Mirosław Trzeciak: Konsultacje bez składu i ładu
07.09.2008 23:22
- Co zmieniło się w szkoleniu młodzieży odkąd jestem w Legii? Idziemy w stronę wieloletnich programów, w których są zaplanowane obciążenia dla zawodników. Każdy w danej kadrze ma zagrać tyle samo meczów co inni. To się kłóci z wynikami. Musimy liczyć też wszystkie obciążenia, jeżeli chodzi o siłę i wytrzymałość. Wprowadzamy pełną, wieloletnią kontrolę przygotowania fizycznego. U nas na studiach tego nie uczą, musieliśmy zatrudnić człowieka z Hiszpanii. On określa długość ćwiczeń i liczbę treningów dotyczących przygotowania fizycznego. Nie jest to spektakularne działanie i nie od razu przyniesie wyniki - mówi dyrektor sportowy Legii Warszawa <b>Mirosław Trzeciak</b>.
- Problemy mamy z reprezentacjami Mazowsza. Konsultacje kadry Polski są czasami po dwa razy w miesiącu i z badań wychodzi nam, że reprezentanci kraju źle się rozwijają, bo mają zbyt duże obciążenia.
Czy ktoś kontaktował się z Panem w sprawie współpracy z mazowieckim gimnazjalnym ośrodkiem szkolenia piłkarzy?
- Nie.
To może Legia powinna podjąć współpracę z takim ośrodkiem?
- Uważam, że najzdolniejsi chłopcy i tak będą do nas przychodzić. Mamy najlepsze warunki, najlepszych trenerów z doświadczeniem i markę. Dla mnie to bardziej pomysł na tworzenie posad. To pomysł z Francji, która ma kilkudziesięcioletnie doświadczenie. W innych krajach tego nie ma. Trzeba mieć metodologię pracy, trzeba wiedzieć, co tam robić. Ale wydaje mi się, że ci chłopcy woleliby grać w Legii, Lechu czy Wiśle, niż być w szkółce piłkarskiej.
Czyli Legia nie będzie współpracować z takim ośrodkiem?
- Jesteśmy tak atrakcyjnym miejscem dla młodzieży, że nie potrzebujemy takiej współpracy. Oferujemy profesjonalne warunki młodym piłkarzom i nie musimy z nikim współpracować.
Jednak jakiś system szkolenia trzeba stworzyć.
- Cały czas się powtarza: system szkolenia, system szkolenia. A trzeba spisać sobie parę rzeczy dotyczących treningów techniki, taktyki i obciążeń fizycznych. Rozpisać, ile razy w określonym wieku mają być one powtarzane. Nic takiego nie funkcjonuje.
Gdy te parę rzeczy się wypisze, to ktoś musi umieć to wprowadzać. I reagować w odpowiedni sposób, kiedy zawodnik nie rozwija się tak jak trzeba. Same kluby tego nie zrobią.
- Jak byłem 10 lat temu w reprezentacji, to mówiłem, że mamy ludzi bardzo znanych, jak Kasperczak, Boniek, którzy mogliby się zwrócić do innych federacji o pomoc w systemie szkolenia. Czy sami to stworzymy? Nie sądzę, albo będzie to trwało bardzo długo. W klubach jest wielu ludzi dobrej woli, którym jak się da dobre narzędzia do pracy, to wszystko będzie wyglądać lepiej.
Pewnie już Panu uszy puchną, jak Pan słyszy nazwisko Roberta Lewandowskiego. Nie obawia się Pan, że Legia przez taką ignorancję może stracić kolejne talenty z województwa na jego miarę?
- Dajmy już spokój Lewandowskiemu. Rozumiem, czemu odszedł, choć mnie w klubie jeszcze nie było. Kiedy grał w zespole juniorskim, był często kontuzjowany. Z powodu urazu kręgosłupa był praktycznie niezdolny do gry. Ale zawsze będziemy tracić talenty z tego rejonu, konkurencja jest przecież olbrzymia. Sprowadziliśmy zdolnych juniorów Koziarę i Kamińskiego z Polonii. Cały czas monitorujemy rynek mazowiecki. Współpracujemy z trenerami, działaczami, skautami w całym województwie. Wydaje mi się, że na Mazowszu jesteśmy najmocniejsi.
Legia ma odpowiednich trenerów, którzy będą dobierali zawodników i pod względem piłkarskim, i mentalnym?
- Konkurencja jest jeszcze za mała. Powinniśmy mieć szkółkę na tysiąc dzieci, a nie na dwieście. Wtedy będziemy w stanie selekcjonować odpowiednio młodych zawodników. Ale już mamy sygnały od piłkarzy i ich rodziców, że jesteśmy bardzo dobrze postrzegani.
Parę razy wspominał Pan, że polscy trenerzy nie mają się czego uczyć. Kiedy zacytowałem Pana słowa Jerzemu Engelowi, to się oburzył i pokazał wykaz pozycji książkowych na stronie PZPN.
- Publicznie nie będę z nikim polemizować, ale dla nas problem istnieje. Mieliśmy piłkarza kontuzjowanego przez dwa miesiące. Dostał jednak powołanie do reprezentacji Mazowsza. Namawiano go, żeby pojechał I na zgrupowanie, ale miał się tam leczyć. Tymczasem wpuszczono go do gry na 20 min. 1 sierpnia zaczęliśmy treningi w roczniku 1993, trener reprezentacji zrobił dzień później konsultacje. Powołał naszego piłkarza, który 6 sierpnia zagrał turniej. Właściwie po jednym treningu u nas. Efektem był kolejny poważny uraz. Okazało się, że za naszymi plecami trener reprezentacji rozmawiał z chłopakiem. Nie poinformował nas o tym. Tak wyglądają kontakty między trenerami klubowymi a reprezentacyjnymi. Oni ze sobą nie rozmawiają. A zawodnik przecież bardzo chce grać w kadrze. Ja bym chciał, żeby nasi zawodnicy grali w reprezentacjach. Ale chcemy ustalić zasady powołań. Mazowieckiemu związkowi powiedziałem, że na kadrę wojewódzką będą jeździli zawodnicy, którzy nie mają problemów w nauce i są zdrowi. A było wielkie oburzenie, bo trzeba punkty na jakiejś spartakiadzie zdobyć, a za to są jakieś pieniądze. Co my z tego mamy? Piłkarzy kontuzjowanych.
Czyli w Polsce trenerzy kadr nie rozmawiają wcale z trenerami klubowymi?
- Nie ma dyskusji. To temat, który nikogo nie interesuje. Konsultacji jest za dużo, są robione bez ładu i składu. Mnie nie interesuje, co mówią w PZPN czy MZPN. Jestem od tego, żeby dbać o tych piłkarzy. Jak ja o nich nie zadbam, to nikt tego nie zrobi. Jeżeli PZPN nas nie zaprosi na spotkanie i nie uzgodnimy zasad współpracy, to nic z tego nie będzie.
Autor: Piotr Michałowski
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.