Domyślne zdjęcie Legia.Net

Mucha: Mogę zostać w Legii

Marcin Szymczyk

Źródło: AS Info

15.12.2009 12:47

(akt. 16.12.2018 18:31)

- Pogadałem sobie z właścicielem Legii. Ta rozmowa dała mi wiele do myślenia. O tym, czy zostanę, czy wyjadę do innego klubu zdecyduję w najbliższych tygodniach. Oferty są, ale nic więcej nie mogę powiedzieć. Do czerwca mam kontrakt z Legią. Nie mam prawa negocjować z innym klubem, nie pozwala mi na to prawo piłkarskie. W tej chwili sam nie wiem, co będzie dalej - mówi Jan Mucha. <br />
Po raz pierwszy pojawił się w Legii na zgrupowaniu w Austrii w lecie 2005 roku. Wówczas nie wiadomo było, czy do Celtiku odejdzie Artur Boruc, był jeszcze Łukasz Fabiański. Boruc odszedł niedługo później, a trener bramkarzy w stołecznym klubie Krzysztof Dowhań zalecił, by nie rezygnować ze Słowaka. Mucha został zatrudniony, ale przez dwa lata był głównie dublerem Fabiańskiego. Gdy wchodził do bramki, spisywał się bez zarzutu, w wygraniu rywalizacji nie mogła mu jednak pomóc nawet seria pięciu spotkań bez puszczonego gola. W końcu Fabiańskiego sprzedano do Arsenalu i zaczęła się era Muchy.

Latem 2007 r. Legia ściągnęła Wojciecha Skabę, ale tym razem nie postawiono na bramkarza urodzonego w Polsce. Mucha stoi między słupkami już trzeci sezon i z każdą chwilą ma się coraz lepiej. Miał serię 634 minut bez puszczonego gola, co dało mu trzecie miejsce w historii klubu i dziewiąte wśród wszystkich bramkarzy, którzy kiedykolwiek występowali w naszej ekstraklasie (w tym sezonie lepszy wynik osiągnął Łukasz Sapela z GKS Bełchatów). Jeżeli jednak chodzi o średnią puszczanych bramek w stosunku do rozegranych spotkań Mucha jest najlepszy w historii stołecznego klubu.

W ubiegłym roku awansował do reprezentacji Słowacji. Tak jak w Legii, początkowo był tam rezerwowym, ale w tym roku już pierwszym bramkarzem i główną gwiazdą. Szczególnie zapamiętano mu występ w Chorzowie przeciwko Polsce, gdy bronił kapitalnie i głównie dzięki niemu Słowacy wywalczyli awans do finałów mistrzostw świata. W marcu są wybory na piłkarza roku Słowacji i Mucha nie jest bez szans.

W niedzielę w plebiscycie "Piłki nożnej" został wybrany najlepszym obcokrajowcem polskiej ligi. W poniedziałek dostał "Piłkarskiego Oscara" Canal+ (wyboru dokonują piłkarze i trenerzy ekstraklasy). Wybór nie mógł być inny, skoro kontrkandydatami byli słynący raczej z popełnianych błędów Mariusz Pawełek z Wisły Kraków i Wojciech Skaba, który został wypożyczony do Polonii Bytom dlatego, że w Legii nie miał szans na wygranie rywalizacji z Muchą. Słowackim bramkarzem interesują się klasowe wschodnie i zachodnie kluby. 27-letni dziś Mucha ma do czerwca kontrakt z Legią. Mógłby odejść za darmo, ale obiecał, że zrobi tak, by klub mógł na nim zarobić. Po mistrzostwach świata może być wart jeszcze więcej, dlatego jego pozostanie w Legii - przynajmniej do końca sezonu - jest prawdopodobne. Na razie Mucha bije się z myślami.

Fajnie być gwiazdą?


- Gwiazdą? Fajnie robić swoje. Dla siebie, dla zespołu, dla klubu. Cieszę się, że jest, jak jest.

Odkąd przyjechał pan do Polski, sporo się zmieniło. Na początku wiele osób twierdziło, że Jan Mucha jest za słabym bramkarzem dla Legii Warszawa. Ci, którzy tak mówili, nawet pana nie oglądali. Wystarczyło, że w większości meczów bronił Łukasz Fabiański. Teraz mamy pełno takich określeń: najlepszy bramkarz polskiej ligi, najlepszy piłkarz Legii. Jest pan najlepszy?

- Tak było. Wielu ludzi mnie nie oglądało, bo bronił "Fabian". Zresztą, świetny bramkarz. To, że zostałem w Legii, to zasługa trenera Dowhania. Dzięki niemu podpisałem nowy kontrakt. Potem wszedłem do bramki i doszliśmy do tego momentu.

Miesięcznik "Nasza Legia" opublikował zestawienie, z którego wynika, że pod względem średniej puszczanych bramek w stosunku do rozegranych meczów jest pan najlepszy w historii klubu.

- Po to się gra, żeby osiągać sukcesy. Wszystko pięknie. Ale w ogóle pod względem defensywnym gra Legii wygląda bardzo dobrze. Problem mamy ze strzelaniem bramek i przez to mamy stratę pięciu punktów do Wisły Kraków.

Biorąc jednak pod uwagę sukcesy indywidualne ten rok był chyba najlepszy w pańskiej karierze?

- Zdecydowanie, szczególnie w kadrze. Miałem duże problemy, żeby w ogóle do niej się przebić. Nie dostawałem wielu okazji, aż trafiłem do podstawowej jedenastki i to w najważniejszym momencie. Awans do finałów mistrzostw świata to dla nas coś niewyobrażalnego, coś pięknego, niesamowity sukces. Dla Słowacji, w końcu niedużego kraju. Najważniejsze, że ominęły mnie kontuzje i mam nadzieję, że tak będzie nadal.

Podczas poprzednich mistrzostw świata jeździł pan do Niemiec kibicować Polakom. Słowaków stać, by osiągnąć coś więcej niż nasza reprezentacja?

- Mamy młodych, zdolnych chłopaków. Grają w zagranicznych klubach. Mamy świetnego trenera. Media też bardzo nas wspierają. Wylosowaliśmy grupę, w której realnie możemy myśleć o awansie. Włochy, Nowa Zelandia i Paragwaj. Tutaj możemy powalczyć.

Ten rok był pańskim najlepszym, ale odkąd Jan Mucha stoi w bramce Legii ta jeszcze nie zdobyła mistrzostwa. A na Słowacji był pan już mistrzem, tylko rola w zespole nie była jeszcze eksponowana.

- Mistrzem z Legią też byłem, tylko jako rezerwowy. Nie broniłem w żadnym spotkaniu. Na Słowacji też nie broniłem za dużo. Byłem młody, na innym etapie kariery.

Podkreśla pan, że po zakończeniu kariery chciałby zamieszkać w Polsce. Co takiego jest u nas, czego nie ma na Słowacji?

- W lecie minie pięć lat, odkąd mieszkam w Polsce. Czuję się tu świetnie. Tak wszystko się poukładało, że chciałbym zostać w Warszawie. Mam tu mieszkanie, wielu przyjaciół. To bardzo fajne miasto. Ale mam dopiero 27 lat. Może być różnie.

To nie kłóci się z decyzją o ewentualnym wyjeździe do klubu zagranicznego?

- A dlaczego? Można pograć kilka lat za granicą i potem wrócić. Nie wyobrażam sobie natomiast, bym wrócił tam, gdzie mieszkałem wcześniej. To bardzo mała wioska, nie ma tam wielu możliwości.

Możliwe jednak, że zostanie pan w Legii. Niedawno swojego najlepszego zawodnika na rozmowę zaprosił właściciel klubu Mariusz Walter.

- Dostałem bardzo konkretną propozycję. Pogadaliśmy sobie przez dwie godzinki, praktycznie o wszystkim. Zjadłem obiad z panem prezesem. W bardzo miłej, spokojnej atmosferze. Teraz decyzja należy do mnie. Nie będzie łatwa. Podejmę ją w najbliższych dniach, względnie tygodniach. Jest nad czym się zastanawiać.

Skończyła się runda jesienna, kończy się rok. Pytanie dyżurne: Jakie plany na święta i nowy rok?

- Ciężko powiedzieć, bo nie wiem, co dalej. Wiem tylko, że dzień po "Piłkarskich Oscarach" na tydzień wybieram się posiedzieć z dzieciakami w ciepłych krajach. Potem na święta w góry do moich rodziców. Przez dwa lata latałem na nowy rok do Brazylii, do Edsona, którego już w Legii nie ma, ale nadal się przyjaźnimy. Jednak tym razem mnie tam nie będzie, bo gdybym zmieniał klub, to na początku roku musiałbym stawić się w Warszawie. Niczego nie mogę planować.

Został pan w plebiscycie "Piłki nożnej" wybrany na najlepszego obcokrajowca naszej ligi. Dostał pan też "Piłkarskiego Oscara" dla najlepszego bramkarza.

- To wszystko bardzo miłe. Skoro ludzie tak myślą, to nie mogę im zabierać takiego zdania.

W ubiegłym roku "Gazeta Wyborcza" wybrała też pana na najlepszego piłkarza stolicy. W tym roku musi być powtórka.

- Nie wiem, nie wiem. Najważniejsze to zdrowym być. I żeby rodzina też była zdrowa.

Polecamy

Komentarze (4)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.