Optymiści, pesymiści - znajdź swoje stanowisko
25.11.2001 09:54
Niewielu jest chyba kibiców w Polsce, którzy nie zastanawiają się nad tym, co Orły Engela pokażą w Japonii i Korei. Począwszy od dziatwy szkolnej prowadzącej zażarte dyskusje na długiej przerwie a skończywszy na dyrektorach i prezesach wracających z jakiegoś bardzo ważnego spotkania, wszyscy snują plany i wymieniają poglądy dotyczące tego, co czeka nas za pół roku. Być może nadejście zimy i kolejny - miejmy nadzieję udany - sezon Adama Małysza odsunie nieco w kąt te rozważania, ale na pewno myśli związane z mundialem nie na długo wywietrzeją z kibicowskich głów i serc.
Pod względem opinii dotyczących losu naszego teamu na mistrzostwach, Polacy podzielili się na dwa przeciwstawne obozy. Pierwszy z nich jest zdecydowanie ostrożny i realistyczny aż do bólu. Jeśli wierzyć oczekiwaniom jego przedstawicieli, to Polacy na mistrzostwach furory raczej nie zrobią: "chłopaki się przestraszą, Oli będzie miał kontuzję, Dudek się rozchoruje, Hajto wyleci za kartki, Kałużny pokłóci się z Engelem, Krzynówek spóźni się na samolot, a bliźniaki-Żewłaki pomylą własne paszporty. A na dodatek wylosujemy Francję, Argentynę i Hiszpanię" - mniej więcej tak można by streścić wizje kibiców - pesymistów. I powiedzmy sobie szczerze - nie bardzo wypada im się dziwić. Przez prawie dwadzieścia ostatnich lat nasi piłkarze, nie tylko ci z reprezentacji, ale też ci klubowi, doskonale nauczyli nas tego, żeby nie mieć złudzeń. Wystarczy przypomnieć sobie eliminacje do Euro'98, w których byliśmy tak blisko sukcesu (czyli mini - sukcesu, bo takim byłby ewentualny baraż ze Szkocją). Wtedy wystarczyłby nam jeden jedyny punkcik w meczu z grającymi o "pietruchę" Szwedami. Pomińmy już bohaterskie boje, jakie toczyliśmy z Cyprem, Gruzją czy Izraelem o czwarte miejsce w grupie, albo wyśrubowane rekordy minut bez strzelenia gola... Pamiętając o tym wszystkim, naprawdę nie dziwmy się ludziom, którzy nie chcąc przeżyć bolesnego upadku wolą zostać na ziemi i zawczasu sobie ponarzekać.
Ale jest też druga grupa - kibice optymiści. Ci już widzą, jak Olisadebe z Kryszałowiczem robią na szaro obrońców z Korei, Australii i Słowenii (bo przecież w eliminacjach w końcu będziemy mieli szczęście), po czym Dudek na zmianę z Matyskiem wyłapią wszystkie karne po dogrywce w drugiej rundzie i już jesteśmy w ćwierćfinale. A w ćwierćfinale wszystko się może zdarzyć. Karwan będzie lepszy niż Beckham, Koźmiński będzie lepszy niż Figo i Zidane razem wzięci, a sędziować nam będzie facet, u którego na ścianie wisi portret Wałęsy. Ktoś powie, że przesadzam i że tak naprawdę to nikt tak nie mówi. Jasne, że nikt tak nie mówi, ale mnóstwo ludzi tak myśli. Przecież żyjemy w kraju, w którym nie bardzo wypada być optymistą, bo optymista to frajer. Dlatego nikt otwarcie się nie przyzna, że marzy mu się Polska na podium. A przecież to takie ludzkie i spontaniczne marzenie. Każdy, kogo pasjonuje futbol, chciałby widzieć triumf własnej drużyny i ma już dość wyszukiwania sobie zastępczych ulubieńców. Przecież ten entuzjazm i sympatia, jaką cieszyła się Chorwacja w 1998 czy Bułgaria w 1994 brał się właśnie stąd, że pozwalał nam wyobrażać sobie, że to nie Suker czy Stoiczkow, ale któryś z naszych strzela gola za golem. Dlatego teraz marzymy sobie bez ograniczeń i nie bardzo przejmujemy się tym, co wynika z zimnej kalkulacji.
A z zimnej kalkulacji wynika tyle, że ani kibice - ponuraki, ani kibice - marzyciele racji nie mają. Blamażu raczej nie będzie: bramkarzy mamy doskonałych, obronę naprawdę niezłą (zwłaszcza jeśli Profesor Zieliński po kontuzji wróci do swojej dawnej formy), a i gole czasem strzelamy całkiem nieźle. Nawet jeśli nie wyjdziemy z grupy, to chyba zrobimy to w niezłym stylu (choćby tak, jak Czesi na Euro'98). Ważne jest, żebyśmy my - kibice - nie zrobili z tego tragedii. Przed rozpoczęciem eliminacji Jerzy Engel oznajmił, że "Polskę stać na awans do mistrzostw świata, ale medale zdobywać będą inni". Stwierdzenie to pamiętam bardzo dobrze, bo nieźle się przy nim uśmiałem. Teraz z całą pokorą biję się w pierś i oddaję cześć naszemu trenerowi. W cudowny sposób udowodnił, że pierwsza część powyższego zdania jest prawdziwa, więc z drugą chyba też musimy się pogodzić, bo Engel to naprawdę jest człowiek, który wie co mówi. I tak zdobyliśmy już dużo i to powinno nam wystarczyć. Na razie mamy zespół, który gra na przyzwoitym poziomie, ale gwiazdą jeszcze nie jest. Nasi rywale z eliminacji nie byli przecież bardzo wymagający - Norwegowie byli zupełnie bez formy, Białorusini to europejski średniak, a Ukraina dostała lanie od ledwo zipiących Niemców. Na mistrzostwach poprzeczka będzie dużo wyżej.
Ale może faktycznie będziemy mieli szczęście w eliminacjach i wyjdziemy z grupy? Jeżeli tak, to kto wie: mecze po fazie grupowej to w zasadzie loteria - nie ma słabych, ale nie ma też niepokonanych. Więc gdyby tak Karwan dopracował do perfekcji swoje rzuty wolne, "Oli" udoskonalił rajdy przez pół boiska, a sędzia miał przodków na Podhalu... Oj, znowu się rozmarzyłem :-)
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.