Norbert Misiak: Piłkarz z plakatu
21.12.2011 12:08
Za tobą dość specyficzna runda – zadebiutowałeś w Młodej Legii, choć z różnych przyczyn zagrałeś w niej zaledwie 222 minuty. Ten krótki czas wystarczył jednak, aby zyskać miano jednego z najbardziej utalentowanych wychowanków Akademii i otrzymać możliwość zaprezentowania się przed Maciejem Skorżą. Jak oceniasz ostatnie pół roku w swoim wykonaniu?
- Latem trener Banasik dołączył mnie do kadry Młodej Legii. Pierwsze kilka kolejek spędziłem na ławce lub wręcz na trybunach, tak że nie było wesoło (śmiech). Mogę więc powiedzieć, że były to złe miłego początki, bo wraz z upływem kolejnych tygodni systematycznie poprawiałem swoją pozycję w drużynie. Tych minut w lidze też pewnie byłoby trochę więcej, bo przecież sporo czasu spędziłem na zgrupowaniach kadry U-18. Treningi z pierwszym zespołem, nawet mimo braku kadrowiczów, pokazały mi, na co powinienem zwrócić uwagę wiosną. Wnioski już wyciągnąłem.
Po raz pierwszy w stroju treningowym przy Łazienkowskiej zameldowałeś się już 10 lat temu. Pamiętasz jeszcze czasy niezwiązane z Legią? Wcześniej nie grałeś w żadnym innym klubie…
- Z moim przyjściem na testy do rocznika 1994 wiąże się pewna historia. Zanim tu trafiłem, czyli mając mniej niż 8 lat, wcale nie grałem zbyt często w piłkę. Na swoim podwórku nie byłem w każdym razie żadnym Messim (śmiech). O naborze do Akademii dowiedziałem się wraz z rodzicami z plakatu. Trenerzy sprawdzali nas wtedy głównie pod względem koordynacji ruchowej oraz wrodzonej motoryki, a ja widocznie wypadłem nieźle w tych elementach. Zresztą na samym początku grałem jako środkowy obrońca!
Kiedy pojawiły pierwsze sukcesy?
- Pod koniec podstawówki albo już w gimnazjum dostałem szansę w kadrze Mazowsza. Nieźle prezentowaliśmy się też w lidze, gdzie podczas tych kilku ładnych lat tylko raz nie zdobyliśmy mistrzostwa województwa. Z kolei w reprezentacji Polski w swoim roczniku jestem od dwóch lat. Zacząłem od konsultacji szkoleniowych, a w tym roku udało mi się zagrać w 6 meczach międzypaństwowych. Miałem zadebiutować w kwietniu 2010 roku, trenowaliśmy już od kilku dni, ale planowany dwumecz z Azerbejdżanem z wiadomych względów został odwołany… (katastrofa samolotu w Smoleńsku - przyp. red.)
W Akademii prowadziło cię kilku trenerów. Każdy z nich miał pewnie swoją wizję gry i z tego powodu treningi pewnie wyglądały różnie. Któremu szkoleniowcowi zawdzięczasz najwięcej?
- Oj, ciężko powiedzieć… Najpierw prowadził nas trener Lewandowski, u którego zaczynaliśmy bawić się piłką i opanowywać piłkarskie podstawy. Kolejny - trener Kapuściński - kładł już nacisk na taktykę, dużo pracowaliśmy nad właściwym ustawianiem się. Konikiem trenera Sokołowskiego, jak łatwo się domyślić, była dbałość o nasze wyszkolenie techniczne. Zdarzały się ćwiczenia, które udawały się nam dopiero po kilku próbach, a trener brał piłkę i od razu wszystko wychodziło… Pamiętaliśmy go jeszcze jako piłkarza, był dla nas idolem. Bardzo miło wspominam również trenera Wójcika. Jego warsztat szkoleniowy to połączenie wszystkich moich wcześniejszych trenerów. Pracował nad nami indywidualnie, zrobiliśmy pod jego okiem spore postępy.
A nad poprawą których elementów teraz pracujesz na treningach?
- Ciągle muszę się kształtować jako piłkarz, dlatego każdy szczegół jest ważny. Jako skrzydłowy na pewno chciałbym strzelać więcej goli. Trzeba poprawić strzał, lewą nogę i koniecznie grę głową. Mam warunki, by lepiej radzić sobie w powietrzu. Nie wypada też zapomnieć o pracy nad grą w destrukcji, bo w dzisiejszej piłce każdy musi potrafić bronić. Odczułem to zwłaszcza grając w sparingu pierwszego zespołu z Mazowszem Grójec.
Gdybyś miał wskazać swój największy piłkarski atut, to co by nim było?
- Lubię i nie boję się grać jeden na jednego. To bardzo ważna cecha dla mojej pozycji, także zwracam na nią szczególną uwagę. Obserwuję luz w dryblingu Rafała Wolskiego i chętnie bym go od niego pożyczył (śmiech)! Bardzo lubię też patrzeć na grę Miro Radovicia.
Namiastki tego luzu doświadczył na własnej skórze Tomasz Kiełbowicz, bo w sparingu z Mazowszem Grójec kilka razy poszedł ci na „obieg”, a ty wybierałeś wtedy inne rozwiązania, które najczęściej kończyły się indywidualną akcją.
- Skrzydłowy nie może bać się ryzyka. Jeśli jednak tak doświadczony i dobry piłkarz wychodzi na pozycję, to przy najbliższej okazji pewnie nie będę już miał kłopotów ze wzrokiem (śmiech)…
Rzadko podaje też Neymar, jeden z twoich ulubionych piłkarzy.
- Ale on ma ten luz, o którym już wcześniej wspominałem.
Odskocznią dla wielu młodych zawodników jest wirtualna piłka. Jesteś lepszy przy konsoli czy jednak na boisku?
- (Śmiech) Myślę, że na boisku, ale z padem w ręku też sobie poradzę! Aha, wyżej cenię FIFĘ, niż PES’a!
Kto jest twoim największym kibicem?
- Tata, zdecydowanie. To z nim chodziłem na Legię i to on jeździ oglądać większość moich meczów.
Tata to typ niespełnionego piłkarza?
- Oj nie! Sam nie grał w piłkę, więc nie ma wobec mnie konkretnych oczekiwań. Lubię grać w piłkę i tata się z tego cieszy. Presji w domu nie ma, wszyscy dobrze mi życzą.
Norbert Misiak piłkarzem Legii na lata albo do końca kariery?
- Biorę w ciemno taką propozycję (śmiech)!
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.