Miroslav Radović: Chciałem się tylko godnie pożegnać...
23.06.2019 22:10
Był 2006 rok. Przychodziłeś do Legii, bo miałeś dość klimatu serbskiej ligi, chciałeś zmienić otoczenie. Legia miała być odskocznią do lepszej ligi, a zostałeś tutaj 13 lat. Z krótką przerwą.
W Belgradzie było zmieszanie, przyszła oferta z Legii. Przyznam, że wahałem się, bo wtedy za dużo o klubie nie wiedziałem. Po rozmowie z menedżerem postanowiliśmy zaakceptować propozycję i zdecydować się na transfer. Plan był taki, że to przystanek i ruszam dalej. Potoczyło się tak, że 90 procent kariery spędziłem w Warszawie, najlepsze lata swojej kariery. Jestem dumny, że mogłem coś dać temu klubowi.
Trafiając do Legii miałeś na koncie 20 meczów w młodzieżówce, 112 w barwach Partizana, doświadczenie w Lidze Mistrzów. Tacy gracze rzadko trafiają do polskiej ligi. Miałeś wtedy inne opcje?
Miałem taką sytuację, że przyszedł trener Jurgen Roeber. Zbyt wiele nie grałem u niego. Dla młodego zawodnika, a takim wtedy byłem, najważniejsze jest granie, zbieranie jak największej liczby minut. Zadzwonił Marek Jóźwiak, a ja skorzystałem z oferty.
Pamiętasz jeszcze swój debiut? Pierwszego gola?
Trudno nie pamiętać. Przeżyłem osobistą tragedię, ledwo przyszedłem do Legii, a umarł mi ojciec. To był trudny czas. Pierwszym meczem był ten o Superpuchar, choć pamiętam też ten z Celtikiem, pożegnalny Artura Boruca. A gol był w przegranym meczu 1:2 u siebie z GKS-em Bełchatów. Czas szybko leci, zostają wspomnienia. Dla mnie to było wyzwanie, nowy zespół, oczekiwania, ale początek sezonu był w miarę na plus. Pewnie za parę lat usiądę, popatrzę i będę mógł powiedzieć swoim dzieciom, że tata coś tam zrobił w swojej karierze. I będę z tego dumny.
Pierwszy sezon naprawdę dobry. Zostałeś wybrany najlepszym pomocnikiem ligi.
Gorzej było w europejskich pucharach. Jak już mówiłem, plan był taki, aby zostać w Legii sezon lub dwa i jechać dalej. A życie napisało swój scenariusz, zostałem. Legia bardzo mi pomogła, stałem się w niej lepszym piłkarzem i za to jej dziękuję.
Kolejne trzy sezony jednak już tak dobre nie były.
Przyszły wahania formy. Ale byłem młody, a u młodych to normalne. Pierwszy sezon mi wyszedł, w kolejnym było gorzej. Starałem się wyciągać wnioski, stawać się lepszym piłkarzem, stać się dorosłym, doświadczonym zawodnikiem.
Trener Jan Urban mówił kiedyś, że gdy w Warszawie była Sandra to o formę Rado byłem spokojny, gdy jej nie było, zaczynały się problemy.
Hehe. Pamiętam, że zawsze mi to powtarzał. Jeśli chodzi o trenera Janka, to pierwszym razem nie było nam po drodze, różnie bywało. Zgadzam się z nim, że wtedy po prostu nie grałem na odpowiednim poziomie. Miał rację, bo stać mnie było na więcej. Jeśli chodzi o jego drugi pobyt, to było zupełnie coś innego. Zmieniliśmy się obaj. Inne nastawienie, podejście, spojrzenie na piłkę, mieliśmy super kontrakt, świetnie się nam współpracowało i myślę, że on to też potwierdzi.
W końcu do Legii trafił trener Maciej Skorża i jak sam kiedyś powiedziałeś, rozegrałeś najważniejszy mecz w życiu w Młodej Ekstraklasie z Ruchem Chorzów.
Jedyny mój mecz w Młodej Ekstraklasie. Trener powiedział, że mam tam zagrać, razem z Iwańskim, Skabą, Wawrzyniakiem, jeśli się nie mylę. Potraktowałem to poważnie, bo dostałem cynk, że to może być mój ostatni mecz. Budowano nowy zespół, a my nie dawaliśmy drużynie tyle, ile oczekiwano. Zagrałem dobrze, trener powiedział, że jest zadowolony i w sumie zdecydował o mojej przyszłości. Od tej pory wszystko się zmieniło, poszło w odpowiednim kierunku. Ruszyłem do przodu.
To był przełomowy moment? Zmiana pozycji na środkowego pomocnika?
Trener Maciek Skorża dał mi nową rolę i powiem szczerze, że to było to. Pierwszy raz na nowej pozycji zagrałem w charytatywnym meczu z Den Haag. Po nim trener powiedział, że widzi mnie w środku pola. Ja też byłem pozytywnie nastawiony, przekonany, że może rzeczywiście wyjść z tego coś dobrego. Zaczął mnie coraz częściej tam ustawiać i dzięki temu stałem się dużo lepszym piłkarzem i osiągnąłem to, co osiągnąłem.
W kolejnym sezonie wskoczyłeś na najwyższą półkę - strzelałeś Gaziantepsporowi, Spartakowi Moskwa, Hapoelowi Tel Awiw czy Rapidowi Bukareszt. Wszystkie te gole miały jeden wspólny mianownik - Danijel Ljuboja. Rozumiałeś się z nim bez słów.
No tak. Wydaje mi się, że kibice, którzy przychodzili na mecze, oglądali Legię w telewizji stwierdzą, że takiego duetu w Legii dawno nie było. Jeśli mam powiedzieć coś o Ljubo, to takiego piłkarza w polskiej lidze długo nie było i nie będzie. Super nam się grało, szczególnie w europejskich pucharach. Mieliśmy wtedy dobrą pakę: ciekawa szatnia, ciekawe osobowości, dużo charakteru, widać to było potem na boisku. Po prostu byliśmy mocni. Z Ljubo często rozmawialiśmy, spędzaliśmy dużo czasu razem poza boiskiem i efekty było widać w każdym meczu.
Przyszła też stabilizacja - ożeniłeś się z Sandrą, na świat przyszedł Niksa. To wiele zmieniło w twoim życiu.
Jak powiedziałem, są rzeczy ważne i ważniejsze. Rodzina zawsze jest priorytetem. Przyszła stabilizacja, zawsze czułem wsparcie ze strony swojej żony, ona też mi bardzo dużo pomogła. Nie oszukujmy się, różnie to bywa z piłkarzami, ale ona zawsze była ze mną. Jak ma się rodzinę, rodzą się dzieci, to od razu coś innego. Patrzy się na życie realnie, przestaje bujać w obłokach. Sandra jest nie tylko moją żoną, ale i przyjacielem. Mam kobietę, która cały czas dawała mi siłę, abym był lepszy, walczył o swoją pozycję i za to jej dziękuję.
Złożyłeś też dokumenty o polskie obywatelstwo. W reprezentacji Polski, ani Czarnogóry nie chciałeś jednak zagrać.
Zawsze mówiłem, że jeśli mam gdzieś zagrać, to w reprezentacji Serbii. Dostawałem sygnały z Czarnogóry, nawet się zgodziłem, żeby wystąpić, to zadzwonili z serbskiego związku, żebym nie robił takiego błędu. Potem rozmawiałem z prezesem Bońkiem, kiedy trenerem był Adam Nawałka, ale uważam, że zagraniczni zawodnicy nie mogą grać w reprezentacjach. Nie wiem czy mam rację, ale moim zdaniem tak powinno być. Teraz wiemy, że grają, jakieś modne niestety się to zrobiło.
Kolejny sezon skończył się pierwszym dla ciebie mistrzostwem Polski, ale wcześniej omal nie wyleciałeś z drużyny - mowa o sytuacji w Enklawie.
To mistrzostwo. Wyjątkowy smaczek. Jak przyszedłem do Legii, to ludzie opowiadali, jak kibice potrafią świętować mistrza. Długo czekałem, ale doczekałem się. Potem świętowanie, Starówka, Agrykola, coś niesamowitego. Jeśli miałbym wybrać najlepiej smakujące mistrzostwo, to wybrałbym to pierwsze, z 2013 roku.
Dobra, mów o Enklawie i drinkach.
Fatalnie się mogło to wszystko skończyć. Po finale Pucharu Polski nie pomyśleliśmy, znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiednim czasie. Pierwszy raz wtedy poczułem, że głupio postąpiłem. Odczułem to mocno na swojej skórze, na każdym kroku, to była taka nauczka, która dużo mnie kosztowała. Wyciągnąłem wnioski. Człowiek uczy się cały cza. Dziś żałuję tej sytuacji, ale ona dała mi wiele do myślenia.
Dobra, dobra, ale spadłeś na cztery łapy, bo kary, czyli 70 tys. zł, to nie zapłaciłeś.
Wtedy była super szatnia, z osobowościami, mieliśmy mocny kręgosłup drużyny. Po tej sytuacji czułem wsparcie od każdego i bardzo się cieszę. Bo to znaczyło, że byłem w zespole kimś ważnym. Choć zaznaczę, że wtedy słabo się zachowałem, ale oni byli za mną i ze mną. Faktycznie dostałem karę finansową, wysoką ale z prezesem Leśnodorskim później jakoś tak załatwiliśmy, że z tego co pamiętam, nie zapłaciłem.
Po mistrzostwie przyszła pierwsza próba walki o Ligę Mistrzów. Niewiele zabrakło w meczach ze Steauą.
Wielki niedosyt. Graliśmy bardzo dobrze, byliśmy poukładani, naładowani optymistycznie, szczególnie po remisie w Bukareszcie. I przyszedł ten w Warszawie, początek – słabo wyszło, indywidualne błędy, dwie bramki, goniliśmy cały czas, z 0:2 na 2:2 i powiem szczerze, jakbyśmy mieli jeszcze kilka minut, to byśmy wygrali. Czuliśmy moc, mieliśmy zgrany zespół, byliśmy głodni sukcesu. Żałuję, że się nie udało.
Faza grupowa Ligi Europy nie była dobra w waszym wykonaniu. Przyszedł trener Henning Berg i wygraliście ligę - ostatni raz z taką dużą przewagą nad rywalami. W Polsce nie mieliście sobie równych.
To była Legia, która dominowała. Nawet jak przegrywaliśmy, to szybko zmienialiśmy wynik. Graliśmy widowiskowo, byliśmy poukładani, dla mnie to jeden z najlepszych momentów. Przyszedł trener Berg, na początku różnie to wyglądało, ale taktycznie bardzo dobrze poukładał zespół. Miał pomysł, był styl, też dobrze wyglądaliśmy.
Potem nastąpiło fantastyczne pół roku, ograliście Celtic, ale przez błąd proceduralny zostaliście ukarani walkowerem. Trauma była duża?
To był czas, że zespół osiągnął maksimum, nieważne z kim graliśmy, to przed nikim nie pękaliśmy. Czuliśmy się mocni i silni. Żałuję tego Celtiku. Pamiętam powrót z Edynburga, lot, w czasie którego już wszystko było jasne. Ja osobiście po tym meczu, jak spotkaliśmy się z zarządem, bo ktoś musiał za ten błąd odpowiedzieć, czułem się tak, że ciężko to wytłumaczyć. Bo jak może czuć się zawodnik, któremu zabierasz marzenia? Żałuję bardzo, bo myślę, że jak wtedy byśmy dostali się do Ligi Mistrzów, to mogliśmy zrobić coś wielkiego.
Ten Celtic... Chyba tego najbardziej żal.
Niesamowity mecz to był, a przecież jeszcze Ivo dwóch karnych nie wykorzystał. Potem super gra w Szkocji, gdzie bez problemu wygraliśmy. Fajne to były czasy…
Byłeś w gazie, jak cały zespół. Strzeliłeś 13 goli, w Lidze Europy twój gol dał wygraną z Lokeren. To było najlepsze pól roku w barwach Legii? Czy potem za Jacka Magiery było lepiej?
Najlepiej grałem jak był trener Berg. Wiele rozmawialiśmy, miałem wsparcie od niego na każdym kroku. Czułem się w takim gazie, byłem liderem, to jedno, ale wtedy potrafiłem jednym podaniem wygrać dany mecz. I dziękuję trenerowi za to wszystko, bo miał bardzo duży wpływ na mnie. Jeśli miałbym wybrać najlepszy moment, gdzie ja czułem się najlepiej, to będzie czas u trenera Berga. Owszem, fajnie to też wyglądało u trenera Magiery, mielismy ciekawy zespół, fajne osobowości. Potem odszedł Prijo, Niko, latem Vadis i różnie to było.
I wtedy nastąpiło coś, czego wielu kibiców nie mogło Ci wybaczyć. Przedłużyłeś kontrakt, powiedziałeś, że to prawdopodobnie twój ostatni kontrakt, a potem wjechałeś do Chin, tuż przed meczami z Ajaksem.
Jeśli mógłbym coś zmienić przez cały pobyt w Legii, to zmieniłbym właśnie tę sytuację. To wszystko nie było w dobrym momencie, można to było inaczej zrobić. Dziś wiem, że postąpiłbym inaczej. Teraz tego żałuję, ale stało się. Oferta była trudna do odrzucenia. Mało osób wie, że ja przez dwa lata miałem niską klauzulę odejścia z Legii. Specjalnie przedłużyliśmy kontrakt, żeby zlikwidować tę klauzulę. Powiedziałem, że jeśli mam odejść, to klub ma dostać odpowiednią kasę. Chińczycy miesiąc mnie namawiali, podbijali stawkę, dla mnie, dla Legii. Ostatecznie, jak za wiekowego już wtedy piłkarza, Legia otrzymała godne pieniądze.
Najbardziej ucierpiał na tym trener Berg.
Tak. Trenerowi nikt nie powiedział, dowiedział się na konferencji od dziennikarzy, a potem przygotowywałem się do meczu, zadzwonił do mnie powiedział żebym przyszedł - już w dniu spotkania. Siedział z trenerem Kazem Sokołowskim, wszedłem, a on zapytał: to prawda, że odchodzisz, możesz mi ty chociaż powiedzieć. Musiałem powiedzieć prawdę. Powiedziałem, że to mój ostatni mecz. Spojrzał na mnie z żalem, po 2-3 sekundach, powiedział: to dzisiaj nie grasz. Byłem w szoku, odparłem: to trenera decyzja, muszę ją uszanować. I spędziłem mecz na trybunach, osłabiłem zespół, żałuję tego wszystkiego, ale rozumiem trenera Berga. On nie miał prawa dowiedzieć się ostatni. To była nienormalna sytuacja.
W Chinach długo nie pograłeś, doznałeś bolesnego urazu, którego leczenie się przeciągnęło przez źle przeprowadzoną operację.
To było dla mnie nowe wyzwanie, wyjazd mnie wiele nauczył. Wiele osób mówi, że to było tylko dla pieniędzy. Mnie na ten projekt namówił trener Radomir Antić. Dużo tam nie pograłem, jedna i druga operacja barku, rozwiązałem kontrakt, trener też odszedł. Wróciłem do Europy.
Po chwili zdobyłeś mistrzostwo Olimpiją Lublana, przeszedłeś do swojego Partizana Belgrad i... po chwili byłeś w Legii. Ta transakcja to dobry materiał na film sensacyjny.
Serial można z tego zrobić, ze zwrotami akcji. Zadzwonił trener Marko Nikolić, bardzo dobry szkoleniowiec. Zapytał, czy interesuje mnie taka opcja, czyli Lublana. Ja chciałem grać, odzyskać formę, ale na początku mu odmówiłem. Powiedział: przyjedź, zobaczysz, sam zdecydujesz. Mila Mandarić, właściciel klubu i prezes, zaprosił mnie na obiad do swojego domu, pogadaliśmy przy dobrym winku. Był też trener i powiedział, że Olimpija czeka na mistrza od 20 lat. W ogóle wtedy nie gadaliśmy o kasie. Pomyślałem: tyle czekają, to trzeba zrobić. Dogadaliśmy się szybko i zrobiliśmy tego mistrza. Do dziś prezes powtarza, że duża w tym zasługa Radovicia. Przed Partizanem był temat Legii, nagle zniknął, to podpisałem umowę w Belgradzie. Zawsze mówiłem, że jeśli nie w Legii, to w Partizanie skończę tę moją przygodę z piłką. Potoczyło się to tak, że odpadliśmy z Zagłębiem Lubin, głównym winowajcą był Miro Radović, uderzono w najstarszych zawodników, była akcja z kibicami, poczułem to na swojej skórze. Powiedziałem, że nie chce tego kontynuować, bo nie ma sensu. Zadzwonił prezes Leśnodorski.
Transakcja nie należała do najłatwiejszych.
Zamieszanie w Partizanie, koniec okna, wątpliwość, czy się zgodzą. Trwało to trwało, ale się udało. Wsiadłem w ostatni samolot do Warszawy, wylądowałem i kolejne trzy lata spędziłem przy Łazienkowskiej.
Temat powrotu był wcześniej, ale trener Czerczesow był nieugięty.
Tak ale chwilę wcześniej do Legii trafił Kasper Hamalainen, a trener powiedział, że nie potrzebuje dwóch zawodników o podobnej charakterystyce i temat upadł. Chciałem nawet za darmo grać, aby go przekonać, ale nie udało się. Musiałem zaczekać z powrotem, ale wróciłem.
Wróciłeś i trudno było oczekiwać od ciebie że będziesz w jakiejś rewelacyjnej formie a byłeś chyba w życiowej. 13 bramek, w tym dwa gole strzelone Realowi Madryt. To było spełnienie marzeń?
To był bardzo fajny sezon, chociaż po powrocie nie było kolorowo, odszedł trener Hasi. Jacek Magiera poukładał wszystko jak trzeba, zespół zaczął funkcjonować, grać jak należy i te sześć miesięcy za niego, graliśmy bardzo dobrze, na wysokim poziomie. Cała ofensywa była w mega formie, ja czułem się znakomicie, też dzięki trenerowi Jackowi. Wspierał mnie i ufał, dał mi opaskę kapitana, dzięki niemu nim zostałem na dłużej. Zdobyliśmy mistrzostwo, a ja byłem w takim gazie, że wszystko mogłem zrobić. Z przodu Niko, Prijo, Vadis, Moulin, Gui: mieliśmy siłę rażenia. Gdyby oni zostali...
Po tym cudownym okresie, na zgrupowaniu doznałeś urazu kolana. Zamiast się leczyć, postanowiłeś zacisnąć zęby i pomóc trenerowi Jackowi Magierze. Brałeś środki przeciwbólowe, czasem nie mogłeś spać. Mistrzostwo udało się zdobyć, ale tobie taka postawa odbiła się na zdrowiu. Warto było?
Straciłem dziewięć miesięcy. W Hiszpanii pierwszy raz poczułem ból, nigdy takiego nie miałem. Zrobiliśmy badania, jedno, drugie, trzecie – niczego nie pokazywały. Miałem problem z chrząstką, a to przychodzi z wiekiem. Pogadaliśmy z lekarzami, zalecenia były takie, żeby wzmocnić kolano, a nie kłaść się pod nóż. Odszedł Niko, odszedł Prijo, nie mogłem iść na operację, trzeba było pomóc drużynie w walce o mistrza. Czy żałuję? Nie wiem, dużo mnie to kosztowało, ale cel osiągnęliśmy. Potem musiałem poddać się operacji, nie było innego wyjścia. Inna sprawa, że po tej kontuzji, w moim wieku, nie wróciłem już do formy. Jeśli mogę coś powiedzieć, to pamiętajcie Rado sprzed kontuzji, nie po kontuzji. Robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby wrócić do formy. Dziś jestem zdrowy, stać mnie jeszcze na wiele. Przeszedłem ciężki okres przygotowawczy po operacji, u trenera Jozaka, wtedy powiedziałem sobie, że jeszcze dam radę.
Jesienią nie grałeś, leczyłeś się. Wiosną wróciłeś, ale to nie było to. Nie byłeś dobrze przygotowany do sezonu, nie pomogły dziwne decyzje - jak zgrupowanie w USA.
Umówmy się, ten wyjazd nikomu nic nie dał. Potem była Hiszpania, kolano wytrzymało, a to był najlepszy test. Zrobiliśmy mistrza z trenerem Klafuriciem, grałem, miałem udział w tym wszystkim. Cieszyłem się, bo mało kto wierzył, że po tak trudnej kontuzji dam radę. W moim wieku ciężko jest wrócić po takim zabiegu, bo nie masz pewności, że wrócisz na boisko. Choć oczywiście to nie było na tyle, ile się spodziewałem.
Podobno to ty byłeś trenerem u Klafuricia, ustalałeś skład, a w internecie zaczął funkcjonować trener Radović.
To jakiś totalny absurd. Wystarczy zapytać w drużynie. Zawsze podchodziłem profesjonalnie, a że trener liczył się z moim zdaniem, miałem jakiś autorytet, to przecież na to zapracowałem. Uwierzcie mi, nigdy, ale to nigdy, zawodnik nie może pozwolić sobie na dyskusję z trenerem, kto ma grać. Zabolało mnie to, bo dochodziły słuchy, że Radović podpowiada. Powtarzam: nie miało to miejsca, nie jest to w moim stylu. A jak ktoś chce, to niech zapyta zawodników.
A potem nastąpił najtrudniejszy dla ciebie okres za trenera Ricardo Sa Pinto.
Przede wszystkim, to rzeczywiście był to najtrudniejszy moment w mojej karierze. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że tak będzie wyglądał mój koniec w Legii. Obiecałem sobie, że zawsze będę wypowiadał się z klasą, ale muszę przyznać, że Ricardo Sa Pinto tej klasy nie miał. To nie atak z mojej strony, to fakt. Co przeżyłem przez ten czas, to wydaje mi się, że mało kto by to wytrzymał. Robiłem wszystko, aby nikt nie mógł mi czegokolwiek zarzucić, pracowałem, czekałem na szansę. Dziś mogę powiedzieć, że jestem pod tym względem czysty. A czy druga strona jest? Nie do mnie pytanie. Co mnie boli, długo we mnie zostanie, chciałbym tylko wiedzieć, dlaczego tak to wszystko się potoczyło. Dlaczego ja, jako jedyny w kadrze, kapitan, nie dostałem szansy. Pewnie odpowiedzi nigdy się nie doczekam. Bardzo mnie boli, bo jedyne czego oczekiwałem, to odrobiny ludzkości ze strony trenera Sa Pinto. Normalnej rozmowy przede wszystkim. Uważam, że przychodząc do klubu, powinien porozmawiać z kapitanem jako z pierwszym z graczy. A ja w sumie rozmawiałem z nim dwa razy, za każdym razem nie dostałem odpowiedzi. Najpierw powiedział mi, że mam pracować, to dostanę szansę. Druga, i ostatnia, że wie, iż nie jest fair, ale nie może dać mi szansy. Ja niczego więcej nie wymagałem, tylko tego, aby każdy był równo traktowany. Mi nic za zasługi się nie należało. Przepracowałem najtrudniejszy okres przygotowawczy w życiu, przez 8 miesięcy nie opuściłem chyba żadnego treningu. Okej, mam swój wiek, ten PESEL, do którego wszyscy się doczepiali, ale jak można oceniać zawodnika, któremu nie dałeś szansy. To mi nie pasowało. Jak możesz przyjść do klubu i nie porozmawiać z kapitanem zespołu.
Co miał na myśli mówiąc, że wie, iż jest nie fair? Miał z góry przykazane?
Czy miał przykazane, to nie będę oceniał, bo ja, jako zawodnik, przede wszystkim współpracuję z trenerem. Wydaje mi się, że wszyscy byli pewni, że u Pinto nie dam rady. Mam 35 lat i odbierałem to tak, że skoro przychodzi nowy trener, to ma postawić na młodszych. Nie na lepszych, a na młodszych. I tyle.
Powiedziałeś, że wymagałeś od trenera ludzkiego podejścia, a go nie otrzymywałeś. Publicznie podkreślał, że jesteście jedną wielką rodziną.
To było tylko do mediów, żeby kibice usłyszeli. Przede wszystkim szacunek, którego on wymagał od wszystkich, sam nie okazywał go nikomu. On był ważniejszy niż klub, niż zawodnicy, niż cała reszta. Tak się nie da pracować. Wiadomo było, że prędzej czy później, to nic nie da. Zresztą wystarczy spojrzeć, gdzie i ile pracował. Ja do niego nie mam wielkiego żalu. Chciałbym tylko wiedzieć, czy to była jego wizja, czy kogoś innego, że nie zagrałem wiosna nawet w jednym meczu. Jestem świadomy, że to pytanie zostanie bez odpowiedzi. Może kiedyś coś więcej się dowiem.
Trener Sa Pinto sprawiał wrażenie, że jest twardy i niczego się nie boi. Był taki w rzeczywistości?
Książkę mógłbym napisać, jaką agonię przetrwałem, jak byłem traktowany. Nie chciałem niczego za zasługi, chciałem równego traktowania, a nie pierwszy raz w życiu byłem odsunięty nawet w czasie treningów, kiedy nie było miejsca dla mnie w czasie gierek treningowych. I to mu na pewno zawsze zapamiętam. Nie tylko ja, ale jeszcze parę osób, bo tak byliśmy traktowani. Jako kapitan zespołu, miałem mniej minut, niż np. Cristian Pasquato. A daję przykład zawodnika, który był odsunięty podobnie jak ja. Nawet w sparingach grałem po 10-15 minut. Mam żal, bo mógł odstawić mnie z klasą i po ludzku. Długo mnie to będzie bolało i we mnie siedziało. Jak zawodnik nie ma minut, rytmu meczowego, chce być przy piłce, jak najwięcej pokazać. Nie grałem prawie w ogóle. Jedyny mecz, który zagrałem w całości w zeszłym sezonie, to za trenera Klafuricia w europejskich pucharach (z Cork City – przyp.red.), w którym miałem asystę, bramkę i karnego wypracowanego. U trenera Pinto zagrałem 50 minut, strzeliłem gola, którego mi nie uznali.
Gdy przyszedł trener Aco Vuković, wszyscy jakby odżyli, ale tobie minut ciągle brakowało.
Minut też nie było za dużo, graliśmy o mistrza, trudno, aby jakoś diametralnie coś się zmieniło. Przecież jak nie grałem pół roku, to gdybym nagle zaczął, to byłoby nie fair wobec innych. Starałem się pomóc trenerowi na tyle, ile mogłem. Wyszło ja wyszło, przegraliśmy wszystko, co mogliśmy przegrać. Jakbym miał podsumować ostatni rok, to pod każdym względem był to najgorszy sezon w mojej karierze. Gorszego nie było i gorszy się nie wydarzy.
Wygraliście ważny mecz w Gdańsku, potem przyszło spotkanie z Piastem. Niezła gra, ale porażka i coś w was umarło. Co się stało?
Zgadza się. Kibice powiedzą – Legia wygrywała w ostatnich latach mistrzostwo w ostatniej kolejce, ale grała dobrze. W tym sezonie, pierwszy raz odkąd jestem w Legii, po jednym z treningów powiedziałem do Kuchego: obawiam się o to mistrzostwo. A on odparł: ja też. Kiedyś Kuchy pewnie o tym opowie. Nie czuliśmy tej mocy, choć teoretycznie wszystko od nas zależało. Można analizować. Jeden powie, że 10 zawodnikom kończyły się kontrakty, inni że kolejnych 10 myślało o transferze. Ale głównym problemem był brak tego powera! Trener robił wszystko, aby wyciągnąć z tego maksimum, ale się nie udało.
Dobra, ale co się stało?
Przede wszystkim wiele szczegółów decydowało, że przegraliśmy ten sezon. Za dużo się działo.
Co masz na myśli?
Cały sezon. Mistrzostwo było priorytetem, wiadomo, ale jak można pozwolić, że 10 zawodnikom kończą się kontrakty? Zmiany trenerów też zrobiły swoje. Trzeba na to wszystko spojrzeć realnie, w takich warunkach trudno o normalność
Miniony sezon okazał się ostatnim Miroslava Radovicia w Legii. Pożegnania nie było.
Zawsze marzyłem, że jak już będę odchodził z Legii, to będzie jakieś fajne pożegnanie, pełny stadion, będę mógł wyjść z rodziną do kibiców, pomachać im. To najbardziej boli, że nie pozwolono mi godnie się pożegnać. Wiele osób chciałoby, abym przez swoje rozgoryczenie uderzył teraz w klub. O nie. To mój klub, to moje miasto. Tak, mam żal o to pożegnanie i zawsze to we mnie zostanie. Chciałbym podziękować kibicom, pracownikom, każdemu z kim miałem przyjemność współpracować. I to będzie zawsze bolało. Bo to, że Radović nie jest potrzebny jako zawodnik – nie ma problemu. To mój klub, tu wygrałem najwięcej, tu najwięcej dostałem, tu najwięcej dałem. Jedyne, czego chciałem, to po ludzku się pożegnać. Liczyłem na to. Tak się nie stało, żal zostanie do końca.
Trener chciał byś został, Ty chciałeś jeszcze przez rok grać. A mimo to nie zostałeś w Legii. Jak to rozumieć?
Nie mam pretensji, jeśli chodzi o piłkarskie rzeczy, do prezesa. Jemu, jego rodzinie, życzę jak najlepiej. Klubowi życzę jak najlepiej. Żeby osiągnął sukces, którego kibice wymagają. Mam nadzieję, że przy Łazienkowskiej pojawi się kiedyś obcokrajowiec, który będzie związany z Legią tak, jak ja byłem i wciąż jestem. Trzy dni przed początkiem przygotowań dowiedziałem się, że nie widzą mnie w klubie. Zostawiliśmy sobie otwarte drzwi i uważam, że nie trzeba ich zamykać. Jeśli będę potrzebny, to wiedzą gdzie mnie mogą znaleźć. A ja otwieram nowy etap w życiu. Zobaczymy jak to się potoczy. Chciałbym jeszcze rok pograć w piłkę. Czas pokaże gdzie, muszę usiąść z żoną, porozmawiać i podjąć odpowiednią decyzję.
Polskie kluby rozważasz?
Na razie nie podjąłem żadnej decyzji, chciałem zakończyć w Legii, ale się nie udało. Zastanowię się.
Jak już kiedyś zawiesisz buty na kołku, to wrócisz do Warszawy?
Myślę, że tak. Uwielbiam to miasto, mam tu wielu znajomych, przyjaciół, na pewno wrócę. Mam tutaj mieszkanie, nie powinno więc być problemu jeśli chodzi o przeprowadzkę. W jakiej roli? Zobaczymy.
Chcesz coś powiedzieć na koniec od siebie?
Tak, chcę podziękować kibicom. Na każdym kroku czułem ich wsparcie, takie prosto z serca. Fani doceniali to, co robiłem dla klubu. Jestem dumny z ich postawy, z tego, że mnie cenili i cenią nadal. Tak więc dziękuję za wszystko i do zobaczenia.
Ankieta
Gdyby decyzja o przedłużeniu umowy z Radoviciem należała do Ciebie, to:
58.14% Zostałby na rok
41.86% Kontrakt nie byłby przedłużony
Oddane głosy: 1063
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.