Michał Żyro: Wracam do treningów z pełnym obciążeniem
29.10.2015 09:34
- Z Lechem w Poznaniu wyskoczyłem do główki i spadając, noga uciekła. Była mocno skręcona, ale chciałem pomóc w walce o mistrzostwo, więc próbowałem wszystkiego: brałem zabiegi, odpoczywałem, decydowałem się na zastrzyki, zaciskałem zęby, ale kostka przeszkadzała. Podczas czerwcowego obozu w Leogang znowu ją skręciłem, więc pracowałem w „kartkę”. W sierpniowym meczu z Kukesi zostałem mocno kopnięty i konieczny był gruntowny „remont”. Dziś cieszę się, że dokuczliwy problem zniknął.
- Mam 23 lata, z czego ponad dwa straciłem na leczenie. Wciąż jestem futbolowym żółtodziobem. Miałem kłopoty z plecami, mięśniem łydki, przepukliną w pachwinie i teraz kostką. Zwykle pauzowałem po około pół roku. Najszybciej wrócę na boisko teraz - po trzech miesiącach. Czas szybko ucieka.
- Zaraz po operacji założono mi gips na prawie cztery tygodnie. Noga cały czas musiała być pod kątem 90 stopni żeby więzadła się nie rozciągnęły - inaczej zabieg nie miałby sensu, dalej nie trzymałyby kostki. Miesiąc nie wychodziłem z domu, leżałem w łóżku, jakbym miał uraz kręgosłupa. Później założono mi lżejszy gips i, żeby nie nadwyrężyć kostki, poruszałem się na wózku inwalidzkim. Pogoda była fatalna, chodzenie o kulach po mokrym jest niebezpieczne. I najważniejsze - kiedy obudziłem się po zabiegu kostki, doktor Jaroszewski zapytał: „To kiedy robimy nos?”. Byłem przerażony i zmęczony kroplówkami, nieprzespanymi nocami a tu trzeba było nastawić przegrodę. Operację nosa, który złamałem w finale Pucharu Polski z Lechem, zrobiłem tydzień po zabiegu kostki. Znowu mnie usypiali, ale przynajmniej następnego dnia byłem w domu. Nie mogłem wykonywać najmniejszego wysiłku - raz, że mógłbym uszkodzić kostkę, dwa, istniało ryzyko, że z nosa poleci krew. Przez miesiąc nic nie robiłem - w trakcie dnia spałem, żeby szybciej zleciał. Później oglądałem telewizję, grałem w play station, żeby się „zmulić”, ale przed trzecią nie zasypiałem. Wstawałem w południe, potem drzemka i funkcjonowałem od 18 - tak mijały dni. We wrześniu zacząłem przyjeżdżać na Legię, na zabiegi. Nie mogłem prowadzić auta, więc woziła mnie Ola. Poruszałem się o kulach, ale fąjnie było znowu postawić stopę na ziemi.
- Trochę mnie ominęło, m.in. zmiana trenera. Nie ma ludzi niezastąpionych. Brakowało nam iskry w głowie, błysku w oku i siły w nogach. Ciężko było kogokolwiek zaskoczyć.
Cały zapis rozmowy z Michałem Żyrą można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.