Domyślne zdjęcie Legia.Net

Miejsce w szyku rolników, czyli legijna eskapada do Radomska

Junior

Źródło:

10.11.2001 22:49

(akt. 01.01.2019 18:42)

Ci, którzy jeszcze nie byli ani razu w Radomsku na meczu piłki nożnej, nie zdają sobie chyba sprawy jak bardzo rozwinięty jest tam ruch kibicowski. Flagi, race, głośny doping w mieście gdzie rządzi FAMEG to codzienność. Niestety, wyjątkowo dzisiaj (przy okazji konfrontacji z renomowaną Legią) radomscy "tifossi" zrobili sobie wolne... Legioniści na stadion beniaminka trafiali na trzy sposoby - największa część zdecydowała się na podróż pociągiem, wielu kibiców udało się na samochodową wyprawę, a inni jeszcze skorzystali z autokaru. Łącznie było Nas około 500 osób, co nie jest złym wynikiem... Natomiast radomszczan było - rzecz jasna - więcej, w sumie około dwóch tysięcy, co jest frekwencją śmieszną jak na pierwszą ligę. No właśnie - pierwszą ligę. Nasi rywale bowiem nie zasługiwali na te miano pod żadnym względem związanym z kibicowskim rzemiosłem. Brakowało dopingu, na płotach nie wisiały żadne flagi, a i wspomniana frekwencja nie była wysoka. Oprócz kilku głośniejszych okrzyków w stylu "Rks, rks", miejscowych stać było na odpalenie jednej mini-racy. Dla porównania: po pierwszym trafieniu Kucharskiego takich rac odpalono u Nas w sektorze ponad dziesięć - część w kolorze zielonym, część w czerwony. Efekt? Piorunujący! Pod względem głośności nie było źle, ale trzeba jasno napisać - STAĆ NAS NA WIĘCEJ! Kiedy jesteśmy w takiej liczbie osób powinniśmy dawać z siebie maksimum. Zachęcał do tego gorąco Różyk, kierujący dopingiem i dumnie paradujący przez pewien okres gry w podkoszulku. W ten właśnie sposób próbował zachęcić wszystkich do wspólnej zabawy... W czasie pierwszej połowy nawiązała się dyskusja na linii: kilku kibiców Radomska - kibice z Warszawy. W odpowiedzi radomszczanie usłyszeli gromkie "Idźcie buraki na pole kopać ziemniaki!" Podenerwowani gospodarze starali wyładować swoją złość pokazując Nam przeróżne gesty. Krótka konwersacja z niektórymi zagorzalszymi fanami Legii w czasie przerwy meczu doprowadziła jednak do przeprosin - składanych oczywiście ze strony gospodarzy. Warto odnotować także kilka śmiesznych ekscesów do jakich doszło podczas dzisiejszej wycieczki - mozolne wdrapywanie się na płot przez Różyka (nigdy nie spadnie, hej "Różyk" nigdy nie spadnie!), standardowe "czarowanie" piłki przy stałych fragmentach gry (znowu zresztą udane - piłka po strzale z wolnego bitego przez Karwana trafiła w poprzeczkę, a dobił ją Kucharski), głośne (10 minutowe) "Legia, Legia Warszawa" kończące etap dogrywki, niepogodne koleje (państwowe zresztą) losu tych, którzy nie zdecydowali się na zakup powrotnych biletów (wysiadki na stacjach Piotrków Trybunalski, Koluszki, czy wreszcie Skierniewice), nudnawe oczekiwanie spóźnionego pociągu na stacji, uprzejme „dopingowanie” Bodzia W. do puszczenia swojaka ;-), czy też w końcu... A zresztą. Trzeba było wybrać się z resztą legijnej braci na eskapadę do miejsca gdzie diabeł mówi dobranoc!!! P.S. Korzystając z okazji chciałbym wyrazić dezaprobatę wobec formy kilku graczy Legii – wskażę konkretnie: Sylwester Czereszewski, Adam Majewski i Mariusz Piekarski. „Czereś” miał tyle dogodnych sytuacji, że aż szkoda pisać o nich jeszcze coś, „Maja” natomiast nie dogrywał żadnych konkretnych piłek, a „Piekario” udowodnił, że jest strasznie wolny. Panowie! Czekamy na poprawę. Z miejsca dziękuję Omeljańczukowi i Kowalewskiemu, którzy rozegrali bardzo dobre spotkanie. Gdyby nie Wy, to kto wie może stracilibyśmy więcej, aniżeli tylko „honorówkę”...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.