Michał Żewłakow: Wolę zrobić piłkarza z łobuza niż z księdza
16.01.2020 08:30
O Ljuboi i Radoviciu
- Moja znajomość z Danijelem Ljuboją zaczęła się od kłótni. Przegraliśmy 0:3 z FSV Mainz w sparingu i paru zawodników miało pretensje do innych. Serb posprzeczał się z Jakubem Wawrzyniakiem. Następnego dnia trener Maciej Skorża powiedział, żebyśmy sobie wszystko wytłumaczyli w jakikolwiek sposób. Rozmawiałem z Ljuboją w jego ojczystym języku:
- - Danijel, jesteśmy tutaj od początku zgrupowania. Niektórzy piłkarze są w klubie od jakiegoś czasu. Musisz dać trochę czasu tym, którzy umieją mniej lub myślą na boisku wolniej od ciebie.
- - Nie widzę, żeby ktoś mnie tutaj szanował, a grałem w przeszłości w Paryżu.
- - I za to mają cię szanować?
- - Tak.
- - To wypier….. do Paryża!
- Czy Miroslav Radović byłby dobrym przewodnikiem po Belgradzie? Myślę, że tak. Przez kilka lat przebywał zresztą pod nadzorem Ljuboi (śmiech). Dobrzy ludzie, lecz czasami w sobie to maskowali. Z początku postrzegałem "Ljubo" poprzez fryzurę i występy w wielkich klubach. Mówiłem do niego: z racji na twój otwarty charakter i chęć robienia czegoś inaczej, w każdym klubie grałeś maksymalnie dwa lata. Reasumując - wybitny piłkarz i bardzo dobry człowiek. Zawsze pogodny, lubił żartować. Zwracał uwagę na zegarek. Raz powiedział do Wawrzyniaka: Kuba. Jak wejdę do szatni to spytasz się mnie, która jest godzina. „Wawrzyn” zauważył go w drzwiach, a następnie zadał pytanie, o które poprosił Danijel. Serb spojrzał na zegarek i odparł: 25 tysięcy euro (śmiech).
- Również miałem "zajawkę" na zegarki, ale kupowałem je po jakimś sukcesie - po mistrzostwie Belgii oraz Grecji, awansie do Ligi Mistrzów oraz na mistrzostwa świata z reprezentacją. Posiadam bodajże sześć w kolekcji, a obecnie nie mam żadnego na ręce.
O nowej roli
- Z problemem dotyczącym odkrywania nowego świata po zawieszeniu butów na kołku, pomógł mi Bogusław Leśnodorski. Prezes podjął ryzyko. Zatrudnił w klubie człowieka, który dopiero co skończył grę na boisku i powierzył mu w miarę istotną funkcję. Miałem odpowiadać za skauting w Legii i uczyć się mechanizmów, które miałbym później wykorzystywać w dalszej pracy. Piłkarz odpowiada tylko za siebie. Dyrektor sportowy sprawuje kontrolę nad poszczególnymi zawodnikami, osobami w sztabie medycznym i szkoleniowym, wynikami drużynami oraz finansami. Jest wiele aspektów, na które wpływasz pośrednio lub bezpośrednio. Możesz je poprawić albo rozwalić. Trener ma jeszcze gorzej. Szkoleniowiec spędza tyle samo czasu, co gracz. Z tym, że później zabiera pracę do domu, która trwa tak naprawdę przez 24 godziny na dobę.
- Nabrałem doświadczenia, umiejętności. Poznałem rynek oraz mentalność piłkarzy w polskich klubach. W przyszłości chętnie mógłbym popracować jeszcze na tym stanowisku.
O rankingu piłkarzy opartych na wyczuciu i tym, że się sprawdzą
- Na pierwszym miejscu umieszczę Orlando Sa. Według niektórych czasami przesadza z życiem osobistym. Jako piłkarz lubiłem takie postaci. Najczęściej się z nimi trzymałem, przez co może dlatego miałem do nich sentyment. Wolę zrobić piłkarza z łobuza niż z księdza. Czasami łatwiej okiełznać zawodnika mądrym podejściem i zrobić z niego łobuza o dobrym sercu. Takiego, który wie, iż na boisku musi wykrzesać z siebie wszystko, a później może wykonywać na mieście, co chce. Trudniej ośmielić człowieka bojącego się własnego ciała, który pod płaszczykiem "jestem profesjonalistą" ukrywa braki. Co z tego, że jesteś profesjonalistą jak nic ci nie wychodzi. Dla mnie profesjonalizmem nie jest regeneracja, odżywianie, trening tylko mentalność. Przywołam historię z Marcinem Grzywaczem, z którym rozmawiałem do piątej rano. Następnego dnia, bez względu na samopoczucie, żaden trener nie miał pretensji, że nie pojawiłem się na treningu i nie dałem z siebie maksimum w trakcie kolejnego meczu.
- Druga pozycja? Nemanja Nikolić, na którego nie chciał się zgodzić Henning Berg. Norweg twierdził, że strzela gole w lidze węgierskiej, lecz w naszej lidze tak nie będzie. Pojechałem w kwietniu i podpisaliśmy kontrakt. Potem udałem się z nim na zgrupowanie w Austrii. W trzech meczach o stawkę nie miał nawet sytuacji do zdobycia bramki. Wtedy trener się spojrzał i powiedział do mnie: i co ci mówiłem? Poczułem się głupio tak jakby ściągnął mi gacie na stadionie Legii i puścił gołego na rowerze. Po pięciu nastepnych kolejkach "Niko" strzelił dwanaście goli i do końca udowadniał, iż to człowiek, który ma to we krwi.
- Na trzecim stopniu podium sklasyfikuję Vadisa Odjidję-Ofoe. Transfer obarczony ryzykiem. Pamiętam jak dziś, kiedy wszedłem do gabinetu Bogusława Leśnodorskiego, który spytał, czy jestem przekonany w stosunku do Belga. Przytaknąłem. Prezes odpowiedział: jak tak uważasz, rób jak chcesz. Stwierdziłem, że go bierzemy, po czym usłyszałem: w porządku, bierzesz to na siebie. Na szczęście wyszło, lecz początki były tragiczne. Czy była szansa go zatrzymać? Psychicznie był nastawiony na odejście. Tak jak namawiałem prezesa Leśnodorskiego, żeby Vadis tutaj przyszedł, tak później powiedziałem prezesowi Mioduskiemu, aby go sprzedał. Prezes odpowiedział:
- - Dlaczego?
- - Nie wiem czy powtórzy podobny sezon. Jeśli możemy teraz wziąć za niego pieniądze to przynajmniej nie będzie można się obawiać, że transfer nie wyjdzie.
- Wyszedł. Zrobił coś dla klubu, zostawił troszkę jakości. Wsparł zespół w mistrzostwie oraz awansie do Ligi Mistrzów. Myślę, że w pewnym momencie już się tutaj "najadł" pod względem sportowym. Mając propozycję z Olympiakosu, który przygotował dla niego większą ofertę i pewnie większe wyzwanie, przyjechał do Warszawy z nastawieniem, że pogra sezon i pójdzie do innej drużyny.
- Prezes Leśnodorski mi pomógł, potrafił kontrolować ryzyko. Wiedział kiedy w niej wejść i wyjść. Za jego kadencji niczego się nie obawiałem. Oczywiście, bałem się utraty mistrzostwa lub braku awansu do europejskich pucharów i spotkania z niezadowoleniem, które odczuję w komentarzach czy opiniach. Na starcie się tym przejmowałem. Pamiętam rozmowę z żoną:
- - Musisz ciągle pracować?
- - Zależy mi na tym.
- - Wiesz co, ale tak naprawdę pracujesz przez 24 godziny. Gdy kładziesz się spać, opowiadasz o Legii. Jak wstajesz z łóżka jest tak samo!
- - Nie walcz z Legią.
- - Dlaczego?
- - Bo nie wygrasz (śmiech).
O sprowadzaniu piłkarzy do Legii
- Do klubu można przekonać tych, którzy grają na pewnym poziomie. Trudno wyciągnąć kozaka z ligi włoskiej czy hiszpańskiej z myślą, aby przyjechał do Polski. Gdy pracowałem przy Łazienkowskiej byliśmy na takim poziomie, że mogliśmy ściągnąć wyróżniających piłkarzy z Cypru, Słowacji, Węgier. W taki sposób trafił do nas Ondrej Duda, który apogeum talentu osiągnął w Legii. W ten sposób o Słowaka zabiegł m.in. Inter Mediolan, FC Koeln. Ostatecznie przeszedł do Herthy Berlin. Transfer pokazuje, że Legia może iść w tym kierunku bez względu na to, czy teraz jest lepiej, czy gorzej. Legioniści zawsze będą mogli zainteresować takich zawodników.
O pełnieniu funkcji dyrektora sportowego w Zagłębiu oraz kilkunastoletnich piłkarzach z pokolenia "robotów"
- Czas w Lubinie był dla mnie świetnym poligonem doświadczalnym. Przez półtora roku nauczyłem się tam więcej niż przez cztery lata w Legii. Chodzi o aspekty planowania i wykonywania rzeczy od początku do końca. Gabinety przy Łazienkowskiej były bardziej zróżnicowane i rozbudowane. W stolicy skupiałem się bardziej na desygnowaniu zadań i otrzymywaniu gotowego produktu. W Zagłębiu wszystko musiałem zrobić sam. W przypadku transferu piłkarza zajmowałem się procesem decyzyjnym. Mój pomysł przechodził przez klub, był uzgadniany z trenerem i prezesem. Potem wysyłało się całą formatkę transferową i papierów na Radę Nadzorczą. Z początku się buntowałem. Zastanawiałem się dlaczego nie można dopiąć wszystkiego na ostatni guzik, jeżeli szkoleniowiec oraz prezes są pozytywnie nastawieni. Tak się nie dało. Walczyłem z tym, lecz później doszedłem do wniosku, że to klub, gdzie jest taka specyfika i trzeba do tego przywyknąć.
- Niektórzy twierdzą, że praca w zespole to umiejętność podporządkowania się. W każdym klubie powinny być też indywidualności. Nie potrafię powiedzieć jak powinno wychowywać się młodych graczy, bo od tego są specjaliści, którzy spędzili nad tym zagadnieniem trochę czasu. Mój syn gra w akademii Legii. Widzę, że rzeczy, które mu przekazuję, wpadają przez niego jednym uchem i wypadają drugim. Gdy powie to brat, czyli osoba mniej z nim spowinowacona, wtedy słucha. Jeżeli to samo wygłosi Marek Saganowski, syn miałby jeszcze bardziej wytężony słuch. Zawsze zwracałem uwagę na to, że drużynę młodzieżową powinien prowadzić doświadczony trener. Dedykowany tylko do młodzieży i nie myślący o tym, by na tej bazie zrobić karierę i zostać szkoleniowcem pierwszego zespołu. Dołączyć jeszcze do sztabu byłego piłkarza, aby dorzucił autorytetu pierwszemu trenerowi, który nie był medialnie znany. Po to, aby dać młodym graczom boiskowych wskazówek. Były zawodnik uczy się od doświadczonego szkoleniowca pedagogiki, podejścia i metodyki w zamian dając reputację. Nastolatkom trzeba bowiem czymś zaimponować.
Zapis całej audycji możesz odsłuchać w tym miejscu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.