News: Mirko Poledica: "Rado" i "Ljubo" do kadry!

Mirko Poledica: "Rado" i "Ljubo" do kadry!

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

28.02.2013 11:56

(akt. 10.12.2018 02:39)

- Na początek, chcę gorąco pozdrowić kibiców Legii i mam nadzieję, że warszawski klub zdobędzie w tym roku upragnione mistrzostwo kraju. Zarówno fanom, jak i nowemu prezesowi, życzę wyczekiwanego sukcesu - zaczął rozmowę z Legia.Net Mirko Poledica, który wielkiej kariery w stołecznym zespole nie zrobił. Dziś zawodnik już nie gra już w piłkę. 34-latek jest za to szefem Serbskiego Związku Piłkarzy Profesjonalnych i dobrze radzi sobie jako działacz. Serb porozmawiał z nami o swoich aktualnych zajęciach, przygodzie z piłką, wspomnieniach związanych z Legią, a także o powołaniu do kadry Miroslava Radovicia oraz Danijela Ljuboi, lecz nie tylko o tym. Zapraszamy do lektury zapisu naszej rozmowy z "Polędwicą".

Co słychać? Czym się pan obecnie zajmuje?


- Jestem prezesem Serbskiego Związku Piłkarzy Profesjonalnych. Mieszkam w stolicy Serbii, Belgradzie i zajmuję się jedynie swoją rodziną oraz pracą.


W którym momencie zdecydował się pan zawiesić buty na kołku?


- Moim ostatnim klubem był Mladost Lucani, występujący na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Karierę ostatecznie zakończyłem w 2009 roku, kiedy futbol nie dawał mi już satysfakcji. Uznałem, że nie będę na siłę kontynuował tej przygody. Obecnie mogę jedynie być dumny, że szefuje związkowi piłkarzy.


Czemu czynne uprawianie futbolu przestało pana satysfakcjonować? Był jakiś konkretny powód?


- Nie jest łatwo być piłkarzem w Serbii. Większość działaczy, zwraca uwagę na swój interes, a nie patrzy na dobro klubu czy graczy. Tutaj nie myśli się o strategii na przyszłość. Zawodnicy nie byli zadowoleni z tego co się działo, nie mogłem dłużej grać...


Czym dokładnie zajmuje się pan w SPFN (Serbski Związek Piłkarzy Profesjonalnych )?


-
Stowarzyszenie powstało dopiero w 2009 roku. Prowadzimy wiele spraw zawodników, którzy mają spory ze swoimi klubami. Myślę, że jest to nawet 70 procent tego, co ma związek z serbskimi graczami. Ostatnio pomagamy także Milanowi Jovaniciowi. Były bramkarz Wisły Kraków, procesuje się z "Białą Gwiazdą" o ponad pół miliona euro


W Polsce, często zdarza się, że jeżeli piłkarz nie chce podpisać nowej umowy, to zostaje zesłany do rezerw i rzuca mu się wiele kłód pod nogi. Podobnie zdarza się w Serbii? Co można zrobić, aby do takich sytuacji nie dochodziło?


- W kwietniu 2012 roku, Międzynarodowa Federacja Piłkarzy Zawodowych, podpisała porozumienie z UEFA, dotyczące szanowania i respektowania kontraktów zawodniczych. Obowiązuje ono wszystkie kraje zrzeszone w europejskiej centrali futbolowej. Polscy gracze powinni spać spokojnie, ale muszą nadal walczyć o swoje prawa. Według mnie, całe środowisko musi wspierać i solidaryzować się z szykanowanymi kolegami. Polski Związek Piłkarzy wykonuje jednak dobrą robotę w sprawie obrony praw zawodników.


Planował pan wystartować w wyborach na szefa serbskiej federacji piłkarskiej.


- Faktycznie tak było, ale mam inną filozofię niż ta, która aktualnie panuje w Serbskim Związku Piłki Nożnej. Trzeba powiedzieć wprost – piłka to biznes, a nie zabawa. Nie miałem zbyt wielkiego wsparcia, więc start w wyborach nie miał sensu.


Patrząc obiektywnie, można powiedzieć, że jest pan lepszym działaczem niż był piłkarzem…


- Szczerze? Ma pan rację. Przez cztery lata w roli szefa SPFN, udało się zrobić nadgonić 100 lat zaniedbań. Nie ma co ukrywać, że jako piłkarz zbyt wiele nie osiągnąłem.


Czemu kariera nie potoczyła się tak, jak jeszcze w młodości przepowiadali ją panu różni eksperci. Nie brakowało nawet porównań do Sinisy Mihajlovicia.


- Piłkarz podczas swojej kariery, musi mieć wiele szczęścia. Powodzenie w piłkarskim życiu zależy od wielu czynników. Ważne jest, czy zawodnik trafił do drużyny, w której pasuje mu styl gry. Nie ma co jednak roztrząsać tego, co zdarzyło się w przeszłości. Nie jestem człowiekiem, który myśli o tym co było kiedyś. Najważniejsze jest to, co przyniesie nam kolejny dzień.


Interesuje się pan losami swoich byłych zespołów – Lecha, Legii i Pogoni?


- Kiedy tylko mam czas, to staram się oglądać mecze Ekstraklasy. W Lechu byłem zaledwie przez pół roku, podobny czas spędziłem w Szczecinie… Najczęściej oglądam spotkania stołecznej Legii. Cieszę się kiedy zespół z Warszawy wygrywa. Troszkę zimnej wody wylanej na głowy w Kielcach, może się teraz przydać drużynie Jana Urbana. Mam nadzieję, że to właśnie "Wojskowi" będą na końcu radowali się z mistrzostwa Polski.


Skąd ta największa sympatia do Legii?


- Stołeczny klub jest dla mnie najlepszym w Polsce. Wielki szacunek mają u mnie kibice warszawskiej drużyny, którzy kochają Legię na dobre i na złe. Bywa, że kiedy rozmawiam z Aleksandarem Vukoviciem, który jest moim wielkim przyjacielem, to zaczynamy dyskutować o naszej byłej ekipie. Każdej polskiej drużynie życzę dobrze, ale mam nadzieję, że to legioniści będą odnosili największe sukcesy.


Do 2008 roku procesował się pan z Legią w trybunale w Lozannie. Ta sprawa była potrzebna?


- Żałuję, że tak się stało. Tak naprawdę, miałem jedynie kłopot z Jarosławem Ostrowskim, a nie z samym klubem. Jeżeli już coś zaczynam, to chcę to skończyć… Taka jest moja serbska mentalność i tak też zostałem wychowany. Przeżyłem dwie wojny i nie jestem osobą, która tak łatwo się wycofuje ze swoich postanowień. Do dziś, mam przy Łazienkowskiej wielu przyjaciół i znajomych, z którymi bardzo się lubimy.


Wspominał pan kiedyś, że działacze Legii zarzucali panu spożywanie używek...


- Nigdy w życiu się nie upiłem. Nie palę papierosów, a tym bardziej nie używam narkotyków. Najlepiej wiedzą o tym koledzy, z którymi grałem w Legii. Normalne życie jest dla mnie ważniejsze od piki nożnej. Nie miałem także kłopotów w relacjach z trenerami czy innymi zawodnikami. Szanowałem każdego pracownika Legii, nie ważne czy był to prezes czy sprzątaczka. Przeczytałem ostatnio w internecie, że pan Ostrowski nie pracuje już w Legii. Mimo wszystko, nie jestem pamiętliwą osobą. Panu Ostrowskiemu i całej jego rodzinie życzę wszystkiego dobrego.

Żałuje pan, że w pewnym punkcie swojej kariery zdecydował się na przenosiny do Legii?


-
Niczego w życiu nie żałuję. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby móc się położyć wieczorem do łózka i z czystym sumieniem zasnąć…


W Serbii media interesują się występami Danijela Ljuboi i Miroslava Radovicia w Legii? Jakie jest zdanie dziennikarzy na ich temat?


- Sam uważam, że Ljuboja, tak jak i Radović zasługują na powołanie do reprezentacji. W podobnym tonie, wypowiadają się serbscy dziennikarze. "Ljubo" grywał już w kadrze, "Rado" jeszcze nie, a powinien. W ostatnich latach, brakuje nam między innymi napastnika, a nowy trener, zwraca uwagę głównie na młodszych graczy. Według mnie, piłkarzom nie powinno zaglądać się w metrykę, najważniejsze jest w końcu to, co pokazuje się na boisku. Z Danijelem graliśmy wspólnie jako dzieci, a potem razem z rodziną przeprowadził się do Francji. Dobrze znam też Miro. Legia jest ulubionym zagranicznym klubem Serbów. Dziennikarze zawsze monitorują wyniki warszawskiej drużyny.


Miło wspomina pan Polskę?


- Tak. Mam wielki szacunek do waszego narodu. Ludzie zawsze byli do mnie przyjaźnie nastawieni, więc nie mogę na nich narzekać. Cały czas mam nad Wisłą wielu przyjaciół. Nie skłamię, jeśli stwierdzę, że Polska to mój drugi dom. 


Od czasu odejścia z Legii bywa pan w naszym kraju? Może planuje pan zobaczyć jakiś mecz stołecznego zespołu z trybun stadionu przy Łazienkowskiej?


- W ciągu ostatnich kilku lat, byłem parę razy w Polsce. Kiedy miałem czas, odwiedzałem także Warszawę. Meczu na żywo, nie miałem jeszcze okazji obejrzeć, bo bywałem tu akurat wtedy, kiedy trwała przerwa w rozgrywkach. Jeżeli jednak trafi się okazja, to chętnie wybiorę się na stadion, żeby zobaczyć mecz Legii. 


Nadal dobrze posługuje się pan naszym językiem. 


- Nie zapomniałem polskiego, podobnie jak i czeskiego, słowackiego, rosyjskiego czy angielskiego. Mówię także trochę po włosku i niemiecku. Znajomość języków obcych jest bardzo ważna, kiedy pracuje się w piłce nożnej. Dla mnie to nie tylko przydatna sprawa, ale część kultury sportowej. Każdy obcokrajowiec, występujący w zagranicznej lidze, powinien uczyć się miejscowego języka, tak, aby po sześciu miesiącach mógł się już dogadać.


Wspomniał pan wcześniej o wojnach... Wspomnienia z tak tragicznych wydarzeń wpływały na pana podczas przygody z piłką? 


- Mówi się u nas tak samo jak w Polsce - co cię nie zabije, to cię wzmocni. Dobrze pamiętam obie wojny, a także wydarzenia z 1999 roku. Miałem wtedy 21 lat, ale na szczęście nie wpłynęło to na moje późniejsze życie oraz karierę piłkarską.


Mirko Poledica grał w Legii w latach 2004-2006. Zagrał w 14 spotkaniach pierwszego zespołu, zdobył jedną bramkę.

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.