Odmieniony Chinyama ma być królem strzelców
01.12.2007 10:10
W piątkowym spotkaniu <b>Takesure Chinyama</b> zdobył swoją ósmą i dziewiątą bramkę w tym sezonie. Niby w takim przypadku nie powinno się mówić o braku skuteczności, ale gdyby od początku rozgrywek wykorzystywał choć jedną okazję na trzy, to na pewno prowadzący w klasyfikacji strzelców Orange Ekstraklasy <b>Paweł Brożek</b> miałby do niego kilka goli straty. Złośliwi nawet mówią, że numer, który nosi na koszulce, 19, oznacza właśnie ilość okazji bramkowych, jakie ma w każdym spotkaniu.
Zawodnik bardzo dobrze zdawał sobie z tego sprawę. - Moim celem na najbliższe tygodnie jest poprawa skuteczności. Marzę o tym, aby z pięciu okazji wykorzystać przynajmniej dwie - mówił w bardzo złym dla Legii miesiącu październiku piłkarz z Zimbabwe.
I od tamtej pory stał się innym graczem. Choć czasem jeszcze odda bezsensowny strzał z kilkudziesięciu metrów, albo zmarnuje wyborną okazję, ale gra inaczej. Coraz częściej widzi lepiej ustawionych kolegów, próbuje podawać, a czasem rozgrywać. I w końcu odzyskał skuteczność. - Takesure się rozkręcił. On nie tylko włączy się w walkę o króla strzelców, ale nim zostanie - powiedział po zakończeniu spotkania kapitan zespołu Aleksandar Vuković. W Krakowie Chinyama strzelił nawet trzeciego gola, ale arbiter Jarosław Żyro uznał, że naciskający Marcina Cabaja, inny z napastników Legii, Bartłomiej Grzelak, faulował bramkarza Cracovii.
Zmienił nie tylko sposób gry, ale także radości po golach. Wcześniej wykonywał taniec nazwany przez kolegów "Chinyama dance". Teraz tylko macha rękami trzymanymi przy łysej głowie. - A niech pokazuje, co chce. Byle strzelał - stwierdził uśmiechnięty Aleksandar Vuković.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.