Norweskie drużyny na drodze Legii w pucharach – nigdy nie było łatwo
07.07.2021 09:10
Historia potyczek Legii z drużynami z Norwegii ma już prawie 40 lat. Rozpoczęła się 16 września 1981 roku, trzy miesiące przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce. W 1/16 finału Pucharu Zdobywców Pucharów, los przydzielił legionistom Valerengę, klub z Oslo, który wówczas po raz pierwszy sięgnął po Puchar Norwegii.
VALERENGA – LEGIA 2:2, LEGIA – VALERENGA 4:1
Norweska ziemia, jak i w późniejszych latach, okazała się trudna do zdobycia. Choć Legia była faworytem, być może tak dużym, jak nigdy później, to wracała do Polski z zaledwie bramkowym remisem (2:2). Dwa razy obejmowała prowadzenie, ale traciła bramki. Zdobywał je reprezentacyjny napastnik Paal Jacobsen. Odpowiadał na gole strzelane przez Stefana Majewskiego i Mirosława Okońckiego.
Prawdziwą siłę Legia pokazała u siebie. Nim kibice dobrze usiedli na rozklekotanych ławkach stadionu przy Łazienkowskiej, było 2:0. Janusz Baran, następnie Krzysztof Adamczyk i po 6 minutach było 2:0. Czyli losy rywalizacji były w zasadzie rozstrzygnięte. Dwa dobre podania dał Marek Kusto i Norwegowie mogli liczyć na najniższy wymiar kary. Po przerwie trzeciego gola dołożył Adam Topolski, Norwegowie odpowiedzieli bramką zdobytą przez Arnfinna Moena. W ostatniej minucie gola na 4:1 strzelił Henryk Miłoszewicz.
LEGIA – VIKING 3:0, VIKING – LEGIA 1:1
Drugim norweskim rywalem legionistów był Viking Stavanger. W sezonie 1985/1986 legioniści rozpoczęli rywalizację od 1/32 finału Pucharu UEFA, a udział w nim zakończyli dopiero w 1/8 finału, odpadając w 1/8 finału z Interem Mediolan dopiero po dogrywce.
Viking przyjechał do Warszawy nastawiony na defensywę. Bronił się dzielnie do 37. minuty. Legia miała rzut wolny około 30 metrów od bramki rywala. Dariusz Wdowczyk sprytnie zagrał w pole karne do Dariusza Dziekanowskiego. „Dziekan” przyjął na klatkę piersiową, podbił piłkę głową i huknął lewą nogą nie do obrony. Tuż po tej bramce na stadionie Legii zgasło światło.
Sytuacja wybiła nieco z rytmu legionistów. Viking miał okazję do wyrównania, ale świetnie bronił Jacek Kazimierski. A przyszła 67. i 68. minuta. Najpierw Tomasz Arceusz, wślizgiem po centrze Dariusza Kubickiego, a następnie Kazimierz Buda, z 15 metrów, nie dali szans bramkarzowi Vikinga.
Po 3:0 u siebie rewanż był formalnością. Stołeczny zespół był nieskuteczny, na początku 2. połowy stracił bramkę (Tonning Hammer), ale wyrównał niezawodny Dziekanowski.
LEGIA – ROSENBORG 3:1, ROSENBORG – LEGIA 4:0
Na kolejną rywalizację Legii z norweskim zespołem przyszło czekać do 1995 roku. Ale był to mecz historyczny, nie tylko dla legionistów, ale i polskiego futbolu w wydaniu klubowym. Otóż Legia jako pierwszy polski zespół awansowała do fazy grupowej Champions League. Na inaugurację przyszło jej zagrać z Rosenborgiem Trondheim.
Trzynastego września 1995 roku kibice przy Łazienkowskiej usłyszeli piękny hymn Ligi Mistrzów. Wszystko, co najciekawsze, działo się jednak w ostatnich dwóch kwadransach. Upierdliwy na boisku, malutki Jahn Ivar Jakobsen, pseudonim „Mini”, zagrał w pole karne do Karla Petera Lokena, a ten został zahaczony przez Marka Jóźwiaka. Arbiter podyktował rzut karny, który wykorzystał Jakobsen.
I zaczął się mecz! Minęła minuta i było 1:1. Jak trwoga, to do Leszka Pisza. Kapitan legionistów mocno uderzył z 25 metrów, Jorn Jamtfall był bez szans. Po kolejnych 6 minutach na strzał zdecydował się Ryszard Staniek. Jamtfall odbił piłkę nieco za siebie, próbując ją złapać … złapał poprzeczkę, a piłka wpadła mu pomiędzy rękami do bramki. Ucztę zakończył profesor Pisz, z rzutu wolnego, precyzyjnym strzałem. Tak w 10 minut strzelono przy Łazienkowskiej 4 gole, z których trzy były dla mistrzów Polski.
Rosenborg u siebie wziął srogi rewanż. Legia chciała przywieźć punkt, który dałby jej awans do ćwierćfinału, a zamiast tego zagrała fatalnie i jedyne, co przywiozła, to mocnego kaca po 0:4. Roar Strand, Harald Brattbakk, Jakobsen głową(!), a na koniec Vegard Heggem pokonywali Macieja Szczęsnego.
LEGIA – ROSENBORG 1:1, ROSENBORG – LEGIA 2:1
Siedemnaście lat po walce w Lidze Mistrzów, Rosenborg stanął na drodze Legii w ostatniej rundzie kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Europy sezonu 2012/2013. Pierwszy mecz rozegrano przy Łazienkowskiej. Rosenborg grał ostrożnie, Legia atakowała, ale gola strzeliła dopiero w końcówce 1. połowy. Miroslav Radović przytomnie zagrał w pole karne do Jakuba Koseckiego, a młody „Kosa” bardzo ładnie, technicznie, pokonał Daniela Orlunda.
W drugiej połowie Kosecki znalazł się w identycznej sytuacji do zdobycia bramki, jak przy pierwszym golu, ale tym razem bramkarz nie dał się zaskoczyć. Zaskoczyli Norwegowie, 11 minut przed końcem. Borek Dockal, Czech grający obecnie w Sparcie Praga, zaskoczył Dusana Kuciaka strzałem tuż zza pola karnego. W 2. minucie doliczonego czasu, po akcji Radovicia, zgraniu Michała Żyro, gola na wagę wygranej mógł strzelić Marek Saganowski. „Sagan” główkował w pojedynku z bramkarzem rywala, ale przestrzelił.
U siebie Rosenborg od początku ruszył do ataków, ale bardzo dobrze w bramce spisywał się Kuciak. W 36. minucie było 1:0 dla Legii. Janusz Gol odebrał piłkę 35 metrów przed bramką Rosenborga, zagrał do Danijela Ljuboi, ten wbiegł w narożnik pola karnego i „szczurem”, mocnym strzałem po ziemi, zdobył bramkę. Bramkę, która w tym momencie oznaczała awans do fazy grupowej. W 68. minucie mogło być 2:0, ale Ljuboja trafił w poprzeczkę. W następnej akcji było 1:1. Rzut wolny dla Rosenborga, centra, „główka” Tore Reginiussena i gol.
W końcówce Jan Urban wpuścił 20-letniego wówczas Dominika Furmana. To on wybijał zbyt krótko piłkę z pola karnego, dopadł do niej Mikel Diskerud i bardzo mocnym strzałem pokonał Kuciaka. W ostatniej akcji meczu, w 5. minucie doliczonego czasu, gola na wagę awansu mógł strzelić Żyro. Jeden z zawodników Rosenborga zderzył się z piąstkującym bramkarzem i upadł na murawę. Leżał przed bramką i to właśnie w niego trafiła piłką kopnięta przez Żyro…
MOLDE – LEGIA 1:1, LEGIA – MOLDE 0:0
Ostatnia rywalizacja legionistów z norweskim zespołem miała miejsce rok później, w eliminacjach Ligi Mistrzów 2013/2014. W 3. rundzie zmierzyła się z Molde FK, gdzie brylował Daniel Chima Chukwu. Właśnie napastnik, który później trafił za duże pieniądze do Legii, a zapamiętano go głównie z tego, że pomylił stadiony i poobcierał stopy w butach, był najlepszym zawodnikiem drużyny prowadzonej przez obecnego trenera Manchesteru United, Ole Gunnara Solskjaera. I to on pokonał Kuciaka w 29. minucie. Bo Legia grała fatalną 1. połowę, Molde zmarnowało przynajmniej 4-5 świetnych okazji do zdobycia bramki.
W 2. połowie działo się mniej, ale przede wszystkim Legia wyrównała, oddając bodaj jedyny celny strzał w tym meczu. Tomasz Brzyski delikatnie, ale precyzyjnie dośrodkował do Wladimera Dwaliszwilego, a Gruzin z bliska pokonał bramkarza Molde. Patrząc na przebieg meczu, bramkowy remis był znakomitym wynikiem.
W rewanżu legioniści bronili korzystnego wyniku, bo 0:0 dawało nie tylko awans do ostatniej fazy eliminacji Ligi Mistrzów, ale też pewną fazę grupową Ligi Europy. O takich spotkaniach mówi się – zamknięte. Sytuacji do zdobycia bramki było niewiele, a jak już do nich dochodziło, dobrze spisywali się bramkarze. Po ostatnim gwizdku nikt o spotkaniu nie pamiętał, bo liczył się awans. I pewna Liga Europy, dopiero po raz drugi w historii klubu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.