Oskar Lachowicz

Oskar Lachowicz: CLJ? Byliśmy niezniszczalni, a potem bezradni

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

25.12.2022 12:00

(akt. 24.12.2022 22:37)

– Jestem z Warszawy, więc to niemożliwe, by nie dostrzegać tego klubu, największego w Polsce. Utożsamiałem się z nim, byłem kilka razy na Żylecie, fajnie to wspominam – mówił Oskar Lachowicz, który kibicuje Legii od małego, reprezentuje ją od 7 lat, a obecnie gra w zespole U-19. Zapraszamy na rozmowę ze środkowym pomocnikiem z rocznika 2005, który opowiedział m.in. o przyczynach seryjnych porażek w Centralnej Lidze Juniorów.

Zaczęliście sezon kapitalnie, bo od pięciu wygranych z rzędu, ale potem regularnie przegrywaliście. Co się stało?

– Trudne pytanie. Nie ma jednej przyczyny, jest ich wiele. Wiadomo, że indywidualnie w większości meczów nie czujemy się gorsi od przeciwnika. Po prostu nie dojechaliśmy jesienią jako drużyna, każdy z nas jest za to odpowiedzialny. To sprawiło, że po pięciu zwycięstwach wyniki były takie, jakie były. Stało się coś niedobrego, gdyż przestaliśmy grać zespołowo, myśleliśmy bardziej o sobie, co można powiedzieć właściwie o każdym, o mnie też.

Dlaczego skupialiście się na sobie, a nie na drużynie? Co było tego powodem?

– Wydaje mi się, że wielu z nas, a przynajmniej osoby, które się wyróżniały, zaczęły mocno myśleć np. o liczbach. To dlatego graliśmy bardziej indywidualnie, w niektórych sytuacjach wybieraliśmy rozwiązania korzystne dla nas, a nie dla zespołu czy kolegi.

Jak trener próbował temu zapobiec?

– Bardzo się starał, by to rozwiązać, miał dużo pomysłów na wyjście z opresji. Pomagał nam – tak, jak dyrektor Śledź, który wie jaka jest sytuacja, nie ganił nas. To nie ich wina, że seryjnie przegrywaliśmy, tylko nasza. To garstka powodów, których i tak jest więcej.

Kolejnym jest pewnie kwestia mentalna.

– Zgadza się. Świetnie weszliśmy w sezon, ale potem ponieśliśmy trzy porażki z rzędu. Przełamaliśmy się z Arką Gdynia, lecz później znowu wpadliśmy w dołek, przegrywaliśmy. Trudno było to zastopować, niezależnie od poziomu umiejętności, gdyż wszystkim spadła pewność siebie.

Gramy w Legii, największym klubie w Polsce, dlatego nasze wyniki mogą trochę smucić, martwić. Człowiek się denerwował, przegrywając mecz za meczem, u siebie i na wyjeździe, np. z Miedzią Legnica czy Koroną Kielce – oczywiście z pełnym szacunkiem dla przeciwnika. Poszczególne spotkania w minionej rundzie na pewno niektórych wstydzą, mnie również, tym bardziej, że jestem z Warszawy. Ale takie sytuacje też są potrzebne, mocno rozwijają, po to jest zresztą akademia. Przykre, że trafiło akurat na nas, lecz takie życie młodej osoby, zawodnika.

Problemy pojawiły się wraz z pierwszą porażką, czy już wcześniej?

– Możliwe, że było po prostu za dobrze, przez co się nieco rozluźniliśmy. Z początku nie dało się tego dostrzec, gdyż przykryła to duża pewność siebie, euforia, zadowolenie, myślenie o bramkach i asystach w kolejnym meczu.

A gdy przegrywaliście, to co działo się na treningach?

– Paliło się. Treningi wyglądały inaczej niż wcześniej. Każdy o wiele mocniej walczył o skład, rywalizował, czuł sportową złość. Im więcej przegrywaliśmy, tym mocniej trenowaliśmy, co niestety nie dawało efektów w postaci zwycięstw, dobrej gry. Nieraz były nawet problemy ze stwarzaniem sytuacji.

Podejrzewam, że w szatni też mogły być jakieś problemy. W wielu momentach zapewne towarzyszyła wam bezradność.

– To idealne słowo. Mogliśmy być lepsi od przeciwnika, częściej posiadać piłkę, a i tak przegrywaliśmy. Ogólnie nasza drużyna jest bardzo zgrana poza boiskiem, dlatego nie dochodziło do nieporozumień między nami. Wzajemnie się motywowaliśmy, wspieraliśmy, sporo rozmawialiśmy. Każdy chciał rozwiązać problem, miał pomysły, ale nie przekładało się to na rezultaty.

Albo przekładało się chwilowo, jak np. w meczach z Górnikiem Zabrze i Śląskiem Wrocław, w których jako pierwsi obejmowaliście prowadzenie, a ostatecznie przegrywaliście. 

– Spotkanie ze Śląskiem pamiętam do dziś. Z początku graliśmy zespołowo, by zwyciężyć, podejmowaliśmy najprostsze decyzje, ale gdy strzeliliśmy gola, to znowu zaczęło się patrzenie na siebie, własne liczby, co spowodowało zachwianie płynności, straty wynikające z niedokładności, zbyt wielu dryblingów. A gdy rywal, który mierzy się z Legią, dostanie skrzydeł, to robi się coraz trudniej. Wrocławianie zdobyli dwie bramki, a potem – jak każda drużyna rywalizująca z nami – zamurowała się. To sprawiło, że trudno było o odwrócenie losów meczu, kreowanie. Coś siedzi nam w głowach, bo umiejętnościami od nikogo nie odstajemy.

A zaangażowaniem?

– W treningach jest ono na świetnym poziomie, ale w meczach czasami tego brakowało – tak, jak zespołowości, prostych rozwiązań, spokoju w grze, ostatniego podania, wykończenia. Dużo okazji nie wykorzystywaliśmy, w prostych sytuacjach przestrzelaliśmy.

Na czym możecie budować optymizm przed drugą częścią sezonu?

– Chciałem zaznaczyć, że jak na CLJ U-19, to mamy całkiem młody zespół. Wiem, że jest kilka takich drużyn, ale nie wszystkie. Były ekipy, które miały w składzie dziesięciu starszych zawodników, co oczywiście nie jest żadną wymówką, tylko fajnym miejscem do rozwoju – zarówno dla mnie, czyli gracza z rocznika 2005, jak i moich kolegów.

A jeśli chodzi o plusy piłkarskie, to wskażę na ofensywę. Zdobyliśmy sporo bramek, na początku sezonu stwarzaliśmy dużo okazji. Trudno opowiadać o atutach, jeśli jest się, jako Legia, na 11. miejscu w tabeli, lecz sądzę, że mamy też dużą jakość pod kątem indywidualnym, co jest dobrym prognostykiem na przyszłość.

Przed sezonem celowaliście pewnie w mistrzostwo, a teraz rzeczywistość jest taka, że macie tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową.

– Wiadomo, że celem drużynowym był tytuł, zawsze jest. Od marca będziemy dążyć do tego, by punktować regularnie, złapać serię kilku wygranych i gonić rywali. A potem – załóżmy, że w połowie kwietnia, na początku maja – okaże się, czy będziemy walczyć o coś więcej.

Najgorsze, co mogłoby was spotkać, to wiosenny falstart i przywitanie się ze strefą spadkową.

– To prawda. Nikt nie jest zadowolony, ale można to porównać do sytuacji pierwszej drużyny z minionego sezonu. Człowiek wie, że zawodnicy są mocni, lecz przegrywają, nikt nie wie dlaczego. Ale tak, jak mówię – wiosną musimy zacząć punktować i stopniowo piąć się w górę tabeli.

A jak ty zacząłeś się piąć w górę, jeśli chodzi o twoją przygodę z futbolem? Dlaczego zdecydowałeś się na piłkę?

– Od małego lubiłem w nią grać. Gdy byłem w zerówce, miałem ok. 6 lat, to poszedłem na nabory do nowo powstającego klubu, szkółki Barcelony, czyli Escoli Varsovia, gdzie stawiałem pierwsze kroki. Gdy miałem 10-11 lat, trafiłem do Legii, występuję w akademii nieprzerwanie od zespołu U-11.

Oskar Lachowicz

Byłeś w przeszłości zaangażowany w inny sport?

– Gdy chodziłem do podstawówki, to przez dwa lata trenowałem również koszykówkę. Lubię uprawiać inne sporty dla rozrywki, oglądać je, zwłaszcza siatkówkę i mecze reprezentacji, ale to niewielka część. Skupiam się głównie na futbolu.

Od początku czułeś, że się w nim wyróżniasz?

– Tak, zarówno wcześniej, jak i obecnie, choć nie uważam, że jestem jakoś wielce uzdolniony. Wiadomo, że żeby dojść do Legii U-19, to powinno się mieć talent, który mam i ja, i koledzy, lecz sądzę, że kluczem do sukcesu jest ciężka praca. Gdybym nie harował, to nie byłoby mnie ani tu, ani nawet w zespole do lat 15, nie jeździłbym na zgrupowania juniorskich reprezentacji. Co prawda tych obozów nie było na razie za wiele, ale to zawsze miła sprawa.

Zdarzało ci się usłyszeć demotywujące komentarze, opinie, że w piłce daleko nie zajdziesz np. przez warunki fizyczne?

– Nie. Nie dochodziły do mnie negatywne słowa, głosy, że sobie nie poradzę, bo jestem np. za mały czy za chudy – może to drugie się czasami usłyszało, ale dawno temu. Mówiąc ogólnie, to wszyscy, zwłaszcza rodzice, od dziecka mnie wspierali. Nikt mi nigdy nie wypominał mankamentów. Sam wiem, jakie mam minusy, nad którymi muszę pracować.

Jakie to minusy?

– Jeśli chodzi o kwestie piłkarskie, to cały czas trzeba wszystko szlifować, ale wspomnę zwłaszcza o mentalności, nad którą regularnie pracuję i przynosi to efekty. To bardzo ważny, a możliwe, że najważniejszy element. Ćwiczę nad głową, by była na swoim miejscu.

W jaki sposób?

– Pracuję z psychologiem, żeby być mocniejszym mentalnie – jestem tego świadomy, a to też istotne. Poza tym dbam o mięśnie, zdaję sobie sprawę, że jestem szczupły i trudniej toczy mi się pojedynki ze starszymi. Ćwiczę to, dostrzegam postęp. Muszę dbać o te sprawy, czyli przygotowanie fizyczne i głowę, być skoncentrowanym, nie złościć się na siebie i innych, i dążyć do tego, by nie dekoncentrowały mnie pewne rzeczy.

Jakie?

– Rozpraszam się też wtedy, gdy jeden zawodnik regularnie mnie fauluje, kryje. Mam świadomość, że jakbym coś do niego powiedział, odepchnął, to raz, dostanę kartkę, a dwa, tracę panowanie nad emocjami. Muszę tego pilnować, by cały czas czuć koncentrację, bo wówczas gram najlepsze mecze.

Problemy z koncentracją tyczą się też życia codziennego?

– Wiadomo, że to, co się dzieje poza murawą, ma lekki wpływ na kwestie boiskowe. Jestem taką osobą, która potrafi stracić koncentrację nawet w szkole. Wiem, że to problem, ale pracuję nad jego rozwiązaniem.

Nad czym jeszcze pracujesz? Co nie należy do twoich mocnych stron?

– Wykończenie. Gdy gram na "ósemce" czy "dziesiątce", to często mam okazje, lecz ich nie wykorzystuję. Nie sądzę, że zdobyłem mało bramek, patrząc na naszą sytuację, ale powinienem mieć ich więcej. Wymagam od siebie lepszych liczb, statystyk. Wiadomo, że nie zawsze mam na to wpływ, lecz muszę skuteczniej kończyć akcje. Szlifuję także technikę przyjęcia, jakość podania.

Co cię wyróżnia?

– Osobiście uważam siebie za zawodnika dobrego piłkarsko, za co zbierałem pochwały od innych. Zawsze miałem wiele asyst – zarówno teraz, jak i w młodszych kategoriach wiekowych tworzyłem sporo sytuacji, by koledzy mogli strzelać gole. Wyróżnia mnie też podanie prostopadłe, drybling, przyjęcie w przód, tzw. kierunkowe.

Jesteś w Legii już 7 lat. Ile cię tu nauczono jako zawodnika i człowieka?

– Bardzo dużo. Gdy człowiek jest mniejszy, powiedzmy do 14. roku życia, to chłonie wszystko jak gąbka. Ze mną było identycznie. Nauczyłem się tu wielu rzeczy, również tych najprostszych, tak samo pod kątem piłkarskim. Otrzymałem od trenerów wiele wskazówek, dzięki którym jestem coraz lepszy technicznie, mentalnie.

Zawsze byłem dzieciakiem, który się mocno wkurzał, irytował na siebie i innych, ale to stopniowo znika, gdyż dojrzałem do tego etapu. To również zasługa szkoleniowców w młodszych kategoriach wiekowych, którzy zwracali na to uwagę, w trakcie zajęć specjalnie mnie denerwowali, bym nie wpadał w taki stan w trakcie meczów. Widzieli we mnie potencjał i po prostu nie chcieli, by z gry na wyższych szczeblach wykreśliła mnie głowa.

A czułeś, że może cię z tego wykreślić pierwszy, większy dołek, głębszy kryzys, poczucie, że jest źle? Zmierzyłeś się już kiedyś z czymś takim?

– Wydaje mi się, że nigdy nie miałem tak dużego dołka, poczucia, że jestem od kogoś słabszy – może dlatego, że należę do osób pewnych siebie. Wiadomo, że zdarzały się mniejsze, słabsze chwile, ale nic więcej. Człowiek miewa momenty zdenerwowania, gdy coś nie idzie, pojawia się słabsza forma, to logiczne, lecz nie miałem kryzysu, chęci odejścia czy myśli w stylu "co ja tu robię?".

Jakie masz najlepsze, dotychczasowe wspomnienia związane z Legią?

– Pierwsze skojarzenie, to spotkanie z Leicester City na turnieju U-13 w Gdańsku, za kadencji trenera Zapaśnika. Wystąpiłem na nie swojej pozycji, bo na skrzydle, ale świetnie mi się grało. Nie bałem się rywali z trochę większego klubu, super się bawiłem, zakładałem dziury.

Kolejne wspomnienia to wyjazdy na Zimową Akademię Młodych Orłów i zgrupowania kadry Polski, choć uważam, że w tym wieku nie są one najważniejsze. Ale to zawsze miła sprawa, tym bardziej, że wszystkie powołania były z Legii.

Dobrze wspominam pierwsze mecze obecnego sezonu, zwłaszcza spotkanie z Zagłębiem Lubin, wygrane 5:2. Strzeliłem dwa gole – choć wiadomo, że statystyki indywidualne nie są najważniejsze – świetnie graliśmy, dzięki temu była fajna atmosfera. Człowiek czuł się niezniszczalny, liczył zwycięstwa, co później także nas zgubiło.

Pochodzisz z Warszawy, więc zakładam, że Legia była ci bliska od dziecka, jeszcze przed przenosinami na Łazienkowską.

– Dokładnie. Jestem z Pragi Północ, więc to niemożliwe, by nie dostrzegać tego klubu, największego w Polsce. Legia od małego była blisko mnie, a ja chciałem w niej grać. Rodzice też wierzyli, że to się uda. Tata interesuje się futbolem i pewnie wciąż jest dumny, że reprezentuję barwy "Wojskowych".

Od dziecka kibicowałem Legii, utożsamiałem się z nią, byłem kilka razy na Żylecie, fajnie to wspominam. Ten klub zawsze zostanie w pamięci, w głowie. To marzenie każdego, by tu grać, tym bardziej osoby z Warszawy, z Pragi Północ.

Kolejnym marzeniem, celem będzie pewnie gra w "jedynce".

– Myślę, że to cel każdego. Jeśli jest się w Legii, np. w U-19, i się z nią utożsamia, to chce się zagrać przy Łazienkowskiej, spełnić marzenie.

Życie pisze jednak różne scenariusze. Legia to – moim zdaniem – najlepsze miejsce do rozwoju w Polsce, a także wielki klub, który zawsze walczy o mistrzostwo i nieraz człowiek nie ma okazji, by tu zadebiutować. Muszę zapracować na swoją szansę.

Polecamy

Komentarze (5)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.