News: Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem - dowiezione trzy punkty

Oceny piłkarzy Legii za mecz ze Śląskiem - pierwsza dziesiątka w sezonie!

Redakcja

Źródło: Legia.Net

20.02.2018 19:25

(akt. 21.12.2018 14:39)

W piątek Legia pewnie pokonała w Warszawie Śląsk 4:1. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz na samym dole w kolejności od najwyższej do najniższej. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 8 (6,78 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Ekstraklasa dla postronnego obserwatora piłki nożnej często kojarzy się z rugby - mnóstwo ostrych ataków i fizycznych starć, podania są głównie do tyłu, a grę na połowę przeciwnika przenosi się wyłącznie długim przekopem. Wygląda jednak na to, że przy Łazienkowskiej wreszcie powstała drużyna potrafiąca grać w piłkę. Jan Urban mógł z ławki rezerwowych bezradnie oglądać, jak wymarzona przez niego niegdyś gra wyłącznie po ziemi została wcielona w życie przez Romeo Jozaka, który w odróżnieniu od byłego już trenera Śląska ma piłkarzy, którzy potrafią to robić. Tym razem w pełnej krasie mogliśmy oglądać przez pierwszą godzinę ustawienie 4-3-3, w której piłkarze z tyłu zagrywali mocne podania do ziemi, a wszyscy zawodnicy z przodu potrafili je przyjąć bez błędu technicznego mimo przyklejonego rywala na plecach. Ponieważ wyjątkowo często pomocnicy Legii podchodzili pod pole karne rywala, było czasem aż pięciu graczy w okolicach pola karnego, którzy mogli wymieniać krótkie, szybkie podania, co przełożyło się w pierwszej połowie na liczbę sytuacji podbramkowych i gole. Ponieważ mistrzowie Polski stosowali na obrońcach rywali ostry pressing nie oglądany przy Łazienkowskiej od czasów Stanisława Czerczesowa, zmuszając wrocławian do gry długim podaniem, „Wojskowi” łatwo, podobnie jak dwa lata temu przejmowali takie zagrania od obrońców, co było tym łatwiejsze, że pomocników w środku było trzech, a nie jak jeszcze niedawno dwóch. Podobnie jak z czasów Czerczesowa tak wysokie ustawienie drużyny naraża własny zespół na ataki rywala, bo mało zawodników zostaje z tyłu i nie inaczej jest u Romeo Jozaka. Nie było już tak wolnych bocznych korytarzy, jak w meczu z Zagłębiem, ale chwilami defensywa Legii wyglądała jak zbyt krótka kołderka - gdy jeden ze środkowych obrońców i pomocników poszedł wesprzeć bocznego obrońcę, powstawała luka w środku, w którą mógł wejść pomocnik przeciwnika. Tak właśnie padła jedyna bramka dla Śląska, gdy William Remy i Chris Philipps poszli na bok, a Michał Pazdan krył napastników, w pole karne wbiegł nie kryty prze nikogo Robert Pich. Nie do obronienia jest przypisywanie w tej sytuacji winy Pazdanowi, który był przy Sebastianie Bergierze i nie mógł zatrzymywać dwóch rywali równocześnie. Patrząc na przebieg akcji od początku widać, że w pewnym momencie jako jedyny z pomocników powrót odpuścił sobie Krzysztof Mączyński i jego raczej należy w tej sytuacji obwiniać za „puszczenie” Słowaka. Z jednej strony dobra to lekcja poglądowa, co należy w grze defensywnej całego zespołu poprawić, z drugiej jeśli chce się strzelać dużo goli, trzeba podejmować ryzyko, wychodząc z założenia, że zawsze strzeli się ich więcej niż przeciwnik, co na razie Legii Romeo Jozaka udaje się znakomicie. Po zejściu Philippsa Legia przeszła na ustawienie z dwoma środkowymi pomocnikami, przypominające dotychczas grane 4-5-1, co z jednej strony przełożyło się na bardziej wyrównaną grę i mniejszą liczbę sytuacji podbramkowych dla Legii, z drugiej para środkowych pomocników grała głębiej i Śląsk nie miał od tego momentu ani jednej dogodnej sytuacji do zmiany rezultatu. Zdecydowanie bardziej podoba nam się taki sposób bronienia korzystnego wyniku, polegający na utrzymywaniu się przy piłce, niż obrona Częstochowy na własnej połowie. Patrząc na oba wiosenne mecze, wydaje się, że mamy wreszcie przy Łazienkowskiej drużynę, która nie tylko wygrywa, ale też zaczyna grać przyjemnie dla oka. Czy jest to stały trend, zobaczymy w kolejnych spotkaniach.

 

Arkadiusz Malarz 7 (6,57 - ocena Czytelników). Niewiele strzałów musiał bronić, a przy straconej bramce był bez szans, jednak jedna jego interwencja przez przerwą zasługuje na najwyższe uznanie, gdy zatrzymał Jakuba Koseckiego w sytuacji jeden na jednego. Gdyby Śląsk zdobył w tej sytuacji gola, mogło by się zrobić nerwowo. Kolejny dobry występ Malarza.

 

Łukasz Broź 7 (6,72). Bardzo pewna gra w obronie, pomimo iż grał często wysoko, na połowie przeciwnika, inna sprawa, że Pich jak zawsze wolał schodzić do środka, zamiast atakować wzdłuż linii, więc tak wiele pracy prawy obrońca Legii nie miał. Świetnie radził sobie z rywalami w powietrzu, zaliczył piękną asystę, niewiele mu też brakowało do drugiej w końcówce meczu. Jak widać, informacja o wielce prawdopodobnym końcu pobytu Brozia w Legii nie wpłynęła negatywnie na jakość jego gry, potwierdzając, że ostatni jego sezon przy Łazienkowskiej będzie zapewne jego najlepszym.

 

William Remy 8 (7,59). Liczba błędów w obronie - zero. Dominacja w powietrzu - całkowita. Wyprowadzanie piłki mocnym, celnym podaniem - pierwsza klasa. Po prostu stoper kompletny. Francuz najwyraźniej trochę sprawdzał czasami jakość polskiej ligi, bo zdarzało mu się wyprowadzać piłkę mało sensownym dryblingiem czy próbować wariackich strzałów z ponad czterdziestu metrów niczym Takesure Chinyama, ale przy takim poziomie gry spokojnie może sobie pozwalać czasem na takie małe szaleństwa. Drugi z rzędu bardzo dobry występ.

 

Michał Pazdan 6 (6,23). O ile za straconego gola, o czym pisaliśmy wyżej, winić go nie można, to dwa poważne błędy w tym meczu zaliczył. Przed przerwą nie przeciął podania do Koseckiego i Malarz musiał bronić w sytuacji sam na sam, po zmianie stron natomiast (który to już raz!) źle zrozumiał się z bramkarzem i wybił piłkę pod nogi rywala, trzeba jednak przyznać, że naprawił to genialnie dokładnie przewidując, gdzie będzie oddany strzał i wybijając piłkę z linii bramkowej. To, czym jednak najbardziej zaskoczył reprezentant Polski, to wyprowadzanie piłki - okazało się, że nie gorzej od Remiego i pomocników umie zagrać długie, dokładne podanie po ziemi i dokonywać przy tym właściwego wyboru. To właśnie dzięki świetnie inicjującej akcje parze stoperów nie oglądaliśmy baloników na połowę przeciwnika, ani grania przez bocznych obrońców. Jak widać, nawet w tym wieku można wciąż się uczyć i wzbogacać swoją grę o nowe elementy.

 

Artur Jędrzejczyk 6 (6,26). Dobra i odpowiedzialna gra w obronie, radził sobie zazwyczaj z dużo szybszymi rywalami, warto w szczególności przyjrzeć się jego pojedynkowi biegowemu z Koseckim w 42. minucie, gdy pomimo iż nie miał szans jego wygrania, biegł za „Kosą” do końca, przez co były legionista mógł próbować mijać Malarza tylko w lewą stronę. Do gry ofensywnej włączał się częściej od Brozia, ale tu powstawał często problem słabszej lewej nogi „Jędzy” i w konsekwencji braku dobrych dośrodkowań, zaś próby przekładania piłki kończyły się zazwyczaj stratami. Mimo tych mankamentów widać, że forma Jędrzejczyka jest dużo wyższa niż jesienią.

 

Krzysztof Mączyński 6 (6,57). Po raz drugi „Mąka” ma najniższy procent podań spośród trójki środkowych pomocników, ale widać, że za wszelką cenę stara się od kolegów w rozgrywaniu piłki nie odstawać i bierze na siebie odpowiedzialność równie chętnie jak Philipps i Antolić. Do tego nie sprawia mu problemów szybka, krótka gra, co widać przy pierwszym golu, potrafił też zagrać doskonałe podanie prostopadłe, jak w 59. minucie do Niezgody, po którym mogła paść piąta bramka. Niestety reprezentant Polski odpuścił sobie powrót za Pichem w 35. minucie, z całą pewnością gdyby biegł za Słowakiem do końca, dwóch wrocławian nie znalazłoby się w dogodnej sytuacji w polu karnym naprzeciwko osamotnionego Pazdana. Środkowy pomocnik musi nie tylko być kreatywny w rozegraniu, ale też aktywny i czujny w defensywie, a tego w tej jednej sytuacji u „Mąki” zabrakło.

 

Chris Philipps 7 (6,69). Jakość podań przy wyprowadzaniu piłki wyborna, gra w defensywie również, może brakło tylko czasem podejścia pod bramkę. Podczas gdy podstawowym sposobem na zatrzymywanie z tyłu uciekającego z piłką rywala w Ekstraklasie jest zahaczanie go, łapanie rękami, lub co gorsza wślizg od tyłu, Luksemburczyk posiada niezwykłą na polskich boiskach umiejętność odebrania piłki od tyłu w pozycji stojącej. Przydałoby się, by podobnie jak niegdyś Danijel Ljuboja uczący legijną młodzież zastawiania się, przekazał taką umiejętność młodszym adeptom futbolu przy Łazienkowskiej, bo żaden trener w Polsce może ich tego nie nauczyć. Chwilami Philipps nie był zbyt widoczny, ale jego brak był po zejściu z boiska zauważalny, mistrzowie Polski nie byli w stanie już tak dominować w środku pola, jak przez pierwszą godzinę. Na szczęście uraz Philippsa nie jest specjalnie poważny i raczej nie grozi nam jego absencja w kolejnym spotkaniu.

 

Domagoj Antolić 8 (7,59). Człowiek, który na boisku jest wszędzie, widzi wszystko, biega od ataku do obrony przez dziewięćdziesiąt minut i czyta wydarzenia boiskowe jak w książce. Gdy dołożymy do tego zarówno świetną jakość podań, jak i umiejętność przyjęcia mocnego zagrania, otrzymujemy niezwykle solidnego pomocnika. Antolić brał udział niemal ze wszystkich akcjach ofensywnych Legii, w tym bramkowych, ale też potrafił wracać sprintem pod własną bramkę ze swojej strefy i był bliski zablokowania Picha przy golu. Jak trzeba, to i górne podanie też mu bezbłędnie wychodzi, jak to w końcówce do wychodzących Vesovicia i Brozia. Jego gra nie wygląda może tak efektownie jak Thibaulta Moulina, ale za to jest niezwykle pożyteczna dla drużyny. Jeden z najlepszych piłkarzy na boisku w piątkowym meczu.

 

Eduardo 8 (7,60). Jak ktoś myślał, że Brazylijczyk przyjechał do Polski odcinać kupony od kariery, to mocno się pomylił. Eduardo nie tylko grał przez dziewięćdziesiąt minut, ale brylował swoją techniką użytkową. Świetne przyjęcia piłki pod kryciem, wypieszczone podania jak przy przepięknej asyście przy pierwszym golu i rozegranie przy trzecim, pokazywanie się w polu karnym i mnóstwo przebiegniętych kilometrów. Zwolniony z wracania się do defensywy biegał do pressingu nie mniej chętnie niż młodsi koledzy. Jedyny jego błąd to strata piłki na własnej połowie w 31. minucie. Dwa mecze, dwie asysty, świetne wejście do drużyny.


Kasper Hamalainen 10 (9,55)
. Tydzień temu zagrał nieco słabiej? To w meczu ze Śląskiem nadrobił w dwójnasób. Przy pierwszym golu zaprezentował oprócz wzorowego wykończenia świetną ruchliwość, bo najpierw wziął udział w rozegraniu, a potem wyszedł na pozycję. Potem nie doszło dobre skądinąd podanie do Eduardo, a piłka wróciła mu pod nogi? To uderzył precyzyjnie z dalszej odległości. A na koniec zamknął akcję jak napastnik na dalszym słupku. A mógł jeszcze zdobyć jednego gola, ale w sytuacji podobnej jak przy drugiej bramce uderzył za wysoko. Dołóżmy do tego świetne przyjęcie piłki, również pod kryciem, dokładne krótkie podania, bieganie do pressingu, ruchliwość, ruchliwość i jeszcze raz ruchliwość… Dużo tego. Fin w nowym ustawieniu, zwolniony z wracania się pod własną bramkę odnalazł się w piątek wybornie, porażając wręcz skutecznością. Pierwsza „dycha” w sezonie.

 

Jarosław Niezgoda 8 (7,69). Kilka miesięcy pod okiem Romeo Jozaka i oto Niezgoda nauczył się grać tyłem do bramki z obrońcą na plecach i sklejać mocne podania niczym nie przymierzając Eduardo. Szybko. Do tego ma niesamowitą skuteczność, bo wykorzystuje niemal wszystko, co ma. A jak nie ma, to sam sobie stworzy, jak w meczu ze Śląskiem, gdy w zasadzie sam wywalczył sobie piłkę. A mógł mieć i asystę, bo świetne wyszedł na wolne pole i dograł do Miroslava Radovicia, miał też swój udział przy pierwszym golu. Jeśli będzie się rozwijał w takim tempie, jak przez ostatnie pół roku, może zajść bardzo daleko. Drugi z rządu bardzo dobry mecz.

 

Miroslav Radović 5 (5,61). Kapitan Legii wszedł na boisko przy wygranym już meczu, by „łapać minuty”, bo jego forma po długiej przerwie jest daleka od tej z jesieni 2016 roku. Nie można mu odmówić chęci do gry, ale jej jakość zostawia jeszcze jeszcze sporo do życzenia. Sporo piłek stracił, jak na nieco ponad pół godziny gry, miał też okazję do zdobycia gola, ale jego strzał został zablokowany. Należy oczekiwać, że z czasem będzie tylko lepiej, w piątek było jeszcze mocno przeciętnie.

 

Michał Kucharczyk 5 (4,74). „Kuchy” najlepiej czuje się, gdy dostaje piłkę za plecy obrońców na wolne pole i może rozwinąć szybkość. Niestety dla niego nie jest to pomysł na grę preferowany obecnie przez trenera Jozaka, który domaga się od swoich piłkarzy ofensywnych dokładnego przyjęcia i podania, a dodatkowo podania grane przez legionistów po ziemi mają zazwyczaj dużą siłę. Cóż, jak nie szło w ataku, to przynajmniej popracował dla zespołu w pressingu i w defensywie, notując nieoczekiwanie najwięcej odbiorów ze wszystkich legionistów, pomimo iż przebywał na boisku zaledwie przez pół godziny, oddał też jeden niecelny strzał z dystansu. Wydaje się, że jest obecnie daleko od pierwszej jedenastki przy tym systemie gry i tak mocnej z przodu drużynie, ale „Kuchy” przeżył już odstawienie przez niejednego trenera w Legii i koniec końców zawsze potrafił dla siebie znaleźć jakieś miejsce na boisku. A i trener Jozak nie wygląda na kogoś, kto by nie wiedział, jak wykorzystać szybkiego i walecznego piłkarza nawet przy jego brakach technicznych.

 

Marko Vesović (5,50) grał zbyt krótko, by go oceniać.

 

Najlepszym legionistą piątkowego meczu mógł zostać wyłącznie Kasper Hamalainen, który jako pierwszy piłkarz w tym sezonie otrzymał od nas notę marzeń.

Oceny Czytelników:

 

Kasper Hamalainen 9,55

Jarosław Niezgoda 7,69

Eduardo 7,60

Domagoj Antolić 7,59

William Remy 7,59

Łukasz Broź 6,72

Chris Philipps 6,69

Arkadiusz Malarz 6,57

Krzysztof Mączyński 6,57

Artur Jędrzejczyk 6,26

Michał Pazdan 6,23

Miroslav Radović 5,61

Marko Vesović 5,50

Michał Kucharczyk 4,74

Polecamy

Komentarze (25)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.