Oceny piłkarzy Legii za mecz z Sandecją - zadecydowały błędy indywidualne
06.12.2017 21:42
Gra zespołu 5 (4,05 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Gdy Legia jakiegoś meczu nie wygra, z niewiadomych przyczyn pojawiają się natychmiast histeryczne reakcje i odsądzanie wszystkich piłkarzy od czci i wiary. Nie inaczej było po sobotnim meczu w Niecieczy. Tymczasem Legia, jako zespół, nie zagrała z Sandecją ani gorzej, ani lepiej niż w meczach wygrywanych w październiku i listopadzie po 1:0. Różnica była taka, że piłkarze z Nowego Sącza w odróżnieniu od dotychczasowych przeciwników postawili na własnej połowie przegubowy autobus, wskutek czego legioniści mieli ogromną przewagę w posiadaniu piłki i wymienili blisko siedemset podań, w ogromnej większości dokładnych. Oczywiście, wspomniany autobus mocno utrudnił, jak zwykle w takich przypadkach, przedostawanie się pod bramkę przeciwnika i stąd mało celnych strzałów, ale przecież w wielu meczach w tym sezonie, również tych wygranych, wcale nie było ich wiele więcej. Co istotne, przeciw tak ustawionemu przeciwnikowi, mistrzowie Polski zdołali strzelić dwa gole i te dwa trafienia powinny w tym meczu dać pewne zwycięstwo. Legioniści stracili punkty w Niecieczy nie dlatego, że goli nie strzelali, tylko dlatego, że również dwa pozwolili sobie strzelić. I znów - kompletnie nieuzasadnione jest winienie za to złą grą defensywną zespołu, a obrońców w szczególności, bo defensywa „Wojskowych” jako formacja popełniła tylko jeden błąd, w 32. minucie, notabene nie zakończony utratą bramki, wtedy niepotrzebnie obaj środkowi obrońcy równocześnie przesunęli się na jedną stronę, a do tego nie wrócili do asekuracji pomocnicy i Adam Hlousek został sam z dwoma przeciwnikami. Bramki nie padły bowiem po błędach w ustawieniu linii obrony, tylko po szkolnych pomyłkach indywidualnych dwóch konkretnych piłkarzy - Inakiego Astiza w pierwszej połowie i Arkadiusza Malarza w drugiej. Przy każdej z tych tragicznych pomyłek żaden z partnerów nie miał już szans na zaasekurowanie i naprawienie błędu kolegi. Stąd też bezsensowne jest obniżanie reszcie legionistów ocen za błędy indywidualne ich kolegów. Bezpodstawne jest też twierdzenie, że pomógłby tu coś Michał Pazdan, bo grając, jak zazwyczaj, zamiast Macieja Dąbrowskiego, „Pazdek” byłby równie bezradny w obu przypadkach jak „Dąbek”, a do tego pewnie nie zdobyłby gola po rzucie rożnym, bo rzadko kiedy w ogóle wchodzi pod bramkę przy stałych fragmentach gry. Warto też zwrócić uwagę na dwa pozytywne aspekty tego meczu - obronę przy stałych fragmentach gry, która wyglądała bardzo dobrze pomimo ogromnej przewagi wzrostowej Sandecji oraz ambicję i walkę do końca, co pozwoliło nie tylko zdobyć jeden punkt, ale i omal nie dało trzech. Wysoki procent celnych podań i dominacja na boisku, która trwała nawet przy przewadze liczebnej Sandecji, też pozytywnie rokują na przyszłość. Należy po prostu uczulić piłkarzy, by zachowywali koncentrację przez cały mecz, nie rozdawali w przyszłości rywalom goli w prezencie głupimi indywidualnymi błędami i nie ułatwiali im gry czerwonymi kartkami. Bo jak na starcie z totalnym autobusem na połowie przeciwnika, którego rozmontowanie zawsze jest trudne, to gra w sobotnim meczu naprawdę nie wyglądała tak źle, jak się o niej bezpośrednio po końcowym gwizdku pisało. Z gorszą grą legioniści potrafili wygrywać ostatnio mecze, jak choćby z Wisłą w Krakowie, gdy współodpowiedzialny za ostatni remis w Niecieczy Arkadiusz Malarz ratował punkty niesamowitymi interwencjami, a i sytuacji bramkowych „Wojskowi” wcale nie stworzyli sobie przecież wtedy więcej niż w sobotę z Sandecją.
Arkadiusz Malarz 3 (2,50 - ocena Czytelników). Wszystko już napisano o Malarzu, zarówno o jego kuriozalnym błędzie, jak i o sytuacji rodzinnej. Tu skupiamy się na boisku. Nie ma żadnego usprawiedliwienia tego, że nie wyszedł parę kroków dosłownie przy drugim golu przed linię bramkową i nie wyłapał łatwego do przechwycenia dośrodkowania i tylko na nim spoczywa odpowiedzialność za utratę tej bramki. Statystyki ma niestety podobne do Radosława Cierzniaka w meczu z Bytovią - jeden obroniony centrostrzał z wolnego i dwa gole wpuszczone, w tym jeden po błędzie porównywalnym z wpuszczenie gola bezpośrednio z rzutu rożnego. To co pozwala ocenić sobotni występ Malarz wyżej niż wtorkowy jego zmiennika, to gra nogami. W meczu z Sandecją tylko jedna piłka wybita przez bramkarza wylądowała na aucie i żadna nie trafiła na własnej połowie pod nogi przeciwnika, z Bytovią takich zagrań Cierzniak miał kilkanaście.
Łukasz Broź 6 (4,39). Nie ponosi odpowiedzialności za żadną ze straconych bramek - przy błędzie Astiza wrócił natychmiast w pole karne i starał się wślizgiem zablokować strzał, nie jego wina, że Trochim miał tyle czasu na jego oddanie, że mógł sobie spokojnie przełożyć piłkę zwodem, bo nie miał go kto zaatakować. Broź zachował się w tej sytuacji racjonalnie i zrobił wszystko, co mógł. Nie popełnił ani jednego błędu w defensywie, przy wyprowadzaniu piłki zdarzyły mu się w sumie dwa błędy w tym jedno podanie w poprzek boiska. 91% podań celnych przy 74 wykonanych to znakomity wynik, zresztą w sobotę większość legionistów miała podobne. Brakowało może nieco odbiorów, ale rywale praktycznie jego stroną nie atakowali, bo najczęściej grali przysłowiową „dzidę” środkiem. Do ofensywy często włączał się w pierwszej połowie i był autorem najgroźniejszej akcji Legii przed przerwą, gdy dośrodkował do Guilherme, ale Brazylijczyk przestrzelił. Szkoda tylko, że Michał Kucharczyk nie wykorzystywał jego wejść na obieg w należyty sposób grając mu często niedokładne, zbyt mocne piłki. Można natomiast mieć pewne pretensje za grę ofensywną do Brozia za drugą część meczu, bo dużo rzadziej widywaliśmy go z przodu, choć to właśnie po przerwie oddał jeden niecelny strzał. W sumie przyzwoity mecz, bez wielkiego błysku, ale i bez większych błędów.
Inaki Astiz 3 (2,79). Ciężkie jest życie obrońców. Gdy drużyna wygrywa i nie traci goli, zazwyczaj niewiele się o nich mówi. Często słyszymy „ot, zrobili swoje” i „przecież nie dla obrońców kibice na mecz przychodzą”, tymczasem gra na pozycjach obrońców i defensywnych pomocników to niezwykle ciężkie i odpowiedzialne zajęcie. Mecze i tytuły bowiem wygrywa się znacznie częściej solidnymi obrońcami i pracowitymi defensywnymi pomocnikami niż błyskotliwymi dryblerami. Napastnik czy skrzydłowy może stracić dziesięć razy piłkę i zmarnować trzy sytuacje, ale gdy strzeli jedynego, zwycięskiego gola, wszyscy go noszą na rękach. Jak obrońcy zagrają nawet trzy mecze na zero z tyłu, nikt nie zwraca na nich uwagi i nikt ich nie docenia, ale gdy raz na trzy mecze któryś się poważnie pomyli, często kończy się to utratą punktów i w konsekwencji wylewaniem pomyj na zawodnika. Tym razem mieliśmy właśnie przypadek takiego jednego straszliwego i niewytłumaczalnego błędu stopera, którego żaden z kolegów nie był już w stanie naprawić. I nie ma tu znaczenia, że Hiszpan miał najwięcej spośród wszystkich legionistów przechwyconych piłek, ani że ją dobrze wyprowadzał - jedynym swoim błędem zawalił w kuriozalny sposób gola i ocena za sobotni występ musi być niska. Trudno go natomiast winić za drugiego gola, bo musiał odpuścić przeciwnika trzy metry od własnej bramki, chyba że koniecznie chciałby się zderzyć z własnym bramkarzem, który powinien bezwzględnie wyjść do piłki. A za to, że nie wyszedł, Astiz akurat winy nie ponosi.
Maciej Dąbrowski 7 (5,04). Przez cały mecz tylko raz miał problem w defensywie, gdy musiał faulować ogrywającego go Piszczka przed polem karnym i zarobił żółtą kartkę, można też mieć pretensje o ustawienie we wspomnianej na początku akcji z 32. minuty, ale tam też zabrakło wsparcia pomocników, a i gol z tego nie padł. Poza tym do gry w obronie „Dąbka” nie można mieć żadnych pretensji, przy pierwszym golu podobnie jak Broź robił wszystko, by naprawić błąd Astiza, ale nie miał na to większych szans. Wartością dodaną w przypadku gry Dąbrowskiego jest zawsze zagrożenie stwarzane pod bramką przeciwnika przy stałych fragmentach gry. Tym razem zdobył wyrównującego gola, w tuż przed końcowym gwizdkiem, gdy znów poszedł po bramkę, o mało nie dał Legii zwycięstwa, trafiając w słupek. Dobry występ Dąbrowskiego, trudno zrozumieć komentarze stwierdzające, że z Pazdanem w składzie zamiast niego mistrzowie Polski osiągnęli by akurat w tym konkretnym meczu w Niecieczy lepszy rezultat.
Adam Hlousek 7 (5,36). Od pierwszej do ostatniej minuty latał od bramki do bramki, a przez ostatnie pół godziny niemal przez cały czas przebywał na połowie przeciwnika, Dobrze wyprowadzał piłkę, rzadko ją tracił, a gdy to się zdarzało natychmiast rzucał się do odbioru, zresztą odebranych piłek miał najwięcej ze wszystkich legionistów. Wchodził na obieg, dośrodkowywał, wywalczał rzuty rożne. Raz koledzy w 32. minucie „wsadzili go na minę” zostawiając samego przeciw dwóm rywalom w polu karnym, ale Hlousek sam z siebie nie popełnił żadnego błędu w defensywie. Siła, dynamika, wybieganie, dobre operowanie piłką, mało strat, sporo przejętych piłek. Czego więcej chcieć od bocznego obrońcy?
Krzysztof Mączyński 5 (4,16). Gra w defensywie bez zarzutu. Wyprowadzanie piłki również. Legia wygląda zupełnie inaczej, gdy nie ma klasycznego defensywnego pomocnika i obaj środkowi pomocnicy są chętni do gry, przejęcia piłki od obrońców i wyprowadzania jej do przodu. Czego zabrakło? Odważniejszej gry w ofensywie. Przy tak ustawionym rywalu zbędne było pozostawanie z tyłu środkowego pomocnika, powinien włączać się do akcji ofensywnych na równi z Moulinem, szukać małej gry, prostopadłych podań i uderzeń z dystansu. Taki strzał Mączyńskiego, sytuacyjny zresztą, a nie wypracowany, widzieliśmy tylko raz. Był potężny, soczysty, ale niestety minimalnie niecelny.
Thibault Moulin 7 (4,69). Takich statystyk żaden legionista już dawno nie miał - 97 podań, z czego 87 celnych, praktycznie jedno co minutę. Każde wyprowadzanie piłki i każda akcja musiały przejść przez Moulina. A że do tego miał dwa celne strzały z dystansu, najwięcej udanych dryblingów oraz asystę z rzutu rożnego, nic dziwnego, że został piłkarzem meczu według InStata. Do gry defensywnej w środku pola też nie ma się co przyczepiać, może tylko nieco za często przekraczał przepisy. Francuz naprawdę rozegrał się na nowo pod skrzydłami Romeo Jozaka i znów jest kluczowym piłkarzem zespołu. Naprawdę dobry mecz Moulina.
Michał Kucharczyk 4 (2,65). Gdy rywal ustawi wysoko obronę, Kucharczyk wychodzący na dużej szybkości zza niej niejednokrotnie tworzy sytuacje podbramkowe lub je wykańcza. Gdy jednak przeciwnik postawi autobus na własnej połowie i nie ma się jak rozpędzić, wychodzą braki techniczne „Kuchego”, które mocno utrudniają mu niezbędny w takich przypadkach udział w grze kombinacyjnej z klepki na małej przestrzeni. Wiąże się to przede wszystkim z koniecznością grania niezwykle precyzyjnych krótkich podań, a Kucharczyk ma z tym problemy. Dwa razy zagrał Broziowi zbyt mocną piłkę, by ten mógł dośrodkować z niej w pole karne, choć wyszedł już na dobrą pozycję. Widział to jak zwykle czujnie reagujący na wydarzenia boiskowe Romeo Jozak i zmienił w przerwie „Kuchego” na znacznie lepiej operującego piłką Cristiana Pasquato. Nie to, żeby Kucharczyk zagrał jakiś tragiczny mecz, bo celnych podań miał nawet więcej niż zwykle, trener uznał jednak, że przy tak zagęszczonej obronie atuty szybkościowe Kucharczyka nie będą wykorzystywane, za to problemy z techniką mogą utrudniać konstruowanie akcji. Dopiero końcówka meczu pokazała słuszność tej decyzji, bo statystyki celności podań Włocha i strat wcale nie były lepsze od Kucharczyka.
Guilherme Costa Marques 3 (2,71). Ogromne zaskoczenie in minus sobotniego spotkania i to nie tylko ze względu na osłabienie drużyny w końcówce w bezsensowny sposób dwoma żółtymi kartkami. Guilherme przede wszystkim bardzo mało grał z pierwszej piłki, a przy tak zagęszczonej obronie była to po prostu konieczność. Często przesadzał zarówno z prowadzeniem piłki jak i próbą gry pod faul, niekiedy wręcz wstrzymywał niepotrzebnie akcję, jak w 36. minucie. Choć procent podań miał wysoki, to za często były one wykonywane po kilku kontaktach z piłką, gdy rywal zdążył się już ustawić. Gdy dołożymy do tego niewykorzystane dośrodkowanie Brozia z 26. minuty i podejmowanie próby strzału z nieprzygotowanej pozycji, jak w 39. minucie, otrzymamy naprawdę słaby występ Brazylijczyka. Co ciekawe, osłabienie przez niego zespołu nie spowodowało jakiejś rażącej zmiany na boisku, Legia nadal dominowała, a do tego potrafiła zdobyć gola i wypracować kolejną stuprocentową sytuację chwilę później. To też dowód na to, że Guilherme w sobotę nie miał specjalnie pozytywnego wpływu na grę zespołu.
Kasper Hamalainen 5 (4,85). Fin grał w tym meczu częściej tyłem do bramki niż przodem, bardziej jak drugi napastnik niż pomocnik, często przyjmując piłkę pod kryciem i oddając ją kolegom. W tym elemencie gry spisywał się zadziwiająco dobrze biorąc pod uwagę, jak ogromne braki wykazywał pod tym względem grając jako wysunięty napastnik za czasów Jacka Magiery. Niestety dla odmiany za rzadko grał przodem do bramki, przez co brakowało prostopadłych podań, a przede wszystkim wychodzenia na pozycję, przy tak dużym zagęszczeniu Hamalainen powinien być zdecydowanie mniej statyczny. Mocno przeciętny występ błyszczącego w zeszłym miesiącu Fina, trudno powiedzieć, czy nie umiał poradzić sobie w tłoku, czy też koledzy nie mieli pomysłu jak go wykorzystać inaczej niż tylko ścianę na odegranie.
Jarosław Niezgoda 6 (5,02). Nieskończona wydaje się być cierpliwość trenera Jozaka do Niezgody i po raz drugi napastnik Legii odwdzięcza mu się w końcówce meczu. Z Pogonią po długim okresie kiepskiej gry zaliczył asystę w ostatnim kwadransie, w sobotę po ponad dziewięćdziesięciu minutach nieudanych dryblingów, niecelnych podań, strat i marnowania kontrataków dał mistrzom Polski wyrównującego gola w doliczonym czasie gry. Można więc uznać, że pomimo naprawdę słabego występu w ostateczności zrobił swoje i mecz ma rozliczony pozytywnie. Jest jednak jeszcze jeden element oprócz gola, za który można go pochwalić - gra tyłem do bramki, która wyglądała znacznie lepiej niż w większości spotkań, większość piłek przyjmowanych pod kryciem udawało mu się odgrywać. Szkoda niestety, że równie dobrze nie grał przodem do bramki.
Cristian Pasquato 6 (4,88). Wszedł po to, by poprawić grę z pierwszej piłki, dać więcej kombinacyjnych wymian, poprawić dokładność małej gry. Włoch zdołał to zrobić tylko częściowo, bo jednak tych podań niecelnych miał zdecydowanie za dużo i aż do doliczonego czasu gry wcale nie prezentował się lepiej od „Kuchego”. Potem zagrał jednak dwa genialne dośrodkowania - po pierwszym padł wyrównujący gol, po drugim Dąbrowski trafił w słupek. Pasquato potrafi grać precyzyjnie i wyróżnia się spośród legionistów naprawdę dobrą techniką użytkową, tyle, że na razie prezentuje to tylko momentami. W Niecieczy jego umiejętność dokładnego dośrodkowania uratowała legionistom jeden punkt.
Armando Sadiku (3,65) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Najlepszym legionistą sobotniego meczu w zgodnej opinii Czytelników i redaktorów został wybrany Adam Hlousek.
Oceny Czytelników:
Adam Hlousek 5,36
Maciej Dąbrowski 5,04
Jarosław Niezgoda 5,02
Cristian Pasquato 4,88
Kasper Hamalainen 4,85
Thibault Moulin 4,69
Łukasz Broź 4,39
Krzysztof Mączyński 4,16
Armando Sadiku 3,65
Inaki Astiz 2,79
Guilherme Costa Marques 2,71
Michał Kucharczyk 2,65
Arkadiusz Malarz 2,50
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.