Norbert Misiak: Wyszło naprawdę OK
01.05.2018 12:12
Mija 8 miesięcy odkąd skończyłeś z piłką. Co Ty teraz robisz?
- Wciąż jestem przy piłce, lecz teraz jako trener. W Akademii Legii robię treningi indywidualne. Nie pracuję tam jednak na pełen etat, dlatego poza klubem także robię treningi indywidualne i treningi doszkalające.
Utrzymujesz się z tego?
- Tak, dlatego można powiedzieć, że wyszło naprawdę ok.
Zacznijmy od początku. Miałeś 8 lat, gdy trafiłeś do Legii. Gdy pomyślnie przeszedłeś nabór do Akademii i rozpocząłeś treningi zacząłeś czuć się lepszy od rówieśników?
- Lepszy to złe określenie. Na pewno czułem się wyróżniony. Na zawody w szkole jeździłem z kilka lat starszymi i właśnie takie małe rzeczy dawały mi poczucie własnej wartości. Bo to nawet nie same przyjście do Legii, a cała ta drogą przez którą w niej przechodziłem jako zawodnik, na pewno mnie ukształtowała i dała mi poczucie pewności siebie.
I szedłeś przez życie z tą ósemką dość długo. Aż do pierwszej kontuzji?
- Pierwsza kontuzja jeszcze niewiele zmieniła. Wiadomo, był to trudny moment, ale jeszcze nie aż tak bardzo. Po pierwszej kontuzji dalej byłem w Legii, po pierwszej kontuzji trafiłem do pierwszej drużyny, po pierwszej kontuzji zadebiutowałem w Ekstraklasie. Ta pierwsza kontuzja nie pokrzyżowała mi więc planów jeszcze tak bardzo, bo dałem radę się po niej odbudować. Myślę, że to druga kontuzja była przełomowa, bo po niej kolejne przychodziły w zasadzie jedna za drugą.
A sam moment, w którym doznajesz kontuzji? Co jest wtedy większe: ból czy strach?
- Przy samych więzadłach różnie to bywa. Zależy to m.in. od tego, co w tym kolanie jeszcze się uszkodziło, bo rzadko kiedy są to same więzadła krzyżowe. Na pewno czujesz, że coś ci strzeliło, że coś jest nie tak i że jest to bardzo poważne. Oczywiście, jest jakiś procent ludzi (bardzo mały, ale jest), którzy potrafią grać bez więzadła. U nich może jest inaczej. Ja za każdym razem czułem, że stało się coś bardzo poważnego.
Co ma się wtedy w głowie?
- Pojawia się strach. Za pierwszym razem byłem w szoku, bo jeszcze nie wiedziałem, o co chodzi. Szok jest tak duży, że ten strach nie pojawia się od razu. Bo nie wiesz, co się dzieje. Za drugim, trzecim i czwartym razem wiedziałem już co się dzieje. Wtedy nie ma szoku, a jest strach. Pojawia się rozczarowanie w najgorszym tego słowa znaczeniu. Przez tyle czasu pracujesz, by wszystko było ok, a tu nagle dzieje się coś takiego. Nie myślisz o tym. W ogóle nie przychodzi ci przez głowę, że coś takiego może ci się przydarzyć jeszcze raz, a to się dzieje. To dla psychiki bardzo trudny moment.
A Ty przeżywałeś to jeszcze drugi, trzeci i czwarty raz…
- Za każdym razem pojawiały się obawy o to, co będzie dalej. Zwłaszcza początek jest najgorszy. Później, gdy zaczyna się rehabilitacja, jest to nieco łatwiejsze, bo coś robisz i powoli, ale jednak przybliżasz się do powrotu na boisko.
Co w końcu zadecydowało o tym, że zakończyłeś starania o powrót na boisko?
- Zadecydowało to, że myślę o swojej przeszłości. To chyba najlepsza, bo najbardziej konkretna odpowiedź. Ok, mógłbym próbować jeszcze grać. Nawet mając te 23 lata i zaczynając od III ligi. Problem to jednak ryzyko kontuzji, które jest u mnie naprawdę duże. A pamiętajmy, że piłkarz gra w piłkę tylko do pewnego wieku. Najbardziej bałbym się tego, że obudziłbym się będąc po 30-stce, nie mając nic z piłki i nie mając nic na przyszłość. To byłaby dla mnie najgorsza sytuacja, jaka może być. Najprawdopodobniej byłbym w tak samo ciężkim momencie jak byłem rok temu, tylko że byłbym np. 10 lat starszy. Jeśli bujałbym się po tych niższych ligach, to nic bym z tego nie miał. A gdy dodamy do tego te ryzyko kolejnej kontuzji, to rozsądek musiał tutaj wygrać. Właśnie ze względu na przyszłość.
Gdzie się widzisz za 5 lat?
- Bardzo trudne pytanie. Wciąż uczę się nowego życia. Na razie jestem przy piłce i wszystko wskazuje na to, że dalej będę szedł w tę stronę. Początki też nie były łatwe, bo przestawienie się z grania na trenowanie to nie jest pstryknięcie palcami, ale powoli łapię tego bakcyla.
Co dziś Ci sprawia radość?
- Wcześniejsze moje życie było w całości podporządkowane grze w piłkę. Przykładowo wracając w piątek do domu już myślałem o sobotnim meczu i cieszyłem się z tego, że będzie okazja zagrać. Dziś cieszy mnie to, że po powrocie do domu włączę sobie dobry film i wypiję herbatę. Jest to może nieco śmieszne, ale tak to trochę wygląda. Jest dobrze. Będzie dobrze. Musi być.
Całą rozmowę z Norbertem Misiakiem można przeczytać na blogu PostawNaSiebie.org
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.