Oceny piłkarzy Legii za mecz z Koroną – bolesne dogrywanie rundy
09.12.2023 16:50
Gra zespołu 4 (3,54 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Trzeci wyjazdowy mecz w ciągu sześciu dni, w dodatku tym razem na boisku nie bardzo nadającym się do gry – można było spodziewać się ciężkiego spotkania. Trener Runjaić zgodnie ze swoim podejściem do rotacji zmienił cały atak i część drugiej linii dając szansę piłkarzom, którzy grali ostatnio mało. Biorąc pod uwagę natłok spotkań, trudno się temu dziwić. Mecz od początku nie stał na olśniewającym poziomie. Pierwszą sytuację stworzyli legioniści, ale zmarnował ją Pekhart. Potem dwie mieli gospodarze i jedną z nich wykorzystali, legioniści pod koniec pierwszej połowy odpowiedzieli wyrównującym golem. Po przerwie bardzo dobrą okazję dla Legii zmarnował Dias, a potem z minuty na minuty tempo meczu spadało, z obu stron oglądaliśmy głównie chaos. Gdy przed siedemdziesiątą na boisko weszli teoretycznie najlepsi w ostatnim czasie piłkarze ofensywni Legii, wydawało się, że przyspieszą grę i zmienią obraz meczu. Nic takiego nie nastąpiło. To właśnie do tych oszczędzanych na końcówkę spotkania najważniejszych piłkarzy drużyny trzeba mieć największą pretensję o to, że na boisku nic się nie zmieniło. A przecież Josue, Slisz i Muci przebywali na boisku prawie tyle samo czasu, co Gual, Celhaka i Wszołek. Pozostali zmiennicy też mieli ponad pół godziny na danie drużynie wygranej. Trudno nie było mieć wrażenia, że kielczanie przez cały mecz biegali więcej i szybciej, doskakując do legionistów i utrudniając im rozgrywanie. W drugą stronę tego zabrakło. W dogrywce legioniści byli wprawdzie blisko strzelenia gola, nie wykorzystał kolejnej okazji Pekhart, a strzał Muciego odbił świetnie Forenc. Wystarczyła jednak jedna kontra gospodarzy, by to kielczanie cieszyli się z awansu, bo najwyraźniej nie wszystkim legionistom chciało się sprintem wracać w ostatniej akcji meczu. To nie zestawienie składu na początku meczu czy na jego końcu miało wpływ na to, że Legia ten mecz przegrała. Przecież wszyscy piłkarze ofensywni, wahadłowi i środkowi pomocnicy i ci z wyjściowej jedenastki i wchodzący z ławki zagrali w Kielcach na mniej więcej podobnym, marnym poziomie. To gospodarze oddali w środę więcej celnych strzałów. Mamy też nieodparte wrażenie, że piłkarze „Wojskowych” w tym meczu ustępowali gospodarzom ambicją i zaangażowaniem. Był to po prostu słaby występ legionistów, zabrakło im sił, woli walki, a najprędzej jednego i drugiego. Jak pisaliśmy po meczu z Zagłębiem, mecze pomiędzy drużynami z Ekstraklasy rozgrywają się na wąskim marginesie błędów, legioniści po tym meczu powinni spojrzeć w lustra i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy każdy z nich dał z siebie wszystko, by mecz w Kielcach wygrać.. W ten sposób przepadła szansa na obronę trofeum skutkującą ewentualnym lepszym rozstawieniem w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. A w lidze przecież dziś w ogóle Legia na pucharowym miejscu jak na razie nie jest. W dodatku patrząc na cierpienia legionistów w Kielcach i ubytek sił, dogranie rundy do końca kolejnymi meczami co trzy dni będzie dużym wysiłkiem. A tu jeszcze trzy mecze ligowe i jeden w europejskich pucharach. Do tego pogoda się nie zmieni, a boiska lepsze nie będą.
Kacper Tobiasz 5 (3,24 - ocena Czytelników). Dwa razy uratował Legię przed utratą gola. Gdyby nie on, kielczanie pewnie nie potrzebowaliby nawet dogrywki do awansu. Przy drugim golu nie miał nic do powiedzenia, pytanie ile więcej mógł zrobić przy pierwszym. Naszym zdaniem raczej niewiele, pewnie gdyby stał na linii i nie był tak wysunięty, udałoby mu się jednak odbić strzał lepiej. Jeden błąd tylko przy grze nogami, gdy wybił piłkę na aut i jedno niecelne długie podanie, do tego jedno dobre wyjście na przedpole. Obrona jeszcze, łatwego strzału z dystansu, jedno dobre dalekie wznowienie gry ręką i jedno niepewne piąstkowanie. Nie był to może specjalnie dobry mecz Tobiasza, ale to pewnością nie jego należy winić za porażkę.
Artur Jędrzejczyk 4 (3,84). Niezła pierwsza połowa w defensywie, nieco gorsza jeśli chodzi o wyprowadzanie piłki. Jedno dobre podanie prostopadłe od Wszołka i kilka strat. Po zmianie stron zaczął popełniać błędy, do strat piłki doszły niepewne interwencje i błędy, po jednym z nich rywal miał stuprocentową sytuację. W dogrywce było znów nieco lepiej aż do ostatniej akcji meczu, gdy „Jędza” niepotrzebnie poszedł jako trzeci do pomocy do zawodnika z piłką zostawiając na boku wolnego Błanika. Cały zespół w Kielcach zagrał słabo, obrońcy nie byli wyjątkiem.
Rafał Augustyniak 5 (4,15). Jeden ogromny błąd na początku meczu, mógł albo zostawić Dalmau na spalonym, na co miał mnóstwo czasu i możliwości, albo ściśle go pokryć. Nie zrobił ani jednego ani drugiego i Hiszpan miał stuprocentową okazję, w tej sytuacji Legię uratował jeszcze Tobiasz. Był to jedyny tak poważny błąd Augustyniaka w tym meczu, potem miał dużo dobrych interwencji, w tym kilka bardzo ważnych. Niestety jego partnerzy z zespołu w defensywie grali gorzej od niego i sytuacji kielczanom nie brakowało. Dobrze operował piłką, miał niewiele strat, oddał jeden zablokowany strzał, wywalczył jeden rzut rożny. Przyzwoity mecz Augustyniaka, choć naszym zdaniem wciąż ma dużo do nauki jako obrońca grający w centrum tej formacji jeśli chodzi o ustawianie linii spalonego. Mamy wrażenie, że często w ogóle nie bierze takiej możliwości pod uwagę, nawet w sprzyjających temu sytuacjach.
Steve Kapuadi 4 (3,51). Bardzo słaby początek meczu, wyglądał jakby nie wziął udziału w rozgrzewce i nie zaznajomił się z boiskowymi warunkami. Kilka niepewnych zagrań i duży udział przy straconym pierwszym golu – odpuścił na chwilę krycie Dalmau, by spróbować zablokować strzał – strzału nie zablokował, a Hiszpan znalazł się potem w łatwej pozycji do dobitki. Potem jednak Francuz oswoił się z boiskiem i błędów popełniał mniej, pozwolił raz na dośrodkowanie, lepiej operował piłką, oddał też jeden strzał, ale został zablokowany. Zdezorientowany wydawał się też przy drugim golu, ale nie jego będziemy za niego winić. Podobnie jak Jędrzejczyk skończył mecz z żółtą kartką, z racji odpadnięcia Legii z rozgrywek napomnienia te nie mają rzecz jasna żadnego znaczenia.
Paweł Wszołek 4 (3,79). Słabe pierwsze dwadzieścia minut, parę niedokładnych dośrodkowań, potem było nieco tylko lepiej. Drugą połowę zaczął podobnie jak pierwszą od wrzutek nieudanych i zablokowanego strzału, ale poprawy później już nie było. Lepiej było w defensywie, w sumie pięć przejętych lub zabranych rywalom piłek. Planowo opuścił boisko przed siedemdziesiątą minutą, bo Wszołek zapewne wskutek natłoku spotkań obniżył ostatnio loty i lepiej by było, gdyby grał trochę mniej. Ale jak ma grać mniej, skoro nie ma go kto na prawym wahadle zastąpić?
Jurgen Celhaka 3 (3,55). Przejął w środku pola pięć lub sześć piłek, nieco tylko mniej stracił. Niezależnie od tych piłek przejętych popełnił i tak dwa duże błędy w defensywie, w tym ten przy pierwszym golu, gdy uciekł mu Konstantyn i dośrodkował – przerażało nas tempo w jakim Albańczyk zbierał się do pogoni za polskim młodzieżowcem. Podobnie trudno nam zrozumieć, że jakikolwiek środkowy pomocnik, nie tylko w Legii, grający przecież dość regularnie w tym sezonie, może albo oddawać piłkę wyłącznie do najbliższego, albo w ogóle się chować przed podaniem. Prawdę mówiąc konsekwentne stawianie w środku pola na Celhakę, który często od gry ucieka jest jedną z rzeczy, której u trenera Runjaicia nie rozumiemy. Jeden z najsłabszych legionistów środowego meczu.
Juergen Elitim 5 (4,09). Bardzo dobry tylko pierwszy kwadrans, gdy kilka piłek odebrał i dobrze wyprowadził. Jego prostopadłe podanie do Pekharta było idealne, ale Czech trafił w bramkarza. Potem Kolumbijczyk stopniowo zaczął z pola widzenia znikać, coraz rzadziej był przy piłce, a do tego grał mało dokładnie, do defensywy też wiele nie wnosił. Zdjęty tuż przed dogrywką, mimo wszystko ze wszystkich pomocników to on zaprezentował się najlepiej.
Gil Dias 3 (3,22). Marc Gual w walce o tytuł króla chaosu zyskał groźnego rywala, który w środę w tym chaosie go nawet przebił. Dias seryjnie tracił piłki w dryblingach albo dośrodkowywał tam, gdzie kolegów nie było. Niczym Grundol w piłkarskim pokerze – wszyscy grali do niego lub na niego, a on z ogromnym zaangażowaniem przez sto dwadzieścia minut robił z piłką wszystko to, czego robić nie powinien. W obronie potrafił się czasem nie wrócić, ale jednak w większości sytuacji pomagał bardzo kolegom, miał kilka ważnych interwencji, również przy pierwszym straconym golu zrobił ile mógł, schodząc ze swojej strefy do środka, by utrudnić rywalowi strzał. Najbardziej oczywiście żałować możemy stuprocentowej sytuacji zmarnowanej przez Diasa po podaniu Guala. Zaangażowanie duże, poziom gry Portugalczyka wyjątkowo niski.
Maciej Rosołek 4 (3,00). Przez pierwsze pół godziny miał duże problemy z utrzymaniem się przy piłce, a w szczególności z dokładnymi podaniami, potem stopniowo jego gra zaczęła się poprawiać. Pod koniec pierwszej połowy najpierw wywalczył rzut rożny, a potem kapitalnie asystował przy golu Pekharta, odgrywając mu piłkę w iście brazylijskim stylu. Po zmianie stron niestety wrócił poziom gry z początku meczu, a potem trener Runjaić znów wymyślił sobie na kilkanaście minut Rosołka na wahadle. A że to słaby pomysł zobaczyliśmy po kilku minutach, gdy Rosołek nieustannie uważając i spoglądając raz po raz uważnie na Konstantyna i tak w najważniejszym momencie pozwolił mu uciec i oddać strzał. Legię ponownie uratował Tobiasz. Na tej pozycji trzeba mieć jednak jakieś doświadczenie związane z grą defensywną, Rosołek takowego w ogóle nie ma. Asysta podnosi ocenę tego słabego występu. Bez tego podania Rosołka do Pekharta nie byłoby nawet dogrywki.
Marc Gual 4 (3,18). Większość pierwszej połowy była typowa dla Guala, albo straty albo niecelne strzały, po jednym z nich był rzut rożny. I nie wiemy, jak niską byśmy Hiszpanowi za ten fragment meczu wystawili ocenę, gdyby Gual nie zagrał raz zespołowo wyprowadzając piłkę i grając ją Rosołkowi, ten pięknie podał krzyżaczkiem do Pekharta i legioniści cieszyli się z wyrównania. Co ciekawe, pierwsze dziesięć minut drugiej połowy wyglądało, jakby na Hiszpana spłynęło po tym olśnienie, zaczął grać bardzo zespołowo, dzielił się piłką, a Dias okradł go z asysty po idealnym podaniu. Szkoda, że trener Runjaić nie zostawił go na dłużej na boisku, bo najwyraźniej zaczynał się rozkręcać w odróżnieniu od Pekharta, który dla odmiany zaczynał właśnie mieć dosyć.
Tomas Pekhart 5 (4,38). Zaczął od zmarnowanej idealnej okazji po podaniu Elitima, jak rzadko kiedy wyszedł dobrze do prostopadłego podania, a nie czekał na wrzutkę. Pod koniec pierwszej połowy powtórzył ten ruch, tym razem podanie dostał od Rosołka i tego już nie zmarnował. Były to tak naprawdę jedyne dwa zapamiętane przez nas kontakty Czecha z piłką. Po zmianie stron przez pierwszy kwadrans starał się jeszcze cofać do środka pola i utrzymywać przy piłce, ale najwyraźniej bardzo szybko tracił siły i kolejne sześćdziesiąt minut najczęściej stał w polu karnym czekając na dośrodkowania. Naszym zdaniem trener Runjaić popełnił błąd trzymając Pekharta sto dwadzieścia minut na boisku, bo nie wyglądało, by pomimo dość rzadkich ostatnio występów Czech miał sił więcej niż na godzinę biegania po tak fatalnym boisku. Raz tylko udało się Pekhartowi wyprzedzić obrońcę po dośrodkowaniu Josue, ale strzał głową Czecha był na tyle słaby, że Forenc nie miał z nim kłopotów. Był też blisko asysty po stałym fragmencie gry, gdy odegrał piłkę na strzał Muciemu, ale bramkarz Korony znów świetnie obronił. Za gola chwalimy, ale generalnie to wcale nie był dobry mecz Pekharta.
Josue Pesqueira 4 (3,61). Gdy Legia atakuje, gra systemem 3-5-2, gdy broni gra 3-4-3, bo wtedy Josue przesuwa się do przodu i na prawą stronę. A czemu tak trener Runjaić wymyślił Portugalczykowi pozycję w tym sezonie, czemu Josue na stałe nie gra na środku pomocy? Odpowiedź jest w ostatniej akcji meczu. Remacle wbiega z głębi pola, wyprzedza biegnącego coraz wolniejszym truchcikiem kapitana Legii i niekryty dochodzi do strzału rozstrzygającego losy meczu. Nie jesteśmy w stanie zrozumieć jak można tak lekceważąco podchodzić do swoich obowiązków w defensywie, to w ogromnej mierze na barki Josue należy zrzucić winę za drugiego straconego gola. Kapitan Legii wszedł w tym meczu planowo z ławki, zagrał niecałą godzinę, spowodował, że „Wojskowi” dłużej utrzymywali się przy piłce. Kielczanie łapali żółte kartki, ale gry do przodu to zbytnio nie budowało i nie przyspieszało. Josue wywalczył kilka rzutów wolnych, raz bardzo dobrze dograł na głowę Pekharta i oddał jeden niecelny strzał. Gra Legii wyglądała dzięki temu nieco lepiej, ale nie doszło nawet do rzutów karnych. Mamy nadzieję, że Portugalczyk obejrzy sobie ku przyszłej pamięci powtórkę ostatniej akcji meczu.
Ernest Muci 4 (3,50). Po wejściu z ławki dwa razy utrzymał się przy piłce pod kryciem dwa razy piłkę stracił i oddał jeden bardzo niecelny strzał. W dogrywce było podobnie, raz uderzył wysoko nad bramką, ale też raz w bramkę trafił i Forenc z trudem to uderzenie wybronił, wywalczył też jeden rzut rożny. Niestety, zmiennicy w Kielcach nie zagrali lepiej od piłkarzy podstawowego składu, choć teoretycznie przecież powinni.
Bartosz Slisz 4 (3,53). Co dziwne reprezentant Polski wchodząc w Kielcach z ławki nie pociągnął gry w środku pola do przodu. Zadziwiająco mało miał kontaktów z piłką, trzy piłki w środku pola przejął, dwa razy dośrodkował z raczej marnym skutkiem. Jeden ze słabszych występów Slisza w tym sezonie, wypadł tym razem tylko nieco lepiej od Celhaki, a na pewno gorzej od Elitima.
Patryk Kun 3 (3,31). Zakładamy, że trener Runjaić bał się przesunąć Diasa na prawą stronę na dogrywkę ze względu na defensywę, ale naszym zdaniem wpuszczenie Kuna na tą flankę było chyba jeszcze gorszym pomysłem. Jeden wywalczony rzut wolny i cała masa strat. To właśnie Kun nie dogadał się z Jędrzejczykiem odnośnie krycia Błanika w ostatniej akcji meczu i na koniec nie było tam ani obrońcy, ani wahadłowego. Bardzo słaba zmiana, mamy nadzieję, że w przyszłości trener Legii będzie mniej eksperymentował z rzucaniem piłkarzy bez przygotowania na pozycje, na których nie grywali.
Blaz Kramer 3 (2,66). Kolejny eksperyment trenera Runjaicia wykonany, lecz niestety nieudany – dwóch wysokich napastników, na których miały szybować w dogrywce dośrodkowania. Dośrodkowania były rzadko, z obu „wież” raz tylko doszedł do strzału głową Pekhart, a Kramer poza dwoma utrzymaniami się przy piłce tyłem do bramki i dwoma stratami w takich sytuacjach nie wniósł na boisko nic pozytywnego i żadnego zagrożenia pod bramką Korony nie stworzył. Skoro dwie najgroźniejsze akcje Legii w Kielcach były po podaniach w środku pola po ziemi, skąd pomysł na dwie wieże w końcówce?
Najlepszym legionistą meczu Czytelnicy wybrali Tomasa Pekharta, a redaktorzy Rafała Augustyniaka.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.