News: XVI kolejka Lotto Ekstraklasy - Lechia na czele

Minęła XII kolejka Lotto Ekstraklasy

Patryk Tylak

Źródło: Legia.Net

17.10.2017 10:15

(akt. 21.12.2018 15:28)

Miniona kolejka Lotto Ekstraklasy dostarczyła wiele emocji. W każdym spotkaniu byliśmy świadkami minimum dwóch goli, wyjątkiem jest mecz przy Łazienkowskiej. Zawodnicy ofensywni Legii i Lechii nie potrafili stworzyć widowiska obfitującego w wiele bramek. Przeciwnie było chociażby w Lubinie, mecz pomiędzy Zagłębiem a Górnikiem Zabrze śmiało można nazwać najciekawszym starciem w XII kolejce ekstraklasy.

Korona Kielce 2:0 Wisła Płock

 

Pierwsze ekstraklasowe starcie po dwutygodniowej przerwie na mecze reprezentacji zapowiadało się ciekawie. Kielczanie wygrali swoje ostatnie cztery domowe mecze (wliczając Puchar Polski), natomiast goście przyjechali do województwa świętokrzyskiego po trzech ligowych zwycięstwach z rzędu. To właśnie Wisła mogła objąć prowadzenie w piątkowym spotkaniu. W 4. minucie z rzutu wolnego dośrodkowywał Dominik Furman, a piłkę głową uderzył Igor Łasicki. Wydawało się, że futbolówka zatrzepocze w siatce, ale jakimś cudem końcówkami palców strzał obronił Maciej Gostomski. Minutę później znów zaatakowali płocczanie. W dobrej sytuacji znalazł się Jose Kante, ale piłka po jego strzale głową poszybowała nad poprzeczką. Napastnik Wisły w 11. minucie znów miał okazję. Podawał mu wypożyczony z Legii Konrad Michalak, atakujący uderzył efektownie, ale niecelnie. Chwilę potem to pomocnik, który latem trafił z Warszawy do Płocka, mógł otworzyć wynik spotkania. Znalazł się w sytuacji sam na sam, z której obronną ręką wyszedł jednak Gostomski.


Po atakach gości, z każdą minutą zaczęli przebudzać się gospodarze. W 29. minucie fani zebrani na stadionie krzyknęli z radości po trafieniu swoich pupili. Jak się okazało, za wcześnie, ponieważ strzelający Elia Soriano znajdował się na pozycji spalonej. W 45. minucie Korona zdobyła już prawidłową bramkę. Z wolnego uderzył Mateusz Możdżeń, piłkę chciał łapać Seweryn Kiełpin. Był to zły pomysł bramkarza, ponieważ futbolówka prześlizgnęła się po jego rękawicach i wpadła do siatki. Na drugą połowę kielczanie wychodzili więc z przewagą jednej bramki, a płocczanie musieli jeszcze mocniej zaatakować rywala. Goście próbowali wbić piłkę do siatki w drugiej odsłonie gry, ale ich sytuacje nie były już tak klarowne, jak na początku spotkania. Kibicom gospodarzy serca mocniej zadrżały dopiero w 69. minucie. Nico Varela otrzymał świetne podanie od Kante, ale z jego uderzeniem poradził sobie Gostomski, wyrastający na bohatera meczu. Na dziesięć minut przed końcem rywalizacji fani miejscowej drużyny mogli po raz drugi podskoczyć z radości. Bohaterami akcji zostali dwaj gracze, którzy na murawie pojawili się w drugiej połowie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową strzelał Radek Dejmek, piłka odbiła się od nóg Ivana Jukicia i wpadła do bramki strzeżonej przez Kiełpina. Wiśle nie udało się już strzelić nawet gola kontaktowego, kielczanie dobrze się bronili i wychodzili z kontrami. Żadna z nich nie zakończyła się jednak kolejnym trafieniem, w efekcie spotkanie zakończyło się dwubramkowym zwycięstwem Korony.

 

Bramki: Możdżeń (45. min.) Jukić (80. min.)

 

Żółte kartki:  Kiełb, Żubrowski - Szymański, Sielewski, Kante, Łasicki

 

Widzów: 6070

 

Korona: Gostomski – Rymaniak, Kovacević, Diaw, Miś (70’ Kosakiewicz) – Żubrowski, Możdżeń, Cebula, Cvijanović (67’ Dejmek), Kiełb – Soriano (78’ Jukić)

 

Wisła Płock: Kiełpin – Stefańczyk, Sielewski, Łasicki, Reca – Furman, Szymański (78’ Biliński), Michalak (70’ Stilić), Varela (83’ Piątkowski) , Merebashvili – Kante

 

Jagiellonia Białystok 1:1 Lech Poznań

 

Obie te ekipy poprzedni sezon zakończyły na podium, w obecnie trwających rozgrywkach znajdują się w czubie tabeli. Były to wystarczające powody, aby oczekiwać dobrego widowiska. W nieco lepszych humorach do tej rywalizacji przystępował Lech, rozpromieniony ostatnim zwycięstwem nad Legią. Poznaniacy spotkanie w Białymstoku rozpoczęli tak, jak na lidera przystało. W 16. minucie mogli udokumentować swoją przewagę strzelonym golem, ale gospodarzy uratował refleks Mariana Kelemena. Dziesięć minut później bramkarz „Jagi” nie uchronił już swojej drużyny przed stratą bramki. Z prawej strony boiska goście wykonywali rzut wolny. Do stojącej piłki podszedł Darko Jevtić. Wydawało się, że pomocnik będzie dośrodkowywał, ale piłka po jego uderzeniu wpadła bezpośrednio do siatki rywala. Kelemenowi w udanej interwencji przeszkodziło jeszcze dwóch defensorów, którym futbolówka przeleciała między nogami. Do końca pierwszej połowy żadna z drużyn nie zdołała stworzyć sobie dogodnej sytuacji, choć swoją szansę miał Mihai Radut. Piłkarz „Kolejorza” uderzył jednak wprost w Kelemena.

 

W drugiej części goście z Poznania nieco się cofnęli, dając się wyszaleć Jagiellonii. Nie oznacza to jednak, że nie mieli okazji na podwyższenie prowadzenia. W 58. minucie ponownie przed szansą na gola stanął Radut, ale nie trafił czysto w piłkę i uderzył niecelnie. W 75. minucie Lech wyszedł z kolejną kontrą, która powinna zakończyć się trafieniem. W polu karnym podanie od partnera z drużyny otrzymał Christian Gytkjaer i stanął oko w oko z golkiperem. Napastnik zwlekał zbyt długo z oddaniem strzału, dając czas na doskoczenie do niego Kelemenowi, który po raz kolejny uratował swój zespół. Ta sytuacja zemściła się na poznaniakach na trzy minuty przed końcem spotkania. Piłka trafiła pod nogi Arvydasa Novikovasa, a Litwin umieścił ją w siatce. To trafienie nie oznaczało jednak końca emocji. Sześćdziesiąt sekund później do Macieja Gajosa podawał Łukasz Trałka. Były gracz „Jagi”, a obecnie zawodnik Lecha, posłał futbolówkę do siatki. Sędzia pierwotnie zaliczył to trafienie, ale po analizie VAR zdecydował się anulować bramkę. Gajos w momencie podania znajdował się na spalonym. Była to ostatnia sytuacja piątkowej rywalizacji warta odnotowania.

 

Bramki: Novikovas (87. min.) – Jevtić (27. min.)

 

Żółte kartki: Runje – Jevtić, N. Nielsen

 

Widzów: 12 160

 

Jagiellonia: Kelemen – Burliga (79. Świderski), Runje, Guti, Tomasik – Novikovas, Grzyb (79’ Wlazło), Romanczuk, Pospisil (67’ Frankowski), Cernych – Sheridan

 

Lech: Putnocky – Gumny, L. Nielsen, Janicki, Kostewycz – Barkroth, Gajos, Trałka, Jevtić (84’ Tetteh), Radut (65’ Majewski) – N. Nielsen (67’ Gytkjaer)

 

Piast Gliwice 2:2 Sandecja Nowy Sącz

 

Sobota, godzina 15:30, mecz drużyn, które śmiało można zaliczyć do średniaków polskiej ligi. Do takiego „spektaklu” zasiadają zazwyczaj tylko prawdziwi koneserzy rodzimego futbolu. Ci decydujący się na oglądanie spotkania w Gliwicach nie mieli jednak na co narzekać. Sporo się działo, zwłaszcza w końcówce, piłkarze obu drużyn zdobyli łącznie cztery bramki, choć początek konfrontacji nie zapowiadał takich emocji. Przez pierwsze dwadzieścia pięć minut nie działo się nic wartego uwagi, lecz na początku spotkania gliwiczanom należał się rzut karny. Adrian Danek we własnym polu karnym pociągał za koszulkę Aleksandara Sedlara, sędzia Jarosław Przybył nie zobaczył jednak tego przewinienia. Zawodnik, na którym powinien zostać odgwizdany faul, zrewanżował się gościom za tę sytuację w 28. minucie. Daleko z autu piłkę wyrzucił Patryk Dziczek, futbolówka odbiła się jeszcze od jednego z defensorów i spadła pod nogi Sedlara, a serbski zawodnik pokonał Michała Gliwę. Cztery minuty później gospodarze powinni podwyższyć prowadzenie. Maciej Jankowski nie wykorzystał jednak sytuacji sam na sam, piłka znalazła się w rękach bramkarza „Sączersów”.

 

W pierwszej połowie padł jeszcze jeden gol, ale był autorem gości z Nowego Sącza. Mateusz Cetnarski huknął z dystansu, piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i minimalnie przekroczyła linię bramkową. Początkowo arbiter nie uznał trafienia i kazał piłkarzom grać dalej, ale po analizie VAR wszystko było jasne – Sandecja zdobyła wyrównującą bramkę. Drugą część gry zawodnicy obu zespołów zaczęli nieśmiało, rozkręcając się dopiero pod koniec spotkania. Sporo roboty miał Gliwa, który dwukrotnie uratował swoją drużynę przed stratą gola. Najpierw poradził sobie ze strzałem Aleksandra Jagiełły, a następnie efektownie obronił uderzenie Michala Papadopulosa. Patrząc na poczynania swojego golkipera, do pracy wzięli się pozostali gracze Sandecji. Efektem było objęcie prowadzenia w 79. minucie. Z lewej strony dośrodkowywał Tomasz Brzyski, a piłkę do siatki strzałem głową posłał wprowadzony w drugiej połowie Filip Piszczek. Trener Maciej Bartoszek miał więc nosa wpuszczając na boisko napastnika. To samo może powiedzieć jednak szkoleniowiec Piasta, Waldemar Fornalik. Dwóch graczy, których były sternik reprezentacji Polski posłał do boju z ławki rezerwowych, przyczyniło się do odrobienia strat przez Piasta. Denis Gojko był najaktywniejszą postacią w ekipie gospodarzy, potrafił minąć kilku rywali. Mateusz Mak z kolei strzelił gola w doliczonym czasie gry, dzięki czemu gospodarze w końcu zdobyli punkt w lidze. Po raz ostatni nie przegrali swojego spotkania jeszcze w sierpniu. Remis z Sandecją pozwolił im zakończyć fatalną passę.

 

Bramki: Sedlar (29. min.), Mak (90. min.) – Cetnarski (45. min.), Piszczek (79. min.)

 

Żółte kartki: Korun – Kraczunow

 

Widzów: 4250

 

Piast: Rusov – Konczkowski, Hebert, Korun, Pietrowski – Valencia, Sedlar, Dziczek (85’ Mak), Jankowski (66’ Angielski), Jagiełło (79’ Gojko) – Papadopulos

 

Sandecja: Gliwa – Basta, Piter-Bućko, Kraczunow, Mraz – Dudzic (75’ Piszczek), Cetnarski, Baran, Trochim (77’ Korzym), Danek (63’ Brzyski) – Kolew

 

Bruk-Bet Termalica Nieciecza 1:1 Arka Gdynia

 

O tym, że Bruk-Bet jest niebezpieczny na własnym stadionie, legioniści przekonują się podczas każdego wyjazdu do wsi położonej w województwie małopolskim. Wie o tym także Arka Gdynia. Klub znad morza ani razu nie potrafił pokonać „Słoni” w Niecieczy. W sobotę podopieczni Leszka Ojrzyńskiego wyszli na murawę z nastawieniem przerwania klątwy. Szybko jednak przekonali się, że to nie będzie takie łatwe. Już w 3. minucie gospodarze cieszyli się z prowadzenia. Piłkę na połowie rywala przejął Łukasz Piątek, wymienił szybkie podania z Szymonem Pawłowskim, a następnie zagrał do Romana Gergela. Słowakowi pozostało tylko umieścić futbolówkę w siatce. Emocje w spotkaniu zaczęły się więc bardzo szybko, ale później tempo meczu siadło. Arkowcy od czasu do czasu zagościli pod bramką Jana Muchy, ale nie potrafili doprowadzić do wyrównania. Bruk-Bet natomiast spokojnie wyczekiwał rywala. Wydawało się, że jednobramkowe prowadzenie gospodarzy utrzyma się do przerwy. Na nieszczęście dla „Słoni”, jeszcze przed gwizdkiem sędziego prosty błąd we własnym polu karnym popełnił Artem Putwicew, który zagrał piłkę ręką. Do rzutu karnego podszedł Mateusz Szwoch i doprowadził do remisu.

 

Druga połowa zaczęła się od ataków gości, ale w 53. minucie to zawodnik gospodarzy, Samuel Stefanik, był bliski strzelenia efektownego gola. Najpierw popisał się „ruletką”, mijając przy tym jednego z rywali, a później oddał strzał z dystansu. Piłka przeleciała jednak nad poprzeczką. Pozazdrościł mu Michał Nalepa. Pomocnik Arki w 64. minucie huknął z dalekiej odległości, ale futbolówka po raz kolejny przeleciała nad bramką. W dalszej części meczu bliżej celu była Arka, zawodnicy w niebieskich koszulkach nie potrafili jednak zamienić swoich okazji na gola. Bliski był już w doliczonym czasie gry Szwoch, ale jego strzał z pół-woleja minimalnie minął bramkę strzeżoną przez Muchę. Ostatecznie starcie zakończyło się remisem i piłkarze z Trójmiasta swoje plany na zdjęcie klątwy stadionu w Niecieczy muszą odłożyć na inny termin.

 

Bramki: Gergel (3. min.) – Szwoch (39. min. – k.)

 

Żółte kartki: Putiwcew, Miković – Sołdecki, Marciniak

 

Widzów: 2155

 

Bruk-Bet: Mucha – Szeliga, Keckes (46’ Maksimenko), Putiwcew, Miković – Gergel, Piątek, Jovanović, Stefanik (81’ Wróbel), Pawłowski (76’ Misak) – Śpiączka

 

Arka: Steinbors – Zbozień, Marcjanik, Helstrup, Marciniak – Kun, Sołdecki, Nalepa (73’ Kriwiec), Szwoch, Piesio (90’ Jazvić) – Siemaszko (79’ Jurado)

 

Śląsk Wrocław 0:2 Wisła Kraków

 

Przed spotkaniem Śląsk przeprowadził akcję marketingową mającą na celu zgromadzenie na trybunach 30 tysięcy kibiców. Ta sztuka się nie udała, na stadionie zjawiło się o niecałe 10 tysięcy osób mniej. Nie tylko jednak fani wrocławskiej drużyny nie dopisali w sobotni wieczór, to samo dotyczyło piłkarzy Śląska. Gospodarze byli tylko tłem dla groźnych wiślaków. Już w 9. minucie wynik spotkania mógł otworzyć Jesus Imaz, ale zawodnik „Białej Gwiazdy” nie sięgnął piłki i nie wpakował jej do pustej bramki. Dziesięć minut później wrocławian uratował Jakub Wrąbel, który obronił strzał Carlitosa. Nie minęło sześćdziesiąt sekund, a hiszpański zawodnik ponownie miał dobrą sytuację. Jego strzał głową przeleciał jednak nad poprzeczką. Następnie w końcu do ataków ruszył Śląsk. Przeszkodą nie do przejścia okazał się jednak bramkarz Wisły, Michał Buchalik. Najpierw poradził sobie z uderzeniem Arkadiusza Piecha, a pod koniec pierwszej połowy sparował uderzenie z dystansu Marcina Robaka.

 

„Biała Gwiazda” w drugiej części gry od początku wzięła sprawy w swoje ręce. W 50. minucie fani z Krakowa mogli cieszyć się z prowadzenia swojej drużyny. Z lewej strony boiska zewnętrzną częścią stopy zagrywał Carlitos, a jego podanie wykorzystał Imaz. Dziesięć minut później Imaz znów mógł się wpisać na listę strzelców, ale jego strzał tylko minął lewy słupek bramki wrocławian. W 68. minucie po raz kolejny w minionej kolejce użyty musiał być system VAR. Sędzia Paweł Raczkowski w powtórce wideo zauważył faul Piotra Celebana na Zoranie Arseniciu i musiał odgwizdać faul w polu karnym. Jedenastkę bardzo pewnie wykorzystał Carlitos i Wisła prowadziła już dwoma golami. Nie był to jeszcze koniec emocji w tym starciu. Najpierw Carlitos był bliski trafienia po raz drugi, ale znów udaną interwencją popisał się Wrąbel. W 80. minucie Śląsk mógł zdobyć kontaktową bramkę, ale Robak uderzył obok bramki. Tuż przed końcem meczu wrocławianie stanęli przed kolejną okazją, lecz Buchalik obronił strzał Jakuba Koseckiego. Bramkarz Wisły mógł dzięki temu cieszyć się z zachowania czystego konta, a „Biała Gwiazda” ze zwycięstwa nad wrocławskim klubem.

 

Bramki: Imaz (50. min.), Carlitos (70. min. – k.)

 

Żółte kartki: Chrapek, Tarasovs, Kosecki, Celeban, Riera – Głowacki

 

Widzów: 21 500

 

Śląsk: Wrąbel – Pawelec, Celeban, Tarasovs, Cotra – Kosecki, Riera, Chrapek (71’ Vacek), Piech (71’ Madej), Pich – Robak


Wisła:
Buchalik – Arsenić, Głowacki, Gonzalez, Sadlok – Boguski (75’ Bartosz), Basha, Llonch, Carlitos, Imaz (84’ Wojtkowski) – Brożek (73’ Perez)

 

 

Zagłębie Lubin 3:2 Górnik Zabrze

 

Fani Lotto Ekstraklasy z dużymi nadziejami mogli podchodzić do spotkania odbywającego się w Lubinie. W końcu naprzeciwko siebie stanęły dwie rewelacje obecnego sezonu. Dla Górnika, pełniącego rolę beniaminka i dysponującego młodym składem, to niecodzienna sytuacja znajdować się w czubie tabeli. Lubinianie za to dwa sezony temu potrafili nawet zakwalifikować się do europejskich pucharów, zajmując trzecie miejsce na koniec sezonu. I właśnie to doświadczenie „Miedziowych” było widać na początku niedzielnej konfrontacji. Na samym starcie gospodarze byli bliscy objęcia prowadzenia, ale Jakub Świerczok przegrał jednak starcie z Tomaszem Loską w sytuacji sam na sam. Co nie udało się w 2. minucie, Zagłębie odbiło sobie pięć minut później. Trójkowa akcja Świerczok – Filip JagiełłoBartłomiej Pawłowski zakończyło się strzałem tego ostatniego, a następnie piłka zatrzepotała w siatce. Mimo wcześnie straconego gola, Górnik nie podłamał się i dążył do wyrównania. Ta sztuka udała się zabrzanom w 26. minucie. Z rzutu rożnego dośrodkowywał Rafał Kurzawa, a piłkę do bramki posłał Michał Koj. Po chwili goście domagali się rzutu karnego, po tym jak w obrębie szesnastki przewrócony został Adam Wolniewicz. Sędzia Tomasz Musiał skorzystał z powtórki wideo, na której jasno było widać, że Jarosław Jach najpierw dotknął piłki. W związku z tym arbiter nie miał podstaw, aby podyktować jedenastkę dla Górnika.

 

Jeszcze przed przerwą fani zebrani na stadionie byli świadkami kolejnej bramki. Tym razem autorem trafienia był Świerczok. Najpierw uderzenie głową napastnika obronił Loska, ale przy dobitce młody bramkarz był już bez szans. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy goście znów doprowadzili do remisu, ale gol, po analizie VAR, słusznie nie został uznany. Strzelający Szymon Matuszek znajdował się na pozycji spalonej. Ten sam zawodnik chwilę po rozpoczęciu drugiej odsłony gry był bliski zdobycia już prawidłowej bramki, ale z jego uderzeniem z dystansu poradził sobie Martin Polacek. Zabrzanie nie przestali atakować, próbowali zaskoczyć gospodarzy strzałami z daleka, lecz golkiper „Miedziowych” radził sobie z tymi próbami. W 74. minucie to Zagłębie cieszyło się z kolejnego trafienia. Świerczok po samodzielnej akcji po raz drugi w tym spotkaniu pokonał Loskę. Lubinianie mogli już spokojnie oczekiwać końcowego gwizdka sędziego, ale w doliczonym czasie Górnik dał sobie małe nadzieje na wywiezienie choćby remisu z Dolnego Śląska. Po sprytnie rozegranym rzucie rożnym z gola cieszył się Mateusz Wieteska. Trafienie młodego obrońcy, który jeszcze na początku lata był zawodnikiem Legii, było ostatnim akcentem emocjonującego meczu. Zagłębie dzięki tej wygranej zrównało się punktami ze swoim niedzielnym rywalem.

 

Bramki: Pawłowski (7. min.), Świerczok (42. min., 74. min.) – Koj (26. min.), Wieteska (90. min.)

 

Żółte kartki: Balić, Polacek – Ł. Wolsztyński, Koj, Suarez

 

Widzów: 11255

 

Zagłębie: Polacek – Guldan, Kopacz, Jach – Woźniak (80’ Todorovski), Matuszczyk, Kubicki, Jagiełło (67’ Janoszka), Pawłowski, Balić (70’ Tosik) – Świerczok

 

Górnik: Loska – Wolniewicz, Wieteska, Suarez, Koj – Kądzior (76’ Urynowicz), Matuszek, Żurkowski (83’ Grendel), Kurzawa – Angulo, Ł. Wolsztyński (76’ Ledecky)

 

Legia Warszawa 1:0 Lechia Gdańsk

 

Spotkanie dwóch podrażnionych drużyn. Zarówno w Warszawie, jak i Gdańsku, wszyscy chcą jak najszybciej zapomnieć o początku sezonu i wrócić na właściwe tory. W niedzielny wieczór to legioniści lepiej weszli w mecz, przyjmując skuteczną taktykę zagrywania długich, wysokich piłek za obrońców przeciwnika. To po jednym z takich zagrań padła jedyna bramka tego starcia. W 8. minucie szybko z rzutu wolnego grę rozpoczął Guilherme, posyłając daleko piłkę, która trafiła do Michała Kucharczyka. Pomocnik „Wojskowych” oddał strzał w kierunku bramki, futbolówkę podbił do góry Duszan Kuciak, a na dobitkę czekał już Jarosław Niezgoda, wyprowadzając Legię na prowadzenie. Napastnik miał w pierwszej połowie jeszcze dwie okazje, ale za każdym razem górą był bramkarz Lechii. Legionistom należała się również jedenastka po zagraniu ręką Błażeja Augustyna w polu karnym. Sędzia Daniel Stefański postanowił jednak, że nie będzie w tej sytuacji korzystał z systemu VAR.

 

W drugiej połowie mistrz Polski był już bardziej skupiony na defensywie, dając wyszaleć się lechistom. Kilkukrotnie mogło to się źle zakończyć dla „Wojskowych”, ale bliźniacy – Marco i Flavio Paixao – nie potrafili pokonać Arkadiusza Malarza. Dziesięć minut przed końcem spotkania ładną akcją popisał się jeszcze Rafał Wolski, oddając strzał w kierunku bramki strzeżonej przez bramkarza Legii. Piłka przeleciała minimalnie obok prawego słupka. Goście z Gdańska nie byli już w stanie stworzyć sobie kolejnych okazji, przez co mecz zakończyli bez zdobyczy punktowej.

 

Bramka: Niezgoda (8. min.)

 

Żółte kartki: Jodłowiec, Astiz, Hildeberto – Łukasik, Kuciak

 

Widzów: 18575

 

Legia: Malarz – Broź, Astiz, Pazdan, Hlousek – Guilherme (83’ Kopczyński), Mączyński (69’ Moulin), Jodłowiec, Hamalainen (60’ Hildeberto), Kucharczyk – Niezgoda


Lechia:
Kuciak – Augustyn, Nalepa, Wawrzyniak (46’ Nunes) – Milos, Sławczew, Łukasik (87’ Krasić), Lewandowski (62’ Oliveira), Wolski – M. Paixao, F. Paixao

 

 

Cracovia 3:0 Pogoń Szczecin

 

Dwutygodniowa pauza w rozgrywkach potrzebna była zespołowi z Krakowa. „Pasy” w obecnym sezonie zawodzą, przed rozpoczęciem kolejki znajdowały się na samym końcu tabeli, trener Michał Probierz źle zaczął swoją pracę pod Wawelem. Podczas przerwy na reprezentacje drużyna prowadzona przez ekscentrycznego szkoleniowca wykonała jednak kawał pracy, czego dowodem była szybko zdobyta bramka w poniedziałkowym spotkaniu. W 2. minucie świetnym uderzeniem z dystansu popisał się Piotr Malarczyk, który otworzył wynik meczu. Cracovia nie przestawała atakować, dziesięć minut później Malarczyk mógł zaliczyć swoje drugie trafienie, ale jego strzał głową obronił Łukasz Załuska. W 35. minucie krakowianie dali się zaskoczyć przeciwnikowi. Piłka po uderzeniu Spasa Delewa znalazła się w siatce, ale sędzia Bartosz Frankowski słusznie nie uznał tego gola. Jarosław Fojut, który utrudniał Grzegorzowi Sandomierskiemu interwencję, znajdował się na pozycji spalonej.

 

Z każdą minutą Pogoń się rozpędzała, ale gospodarzom udało się zejść do szatni, utrzymując prowadzenie. Jednobramkowa przewaga była jednak bardzo niebezpieczna, Cracovia wiele mogła zawdzięczać szczęściu, które pomogło chociażby przy strzale Kamila Drygasa, gdy piłka o centymetry minęła słupek. Podopieczni Probierza postanowili trochę pomóc temu szczęściu, i w 51. minucie strzelili drugiego gola. Ze skraju pola karnego uderzył Javi Hernandez, piłka przeszła po palcach Załuski i znalazła drogę do bramki. Golkiper „Portowców” nie popisał się w tej akcji, powinien spokojnie sparować futbolówkę do boku. Goście po tym trafieniu podłamali się, nie potrafili już stworzyć sobie klarownych okazji. Niemoc rywala wykorzystały „Pasy”, ciesząc się w 79. minucie z kolejnego trafienia. Tym razem autorem gola został Krzysztof Piątek, który przejął piłkę po dalekim wybiciu przez defensywę Cracovii, i pokonał Załuskę. Mecz zakończył się ostatecznie rezultatem 3:0 i pozwolił gospodarzom odbić się od dna, wyprzedzając w tabeli między innymi właśnie Pogoń.

 

Bramki: Malarczyk (2. min.), Hernandez (51. min.), Piątek (79. min.)

 

Żółte kartki: Covilo – Fojut

 

Widzów: 5760

 

Cracovia: Sandomierski – Fink (73’ Deleu), Helik, Malarczyk, Sowah – Wójcicki (67’ Szczepaniak), Covilo, Deja, Hernandez, Wdowiak (73’ Drewniak) – Piątek


Pogoń:
Załuska – Rapa, Fojut, Dwali, Nunes – Delew, Piotrowski (58’ Zwoliński), Murawski, Drygas (62’ Hołota),  Gyurcso (75’ Formella) - Frączczak

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.