Ostrowski: Ma być bezpiecznie
21.03.2010 20:20
- Po przyjściu nowego właściciela cześć kibiców nie zrozumiała nowego podejścia do współpracy z klubem i oczekiwała takiej samej silnej pozycji, jaką mieli poprzednio. Kibice są bardzo ważnym, jeśli nie najważniejszym elementem, ale nie mogą decydować o tym co dzieje się w klubie i mieć na to bezpośredni wpływ.
A jakiego kibica chciałby pan widzieć na stadionie Legii?
- Nie zamierzamy w ogóle ingerować w to, jak ma wyglądać doping kibiców. Nam chodzi tylko o to, aby na stadionie było bezpiecznie, żeby był on otwarty dla każdego kibica, także dla tego, któremu nie podobają się wulgaryzmy czy nawet prowadzenie dopingu w żywiołowy sposób. Nie każdemu musi to odpowiadać.
Przed przejęciem Legii przez ITI na stadionie panowała zazwyczaj wspaniała atmosfera. Teraz wielu z kibiców przestało przychodzić na Łazienkowską. Czy uda wam się niebawem wypełnić przebudowane trybuny?
- Mam nadzieję, że nasz stadion nie będzie świecił pustkami. Mamy strategię, jak to zrobić. W kwietniu zostanie ona wdrożona. Odnoście tych, co przestali przychodzić na mecze Legii, to ja mogę powiedzieć, że wielu z nich nie pojawia się na trybunach, bo ma dość metod stosowanych przez tych, którzy toczą wojnę z zarządem i właścicielem klubu. Ten głos o braku zabiciu dobrej atmosfery na Łazienkowskiej jest słyszalny od grupy, której do życia potrzebny jest wróg. Jeżeli nadarzyła się okazja mieć takiego wroga pod nosem w postaci firmy ITI, to korzystają z tego. Na plan dalszy schodzą nawet antagonizmy międzyklubowe, którym oddawali się do tej pory. Potrzeba wroga ich napędza. Zdaję sobie sprawę, że jest taka grupa, która nigdy i na żadnych warunkach nie będzie chciała współpracować. Naszą rolą jest, aby tę grupę zmarginalizować.
Przez te trzy lata konflikt przybierał różne formy, momentami dramatyczne. Czemu nie udało się osiągnąć porozumienia ze Stowarzyszeniem Kibiców Legii Warszawa? Czy uważacie, że ta organizacja nie reprezentuje wszystkich kibiców Legii?
- Co byśmy nie uważali o SKWL, to nadal jest to jedyna organizacja, która występuje w imieniu kibiców. Nie obrażamy się na nią. Rozmowy nie zostały zerwane. Toczą się nadal. Co więcej osiągnęliśmy porozumienie, został też spisany protokół rozbieżności. Te dokumenty były gotowe do podpisania. Niestety nadszedł mecz z Ruchem Chorzów, w dniu którego zmarł Jan Wejchert, a część kibiców zareagowała, tak jak zareagowała. Taka sytuacja nie powinna mieć nigdy miejsca. To nie mieściło się w żadnych standardach. Byliśmy w stanie i nad tym przejść do porządku dziennego. Nadal spotykamy się z SKLW. Uczestniczą w nich jednak inne osoby i tak naprawdę nie wiemy, jakie jest ostateczne stanowisko stowarzyszenia. Ten brak jednomyślności w stowarzyszeniu jest też przeszkodą w osiągnięciu porozumienia.
Podczas medialnej burzy pomiędzy klubem i kibicami padały zarzuty, że na trybunach rozprowadzano narkotyki... Czy to nie było tak, że wrzucaliście do jednego worka wszystkich kibiców? Wielu z nich mogło czuć się obrażonych.
- Fakty o których pan wspomniał miały miejsce na stadionie Legii. Mają też miejsce na innych stadionach w Polsce. Zgadzam się z tym, że pewnych słów padło za dużo. Od pewnego czasu staramy się bardzo uważnie pilnować się, żeby nie wrzucać wszystkich do jednego worka. Jeśli są jakieś zarzuty, to powinny one być personalizowane. I tak się dzieje w tej chwili. Nie ma zakazów grupowych, są zakazy indywidualne, które podlegają kontroli Komisji Ligi Ekstraklasy SA. Jeśli taki zakaz został wydany pochopnie, to jest on tam uchylany i klub to szanuje. Nie znam takiego przypadku, aby na Legii ucierpiała jakaś niewinna osoba. Są pewne niedogodności, które ze względu na sytuację dotykają zwykłych kibiców, ale to jest taki koszt. Temu winien jest nie tylko klub, ale też ci ludzie, którzy stwarzają zagrożenie na stadionie.
Legia, jako jedyny klub w Polsce nie poszliście z kibicami na żadne nieformalne układy, próbujecie wprowadzić swoją wizję porządku na trybunach. Czy czujecie się osamotnieni w tych działaniach?
- O strategii, także wobec kibiców, decydują właściciele. Zarząd jest tylko wykonawcą i robi to lepiej lub gorzej. My poszliśmy swoją drogą i w nią wierzymy. W Legii też były długie tradycje współpracy z kibicami. W Legia istniała długa tradycja nieformalnej współpracy z kibicami. Kończyło się to bardzo różnie. Pytanie jest takie - czy idąc na ustępstwa z najbardziej radykalnymi grupami można wierzyć, że w sytuacjach zagrożenia te grupy na pewno staną po stronie klubu. Ja śmiem wątpić.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.