Domyślne zdjęcie Legia.Net

Nie pierwszy taki mecz japońskiego arbitra

Marcin Szymczyk

Źródło: arkowcy.pl, Legia.Net

20.11.2010 17:19

(akt. 15.12.2018 06:24)

Nikt chyba nie ma wątpliwości, że sędzia piątkowego meczu Legii z Arką <strong>Masaaki Toma</strong> był najsłabszym aktorem i tak nie najlepszego spektaklu. Arbiter mylił się w obie strony, nie był stronniczy ale po prostu kiepski. W 39. minucie nie zauważył faulu <strong>Miroslava Radovicia</strong> na <strong>Marcinano Brumie</strong>. Spojrzał na akcję dopiero w kolejnym jej etapie, a wtedy to zawodnik gości pociągał za spodenki legionistę. Podyktował jedenastkę dla Legii i Brumę ukarał żółtą kartką. W 68. minucie spotkanie żółtą kartkę obejrzał Manu, ale jak sam po meczu podkreślał nie wie za co. A kara o tyle ważna, iż wyklucza udział skrzydłowego w kolejnym meczu.

Jak można wyczytać w sieci to nie pierwszy taki popis Japończyka. Arbiter został już w 2006 roku skreślony z listy arbitrów J-League po tym jak w jednym z ważnych meczów zobaczył karnego-widmo. Sytuacja powtórzyła się dwa lata później, gdy podczas spotkania o Superpuchar Japonii zrobił niezły bałagan, wyrzucając z boiska trzech piłkarzy, nie uznając dwóch prawidłowych bramek Kashimy Antlers oraz nakazując powtórkę ich przeciwnikom dwóch strzałów w serii rzutów karnych, które za pierwszym razem nie zostały strzelone.

Szkoda, że Polski Związek Piłki Nożnej zaprasza do współpracy sędziów z taką reputacją. Po popisach jakie mogliśmy obserwować w piątek przy Łazienkowskiej przypomina się polskie przysłowie "Cudze chwalicie, swego nie znacie". A może właśnie o to włodarzom naszej piłkarskiej centrali chodziło?

Polecamy

Komentarze (8)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.