Domyślne zdjęcie Legia.Net

Niepełnosprawni z Legią

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

22.12.2006 23:29

(akt. 24.12.2018 07:52)

"Jesteśmy zawsze tam, gdzie nasza Legia gra". Kibice niepełnosprawni od roku jeżdżą za zespołem wszędzie. - Pomagamy, jak możemy. Jesteśmy jedyni w kraju - mówi <b>Damian Niedziałek</b> ze Stowarzyszenia Kibiców Legii "Sekcja Sympatyków." Teraz jest smutno. Piłkarze na urlopach, nic się nie dzieje - nuda. Na szczęście Legia ma jeszcze siatkarzy, koszykarzy, sekcję hokejową. W zimie to namiastka emocji piłkarskich. Niepełnosprawni są na każdym meczu, choć w porównaniu z piłkarzami nie te cele, nie te emocje. Po prostu niższe klasy rozgrywkowe. To jednak nie szkodzi. - To nasze życie - opowiadają.
W sezonie młodych ludzi na wózkach na stadionie przy Łazienkowskiej można spotkać od rana. Przychodzą na mecze i treningi - zarówno pierwszej, jak i drugiej drużyny. - Wszystkich zawodników znamy po imieniu. Wszyscy są fajni. Trener Wdowczyk pozwala nam oglądać treningi od początku do końca. Mówi, że nie przeszkadzamy. Innych, także dziennikarzy, przegania się po "ustawowych" 15 minutach - opowiadają zadowoleni. Od ponad roku są także na meczach wyjazdowych. Kiedyś tego nie było. Ale teraz jest stowarzyszenie. Cel jest szczytny - Inne kluby nie pomagają niepełnosprawnym. Nie mają możliwości. Od kibiców Lecha podczas niedawnego spotkania we Wronkach dowiedziałem się, że nawet by chcieli, ale brakuje im wiary. My mamy już sprawdzonych sponsorów. Najwięcej pomaga Dominium Pizza. Ostatnio w drodze do Lubina zapewniono nam nawet obiad we Wrocławiu. Przy kilku wyjazdach pomagały też władze miasta - opowiada Damian Niedziałek. Na co dzień pracuje w Otwocku, jest po studiach prawniczych. To on najczęściej zajmuje się organizacją wyjazdów. W drogę rusza na ogół 25 osób z dwoma, trzema opiekunami. Koszt wyprawy nie jest duży, ok. tysiąca złotych. Plus opłacenie kierowcy. Albo kierowców, bo kiedy zainteresowanie jest duże, w drogę ruszają dwa samochody. - Od strony finansowej nie ma problemu. Cel jest przecież szczytny - dodaje. Ale nie zawsze bywa różowo. - Najbardziej pamiętny w tym sezonie był wyjazd do Gdyni na mecz z Arką. Przez pierwszą połowę policja trzymała nas 30 metrów od bramy stadionu. Trudno powiedzieć dlaczego. A osoby z domów dziecka, które jeżdżą z nami, jeżeli zostaną miejsca w busie, w ogóle nie zostały wpuszczone. Na czekający na nas samochód z warszawskimi numerami rzuciła się grupa arkowców. Kierowca musiał wysiąść i wyjaśniać, że przywiózł niepełnosprawnych, dopiero wtedy dali spokój. To jednak wyjątek. Na ogół jesteśmy traktowani dobrze. Niebezpiecznie też było w Zabrzu, kiedy Legia zdobywała mistrzostwo. Kibice Górnika po zakończeniu meczu wbiegli na boisko. Policja puściła gaz. Musieliśmy uciekać do budynku - mówi Maciej Miłek. Jego przy Łazienkowskiej można spotkać praktycznie zawsze. W trakcie sezonu czeka na piłkarzy wychodzących na trening. Jest, kiedy schodzą po zajęciach. Ma 28 lat, skończone studia informatyczne i rozszczepienie kręgosłupa. Po raz pierwszy za Legią pojechał już siedem lat temu, kiedy do Płocka udała się kolumna 3 tys. samochodów. Potem jeździł sporadycznie. Aż do zeszłego roku. Od tego czasu jest zawsze i wszędzie. Był także w Doniecku i w Wiedniu, gdzie Legia w tym roku występowała w europejskich pucharach. - Ta druga podróż była męcząca i długa, ale też śmieszna. Nasz kierowca zapomniał prawa jazdy. Dobrze, że jeszcze w Polsce - śmieje się Maciek. - Na Legii prawie mieszkam - przyznaje. Mama jest wszędzie Łukasz Domarski ma 23 lata, nie chodzi od urodzenia. Za Legią jeździł już wtedy, kiedy nie było Stowarzyszenia i trzeba było wszystko organizować samemu (ale oczywiście nie na wszystkie spotkania). Nie do końca jednak, bo Łukasz ma mamę, która jest z nim na każdym wyjeździe. - Wpadłam jak śliwka w kompot. Przed laty syn z siostrzeńcem zaprowadzili mnie na stadion i zakochałam się w tej atmosferze. Kiedyś trenowałam lekkoatletykę, ale dopiero piłką się zaraziłam - mówi Małgorzata Domarska. Syna utrzymuje z renty po ojcu, który zginął w wypadku samochodowym. Łukasz nie pracuje, takim jak on trudno znaleźć zajęcie. Była też w Wiedniu, w Doniecku. - Na Ukrainę polecieliśmy. Na polskich lotniskach wiedzą, jak postępować z niepełnosprawnymi. Przesadzają z fotela na fotel. Na lotnisku w Doniecku chłopców wnoszono do samolotu. Głowami do dołu! Tam było ich pięciu na wózkach i jeden o kulach. Jeżeli na polskich stadionach przyjezdni niepełnosprawni to ewenement, to tam pokazywali nas palcami. Ale wycieczka świetna - uważa pani Małgorzata. Dla Łukasza piłka i Legia to całe życie. Ma wszystkie polskie kanały sportowe, encyklopedyczną wiedzę. Dziesięć lat temu na wczasach zrobiono konkurs na temat futbolu. Zagiął nawet panów sędziów. Dostał dwie encyklopedie z dedykacjami "Arcymistrzowi wiedzy o piłce". Chorzy na Legię - Jak jestem trochę chory, to i tak przychodzę na Legię. Nie przyjdę tylko wtedy, jak jestem bardzo chory - twierdzi Maciek. - Ja przyszedłem nawet, gdy miałem temperaturę ponad 38 stopni. A dwa dni później byłem zdrowy, bo nie było innego równie dobrego powodu, abym wyzdrowiał. Jak miałem dwa dni przerwy między egzaminami maturalnymi, też musiałem być na meczu - opowiada Łukasz. - Dlaczego stowarzyszenie organizuje te wyjazdy dla niepełnosprawnych? Już mówiłem - cel jest szczytny. Perspektywy mamy bardzo dobre. Pieniędzy na te wyjazdy na pewno nam nie zabraknie - mówi Damian Niedziałek, który właśnie pisze sprawozdanie finansowe z rocznej współpracy z niepełnosprawnymi. Tutaj bowiem też musi się zgadzać każda złotówka. I, rzecz jasna, się zgadza. Wszystko znowu ruszy na wiosnę. Już 24 lutego Legia jedzie do Łodzi na mecz z ŁKS w Pucharze Ekstraklasy. Jesienią niepełnosprawnych tam nie było, bo wtedy Ekstraklasa SA nałożyła na warszawskich kibiców zakaz i objęła nim nawet ich. - Ale na mecz z Widzewem już pojechaliśmy, chociaż zakaz nadal obowiązywał. I mieliśmy przygodę, bo policja wywiozła nas do lasu, na jakiś cmentarz, i nawet już się pytaliśmy, czy nas tam nie zakopią. Jednak musieli po prostu poczekać, aż będą mieli wystarczające siły, by nas eskortować. To też są wspomnienia - mówi pani Małgorzata. - A na wiosnę czekają nas same takie fajne wyjazdy - Poznań i dwukrotnie Kraków. W Kielcach siedzieliśmy pod samym tamtejszym "kotłem" i zakazano nam wyciągania legijnych szalików - emocjonuje się Maciek. - Jak ja teraz się nudzę - dorzuca Łukasz. - Już nie wiem, gdzie ręce wsadzić. Niech to znowu się zacznie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.