Michał Masłowski przyjeżdza na Legię
07.08.2016 09:40
Michał Masłowski karierę zaczynał w Strzeliniance Strzelin. Piłkarskich szlifów w tym klubie uczył się przez trzy lata, po czym przeniósł się na rok do Zielonych Łagiewniki, aby potem znów wrócić do swojej macierzystej drużyny. Gdy miał 20 lat reprezentował barwy Lechii Dzierżonów. W III lidze strzelił dziewięć goli i otrzymał aż dziesięć żółtych kartek w dwudziestu siedmiu występach. Upomnienia były najczęściej za dyskusje z arbitrami. Sezon później został zawodnikiem Zawiszy Bydgoszcz. - Przez kilka dni się zastanawiałem. Studiowałem dziennie we Wrocławiu marketing i zarządzanie, chciałem postawić na normalną pracę i naukę. Pewnie, że marzyłem, by grać wyżej, ale przestawałem wierzyć, że jeszcze jest to możliwe. Nie wiedziałem, czy nie są to dla mnie za wysokie progi. Zapytałem ojca. Bardzo cenię jego zdanie, całe życie mnie prowadził. W końcu postawiłem wszystko na jedną kartę, zaryzykowałem. Pragnąłem spełnić swoje marzenia, w końcu tak długo czekałem na kogoś, kto otworzy mi drzwi, da szansę – tak komentował swoją decyzję o dołączeniu do „Rycerzy Pomorza” pomocnik w „Przeglądzie Sportowym”.
„Masło” początek sezonu 2011/2012 spędził na ławce rezerwowych w bydgoskiej drużynie. Pomocnik zagrał tylko w rundach wstępnych do Pucharu Polski. Zawisza przegrał po rzutach karnych - z późniejszym ćwierćfinalistą rozgrywek - z Gryfem Wejherowo. Masłowski w I lidze zadebiutował dopiero w XII kolejce. „Rycerze Pomorza” zwyciężyli z Wisłą Płock 2:1, a wypożyczony legionista na murawie przebywał przez 59 minut. Swojego pierwszego gola na tym szczeblu strzelił Piastowi Gliwice pojawiając się na boisku w drugiej połowie. Zanim jednak wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie bydgoszczan, minęło pięć miesięcy od jego premierowej bramki dla jego nowej drużyny. Sam później przyznał, że musiał zrzucić sześć kilogramów, aby stać się profesjonalnym piłkarzem
Trener Janusz Kubot początkowo nie chciał postawić na Masłowskiego. Zrobił to natomiast Jurij Szatałow, który objął Zawiszę w sezonie 2012/2013. Co ciekawe obydwaj panowie poznali się wcześniej dzięki właścicielowi bydgoskiego klubu Radosławowi Osuchowi, który załatwił wcześniej zawodnikowi testy w Cracovii, którą trenował Rosjanin. - Po dwutygodniowych testach Jurij Szatałow uznał, że chce, abym został. Przedstawili wstępne warunki umowy, brakowało konkretów. Nie mogliśmy się dogadać. Nie miałem wygórowanych wymagań finansowych, ale życie w Krakowie kosztuje. Zrezygnowaliśmy. W tym czasie Radek Osuch przejął Zawiszę i wziął mnie do Bydgoszczy. Dobrze wyszło, lepiej wspinać się małymi krokami – wspominał piłkarz w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”. Pomocnik stał się ważnym graczem „Ryczerzy Pomorza”. Wystąpił w trzydziestu trzech spotkaniach, zanotował 2372 minuty, zdobył cztery bramki i otrzymał pięć żółtych oraz dwie czerwone kartki. Bydgoszczanie po XXXIV kolejkach awansowali do Ekstraklasy z pierwszego miejsca w I lidze mając na koncie sześćdziesiąt sześć punktów.
Zawisza zaliczył bardzo dobre wejście do Ekstraklasy. Liderem beniaminka był właśnie Masłowski, który już wtedy zwrócił na siebie uwagę działaczy Legii Warszawa. W jednym meczu pomocnik potrafił cztery razy trafić do siatki, a jego zespół pokonał Piast 6:0. Dodatkowo zanotował trzy występy w reprezentacji Polski. Radosław Osuch zadowolony z postawy swojego zawodnika często odpowiadał na pytania dotyczącego przyszłego transferu pomocnika. Raz właściciel „Rycerzy Pomorza” mówił, że nie sprzeda go za mniej niż milion euro, a następnie oznajmiał, iż żaden polski klub na niego nie stać, ponieważ on oczekuje trzy razy większej kwoty niż wspominał wcześniej. Niestety, w XVIII kolejce zawiszanie mierzyli się ze Śląskiem Wrocław, piłkarz w 66. minucie spotkania opuścił boisko z powodu urazu przywodziciela. Wobec kontuzji „Masło” zdecydował się przedłużyć umowę ze swoją ówczesnym zespołem do 2017 roku.
Masłowski leczył się w Legii u doktora Jacka Jaroszewskiego. Pomocnik wrócił na boisku dopiero we wrześniu. Swój pierwszy pełny występ zaliczył przeciwko GKS-owi Bełchatów i dzięki jego bramce w końcówce spotkania jego Zawisza wygrał pierwszy mecz w sezonie 2014/2015. Następnie „Rycerze Pomorza” wybrali się na Łazienkowską 3, by zmierzyć się z legionistami. Po ostatnim gwizdku „Masło” zdjął z siebie niebiesko-czarny trykot i zaprezentował koszulkę: „Legia Warszawa – dziękuję za wsparcie”. Jak się później okazało, zawodnik grał na blokadzie. Piłkarz miał problem ze stawem skokowym. Rozgrywający bydgoszczan doszedł do zdrowia po miesiącu. Zanotował jeszcze cztery starcia w zespole Mariusza Rumaka i w zimowym okienku transferowym odszedł do „Wojskowych”.
Legia kupiła Masłowskiego za 800 tysięcy euro. Na pomocniku jednak cena nie robiła żadnego wrażenia. - Ani nie daje pozytywnego kopa, ani nie pęta nóg. Takie są realia tego show-biznesu. Bo futbol, to dziś biznes, działający wedle pewnych zasad, akcji marketingowych. Dla mnie liczy się tylko to, że do transferu doszło, wydaje mi się, że wszyscy są z tego powodu szczęśliwi. Zawisza otrzyma pieniądze i dzięki temu będzie mógł lepiej funkcjonować. Ja jestem zadowolony, bo widzę jakie są różnice między tymi klubami – choćby w organizacji. Tutaj wszystko jest na wysokim poziomie, w pełni profesjonalnym. Myślę, że Legia też jest zadowolona z pozyskania mojej osoby i mam nadzieję, że będzie zadowolona również z mojej gry – mówił naszemu serwisowi „Masło”. Zawodnik zrobił bardzo dobre wrażenie na Henningu Bergu na obozie przygotowawczym przed rundą wiosenną. Piłkarz miał stworzyć duet z Miroslavem Radoviciem. Serb jednak z Warszawy odszedł przed wznowieniem rozgrywek, a wychowanek Strzelinianki Strzelin nie zaprezentował nigdy w barwach stołecznego klubu takich umiejętności, jakie pokazywał na treningach.
Na początku swojego pobytu w Legii Masłowski narzekał na małe urazy. Jak się później okazało, przyczyną jego dolegliwości były problemy z kręgosłupem. W rzymskiej klinice Villa Stuart, z którą współpracuje warszawski klub, zadecydowano, iż potrzebny jest mało inwazyjny zabieg. Mimo wszystko kariera piłkarza stanęła na włosku. W skrajnym przypadku gracz mógł zostać inwalidą. Po operacji „Masło” miesiąc leżał w domu bez ruchu w rodzinnym Strzelinie. W wywiadzie dla „Polska the Times” przyznał, że miał depresję. - Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przestałem odbierać telefony, nie wychodziłem z domu. Rozmawiałem z narzeczoną, ale tak naprawdę jej nie słuchałem. Myślami byłem w innym świecie. Piłka mnie nie interesowała. Codziennie robiłem to samo: rano się rozciągałem, było fajnie, a następnego dnia znów wszystko bolało. Nie było efektów. I wpadłem w apatię. Wszystko miałem w dupie – powiedział we wspomnianej rozmowie, później dodał: „Nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że jest źle. Bagatelizowałem to. Wkręcałem sobie, że na pewno zaraz przejdzie. I przeciągałem sprawę. Dopiero po rozmowie ze znajomym fizjoterapeutą, który wypunktował mi wszystkie moje problemy, zrozumiałem, że jest źle. Do normalności zacząłem wracać dopiero, gdy rozpocząłem zajęcia z Sebastianem Krzepotą z Legii. Dwa i pół miesiąca ćwiczyliśmy wyłącznie nad mięśniami głębokimi. Trenować zacząłem pod koniec grudnia. Znów poczułem, że żyję.”
Masłowski w przerwie zimowej sezonu 2015/2016 jeszcze raz chciał spróbować powalczyć o pierwszy skład Legii. Na obozach przygotowawczych na Malcie błyszczał na niektórych treningach, ale nie przekonał do siebie finalnie Stanisława Czerczesowa. Pomocnik wystąpił w dziewięciu meczach „Wojskowych” oraz zanotował dwa spotkania w rezerwach klubu. Piłkarz we wspomnianym wywiadzie dla „Polska the Times” powiedział, iż zdaje sobie sprawę, iż w Warszawie jest spalony. Nie przekreślał jednak całkowicie swojej dalszej kariery - Chcę grać, odzyskać pewność siebie, którą całkowicie straciłem. Zamierzam sprawdzić, czy wciąż stać mnie na wiele. Bo sądzę, że tak. Może droga do zaistnienia w Legii wiedzie inną ścieżką. Taki scenariusz napisał mi los i muszę to zaakceptować – mówił.
„Masło” zdecydował się więc zmienić otoczenie. Nowy sezon rozpoczął jeszcze w barwach Legii. Zagrał w Superpucharze Polski przeciwko Lechowi Poznań (1:4). Po tym starciu został jednak wypożyczony do Piasta Gliwice. W nowym zespole zaliczył cztery występy. Wystąpił w dwumeczu przeciwko IFK Goteborg (0:3 i 0:0) oraz zaliczył 103 minuty w konfrontacjach z Cracovią (1:5) i Wisłą Płock (2:1). Ostatnie spotkanie „Piastunek” z Koroną Kielce (1:1) przesiedział na ławce rezerwowych. Czy w niedzielę zobaczymy Masłowskiego na murawie stadionu przy ulicy Łazienkowskiej 3. Niedługo się przekonamy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.