Domyślne zdjęcie Legia.Net

Odrodzony Skaba, waleczny Radović

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

14.05.2011 13:10

(akt. 14.12.2018 09:35)

Piątkowy mecz Legii można podzielić na dwie części. Pierwszą do 59. minuty ze słabo i niemrawo grająca Legią oraz drugą kiedy zawodnicy naszej drużyny grali już w dziewięciu i wszyscy w tej trudnej sytuacji walczyli ile mieli sił. Tylko dwóch zawodników grało przez pełne 90 minut na równym, wysokim poziomie i obaj zasługują na wyróżnienie. Mowa o Wojciech Skabie i Miroslavie Radoviciu.

Bramkarz Legii po ostatnim meczu w Zabrzu został obwiniony za katastrofę jaka się stała czyli gol stracony w ostatniej minucie po fatalnym błędzie. "Fikoł" jednak się pozbierał, nie załamał krytyką i w piątek udowodnił, że bronić potrafi. Punkt przywieziony z Białegostoku to w dużej mierze jego zasługa. W pierwszej poowie wybronił sprytny strzał Tomasza Frankowskiego z siedmiu metrów. Majstersztykiem była jednak instynktowna obrona strzału z dwóch metrów oddanego przez "Franka". W drugiej odsłonie ponownie Skaba stanął naprzeciw Frankowskiego i znów był górą naprawiając swój jedyny błąd w tym meczu jakim było odbicie piłki przed siebie po jednym z dośrodkowań. Później była obrona strzału Luki Pejovicia z sześciu metrów i wyłapanie groźnego zagrania Marcina Burkhardta. Oprócz tych sytuacji w kilku akcjach bramkarzowi Legii dopisywało szczęście kiedy w bramkę w znakomitych okazjach nie trafiali Jarosław Lato czy Rafał Grzyb. Po ostatnim gwizdku "Fikoł" odbierał gratulacje od kolegów z zespołu oraz piłkarzy rywala. 

Drugim cichym bohaterem spotkania był Miroslav Radović. Serb od pierwszej minuty był bardzo aktywny, przez niego przechodziła większość akcji ofensywnych. Rywale nie radzili sobie z jego zwodami co momentami wyglądało wręcz komicznie. "Rado" próbowął prostopadłymi podaniami uruchamiać Michała Żyro, Manu oraz Michala Hubnika ale bez powodzenia. Zobaczył żółta kartkę za odepchnięcie rywala, ale prawdziwa sprortowa złość wstąpiła w Serba kiedy czerwony kartonik ujrzał jego przyjaciel Ivica Vrdoljak. Od tego momentu Radovicia było wszędzie pełno - wykonywał ogromną pracę w defensywie, starał się też ruszać do przodu i kontratakować. Po ostatnim gwizdku usiadł smutny na murawie i długo się nie podnosił. Podchodzili do niego koledzy z drużyny, poklepywali po plecach ale "Bratko" był po prostu wściekły, że mimo takiego wysiłku nie udało się meczu wygrać.  

Polecamy

Komentarze (26)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.