutaj jest tak, to powinno się stać tak. Ciekawa byłaby liga, gdyby wszyscy eksperci mieli możliwość potrenowania jakiegoś zespołu w Ekstraklasie. Poziom musiałby błyskawicznie poszybować w górę (śmiech).
Ostatni raz w pierwszym składzie zagrałeś niespełna dwa miesiące temu, w pucharowym meczu z Podbeskidziem w Bielsku-Białej. Oglądając cię wczoraj w meczu z Jagiellonią, miałem wrażenie, że jest zupełnie inaczej. W twoich poczynaniach było widać więcej luzu i zrozumienia z partnerami.
- Nie lubię mówić na temat własnej postawy na boisku, bo to nie moja rola. Na początku przygody z Legią, inaczej podchodziłem do grania. Chciałem być jak najlepszy i nie dawałem sobie marginesu błędu. Teraz trzymam się swoich zadań i rozumiem, że może mi się zdarzyć niecelne podanie. Nie można za bardzo chcieć.
Jesteś zawodnikiem, który został przez trenera Berga włożony w ścisłe ramy taktyczne czy możesz momentami biegać po boisku niczym wolny elektron?
- Trzymam się taktyki, szczególnie w defensywie. Z przodu mam na uwadze wskazówki trenera Berga, ale zdarzają się sytuacje, w których muszę się zachować trochę inaczej, niż było to założone.
Z Jagiellonią nieźle wyglądała twoja współpraca z Orlandem Sa.
- Początki były trudne, bo nikogo nie znałem. Wiadomo, z czasem wszystko zaczęło iść do przodu. Przed meczem porozmawiałem z Portugalczykiem o tym, jak będzie się ruszał i jakie podania chciałby dostawać. Dogadaliśmy się i byłem w stanie zagrywać do Orlanda wręcz w ciemno. Miałem pewność, że kiedy kopnę piłkę, on będzie miał z tego korzyść. Fajnie to wyglądało.
Świetnie bronił w środę Drągowski i szkoda, że nie strzeliliśmy gola z akcji. Zabrakło trochę szczęścia i spokoju, bo mogliśmy naprawdę wysoko wygrać. Sam Orlando groźnie uderzał przecież piłkę głową czy był sam na sam. Trzeba na całe spotkanie spojrzeć ze spokojem, a nie tylko na ostatnie minuty i jedną sytuację, która zadecydowała o wyniku. Rywale mieli pretensję, ale my nie zrobiliśmy nic złego. Sędzia miał podstawy, podjął decyzję o „jedenastce” i jak powiedziałem, trzeba ją uszanować.
To był mecz na przełamanie dla Legii? Przydarzyły się dwie porażki z rzędu, prezes Leśnodorski mówił, że nie gracie piłki miłej dla oka, a przeciwko Jagiellonii wygraliście i rozegraliście bardzo dobrą pierwszą połowę.
- Potrzebowaliśmy takiego meczu, w którym nie zabrakło dramaturgii. W środę na boisku tempo było wysokie, a sami dostaliśmy pozytywnego kopa. Cały czas byliśmy skoncentrowani i to się opłaciło. Zwycięstwo swoją drogą, ale to również dużo nam dało.
Znaliście wynik meczu Lecha ze Śląskiem przed startem swojego spotkania?
- Wiedziałem, że było 3:0, ale nie wiedziałem jaki wynik padł na koniec.
Przejmujecie się rezultatami rywali? Wpływa to na was w jakiś sposób?
- Chcemy wygrać wszystkie mecze do końca sezonu i nie możemy oglądać się na przeciwników. Jeśli o mnie chodzi, nie śledzę ostatnio spotkań Ekstraklasy, a o wynikach informują mnie chłopaki. Totalnie się wyłączyłem przez pół roku, skupiłem się na własnych treningach i chciałem trochę odpocząć od innych spotkań.
Postawieniem na ciebie przeciwko Jagiellonii, Henning Berg zasugerował, że Ondrej Duda nie może być pewny miejsca w składzie. Liczysz teraz na to, że wyjdziesz na boisko w Szczecinie?
- Byłem trochę zaskoczony tym, że wyszedłem na boisko od pierwszej minuty. To było pozytywne uczucie. Przyznam, że na przełomie ostatnich dwóch-trzech tygodni dobrze czułem się na treningach. Widziałem, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Liczyłem na szansę i wierzyłem, że wkrótce będę mógł wejść na murawę na jakieś 20-30 minut. Cieszę się, bo przełamałem jakąś barierę. Chciałem zrobić ponadto co musiałem i trochę się na tym przejechałem. O, zrymowało się!
Chcę grać jak najczęściej, ale zawsze dostosuję się do decyzji trenera. Kiedy nie pojawiam się na boisku, wiem dlaczego. Henning Berg zawsze mi tłumaczy, że na przykład na dany mecz potrzebuje zawodnika o innej charakterystyce.
Szykujesz się obecnie na rolę lidera Legii w przyszłym sezonie? Drużyna zostanie trochę przemeblowana i jeśli odejdzie Ondrej Duda, trzeba będzie w tobie upatrywać jednego z kluczowych legionistów w ofensywie.
- Każdy trenuje i stara się rozwijać. Na pewno chciałbym być takim liderem Legii w ofensywie, ale wiele zależy od trenera i jego taktyki. Ważną kwestią jest również zaufanie kolegów i jeśli będzie na takim poziomie jak w Bydgoszczy to… To powiem tak - kręci mnie to!
Dużo brakuje obecnie, by wspomniany poziom zaufania kolegów do ciebie był na takim poziomie, jak w Zawiszy?
- Do tego potrzeba czasu i kolejnych treningów. Na takie zaufanie wpływa wiele czynników, choćby wkomponowanie się w taktykę. Są też różne rodzaje liderów: jedni są na boisku, inni w szatni. Sam rzadko się odzywam, jestem spokojnym gościem, który nie rwie się do ustawiania kolegów. Lubię prowadzić grę i decydować o tempie gry zespołu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.