Najważniejszy mecz Janusza Wójcika
16.05.2010 16:37
W rodzinnym domu Janusza Wójcika stoi wiklinowy stolik, a na nim pamiątki z czasów pracy trenera w Emiratach Arabskich i Syrii. Wśród nich znajduje się mosiężny czajnik ze szpiczastą pokrywką. Na ten ostry czubek 16 września 2009 roku nadział się były szkoleniowiec Legii. - Na podłodze, na gresie musiała być rozlana woda, albo pies przewrócił miskę z wodą. Nie zapaliłem światła, potknąłem się i nieszczęście stało się faktem - wspomina Wójcik. Na czajniku znajdują się jeszcze ślady krwi. Żona znalazła męża leżącego w kałuży krwi.
Po wypadku trener trafił do Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA, gdzie przeszedł tomografię komputerową. Badanie wykazało pięć złamań kości podstawy czaszki z ostrym stłuczeniem mózgu i rozległym krwiakiem z prawej strony. Zwykle podobne obrażenia kończą się zejściem, lub w najlepszym wypadku śpiączką lub paraliżem. Do normalnego życia jednak raczej wrócić nie sposób. Po badaniu przeszedł parogodzinną operację, w czasie której trzy razy schodził na tamten świat. Cudem uniknął śmierci.
- Otrzymałem drugie życie od lekarzy. Jeszcze raz okazało się, że mam twardą czachę - mówi "Wujo", który ma wklęśniętą prawą półkulę od czoła po potylicę. W tym miejscu brak kości, mózg chroni jedynie cienka skóra. Na głowie założono mu ponad trzydzieści szwów, w śpiączce był dziesięć dni. Potem trafił do domu, ale to oznaczało nowe i bardzo ograniczone życie. Przy wypisie ze szpitala zastrzeżono bezwzględny zakaz picia alkoholu, unikanie przeciągów i wiatru co mogło skutkować infekcją kory mózgowej. Lekarze zabronili też korzystania z telefonów komórkowych, czytania gazet, oglądania telewizji. Od okresu leżenia w łóżku i opieki rodziny przeszedł do poruszania się przy pomocy tzw. balkonika. - Wciąż mam lekki niedowład lewej strony i często na nią lecę. Bez balkonika mógłby się przewrócić, a tego pewnie bym już nie przeżył - tłumaczy Wójcik.
Teraz czeka na wszczepienie implantu imitującego kość. - Jak tylko implant będzie gotowy kładę się na stół. I znów wróci niepewność, czy się uda. Czeka mnie operacja na otwartym mózgu, szlifowanie czaszki by dopasować implant - opowiada srebrny medalista olimpijski z Barcelony.
Leczenie i rehabilitacja to ogromne koszta. Pieniędzy z dnia na dzień ubywa. Rodzina szuka pomocy gdzie się da. Być może nadejdzie ona z PZPN-u. Losem kolegi zainteresowali się koledzy po fachu czyli Andrzej Strejlau i Henryk Kasperczak. Obaj wystąpią do związku o zapomogę dla szkoleniowca.
Autor: Jacek Kmiecik
Cały artykuł można przeczytać w majowym numerze Magazynu Futbol.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.