Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Pogonią - mało zaangażowania, taktyki jeszcze mniej

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

14.05.2019 21:05

(akt. 15.05.2019 23:54)

W niedzielę Legia zaledwie zremisowała u siebie z Pogonią 1:1, znacząco oddalając się od obrony mistrzostwa Polski. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 4 (4,34 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Trudno powiedzieć, dlaczego do tak ważnego meczu legioniści podeszli w pierwszej połowie niczym do przedsezonowego sparingu. Dotyczyło to w zasadzie wszystkich piłkarzy, od bramkarza począwszy, ale przede wszystkim zawodników drugiej linii, którzy z jednej strony w spacerowym tempie reagowali na rozgrywanie akcji przez szczecinian, z drugiej sami chowali się od piłki, przez co za wprowadzanie piłki na połowę przeciwnika odpowiadał głównie bramkarz. Jest to o tyle dziwne, że w podstawowym składzie wybiegło przecież aż trzech nominalnych środkowych pomocników, z których Domagoj Antolić i Andre Martins na przemian pełnili rolę ofensywnego, ale żaden z tej trójki wyprowadzać piłki spod własnej bramki nie zamierzał. To dość wątpliwe zaangażowanie ma swoje odzwierciedlenie w statystykach, które są bezlitosne - legioniści przebiegli o pięć kilometrów mniej od przeciwników. Przez pierwsze czterdzieści pięć minut Pogoń była drużyną zdecydowanie lepszą i mogła zakończyć pierwszą połowę ze znacznie wyższym prowadzeniem, bo obrońcy grali równie słabo jak pomocnicy. Legioniści dopiero tuż przed końcem pierwszej części meczu zaczęli oddawać jakiekolwiek strzały na bramkę bronioną przez Jakuba Bursztyna. „Vuko” dość szybko starał się reagować na wydarzenia na boisku ściągając jeszcze przed przerwą przechodzącego obok meczu Iuri Medeirosa, a w przerwie z konieczności również Andre Martinsa. Obie zmiany przyniosły pozytywny efekt, bo Dominik Nagy i Jarosław Niezgoda wnieśli dużo ożywienia do gry „Wojskowych” i im zawdzięczamy wyrównującego gola, ale nie do końca podziałało to na resztę kolegów. Niby częściej Legia próbowała rozgrywać akcje przez środek pola, legioniści potrafili też kilka razy założyć pressing, a nawet zamek na połowie rywali, ale efektów w postaci sytuacji podbramkowych wiele z tego nie było - ciężar wprowadzania piłki do gry co najwyżej przesunął się z grającego długie piłki Cierzniaka, na grającego długie i niecelne piłki Remiego, a napastnicy jak byli odcięci od podań, tak odcięci często pozostawali. W końcowej fazie meczu szczecinianie ponownie uzyskali nawet przewagę i to oni zamknęli Legię na własnej połowie. Trener Legii wprowadził na boisko Mateusza Wieteskę, licząc najwyraźniej na stałe fragmenty gry, ale w szeregach mistrzów Polski nie było piłkarza, który posłałby idealną piłkę w pole karne z rzutu rożnego czy wolnego, widać też, że liczba schematów tych rozegrań jest bardzo ograniczona i przez to czytelna dla rywala. Jak widać, jeśli w meczu nie prezentuje się pełnego zaangażowania, a taktykę opiera na długiej piłce na niskich zawodników z przodu trudno wygrać nawet z najsłabszą drużyną górnej połówki tabeli. Z układu ostatnich dwóch kolejek wygląda na to, że o obronę mistrzostwa będzie już bardzo trudno, a patrząc na poziom gry legionistów w niedzielę, to w Białymstoku o komplecie punktów z taka grą nie ma nawet co marzyć.

Radosław Cierzniak 4 (4,09 - ocena Czytelników). Stracony gol na początku meczu obciąża wyłącznie bramkarza Legii, odległość była duża, a strzał był skierowany w róg nie zasłonięty murem, jego błąd należy więc ocenić jako wręcz szkolny, zresztą w pomeczowej wypowiedzi Cierzniak odpowiedzialność za tego gola wziął na siebie. Dużo pracy miał w pierwszej połowie, obronił dwa strzały Michała Żyry z bliska, w tym jeden w sytuacji sam na sam i kilka uderzeń z dalszej odległości. Po zmianie stron miał mniej okazji do wykazania się, obronił jeden strzał z dystansu i popełnił drugi poważny błąd źle przecinając dośrodkowanie po ziemi, na szczęście obrońcy zdołali jakoś wyjaśnić sytuację. Wykopywać piłkę musiał wiele razy, raz piłka wylądowała na aucie. Był to kiepski występ bramkarza Legii, ale podobnie można powiedzieć o ogromnej większości legionistów.

Marko Vesović 5 (4,61). Ciężko miał przez pierwsze ponad pół godziny, bo grał najczęściej sam przeciwko dwóm rywalom, na pomoc Medeirosa nie miał co liczyć, bo Portugalczyk był mijany każdym zwodem. Z tego też powodu nie bardzo mógł się włączać do akcji ofensywnych, gdy udało mu się w nielicznych sytuacjach wejść na obieg, kończył akcję bardzo niecelnymi dośrodkowaniami. W obronie przed przerwą też popełnił jeden błąd w ustawieniu łamiąc linię spalonego, co mogło skończyć się golem. Po wejściu Dominika Nagya grało mu się zdecydowanie lepiej i w obronie i w ataku, strzelił nawet gola, ale z pozycji spalonej. Z całą pewnością z czwórki obrońców prezentował się najlepiej, ale był to poziom co najwyżej przeciętny.

William Remy 4 (4,10). Niezbyt pewna gra w obronie w pierwszej połowie z wejściami „na raz”, trzeba jednak przyznać, że i tak lepsza niż Artura Jędrzejczyka, bo Francuza Michał Żyro starał się jednak unikać. Tuż przed gwizdkiem na przerwę był bliski zdobycia gola z przewrotki, ale przestrzelił. Po zmianie stron błędów w obronie już nie popełniał, za to wyprowadzanie piłki w jego wykonaniu było po prostu złe. Mnóstwo długich, niedokładnych lub rażąco niecelnych podań padało łatwym łupem rywali i uniemożliwiało legionistom skonstruowanie ataku. Z drugiej strony, pomocnicy też stoperom nie pomagali bardzo rzadko cofając się po piłkę, przez co środkowi obrońcy byli zmuszani do takich „dzid”. Dodajemy do tego stratę po rzucie rożnym w 70. minucie na kontrę dla Pogoni. Słaby występ.

Artur Jędrzejczyk 4 (3,60). Forma najlepszego piłkarza jesieni pod koniec sezonu jest niestety słabsza. Michał Żyro w Pogoni przez większość sezon pełnił co najwyżej rolę rezerwowego napastnika i jest cieniem piłkarza, który odchodził niegdyś z Legii, a z „Jędzą” w pierwszej połowie wychowanek „Wojskowych” radził sobie stanowczo zbyt łatwo. W 38. minucie powinno być 0:2, bo Żyro uciekł Jędrzejczykowi i w sytuacji sam na sam trafił wprost w Cierzniaka. Nieco wcześniej napastnik Pogoni, który pomimo wzrostu z gry w powietrzu nigdy nie słynął bez trudu przeskoczył „Jędzę” w polu karnym przy przewidywalnym dośrodkowaniu i bramkarz Legii znów musiał się mocno napracować. Po przerwie poza jedną”obcinką” już takich błędów nie popełniał, ale jeśli chodzi o wyprowadzanie piłki długimi podaniami, nie wychodziło mu to lepiej niż Remiemu. Przy stałych fragmentach gry to na niego były głównie wrzucane piłki, ale zgrania głową stopera Legii były niedokładne. Do gry na boku obrony, gdzie został przesunięty w końcowej fazie meczu już się raczej niespecjalnie nadaje. Jeszcze na początku wiosny Jędrzejczyk stanowił jeden z najsilniejszych punktów zespołu, ale ostatnie mecze ma zdecydowanie słabsze, a ten niedzielny był naprawdę słaby.

Luis Rocha 4 (3,94). Do gry obronnej Portugalczyka mamy spore zastrzeżenia, bo popełnił aż trzy błędy w pierwszej połowie, a do operowania piłką i gry ofensywnej jeszcze większe. Sporo strat, niecelnych zagrań i bardzo rzadkie włączanie się do ofensywy. A przecież, gdy już Rocha pojawił się pod polem karnym i dograł dokładnie do Carlitosa, było blisko gola, tym bardziej nie rozumiemy, dlaczego tak rzadko w takich wycieczkach brał udział. Nie zdołał dokończyć meczu z powodu urazu. Aż czterech Portugalczyków było w wyjściowym składzie, ale przy każdym z nich mieliśmy wrażenie, że nie daje z siebie wszystkiego w tak ważnym meczu. Rocha, pomimo iż zagrał w miarę poprawnie, nie był pod tym względem niestety wyjątkiem.

Andre Martins 4 (3,94). Gdy Andre Martins nie pokazuje się do gry i nie wyprowadza piłki, to znaczy, że na boisku dzieje się coś złego. Choć robił to w pierwszej połowie i tak najczęściej ze wszystkich pomocników, to tak pasywnego Martinsa nie widzieliśmy nigdy. Portugalczyk częściej ustawiony z tyłu, czasem wymieniał się z Antoliciem z przodu, ale niczego to nie zmieniało - piłki latały od Cierzniaka do rywali i udział pomocników, w tym Martinsa, był w rozgrywaniu niewielki. Portugalczyk w defensywie też nie błyszczał, raczej przesuwał się, niż walczył o odbiór piłki. Krótko przed przerwą doznał poważnego urazu, opuścił boisko w przerwie i jak się okazało, tym słabym występem niestety zakończył naprawdę dobry w jego wykonaniu sezon.

Cafu 4 (4,03). W pierwszej połowie to nie Cafu przeszedł obok meczu, ale wręcz to pierwsza połowa przeszła obok Cafu - samo przejście wymagałoby przecież jakiejś aktywności, której u Portugalczyka brakło. Spacerował w defensywie, chował się za przeciwnika przy rozpoczynaniu akcji i gdyby nie kontuzja Martinsa, z pewnością zakończyłby swój występ już w przerwie. Widząc przygotowującego się do zmiany Dominika Nagya nawet spodziewaliśmy się, że to właśnie za Cafu zostanie on wprowadzony, bo tak źle prezentował się Portugalczyk. I nie zapomnimy mu tej pierwszej połowy, pomimo iż w drugiej wziął się w garść i po prostu zaczął grać. I to grać naprawdę nieźle, przede wszystkim jeśli chodzi o wyprowadzanie piłki, bo to on przekazywał ją do napastników. Jak się okazało - można, szkoda, że tylko przez niecałe pół meczu, bo końcówkę też miał słabszą. Nie bardzo rozumiemy, co się dzieje w głowie Portugalczyka wiosną, bo na przemian albo gotuje się na boisku, albo nie dojeżdża na mecz. A nade wszystko - gra dużo gorzej niż jesienią i mecz niedzielny nie jest tu wyjątkiem.

Domagoj Antolić 4 (3,37). Jeśli głównym atutem pomocnika jest waleczność i odbiór, a głównymi mankamentami kreatywność i drybling, to raczej nie wystawia się go na „dziesiątce”. Tym razem było jednak inaczej. W pierwszej połowie niezależnie od tego, czy Chorwat grał z przodu, czy czasem w środku, nie było z niego żadnego pożytku, ani w ofensywie, ani w destrukcji. W drugiej było lepiej, bo to Antolić najczęściej był piłkarzem zbierającym wybijane piłki na połowie przeciwnika, co pozwalało na „zakładanie zamka” i to jest chyba najlepsze z tego, co pokazywał w tym meczu. Szkoda natomiast, że przez cały mecz niespecjalnie chciał brać na siebie ciężar wyprowadzania piłki, w odróżnieniu od Cafu nie poprawił się pod tym względem również po przerwie. O wykonywaniu przez niego stałych fragmentów gry szkoda mówić. Było słabo, choć stabilnie - nie tego od byłego kapitana Dinama Zagrzeb oczekujemy.

Iuri Medeiros 3 (3,48). Nie wiemy, gdzie była głowa Medeirosa o 15:30 w niedzielę, ale raczej nie przy Łazienkowskiej. Owszem, gdy już piłkę dostał, próbował coś zrobić - raz nieźle podał, raz dobrze przerzucił piłkę na drugie skrzydło, ale znacznie częściej ją tracił. To, co robił Portugalczyk po stracie piłki, najwyraźniej doprowadziła trenera Vukovicia do białej gorączki, skoro zdjął Medeirosa po nieco ponad trzydziestu minutach. Nie dziwimy się - Portugalczyka grającego w obronie na stojąco lewy obrońca Pogoni mijał jednym zwodem lub podaniem, po czym Medeiros po minięciu stał dalej i przyglądał się akcji. Po zmianie zszedł od razu do szatni, nie zasiadając na ławce rezerwowych. Z takim nastawieniem do swoich obowiązków może mieć duże problemy z załapaniem się do składu w dwóch ostatnich meczach i patrząc na reakcję Aleksandara Vukovicia, mógł być to ostatni mecz Medeirosa w barwach Legii. Umiejętności Portugalczyk ma, ale mentalności do walki na boisku jednak mu brakuje.

Sebastian Szymański 4 (3,35). Młody pomocnik Legii gra bardzo dużo, ale niestety w żaden sposób te minuty nie przekładają się na jego rozwój i odgrywanie coraz większej roli na boisku. Biega bardzo dużo, wraca się do obrony, stara się atakować, ale nie daje to żadnego efektu pod bramką rywala. Szymański nie tworzy sytuacji kolegom ani sam nie oddaje strzałów. Jeśli skrzydłowy, czy boczny pomocnik przez dziewięćdziesiąt minut nawet nie próbuje uderzać na bramkę rywala, to znaczy, że nie ma z niego wiele pożytku. Poza wywalczeniem kilku stałych fragmentów gry i dwóch niezłych, choć nie perfekcyjnych wrzutkach z wolnych trudno o jego postawie w niedzielę powiedzieć coś dobrego. Za samo „staranie się” oceniać pozytywnie nie będziemy, bo to powinien być obowiązek, a do owych starań trzeba dołożyć grę w piłkę i efektywność. W niedzielę obu tych elementów u Szymańskiego zabrakło.

Carlitos 4 (3,70). Jeśli na boisku „matki grają w dwa ognie”, to napastnik o wzroście Carlitosa niewiele może zrobić poza podskakiwaniem przy wyższym o głowę obrońcy. A tak wyglądała cała pierwsza część meczu i końcowa faza drugiej. Gdy Carlitos piłkę dostał, potrafił zagrać dobre podanie prostopadłe do Niezgody, czy oddać celny strzał, generalnie jednak częściej piłkę tracił, niż robił z nią coś pożytecznego. Obaj napastnicy Legii mieli niewiele kontaktów z piłką, Niezgoda jednak częściej potrafił się znaleźć w dogodnej sytuacji, pomimo iż na boisku był od Hiszpana o połowę krócej. Trochę trudno go w sumie ocenić, bo to koledzy powinni mu dogrywać piłkę, a nie on sam powinien o nią walczyć, ale jednak zagrożenie dla bramki Pogoni stwarzał niewielkie nawet wtedy, gdy Legia piłkę rozgrywała, więc pozytywna ta ocena być nie może.

Domink Nagy 7 (6,43). Jedyny legionista, który w niedzielę po pierwsze bardzo chciał, a po drugie potrafił, jak się okazało, zaczął mecz na ławce rezerwowych. Dobrze, że „Vuko” szybko się zreflektował wpuszczając Węgra na boisko, bo był on najlepszym piłkarzem mistrzów Polski. Dał „Wojskowym” strzały, efektownego wyrównującego gol, dryblingi i wywalczone rzuty wolne, a także wsparcie dla Vesovicia w obronie. Jedyny piłkarz, który dostaje od nas notę powyżej średniej. Szkoda, że koledzy nie poszli za jego przykładem.

Jarosław Niezgoda 6 (4,74). Niesamowite jest, że nie grający praktycznie przez cały rok Niezgoda nie zapomniał jak się gra w piłkę i po wejściu z ławki od razu ożywił grę Legii dzięki ruchliwości, dobremu wychodzeniu na pozycję i umiejętności przyjęcia piłki. Jedną sytuację straszliwie spartolił, ale w dwóch kolejnych zachował się świetnie - raz przyjął piłkę, zgubił obrońcę i oddał celny strzał, w drugim przypadku wyłożył piłkę Nagyowi, co zakończyło się golem Węgra. W końcowej fazie meczu prezentował się już słabiej, być może nie ma jeszcze sił nawet na czterdzieści pięć minut intensywnej gry po tak długiej przerwie, ale widać, że nie zatracił umiejętności gry, ani zachowania się na boisku. Gdyby swoje sytuacje wykorzystał ocenilibyśmy go wyżej, tak jest tylko przeciętnie. To i tak wyżej, niż w przypadku zawodników z podstawowego składu.

Mateusz Wieteska (3,67) grał zbyt krótko, by go oceniać.

Za najlepszego legionistę niedzielnego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Dominika Nagya.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

6.43 Dominik Nagy

4.74 Jarosław Niezgoda

4.61 Marko Vesović

4.1 William Remy

4.03 Cafu

3.94 Luis Rocha

3.94 Andre Martins

3.84 Radosław Cierzniak

3.7 Carlitos

3.67 Mateusz Wieteska

3.6 Artur Jędrzejczyk

3.48 Iuri Medeiros

3.37 Domagoj Antolić

3.35 Sebastian Szymański

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.