News: Byli legioniści: Debiutanckie bramki Sa oraz Burkharda. Dublet Nikolicia

Orlando Sa: Z trenerem mamy stosunki zawodowe

Miłosz Nasierowski

Źródło:

09.06.2015 13:34

(akt. 04.01.2019 13:37)

W całym sezonie nie grał zbyt wiele, nie był pierwszym wyborem trenera, ale został wybrany przez kibiców najlepszym piłkarzem Legii, był nominowany do prestiżowej nagrody najlepszego napastnika ekstraklasy. Orlando Sa przyznaje, że statystyki miałby znacznie lepsze, gdyby grał częściej. Nie chce jeszcze mówić o przyszłości, ale trudno będzie mu się rozstać z Warszawą i kibicami.

Jak się czujesz jako najlepszy piłkarz Legii w sezonie 2014/15? Tak wybrali kibice na oficjalnej stronie klubu - legia.com.


- To bardzo przyjemne uczucie, budzisz się i słyszysz, że kibice cię docenili i wybrali najlepszym graczem. Fajnie, że tak się stało, tym bardziej, że nie jest to dla mnie łatwy sezon, z różnych powodów. Pragnę podziękować kolegom z zespołu, bez nich takie wyróżnienie nie miałoby miejsca i kibicom za to, że obdarzyli mnie zaufaniem i oddali na mnie głos.


Za konkurentów miałeś Kuciaka, Rzeźniczaka czy mającego duży wkład w sukcesy jesienne Radovicia. Zaskoczony tym, że pokonałeś takich piłkarzy?


- Tym bardziej fajnie wygrać taki plebiscyt, gdy konkurentami są tak wspaniali gracze. Natomiast jest to jednak tylko zabawa, miłe przeżycie, ale będące jedynie dodatkiem do całości.


Wiele osób uważa cię też za najlepszego napastnika ligi. Masz wysoką średnią przeliczajac bramki na minuty spędzone na boisku.


- Nie chcę siebie oceniać, od tego są koledzy z boiska, trenerzy, dziennikarze. Mogę tylko zagwarantować, że gdybym grał częściej, tych bramek byłoby znacznie więcej, a i średnia powinna być lepsza.


Cofnijmy się trochę w czasie. Kiedy wydawało się, że wywalczyłeś na obozie latem miejsce w składzie przytrafiła się kontuzja, a potem nie mogłeś na stałe wrócić do pierwszej jedenastki. Byłeś tym faktem wkurzony?


- Faktycznie miałem drobną przypadłość, ale szybko doszedłem do siebie, osiągnąłem szczyt formy. Natomiast nie ma rytmu meczowego, tego mi bardzo brakuje, nie gram jednego meczu po drugim. Żadnego piłkarzowi nie jest w takim przypadku łatwo utrzymywać wysoką formę. Ale sytuacja jest jaka jest.

Grałeś nie tyle, ile byś chciał. Trener Berg stawiał na Dudę z Radoviciem, byłeś o to zły? Jak na to patrzysz z perspektywy czasu?


- To nie była przyjemna sytuacja, ale takie były decyzje trenera. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo chciałem jesienią grać w duecie z „Rado”, ale trener nie był przekonany do takiego rozwiązania. Ja się z tym nie zgadzałem. W dalsze szczegóły wolałbym się nie wdawać, nie chcę komentować, nie mogę – jestem profesjonalistą i wykonuję polecenia. Przejdźmy do następnego pytania.


W rozmowie z oficjalną stroną powiedziałeś, że z trenerem Bergiem nie jesteście przyjaciółmi, ale kolegami w pracy. I narosło mnóstwo teorii wśród kibiców, że trener cię nie lubi i dlatego sadza na ławce. To jak jest naprawdę?


- Nie ma dodawać nic do tego, co zostało już powiedziane. Mamy stosunki zawodowe – tak było i tak pozostaje.


Po odejściu Rado zastąpiłeś go w składzie. Mogłeś z miejsca zostać bohaterem, kibice mówiliby umarł król, niech żyje król. Gdybyś tylko wykorzystał sytuacje jakie miałeś w Amsterdamie. Ten mecz z Ajaksem śnił ci się po nocach?


- Przede wszystkim to obecnie nie ma w Legii piłkarzy ważnych i ważniejszych. Jeśli zaś chodzi o mecz, to bramkarz Ajaksu miał dzień konia, obronił wiele strzałów, które normalnie znalazłyby pewnie drogę do siatki. Udowodnił, że należy do bramkarskiej czołówki europejskiej. Gdy to był jego przeciętny dzień wynik byłby inny i nasza rozmowa również.


Potem grałeś na zmianę z Markiem Saganowskim. Kibice uważają, że jesteś dużo lepszym napastnikiem i przez to bardzo obrywało się „Saganowi”. Nie było przez to jakichś problemów między wami?


- Nie, nigdy nie było między nami problemów. Wręcz przeciwnie, zawsze mieliśmy świetne relacje. Nigdy nie było między nami zgrzytów, choć obaj jesteśmy napastnikami. Podziwiam tego piłkarza za profesjonalizm, że tak długo utrzymuje się na topie. Mam szczerą nadzieję, że Marek zostanie w Legii na dłużej. Trener dał mu wiele okazji do wykazania się, poświecił mu wiele czasu i przerywanie tej współpracy byłoby bez sensu.


Wygrałeś Legii dwa mecze, zostałeś bohaterem. Kibice śpiewali Sialalala Orlando Sa. Co czujesz w takich chwilach?


- To wspaniałe uczucie, mogę tylko za to podziękować. Rodzina i znajomi już się nauczyli tej piosenki i często mi ja śpiewają czy to na żywo, czy przez telefon. Super sprawa.


Jak każda drużyna, Legia miała w tym sezonie wahania formy. W Wraszawie jednak po każdym niekorzystnym wyniku jest ogromna krytyka, rośnie presja. Jest większa niż w dotychczasowych miejscach gdzie grałeś?


- To prawda, że margines błędu w Legii jest dużo mniejszy niż w innych drużynach. W Legii walczy się co roku o tytuły, o jak najlepsze rezultaty, kolejne rekordy. Gdy ma się sytuacje, to trzeba ją wykorzystać, w przeciwnym razie jest się na ustach wszystkich, którzy długo takie okazje pamiętają. To zupełnie inny rodzaj presji niż w zespołach ze środka tabeli czy walczących o utrzymanie. Z pewnością ta presja jest odczuwalna i trzeba się do niej przyzwyczaić.


Jak się czujesz w Warszawie? Można powiedzieć, że to już twoje miasto?


- Widomo, że najlepiej czuję się w Portugali, ale z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że Warszawa jest drugim miejscem na ziemi, z którym się utożsamiam.


A jak z perspektywy czasu oceniasz ligę Polską?


- Na pewno są to ciekawe rozgrywki i rozwijają się we właściwym kierunku. I mówię tak mimo, że bardzo nie podoba mi się system rozgrywek – mam na myśli podział na grupy i przede wszystkim dzielenie punktów. To akurat hamuje rozwój ekstraklasy. Przy takim systemie kluby powinny kupować piłkarzy w styczniu lub w lutym, by się wzmocnić przed decydującymi meczami. Jak pokazuje ten sezon, to że wygraliśmy sezon zasadniczy, nic nie znaczy.


Byłeś już raz w tym piłkarsko-finansowym raju czyli w angielskiej Premiership. To marzenie wielu młodych piłkarzy – choćby Dudy czy Żyry. Poleciłbyś im ten właśnie kierunek?


- Oczywiście to wspaniała liga i mógłbym im doradzać ten kierunek. Ale najważniejsze jest by przed podjęciem decyzji poznali cały projekt, jaki jest związany z ich transferem. Muszą mieć świadomość i przekonanie, że dostaną szansę na grę w pierwszym składzie. W przeciwnym razie taki ruch nie ma najmniejszego sensu. Bycie drugim czy trzecim wyborem dla trenera nie jest fajną rzeczą. Tego bym nie doradzał.


A jak wspominasz czas w Anglii. Masz papiery na to by grać w dobrej lidze. Co się stało, że ta przygoda została przerwana?


- Kluby angielskie mają takie budżety, że mogą sobie pozwolić na zakup niemal każdego piłkarza. I to jest to, o czym wspominałem przed chwilą. Ja przenosząc się do Fulham wiedziałem, ze nie będę graczem pierwszego wyboru. Sezon wcześniej ten zespół był jednak w czołówce ligi, chciałem pójść i spróbować swoich sił, pokazać na treningach na co mnie stać. Okazało się jednak, że miałem mało okazji by się zaprezentować. Dlatego tak ważne dla tych, którzy myślą o przenosinach do Premiership jest to, by zapoznać się z szansami na zaistnienie w tej drużynie.


A jak twoja nauka polskiego?


- Próbowałem kilka razy zaczynać naukę polskiego, ale to jest bardzo trudny język. Ale rozumiem coraz więcej, robię małe kroki, ale zawsze do przodu.


Piłkarze z innych krajów zawsze w Polsce zachwalają jedzenie i urodę kobiet. Lubisz dobrze zjeść i zawiesić oko na ładnej Polce?


- Jeśli chodzi o kobiety, to najbliższa memu sercu jest narzeczona i na niej się skupiam. Jedzenie mi smakuje, ale wolę jednak  portugalska kuchnię.


Za pomoc w tłumaczeniu dziękujemy Adamowi Mieszkowskiemu.

Rozmowa była opublikowana w "Programie Meczowym" na spotkanie z Górnikiem Zabrze.

Polecamy

Komentarze (218)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.