Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mucha: Jeszcze się nie żegnam

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy

30.11.2009 10:55

(akt. 16.12.2018 20:23)

- Czy meczem z GKS-em chciałem się pożegnać? Spokojnie, mam jeszcze w tym roku dwa mecze do rozegrania i sześć miesięcy kontraktu, a więc przynajmniej na razie jeszcze nigdzie nie wyjeżdżam, nie żegnamy się. Zobaczymy co się dalej wydarzy, może jeszcze będą jakieś rozmowy z Legią. Mam sporo propozycji, ale na razie bez konkretów - mówi bramkarz Legii, Jan Mucha.
Jesteście takimi Janosikami ekstraklasy. Bogatym zabieracie punkty, a rozdajecie je biednym.

- Janosik był Słowakiem, więc coś może z niego mam (śmiech). A poważnie mówiąc, to naprawdę nie wiem skąd to się bierze. Może to kwestia mobilizacji, koncentracji, bo z zespołami z czołówki wygraliśmy wszystkie spotkania nie tracąc przy tym nawet jednego gola. Każdy mecz staramy się traktować w taki sam sposób, motywujemy się, ale z tymi słabszymi drużynami nam to się nie bardzo udaje.

W dużej mierze dzięki panu Legia wygrała w Bełchatowie. Która interwencja była najtrudniejsza?

- Nie wiem, która, bo nie pamiętam (śmiech). Właśnie dlatego, że po jednej z nich nie mogłem się pozbierać. Tomasz Wróbel trafił mnie piłką w prawy policzek. Kopnął porządnie, a było bardzo blisko, więc jak dostałem, to mnie zamroczyło na chwilę. Na szczęście nic poważniejszego się nie stało. Chociaż głowa bolała mnie jeszcze bardzo długo i trudno było mi zasnąć. Ale wszystko będzie w porządku. Będę żył (śmiech). Nie ma więc problemu. Ból zawsze prędzej czy później przejdzie, a straconych punktów nie da się odzyskać.

Dawno nie widzieliśmy tak defensywnie grającej Legii.

- Takie były założenia, a skoro wygraliśmy, to znaczy, że słuszne. Wiedzieliśmy jak piłkarze z Bełchatowa lubią grać. Podanie na wolne pole do Dawida Nowaka, który świetnie radzi sobie z obrońcami, jest szybki, potrafi grać na pograniczu spalonego. Właśnie dlatego my nastawiliśmy się na kontratak, chociaż zwyciężyliśmy po pięknym golu Maćka Iwańskiego. Ale nie możemy zapomnieć o pierwszej połowie. Zagraliśmy w niej słabo.

To był pana najlepszy mecz w tym sezonie?

- Sam siebie nie będę oceniał, pozostawiam to wam dziennikarzom, kibicom, a przede wszystkim trenerom.

Nie bał się pan w ostatniej minucie interweniować wślizgiem we własnym polu karnym?

- Nie dosięgnąłbym piłki w żaden inny sposób, a więc nie miałem wyboru. Ale wślizg na sto procent był czysty.

Wyjechał pan z Polski.

- Tak jestem w domu, robię kurs pilota samolotów, a więc latam. Jak na muchę przystało (śmiech). Dostałem wolny poniedziałek, ale wracam do Polski. Być może będę losował pary ćwierćfinałowe Remes Pucharu Polski, czekam na potwierdzenie.

Rozmawiał: Adam Dawidziuk

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.