Oceny piłkarzy Legii za mecz z Widzewem – podążanie w stronę dna
13.03.2024 19:00
Gra zespołu 4 (3,50 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). W minionym tygodniu nikt już z władz klubu na szczęście nie próbował nas już przekonywać o „mocnej kadrze” – ławka rezerwowych Widzewa w niedzielę na papierze przed meczem wyglądała wręcz na mocniejszą niż Legii. Trener Runjaić wystawił najmocniejszy możliwy skład i przez pierwszy kwadrans „Wojskowi” zdominowali rywala, tworząc sobie kilka dobrych sytuacji i strzelając gola ze spalonego. Po tym krótkim okresie przewagi Legii, mecz szybko się wyrównał, a obie drużyny z rzadka dochodziły do pozycji strzeleckich. Przez cały mecz Legia grała znów bez bramkostrzelnych napastników, do uderzeń dochodził sporadycznie tylko Marc Gual, ale zaledwie raz w ogóle trafił w bramkę. Wahadłowym mocy prze kreowaniu akcji starczyło na niecałe pół godziny, nie lepiej było z drugą linią. Aż do doliczonego czasu gry Legię w meczu trzymała dobrze grająca obrona, jedyny jasny punkt zespołu, główna w tym zasługa Augustyniaka i Pankova. Za defensywę odpowiada jednak cała drużyna. Wystarczyło, że niektórym piłkarzom nie chciało się już w doliczonym czasie gry wracać i gole traci się wtedy nawet przy dobrej postawie obrońców. Zarówno Kapustka, jak i Josue mieli w tej akcji mnóstwo czasu, by pomóc kolegom w obronie, jednak kapitan i wicekapitan już chyba nie mieli tyle sił, by zdążyć na czas. Strzał mógł zablokować też Dias, ale wolał oszczędzić sobie zdrowia – wszystko to wiele mówi o aktualnym duchu drużyny. W tej końcówce najlepiej też było widać, jak słabą kadrę ma Legia, niemal każde wejście z ławki było raczej osłabieniem dla zespołu, znów trener nie wykorzystał zresztą limitu zmian, bo i kogo miał jeszcze wpuścić. Z Łodzi nie udało się więc przywieźć nawet punktu, ale w sumie nie jesteśmy tym jakoś specjalnie zaskoczeni. Przypomnijmy, już od października Legia zdobywa w lidze średnio 1,12 punktu na mecz, a zimą została do tego osłabiona odejściem dwóch podstawowych piłkarzy, których nikt o podobnym poziomie nie zastąpił. Gdyby nie punkty zdobyte w pierwszych trzech miesiącach „Wojskowi” byliby dziś w dolnej połowie tabeli z kilkupunktową ledwie przewagą na strefą spadkową. Wszelkie pomysły na cudowną zmianę systemu gry, który miałby drużynę odmienić pozostaje zbyć uśmiechem – z tak wąską jakościowo kadrą, najsłabszą pewnie od ponad dekady, nie ma znaczenia, czy obrońców gra trzech, czterech, pięciu czy ośmiu, skoro na przykład nie ma kto strzelać goli, a konstruowanie akcji odbywa się tylko poprzez wejścia wahadłowych. Dodajmy też, że wiosną mimo iż drużyna gra co tydzień, nie gra wcale lepiej niż grając jesienią dwa razy w tygodniu, co wskazuje, że to nie natężenie spotkań było od października problemem. Nawet jednak z tą kadrą Legia powinna punktować na poziomie górnej połówki tabeli, czyli mimo wszystko więcej meczów wygrywać niż przegrywać, a tak nie jest. Najwyraźniej sztab szkoleniowy nie zrobił dostatecznie dużo, by drużyna grała i punktowała na miarę swoich możliwości, a i sami piłkarze nie wyglądają na takich, którrzy za wszelką cenę dążą do zmiany tego stanu rzeczy. Dla kilku z nich jest to zresztą ostatnia runda przy Łazienkowskiej. Ktokolwiek będzie trenerem w przyszłym sezonie powinien chyba już dziś uważnie oglądać mecze drugiej drużyny i Centralnej Ligi Juniorów, bo ta wiedza może być przydatna w kolejnym sezonie.
Dominik Hładun 6 (4,22 - ocena Czytelników). Nie mamy żadnych pretensji do bramkarza Legii i nie widzimy powodu, by obniżać mu notę – obronił to, co obronić powinien, przy golu był zasłonięty, a kompletnie niekryty rywal oddał taką petardę w sam róg, że nie było szans na interwencję. Do gry nogami też zastrzeżeń nie mamy. Jeden z nielicznych piłkarzy, do których trudno mieć jakiekolwiek pretensje o niedzielną porażkę.
Radovan Pankov 6 (3,35). Bardzo długo obrona trzymała Legię w grze, to że „Wojskowi” nie przegrywali wcześniej zawdzięczają w sporej części Augustyniakowi i Pankovowi, obaj należeli do najlepszych piłkarzy na boisku i byli jedynymi piłkarzami z pola, którym trzeba wystawić w miarę pozytywną ocenę. Bardzo dużo wygranych pojedynków z rywalami, do tego dwa bloki strzałów, gdyby wszyscy grali w defensywie tak skutecznie jak Serb, Legia by w Łodzi nie przegrała. Przy wyprowadzaniu piłki przydarzyły mu się dwie straty, w tym jedna na własnej połowie, do ofensywy wnosił niewiele, jedno nieudane dośrodkowanie i jeden niecelny strzał po rzucie rożnym, ale nie od tego jest przecież obrońca. Za straconego gola żadnej winy nie ponosi. Niezły mecz Pankova, po jednym ze wślizgów obawialiśmy się, że nie dogra meczu, wszak ma problemy z kolanem, ale na szczęście zmiana nie była konieczna. Mamy nadzieję, że nie skończy się to jakimś poważniejszym urazem, bo ławka jest coraz chudsza, a Serb jest jednym z niewielu piłkarzy, który w Łodzi nie zawiódł.
Rafał Augustyniak 6 (4,23). To samo, co o Pankovie, napiszemy o Augustyniaku – bardzo dużo udanych interwencji, jeden ledwie błąd w kryciu pod koniec pierwszej połowy i ledwie jedna strata przy wyprowadzaniu piłki. Co prawda Augustyniak irytował nas nieco tempem podejmowania decyzji przy tym wyprowadzaniu (jakim cudem trener widział w nim przez chwilę pomocnika w obecnym systemie?), ale kończyło się to zwykle bez błędów i bezpiecznie. Podobnie jak reszta obrońców nie jest winny utracie gola, nie widzimy więc powodów, by obniżać mu ocenę, skoro zagrał na całkiem niezłym poziomie. Najlepszy naszym zdaniem legionista w niedzielę, jedynym jego konkurentem mógł być równie dobrze grający Pankov.
Yuri Ribeiro 5 (3,30). Portugalczyk niestety nie zaprezentował się równie dobrze jak pozostali obrońcy, ale i tak lepiej od większości zawodników z pola. Zapamiętaliśmy jeden poważny błąd w pierwszej połowie, gdy dopuścił do oddania strzału, kilkanaście minut później pozwolił raz na dośrodkowanie, generalnie jednak poza tymi dwoma sytuacjami krył przeciwników bliżej niż w poprzednich meczach, jest to być może jakiś postęp. Udanych interwencji też miał zdecydowanie mniej niż Pankov i Augustyniak. Przy straconym golu akurat zachował się bardzo dobrze, zszedł do środka wspomóc Augustyniaka i wybił piłkę przed pole karne, tam powinni być pomocnicy, by tę piłkę zebrać. Sporo zastrzeżeń trzeba mieć do wyprowadzania piłki przez Portugalczyka, Ribeiro co prawda nie tracił piłki na własnej połowie, ale dużo jego podań było niecelnych. Mocno przeciętny występ, ale nie słaby, akurat to nie obrońców należy winić za niedzielną porażkę.
Paweł Wszołek 4 (3,28). Zaczął bardzo dobrze od dwóch podań do Morishity i Guala oraz celnego, ale lekkiego strzału głową – reprezentant Polski brał udział w niemal wszystkich groźnych akcjach na początku meczu. Po kwadransie te akcje się skończyły, przez pozostałe siedemdziesiąt pięć minut ledwie raz dobrze dośrodkował w pole karne i wywalczył jeden rzut rożny. Bardzo dużo miał za to strat, zwłaszcza po przerwie, w tym jedną na własnej połowie. Najlepszym elementem jego gry w niedzielę była defensywa, kilka razy zatrzymał rywali po prawej stronie, po jego zejściu natychmiast widzewiacy dwa razy dośrodkowali, od drugiej z tych wrzutek zaczęła się akcja bramkowa łodzian. Słabszy mecz Wszołka, który pokazał się z dobrej strony ledwie przez piętnaście minut.
Bartosz Kapustka 4 (3,63). Brał ciężar rozgrywania na siebie, tyle że z rzadka tylko kończyło się to dobrym rozegraniem. Dwa takie miały miejsce na samym początku meczu, po jego podaniu dobrą szansę miał Gual. Niestety potem do końca pierwszej połowy zobaczyliśmy już tylko dwa niezłe prostopadłe podania i jeden wywalczony rzut rożny. W końcowej fazie pierwszej połowy zamienił się pozycjami z Josue, ale bez żadnych pozytywnych efektów. Po zmianie stron było jeszcze więcej niedokładnej gry i zmarnowana doskonała sytuacja po podaniu Urbańskiego. W defensywie było nieźle tylko w środku pola, a zdecydowanie gorzej gdy przychodziło się cofnąć pod własną bramkę. Raz dopuścił rywala do strzału, a przy straconym golu… można to określij jako powrót spacerkiem. Mógł gola w doliczonym czasie gry strzelić, a zamiast tego go współzawalił. Skoro nie miał już siły biegać do obrony, mógł poprosić trenera o zmianę, polecamy takie zachowanie każdemu piłkarzowi, który w końcówce nie ma już siły na bieganie. Słabszy mecz Kapustki.
Juergen Elitim 4 (3,58). Gdy grał Augustyniak, Elitim brał na siebie wyprowadzanie piłki, gdy gra Kapustka, to podobnie jak było przy Sliszu, Kolumbijczyk się od gry chowa. Owszem, zebranych i przejętych piłek w środku pola miał sporo, ale w budowaniu akcji brał znikomy udział i niczym Slisz parę lat temu głównie oddawał piłkę do najbliższego, a nie tego od niego przecież oczekujemy. Raz dostał piłkę w polu karnym Widzewa, ale źle sobie ją przyjął, raz stracił piłkę na własnej połowie, żółtą kartkę dostał ratując się faulem taktycznym po stracie Urbańskiego. W końcówce został zmieniony i była to zła decyzja trenera naszym zdaniem, wydaje nam się, że Elitim nie zostawiłby wolnego Alvareza przed polem karnym, a to akurat była jego strefa. Słaby mecz Kolumbijczyka, niezła gra w defensywie to dla środkowego tylko połowa dobre wykonanych meczowych obowiązków.
Ryoya Morishita 4 (4,43). Japończyk całkiem dobrze zaprezentował się w pierwszej połowie, po jego strzale głową był rzut rożny, raz dośrodkował dobrze do Wszołka, raz wystawił znakomicie piłkę na strzał Gualowi, strzelił też gola z niewielkiego spalonego. Niestety im dłużej trwał mecz, tym mniej było w nim Morishity. Po dobrych nieco ponad dwudziestu minutach przez resztę pierwszej połowy poprzestał na wywalczeniu jednego rzutu rożnego, tuż po zmianie stron dołożył do tego kolejne dwa stałe fragmenty gry i na tym jego udział w ofensywie się zakończył, nie licząc nieudanej próby strzału głową w doliczonym czasie gry. Jak widać, podobnie jak w przypadku Wszołka wszystko co dobre, miało miejsce na początku meczu. Do Japończyka mamy spore zastrzeżenia jeśli chodzi o grę defensywną w drugiej połowie meczu, pozwalał bowiem rywalom na dośrodkowania. To on robił wrażenie bardziej zmęczonego z pary wahadłowych i to jego, a nie Wszołka zdjęlibyśmy w końcówce. Zagrał na podobnym poziomie jak Wszołek – dobry początek, dużo gorsza reszta meczu i podobnie zostaje przez nas oceniony.
Josue Pesqueira 3 (2,79). Cały atak Legii zagrał bardzo słaby mecz, kapitan „Wojskowych” nie jest tu wyjątkiem. Niestety wiosną więcej widzimy bezradnego i pełnego frustracji machania rękami niż dokładnej i kreatywnej gry. Josue potrafił utrzymać się z piłką z rywalem na plecach, zagrał w drugiej połowie kilka niezłych podań (sprzed przerwy sobie takowych nie przypominamy), ale jednak zdecydowanie więcej tych podań trafiało do rywali. Raz w polu karnym znalazł się z piłką razem z Gualem, obaj panowie sobie w tej sytuacji tylko poprzeszkadzali. W grze obronnej Portugalczyk wniósł bardzo niewiele, zapamiętaliśmy tylko jedną zebraną piłkę. Przy straconym golu, podobnie jak Kapustka, stał biernie. Wykonywanie stałych fragmentów gry było chyba jeszcze gorsze niż zwykle. Najsłabszy mecz Portugalczyka w tej rundzie, po nim natychmiast pojawiły się doniesienia o tym, ze kontrakt z nim nie zostanie przedłużony. Z jednej strony tym doniesieniom się nie dziwimy, z drugiej przypominamy – jego następcą zapewne zostanie po powrocie z Mielca Strzałek, bo nowego piłkarza tej klasy szybko przy Łazienkowskiej z pewnością nie zobaczymy.
Marc Gual 3 (2,47). Trzy dobre sytuacje, jeden ledwie celny strzał, do tego dobre podanie do Morishity przy golu, ale Japończyk był na spalonym. Poza tym Hiszpan jak zwykle podawał zbyt często niedokładnie, do tego miał zaskakująco duże problemy z utrzymywaniem się przy piłce, zwłaszcza widać to było po przejściu na środek ataku. A skoro na środku ataku też sobie nie radzi, to naprawdę nie wiemy, co jak wydobyć z niego potencjał. Legia jest w zasadzie skazana na Guala, bo jest to jedyny napastnik, który w ogóle do jakichkolwiek strzałów dochodzi. A i ławka przy Łazienkowskiej jest coraz krótsza. Kolejny bardzo słaby mecz Hiszpana, ale jego zmiennik w końcówce wcale się lepiej nie spisał.
Blaz Kramer 3 (2,57). Przez pierwsze pół godziny Kramer zagrał jak Pekhart, wiele razy utrzymał się przy piłce tyłem do bramki i praktycznie tych piłek nie tracił, kilka razy odegrał nawet z pierwszej piłki i choć w polu karnym nie zaistniał, to przynajmniej pomagał w budowaniu akcji. Wolelibyśmy strzały i gole, ale dobrze, że było chociaż tyle. Po pół godziny Kramer zniknął z gry, po zmianie stron próbował uderzenia przewrotką, ale w piłkę nie trafił, parę minut później kontuzjowany opuścił boisko i w tym sezonie już nie zagra. Słoweniec znów niestety zagrał bardzo słabo, ale jego uraz spowodował, że ławka będzie jeszcze chudsza, a konkurencja w ataku niemal żadna.
Wojciech Urbański 4 (4,20). Trudno nie mieć wrażenia, że pewne decyzje trenera Runjaicia motywowane są zarówno desperacją, jak i chęcią pewnej demonstracji – tak było z Zybą w Molde, tak też postrzegamy nieoczekiwany debiut Urbańskiego w Łodzi. To że junior wszedł w debiucie na boisko wcześniej niż Rosołek czy Dias musi być sporą niespodzianką, pokazuje to oczywiście wątpliwą siłę kadry Legii tak szeroko chwaloną niedawno przez decydentów z Łazienkowskiej. Część naszej redakcji postrzega to jako duży plus tego meczu, druga część jednak wskazuje, że plusów to można szukać, gdyby ta zmiana dała jakieś punkty. A poza jedną akcją zakończona dobrym podaniem na strzał do Kapustki Urbański zaprezentował się podobnie jak reszta kolegów, czyli generalnie słabo. Grając na lewym ataku nie oddał ani jednego strzału, ze dwa razy utrzymał się przy piłce, jedną piłkę odebrał i zdecydowanie więcej stracił, to jego strata zmusiła Elitima do faulu taktycznego. Jedyne pocieszenie jest takie, że nie odstawał od innych, czyli mając do dyspozycji na ławce piłkarzy, którym kontrakty się kończą, lepiej wpuszczać zamiast nich kogoś, kto może dać klubowi jakąś przyszłość. Ale z samego przyjęcia takiej polityki punkty też się nie urodzą, potrzebna jest lepsza gra wszystkich zawodników – i starych i młodych.
Maciej Rosołek, Gil Dias i Qendrim Zyba grali zbyt krótko, by ich oceniać, wejście każdego z nich było w niedzielę raczej osłabieniem zespołu.
Najlepszym legionistą niedzielnego meczu według był według redaktorów Rafał Augustyniak, a dla Czytelników Ryoya Morishita.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.