Domyślne zdjęcie Legia.Net

Patryk Kamiński: Fajnie, gdybym jeszcze do Legii wrócił

Piotr Jóźwiak

Źródło: Legia.Net

28.07.2011 09:45

(akt. 14.12.2018 00:38)

<p>Gdy miał 16 lat, na testy zaprosił go angielski Southampton. Ten sam, w którym wychowali się Gareth Bale i Theo Walcott. Przez lata Patryk Kamiński uchodził za jednego z najzdolniejszych juniorów na Mazowszu, odnosił sukcesy z Ursusem i Polonią, regularnie grał w młodzieżowych reprezentacjach Polski. Jego rozwój wyhamował dopiero po transferze do Młodej Legii. Kilkanaście dni temu podpisał kontrakt z Wisłą Płock i zapewnia, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w swojej przygodzie z piłką. Chce pomóc Nafciarzom w awansie do ekstraklasy, a samemu nawiązać do osiągnięć Mateusza Możdżenia, z którym zbierał piłkarskie szlify w stołecznym Ursusie. Zapraszamy do lektury rozmowy z 20-letnim rozgrywającym.  </p>

Całe życie jesteś związany z Warszawą – grałeś w trzech stołecznych zespołach. Jako junior reprezentowałeś KS Ursus, Polonię Warszawa i Legię. Systematycznie piąłeś się w górę. Zacznijmy jednak od początku. Jak to się stało, że zbieranina kolegów z Ursusa przez lata dominowała w rozgrywkach ligowych rocznika 91 i w każdym sezonie pozostawiała w pokonanym polu między innymi Młode Wilki, Polonię, Agrykolę czy Wisłę Płock? Z czego to wynikało, kto stał za tym sukcesem?

 

- Ursus był moim pierwszym klubem, spędziłem w nim osiem lat. Zawsze będę podkreślał, że jestem wychowankiem tego zespołu, ponieważ w jednej z gazet ukazała się wzmianka sugerująca, że swoje pierwsze piłkarskie kroki stawiałem w Polonii. Głównym autorem sukcesu rocznika 91 w Ursusie był trener Adam Osęka, który wykonał tam kawał dobrej roboty i zawsze będę mu za to wdzięczny. Ważna też była rola rodziców, którzy wspierali drużynę finansowo, a także jeździli z nami na mecze własnymi samochodami. Podróże autokarowe zdarzały nam się wtedy równie często, jak porażki w lidze (śmiech). Trener miał ogromny wpływ na mój rozwój, przyjął mnie do drużyny jeszcze zanim powstał mój rocznik. Trenowałem z 2 lata starszymi od siebie. Odstawałem fizycznie, więc musiałem nadrabiać te braki techniką. Zaowocowało to później, gdy przez parę sezonów zostawialiśmy w tyle choćby Młode Wilki. Jak wszyscy wiedzą, tam sprowadza się chłopaków  z całej Polski, już ukształtowanych piłkarsko, jak na swój wiek oczywiście. To tylko podnosi rangę naszych sukcesów. Ursus 91 był dowodem na to, że ekipa zbudowana w oparciu o chłopaków z okolic też może sporo namieszać wśród uznanych marek. Kilku z nas grało w juniorskich reprezentacjach Polski. Nie byliśmy anonimowi.

 

Wraz z odnoszonymi sukcesami zaczynało się robić o was głośno. Ostatecznie kiedy mieliście po 16 lat kadra się rozpadła, wykupiły was różne kluby - ty zdecydowałeś się na Polonię. Z kolei Mateusz Możdżeń trafił do Amiki, która później połączyła się z Lechem, i ma już na swoim koncie kilka sukcesów w seniorskiej piłce.

- Klub nie nadążał organizacyjnie za naszymi wynikami. Miał wtedy spore problemy finansowe, tułał się w V lidze. Stało się jasne, że każdy, kto miał większe ambicje, musiał zmienić otoczenie i znaleźć klub gwarantujący możliwość ciągłego rozwoju.  W ten sposób Mateusz trafił do Amiki, a Rafał Zembrowski wylądował ze mną w Polonii.

 

Podczas roku spędzonego w Polonii znów rywalizowałeś ze starszymi od siebie. Razem z rocznikiem 89 zostaliście vice-mistrzem Polski juniorów starszych, a ty zostałeś uznany najlepszym zawodnikiem finałowego turnieju. Nagle, tuż po sezonie trafiłeś do Młodej Legii. Kiedy zmieniałeś kluby, wyraźnie rozczarowany Michał Libich, twój szkoleniowiec, stwierdził: -W mojej opinii tak dobrego rozgrywającego w Polonii nie było od wielu lat. Tym czasem Polonia pozbyła się go bez walki mimo, że już od dawna chodzili za tym chłopcem ludzie z innych klubów, a niemal na każdym naszym zimowym sparingu był jakiś skaut z Legii. Przybliż kulisy tego transferu.


- Po mistrzostwach Polski dla wielu kolegów z drużyny skończył się już wiek juniora. Ja byłem od nich 2 lata młodszy, ale również chciałem dostać szansę w Młodej Ekstraklasie. Trener Libich chodził do prezesa w mojej sprawie, ale brakowało odzewu z drugiej strony. Ja nie chciałem się narzucać, miałem w ręku argument – nagrodę dla najlepszego piłkarza mistrzostw. Nie mogłem wiecznie czekać na jakiś ruch ze strony Polonii.  Wtedy skontaktował się z moim tatą Mirosław Trzeciak i zaproponował grę w Legii. Wiem też, że wcześniej, podczas meczu reprezentacji U-17, oglądał mnie Marek Jóźwiak. Kilka dni po mnie na Łazienkowską trafił również Patryk Koziara. Drużyny juniorskie Polonii nie należały do ekstraklasowej Polonii, były zupełnie innym podmiotem, co utrudniało, a niekiedy uniemożliwiało sprawny przepływ młodych piłkarzy.

 

Trafiłeś na Łazienkowską z reputacją wielkiego talentu. Jak odnalazłeś się w nowym otoczeniu? Z kim utrzymywałeś najbliższe kontakty?


- Wiem, że oczekiwania były spore. Nie było jednak problemu z aklimatyzacją, bo wielu kolegów znałem z kadr wojewódzkich bądź młodzieżowych reprezentacji. Najlepszy kontakt miałem ze wspomnianym wcześniej Patrykiem Koziarą, ale trzymałem też z Piotrkami: Wasikowskim i Augustyniakiem oraz z Maćkiem Górskim.

 

Po pewnym czasie trener Jan Urban włączył cię do pierwszego zespołu w rozgrywkach o Puchar Ekstraklasy. Mimo korzystnego wrażenia jednak się nie przebiłeś, jak np. Ariel Borysiuk, Michał Żyro czy Rafał Wolski. Dlaczego? Czego zabrakło?


- Byłem w składzie na Puchar Ekstraklasy, Trener Urban wybrał mnie do 18-stki meczowej po jednej z gier kontrolnych z pierwszą drużyną. Niestety nie udało mi się zadebiutować w pierwszej drużynie. Czego zabrakło? Myślę, że zaufania od trenerów Młodej Legii, którzy nie dali mi wielu szans na pokazanie swoich umiejętności. Uważam, że jeśli piłkarz czuje pełne wsparcie ze strony szkoleniowców, to gra znacznie lepiej. Efektywniej i efektowniej – wtedy nie kalkuluje i nie boi się podjąć ryzyka na boisku.

 

W Otwocku zaliczyłeś twarde lądowanie. Pustki w klubowej kasie przyczyniły się do słabych wyników drużyny i nie najlepszej atmosfery w zespole. To wszystko pewnie nie pomogło ci w otrzaskaniu się z seniorską piłką?


- Z Legią skończył mi się kontrakt, a włodarze klubu nie byli zainteresowani, aby go ze mną przedłużyć. Dlatego trafiłem do Otwocka. Spotkałem tu bardzo dobrych piłkarzy i świetnego trenera, Dariusza Dźwigałę. Zespół jeszcze 2 lata temu ocierał się o I ligę, ale ze względu na kłopoty finansowe miniony sezon zakończył spadkiem do III ligi. Brakowało dosłownie wszystkiego:  klub nie płacił przez kilka miesięcy, zdarzały się treningi, gdy sami zrzucaliśmy się na wodę, o odżywkach nie wspominając. Innym razem jechaliśmy do Rzeszowa na mecz własnymi samochodami, a na wyjazdowe spotkanie z Okocimskim Brzesko mieliśmy zbiórkę o piątej rano. Takie niedogodności miały ogromny wpływ na atmosferę w szatni, zwłaszcza, że wyniki były rozczarowujące. Mimo tego, okres gry w OKS-ie będę wspominał z sentymentem. Otrzaskałem się z piłką seniorską, która nawet na poziomie II ligi znacznie różni się od tego, z czym spotykałem się w Młodej Ekstraklasie.  Sporo nauczyłem się też od trenera. Nie przypadkowo tyle lat grał w Ekstraklasie, zawodnicy bardzo go szanowali. Preferował grę techniczną, opartą na wymienności pozycji.

 

Po niezbyt udanym sezonie trafiłeś do Wisły Płock, beniaminka I ligi. Co zadecydowało o tym transferze: znane trenerom nazwisko czy raczej dobra forma sportowa na obozie? A może jedno i drugie?


- Wisła podczas obozu przygotowawczego grała sparing z Motorem Lublin, na który zostałem zaproszony przez trenera Mirosława Broniszewskiego. Trener był zadowolony z mojej postawy i postanowił przyjrzeć mi się  podczas treningów. Po trzech dniach na obozie pojawił się prezes klubu i na podstawie opinii szkoleniowca zaproponował mi kontrakt. Podpisałem go kilka dni później, teraz mogę w pełni skupić się na grze w piłkę.

 

Angaż w Płocku, pomijając aspekt sportowy, to dla ciebie krok w dorosłość. Przeprowadzka do nowego miasta, będziesz tam zdany tylko na siebie. Jak wygląda życie młodego piłkarza z dala od rodziny i znajomych? Jak zostałeś przyjęty w zespole? Jakie są twoje prywatne cele na najbliższy sezon?


- Będę daleko od rodziny, ale nie boję się tego. Żeby coś osiągnąć trzeba podejmować trudne decyzje. Ja podjąłem taką i mam nadzieję, że z biegiem czasu okaże się ona trafiona. W Płocku spotkałem swoich kolegów z Polonii – Damiana Jaronia i Rafała Zembrowskiego. Jest też Matar Gueye, który niedawno był sprawdzany przez Legię. Moim celem jest wywalczenie miejsca w pierwszej jedenastce. Nie będzie łatwo, bo mamy silny i wyrównany zespół, ale będę robił wszystko by przekonać trenera do swojej osoby. Uważam, że jestem w stanie dać drużynie coś od siebie, mieć realny wpływ na jej wyniki.

 

Gdzie jest górna granica możliwości i skali talentu Patryka Kamińskiego? Jak daleko sięgają twoje plany?


- Z powodzeniem mogę grać na wysokim poziomie. Potrzebuję do tego cierpliwości i przede wszystkim zdrowia. Liczę, że Wisła Płock będzie odnosiła sukcesy i wtedy stanie się dla mnie doskonałą odskocznią do gry na wysokim poziomie, wyższym niż I liga.

 

Jak sądzisz, przed którym z twoich kolegów z Młodej Legii stoi szansa na najciekawszą karierę?


- Moimi faworytami są Rafał Wolski i Daniel Łukasik. Obaj potrafią grać w piłkę i pewnie z biegiem czasu przebiją się do pierwszego składu Legii.

 

Powiedziałeś już ostatnie słowo w swojej przygodzie z Wojskowymi, czy chciałbyś jeszcze tu wrócić?


- Jeżeli chodzi o Legię, to jest to klub z mojego miasta, który zawsze walczy o najwyższe cele, a mi właśnie o to chodzi. Fajnie, gdyby kiedyś było mi dane grać przy ulicy Łazienkowskiej 3.

Polecamy

Komentarze (12)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.